Korzystając z premiery najnowszej części serii słynnych gier taktycznych, przypominamy Valkyria Chronicles Remastered, czyli odświeżoną wersję jej protoplasty.
- ponadczasowa opowieść,; - taktyczna rozgrywka, która się nie starzeje,; - ciekawa, rysunkowa grafika w ulepszonej formie,; - wszystkie dodatki w pakiecie,; - rozdzielczość 1080p przy 60 klatkach na sekundę.
Minusy- oryginalna rozdzielczość i płynność cut-scenek,; - niedzisiejszy interfejs.
Druga osiemnastka Valkyria Chronicles Remastered
W przededniu japońskiej premiery Valkyria: Azure Revolution (w naszej strefie czasowej dopiero za jakiś czas i pewnie pod lekko zmienionym tytułem – Valkyria Revolution), czyli czwartej już części tej cenionej serii gier taktycznych, postanowiliśmy przypomnieć pierwszą odsłonę cyklu. Zwłaszcza, że w zeszłym roku doczekała się ona odświeżonej wersji na konsolę PlayStation 4.
Oryginalna Valkyria Chronicles zadebiutowała w roku 2008 i chociaż przyjęta przez nią taktyczna konwencja doprawiona orientalną estetyką nie dawała gwarancji sukcesu, tytuł ten okazał się niesłychanie oryginalnym strzałem w dziesiątkę.
Ale czy z Valkyria Chronicles przez te wszystkie lata nie wywietrzał jej dawny czar? Może, zamiast pchać się na PlayStation 4, powinna odejść do lamusa wraz z PlayStation 3? Nic z tych rzeczy!
Jak udowadnia jej odnowiona wersja, mimo upływu lat, produkcja ta jest tak rześka i pełna energii, jak dziewczę, które właśnie obchodzi swoją osiemnastkę.
Nowe oblicze znanej wojny
Oczywiście, chodzi o II wojnę światową. To „oczywiście” jest mocno przewrotne, bo formalnie Valkyria Chronicles Remastered nie ma nic wspólnego z tym konfliktem. W końcu zostajemy przeniesieni w wyobrażony świat rozdzierany przez fikcyjne mocarstwa.
Tak, tak, wszystko to prawda, ale twórcy tego tytułu teatralnie puszczają do nas oko, dając do zrozumienia, że brak nazistów o niczym jeszcze nie świadczy.
Już sama mapa tego świata fantasy to w zasadzie kalka Europy, na której ktoś poprzestawiał państwa i ponadawał im nowe, aczkolwiek znajomo brzmiące, nazwy.
Jak gdyby tego było mało, wkraczamy na wojenny szlak w roku 1935 (rzecz jasna, nie naszej ery, ale aluzja jest aż nazbyt przejrzysta), a wszystkie budowle, pojazdy i kostiumy wyglądają na wycięte z pierwszego Call of Duty i przemalowane na japońską modłę.
Brzmi to dosyć kiczowato, ale koniec końców sprawdza się doskonale. Okazuje się bowiem, że spojrzenie na II wojnę światową przez pryzmat dalekowschodniej baśni pozwala nam w nowym świetle dostrzec niewysłowione okrucieństwo tej tragedii i heroizm pojedynczych żołnierzy.
Co ciekawe, Valkyria Chronicles Remastered nie stroni też od wprowadzania szarości do pozornie czarno-białego świata. Znajdziemy tu nawet rasową dyskryminację osób o ciemnych włosach, która panuje po obu stronach barykady. Bez ironii powiem, że to świetny przykład dosyć ponurego, ale całkiem refleksyjnego humoru.
Na pierwszy rzut oka można by więc pomyśleć, że ta cała Valkyria Chronicles Remastered to pic na wodę. Chodzi tylko o magiczny surowiec, a łaknące go Imperium to jakiś wydumany Mordor. Ale jeśli pogrzebiemy w tym głębiej, to doszukamy się niegłupiej prawdy na temat ciemnych kart z historii XX wieku.
Turowo, ale z werwą
W Valkyria Chronicles Remastered opowieść odgrywa niebagatelną rolę. Czasami nawet tak dużą, że przesłania sobą kolejne misje (to akurat jedna z nielicznych wad tego tytułu). Trzeba jednak pamiętać, że nie tylko poruszająca fabuła stanowi o oryginalności tej produkcji. Również sama mechanika psuedo-drugowojennych potyczek ma tutaj coś do powiedzenia.
Wcielamy się w dowódcę sił zbrojnych niewielkiego państewka, które stawia czoła Goliatowi pod postacią złowrogiego Imperium. Jak więc łatwo się domyślić, za główną oś rozgrywki robią umiejętnie planowane bitwy.
