Tiny Tina’s Wonderlands – myślałeś, że Borderlands było szalone? No to tu się zdziwisz
Niesamowite jak pozornie małe rzeczy potrafią dać początek czemuś dużemu. Tiny Tina’s Wonderlands nie powstałaby, gdyby nie jeden szczególny dodatek do Borderlands 2… sprzed niemal 9 lat. I podobnie jak wówczas tak i teraz pomysł na grę może okazać się strzałem w dziesiątkę!
Tiny Tina’s Wonderlands puszcza oko wiernym fanom Borderlands
Wiecie, że seria Borderlands liczy już sobie prawie 13 wiosen? Mając za sobą taką historię niełatwo wymyślić coś nowego, coś co nie byłoby kalką poprzednika. Ale wysilać za bardzo to się chyba nawet nie musiano, bo jak pokazał przykład Borderlands 3, fanom tych zwariowanych strzelanin wystarczało w zasadzie jeszcze więcej tego samego. Na szczęście twórcy tego cyklu zauważyli chyba postępujące „zmęczenie materiału” i kolejną odsłonę serii, a właściwie spin-off, postanowili „oprzeć” o wydany niegdyś, dość nietypowy dodatek zatytułowany Tiny Tina’s Assasult on Dragon Keep.
Cóż było w nim takiego nietypowego? Niby bohaterowie i formuła zwariowanej strzelanki pozostała ta sama, ale postapokaliptyczne klimaty zastąpione zostały… sesją RPG. A że mistrzem gry została średnio zrównoważona psychicznie nastolatka to wiadomo było, że będą działy się tu rzeczy totalnie nieprzewidywalne. No, fanom się podobało. I to bardzo. Stąd pomysł by ponownie zaserwować nam wszystkim erpegową przygodę, tyle że znacznie większą, bardziej rozbudowaną i ociekającą jeszcze bardziej absurdalnym humorem. Tak narodziła się Tiny Tina’ Wonderlands.
Rolplej jakiego jeszcze nie było
Mniej więcej już pewnie wiecie o co będzie chodziło w tej grze. Oto bohaterowie Borderlands ponownie siadają do stołu by rozegrać sesję RPG pod czujnym oka mistrza gry, którym została oczywiście Tiny Tina. Cel – zabicie smoka Dragon Lorda. Dotąd wszystko wydaje się więc dość standardowe – tworzymy śmiałka i ruszamy w bój. No ale to przecież Borderlands, tu nic nie może być normalne.
Widzieliście już zapewne na zwiastunach, że prócz typowej borderlandsowej rzezi z widokiem z pierwszej osoby będziemy mieli tu też widok znad planszy. Oprócz tego nasza zwariowana mistrzyni gry dość często zmienia zdanie co skutkuje różnymi, nieprzewidzianymi sytuacjami. Dlatego grając w Tiny Tina’s Wonderlands nigdy nie będziemy wiedzieli co też czai się na nas za rogiem.
Trochę szkoda, że w udostępnionym mi przedpremierowo fragmencie gry takich nagłych zwrotów akcji nie było zbyt wiele. Dał on mi jednak przedsmak tego jak będzie prezentowała się główna część rozgrywki. A tu jest po staremu – odbieramy misje, podążamy do jednego punktu by wykonać pierwsze zadanie, a potem idziemy do drugiego itd.
Misje są dość rozbudowane, bo w ich trakcie trzeba na przykład zniszczyć dwa generatory mocy tworzące magiczną barierę blokującą przejście, ale sedno rozgrywki sprawdza się do tego co fani Borderlands lubią najbardziej, czyli masowej eksterminacji najróżniejszego tałatajstwa. W tym przypadku oczywiście magicznego.
Co tu dużo pisać, Tiny Tina’s Wonderlands najróżniejszymi stworami stoi. Czego tu bowiem nie ma – są smoki, umarlaki, wkurzeni rycerze, magiczne grzyby z zębami, wielkie ogry i co tam sobie jeszcze tylko zamarzycie (jest nawet Claptrap w wersji Fantasy, a jakże). A skoro to przygoda w grze fantasy to i bronie (choć niektóre z nich przypominają znane już giwery) strzelają magicznymi pociskami. W przypadku mojej rozgrywki najczęściej trafiał mi się oręż, który palił wrogów.
A jako że grałem klasą Graveborn (jedną z dwóch dostępnych w udostępnionym mi fragmencie, bo w pełnej wersji ma być ich sześć) do dyspozycji miałem jeszcze Czarną Magię – efektownym „specjalem” mogłem więc podbierać energie życiową z otaczających mnie przeciwników. I wszystko to przy akompaniamencie całej masy iście absurdalnych żartów, którymi co rusz raczą nas tutaj twórcy gry.
A skoro już o tym mowa – jedna rzecz nie daje mi spokoju. Niestety, udostępniony mi fragment gry nie posiadał polskich napisów i wciąż do końca nie wiem czy polska, kinowa lokalizacja znajdzie się w pełnej wersji tego tytułu (steam podaje nie). Szkoda by było, bo bez uważnego śledzenia co też wyprawia się niejako w tle naszej rozgrywki Tiny Tina’s Wonderlands mocno traci. Wszak nie każdy musi być poliglotą.
Podobnie zresztą jak podczas samotnej zabawy. Wiem, bo sam się o tym dość boleśnie przekonałem. Z towarzyszem wszystko byłoby prostsze, przyjemniejsze i dużo bardziej zabawne. Co tu dużo pisać, ta niezwykła sesja RPG stworzona została specjalnie z myślą o grze w kooperacji.
Tiny Tina’s Wonderlands – czy warto czekać?
Jeśli nie przerażają Cię szalone klimaty (ale naprawdę szalone), a do tego miło wspominasz poprzednie części Borderlands to Tiny Tina’s Wonderlands może być wyjątkowo przyjemną niespodzianką. Dla pewności, przed ewentualnym zakupem możesz sięgnąć jeszcze po Tiny Tina’s Assasult on Dragon Keep One-shot Adventure, czyli unowocześniona wersję wspomnianego wcześniej dodatku, który pojawił się w zeszłym roku. Jeśli ona Ci się spodoba to kolejna zwariowana sesja RPG w krainie czarów mentalnie niestabilnej nastolatki tym bardziej. Ja liczę na dobrą zabawę i mam wielką nadzieje, że ją dostanę. Mocno trzymam za to kciuki!
Plusy
- totalnie odjechany klimat
- znana i lubiana formuła podana w nieco inny sposób
- zwroty akcji serwowane przez mistrza gry - Tiny Tinę
- wciąż niezwykle satysfakcjonująca rozgrywka
- świetny, podkręcający zabawę humor
- niezła, cel-shadingowa grafika pasująca do tego typu rozgrywki
Minusy
- bez polskiej lokalizacji ani rusz
Komentarze
2Natomiast koncepcja Wonderlands to kalka z DLC do części drugiej. Trochę szkoda, że twórcom kończą się pomysły :/