Sztuka nie musi kłócić się z AI. Wbrew temu, co często słychać z ust samych artystów, sztuczna inteligencja może wspomagać ich nie tylko na etapie koncepcyjnym, ale także w realizacjach. Są tego namacalne przykłady, jak np. Melt Museum.
Użytkownicy mediów społecznościowych zalewani są ostatnio zdjęciami i relacjami swoich znajomych i influencerów z bardzo kolorowych, interaktywnych wystaw. Tego typu widowiska stały się ostatnio bardzo modne, sprawdziłem więc, w jaki sposób powstają tego typu instalacje multisensoryczne. Odwiedziłem warszawskie Melt Museum, czyli jedno z najbardziej popularnych miejsc z tej kategorii.
Sztuka imersyjna, czyli właściwie co?
Wielu artystów i współczesnych twórców sztuki krzywi się na samą myśl o sztucznej inteligencji. Coraz bardziej zaawansowane możliwości narzędzi AI pozwalają już nie tylko retuszować zdjęcia, ale takżę tworzyć podcasty, filmy, czy bardzo realistycznie wyglądające deep fake’i. Na miejscu są więc pytania o to, czy w niektórych branżach użycie AI nie będzie rosło, wypierając element ludzki. W dyskusjach pojawia się też pytanie, “czy to jeszcze sztuka?”. Z tym pytaniem poszedłem zwiedzać warszawskie Melt Museum, po którym oprowadził mnie jeden z twórców tego miejsca - Kuba Matyka.
W Melt mamy do czynienia ze sztuką imersyjną. Wydaje się, że to określenie powstało właśnie po to, aby odpowiedzieć na wszystkie wątpliwości wynikające z zastosowania nowoczesnych technologii w sztuce. Oznacza ono instalacje, które dzięki zastosowaniu technologii właśnie, mają za zadanie zatopić odbiorcę w przedstawionym przez artystę świecie, poczuć go wszystkimi lub niemal wszystkimi zmysłami. Tutaj AI i algorytmy przychodzą z pomocą. Wielość barw, dźwięków, zapachów, przestrzenne eksponaty i wizualizacje. Wszystko to ma pozwolić na odbieranie sztuki w zupełnie inny sposób. Czy to działa?
Melt Museum, czyli sztuka wspomagana AI
Instagramowe relacje oczywiście robią wrażenie. Pokoje rodem z filmów sci-fi (od razu na myśl przychodzi np. film Cube), psychodeliczne grafiki, doświetlone w specyficzny sposób korytarze, regularne kształty i wiele instalacji, które reagują na ruch i dotyk. Tak można opisać moją wizytę w największym skrócie. Byłoby to jednak niesprawiedliwe i nie oddałoby tego, co na miejscu się dzieje. Jednak bardziej niż wrażenia estetyczne, interesowało mnie to, w jaki sposób taka sztuka powstaje. Zapytałem więc.
Eksponaty w Melt Museum, to nic innego, jak instalacje interaktywne lub wygenerowane przez algorytmy i AI grafiki, czy filmy. Wszystko tworzy spójną, bardzo imersyjną całość. Niemal od początku czujemy się, jak w innym świecie. Wszystko to wymaga jednak dużo sprzętu. Muzeum wykorzystuje około 10 komputerów z kartami graficznymi GeForce RTX 4090 lub 4080 i procesorami Intel Core i9, aby zapewnić moc obliczeniową potrzebną do generowania grafiki w czasie rzeczywistym. Każda z takich maszyn to koszt kilkunastu tysięcy złotych. W największej z sal, w której na ścianach dookoła zwiedzających wyświetlane są grafiki, wykorzystywane są także cztery specjalistyczne projektory. Do interakcji z instalacjami wykorzystuje się sensory i kamery, które śledzą ruchy zwiedzających i pozwalają na sterowanie animacjami. Aby stworzyć spójną wizję artystyczną, wykorzystuje się więc m.in. projektory, ekrany LED, sensory i kamery głębi.
Urządzenia wspomagane są także dobrze znanym w świecie sztuki oprogramowaniem. Do połączenia wszystkich elementów systemu i synchronizacji projekcji, dźwięku i interakcji używa się oprogramowania TouchDesigner. Za wyświetlanie prerenderowanych animacji 3D odpowiedzialny jest Pixer. Tworzone są one przy wykorzystaniu znanego m.in. ze świata gier silnika graficznego Unreal Engine. W jednej z instalacji wykorzystano technologię Stable Diffusion, model uczenia maszynowego i generowania obrazów na podstawie wprowadzonego tekstu. Co ciekawe, jeden z eksponatów korzysta z algorytmu, który powstał już w latach 80-tych, ale nadal świetnie się sprawdza.
Inspiracje z kultury
Twórcy nie ukrywają tego, żę czerpią inspiracje z różnych źródeł, takich jak sztuka klasyczna, gry wideo i parki rozrywki, aby stworzyć unikalne i angażujące doświadczenia. Przedstawione eksponaty są jednak zaskakujące, a czasem nawet lekko niepokojące. Z pewnością można się w przedstawionym przez artystów świecie “zatopić” i ciekawie spędzić w muzeum kilkadziesiąt minut. Tę i podobne wystawy polecam nie tylko osobom, które szukają ciekawego tła do zdjęć i rolek na instagramie, czy TikToku, ale także technologicznych geekom. Oni też wyciągną z takich wizyt pewne smaczki.
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!