Zastosowano tutaj ciekawy system, który jest turowy, jak Bóg przykazał, ale nieco odmienny od tego, jaki widywaliśmy, dajmy na to, w serii X-Com. Z grubsza rzecz ujmując, na schematycznej mapie pola bitwy wskazujemy jednostkę, którą chcemy kierować, a następnie przemieszczamy się nią do woli (już w widoku 3D). A w zasadzie nie tyle do woli, co do wyczerpania punktów akcji.
Przeciwnicy w tym czasie nie mają prawa ruchu, ale mogą nas zasypywać ołowiem, kiedy wejdziemy w ich pole widzenia.
Proste? Otóż, wcale nie! Opanowanie wszystkich zasad rozgrywki w Valkyria Chronicles Remastered i sposobów, żeby wykorzystać je na swoją korzyść, potrafi zająć sporo czasu. Wprawdzie weterani serii odnajdą się wśród nich bez problemu, ale dla świeżaków będzie to nie lada wyzwanie.
Głównie dlatego, że poza banalnie brzmiącym przemieszczaniem oddziałów po polu walki, znajdziemy ponadto cały wachlarz opcji i statystyk. Na przykład każda klasa żołnierzy ma swoje wady i zalety, a i pojedyncze osoby naznaczone są cechami, które w takich a nie innych warunkach poprawiają ich skuteczność bojową.
Musimy więc nie tylko skrupulatnie liczyć kroki, żeby nie ugrzęznąć za liniami wroga, kiedy przyjdzie koniec naszej tury. O, nie, to wymaga znacznie więcej główkowania.
Trzeba jeszcze odpowiednio dobrać skład przed rozpoczęciem misji, na bieżąco modyfikować ekwipunek i ulepszać klasy, a na koniec popisać się talentem do rozegrania wyrafinowanej partii szachów. Bo tym właśnie jest Valkyria Chronicles Remastered – wirtualnym odpowiednikiem planszowej gry królów.
Remaster (nie)doskonały
Chciałoby się powiedzieć, że Valkyria Chronicles Remastered to doskonałe odświeżenie taktycznego klasyka. Jednak nie byłaby to prawda. A raczej byłaby, ale nie cała.
Zacznijmy od pozytywów. Przede wszystkim wszystkie dodatki w pakiecie, ulepszona grafika w rozdzielczości 1080p i w stałych 60 klatkach na sekundę.
Wprawdzie rysunkowa stylistyka posiada wymiar ponadczasowy, ale tym razem prezentuje się tak, jak nigdy wcześniej. Czasem zdarza się jeszcze dojrzeć resztki pozostałości po technologicznych ograniczeniach PlayStation 3, ale to drobiazg.
Znacznie większą łyżką dziegciu w tej graficznej beczce miodu są przerywniki filmowe na silniku gry, które zostały zachowane w oryginalnej rozdzielczości 720p przy ograniczeniu klatek do 30 na sekundę. Nawet przy tych parametrach prezentują się one całkiem nieźle, ale „całkiem nieźle” nie wystarcza, kiedy wiadomo, że mogło być znacznie lepiej.
Szkoda też, że nie pokuszono się o odświeżenie menu i pozostałych elementów interfejsu. Na nich dosyć mocno odcisnął się znak czasu, a znowuż ingerencja w ich wygląd nie byłaby szczególnym sprzeniewierzeniem się tradycji. Trudno mi zrozumieć aż tak konserwatywne podejście do projektowania remastera.
Wojna w zasięgu ręki
Valkyria Chronicles Remastered na PlayStation 4 to prawdziwy kąsek, zarówno dla fanów serii, jak i osób, które chcą ją dopiero poznać. Mówi się, że oryginał nie został doceniony jak należy, a jego kontynuacje ucierpiały na kontrowersyjnej decyzji o wydaniu ich na platformę przenośną.
Czy tak było? To kwestia otwarta na dyskusje. Niezależnie od ich werdyktu, teraz Valkyria Chronicles Remastered jest ponownie w zasięgu ręki. I warto tę rękę wyciągnąć, bo tak oryginalnej przygody próżno szukać w innych tytułach.
Ocena końcowa:
- ponadczasowa opowieść
- taktyczna rozgrywka, która się nie starzeje
- ciekawa, rysunkowa grafika w ulepszonej formie
- wszystkie dodatki w pakiecie
- rozdzielczość 1080p przy 60 klatkach na sekundę
- oryginalna rozdzielczość i płynność cut-scenek
- niedzisiejszy interfejs
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
super
Komentarze
4