EA Sports UFC 5 – to samo, tylko więcej krwi. I kilka zmian, ale głównie więcej krwi
Twórcy EA Sports UFC 5 już trochę osiedli na laurach. Nie mają konkurencji, zgoda. Stworzyli dobry produkt, zgoda. Chwalą się nowymi animacjami, systemem obrażeń i usprawnieniami – zgoda po raz trzeci. Nie wiem jednak, czy „nowa” część UFC zasługuje na miano nowej gry
EA Sports UFC 5 – lepsze jest wrogiem dobrego
Tak, ja wiem, że jeżeli coś działa, to nie ma potrzeby tego zmieniać. Rozumiem też, że w kategorii gier sportowych „wszyscy tak robią” – wystarczy spojrzeć na NBA 2K24 czy EA Sports FC 24, które mimo zmiany nazwy wciąż ma wiele z FIFA 23. Jednak patrząc na EA Sports UFC 5 mimo wszystko pytam – dlaczego? Modyfikacje, o których zaraz napiszę są wyraźne, zgoda, ale nie wiem czy zasługują na osobną grę.
Na myśl przychodzi mi od razu rodzimy Cyberpunk 2077, który zamienia się w wersję 2.0 w ramach darmowej aktualizacji. Czy nie można było tego samego zrobić z wciąż dobrym EA Sports UFC 4? Pewnie nie można było, skoro tak nie zrobiono. A szkoda, bo w zamian zaakceptowałbym nawet więcej przedmiotów kosmetycznych dostępnych w formie mikropłatności, które były widoczne w poprzedniej części.
Krew, pot i łzy
Oddajmy więc głos samym twórcom i zapytajmy ich czym mogą się pochwalić w EA Sports UFC 5. Co mówicie o zastosowaniu silnika Frostbite? Świetne odwzorowanie obrażeń twarzy, na które składa się aż 64 tysiące możliwych uszkodzeń? No dobra, to Wam się udało! Co jeszcze? Nowy, opcjonalny i bardzo prosty system poddań, dzięki któremu nie trzeba znać się na walce w parterze? Okej, brzmi jak dobra zachęta dla nowicjuszy. A, no i jeszcze widowiskowe powtórki, w trakcie których aż chce się robić zrzuty ekranu przedstawiające końcowe ciosy w walce.
Przyznaję – trochę nowej zawartości w EA Sports UFC 5 jest. Jednak mam też się tu do czego przyczepić. Wspomniane obrażenia twarzy wyglądają bardzo realistycznie i choć sama grafika nie za bardzo uległa zmianie od czasu UFC 4, to rzeczywiście większa ilość krwi stanowi bardzo widoczny dodatek. Zaimplementowano też ciekawą mechanikę, dzięki której przykładowo opuchnięte oko zmniejsza celność, a złamany nos utrudnia oddychanie i osłabia kondycję. To akurat twórcom wyszło.
Szkoda tylko, że tak bardzo uparto się na tę krew na twarzy, że zawodnicy i sztab medyczny nie zmywają jej nawet w trakcie przerw. Widzimy animacje przykładania lodu do karku i dostajemy taktyczne porady na temat tego jak wykorzystać urazy takie, jak rozcięte brwi. Jednak z rundy na rundę, gdy okładałem nieszczęsną Page VanZant ciosami, ta miała coraz więcej krwi na twarzy, choć były szanse na to, by ją wytrzeć. W prawdziwym życiu to raczej nie pomogłoby w jej Instagramowej karierze, którą ta zawodniczka wybrała po porzuceniu oktagonu.
Mam nadzieję, że mankament „zbyt trwałych” obrażeń zostanie usunięty, bo przecież tak źle nie wyglądała nawet głowa Joanny Jędrzejczyk po przegranej z Zhang Weili podczas UFC 248 – jeśli jesteście wrażliwi, nie wyszukujcie tego w Internecie, serio.
Kolejna ze zmian to wspomniane ułatwienia w parterze – kiedyś narzekałem na skomplikowanie „zapasów” i ich nieprzystępność. Teraz faktycznie można od razu szukać opcji „poddanie” i nie musimy znać poszczególnych pozycji, by nasz zawodnik zmieniał je tak, by faktycznie dojść do kończącej walkę dźwigni czy duszenia. Muszę jednak przyznać, że wolałbym w końcu dostać naprawdę dobry samouczek, który pozwoliłby mi w pełni opanować oryginalne sterowanie.
Na pochwałę zasługuje też kolejna nowość, czyli świetne powtórki. Bo i rzeczywiście, są one bardziej widowiskowe i ręka aż sama wciska na padzie przycisk odpowiedzialny za zrzut ekranu. Tyle tylko, że zawodnicy znacznie częściej niż w poprzednich odsłonach serii zachowują się nienaturalnie po nokaucie. Wykręcone kończyny, rozciągnięta szyja czy „przeskakiwanie” animacji nóg to tylko część z problemów. Muszę jednak zaznaczyć, że grałem w przedpremierową wersję recenzencką, więc być może te problemy za jakiś czas znikną. „Za jakiś czas”, bo na liście pilnych zmian na pierwszy dzień po starcie gry nie widziałem wzmianki o sportowcach zachowujących się jak szmaciane lalki.
Jest dobrze, ale chciałbym więcej
Już od poprzedniej części narzekałem na brak trybu, w którym można byłoby tworzyć własną „ekipę” zawodników z różnych kategorii wagowych. Zgoda, nie jest on zbyt realistyczny i nie ma swojego odpowiednika w prawdziwym UFC, ale podczas zabawy z UFC 3 dawał mi on sporo frajdy. Tym razem trochę jako rekompensatę dostałem karierę online.
Ze względu na testowanie gry przed oficjalną premierą nie miałem wielu okazji do walk sieciowych, ale nie wydaje mi się, żeby ten element gry stał się szalenie popularny. No, chyba że powtórzy sukces myCareer z NBA 2K24, gdzie gracze prześcigają się w pokazywaniu nawzajem nowo zakupionych elementów kosmetycznych.
Dodano za to wyzwania na rozmaitych poziomach trudności, które polegają na stoczeniu z góry zdefiniowanych walk poszczególnych zawodników. W zamian można otrzymać wirtualną walutę. To miły dodatek, ponieważ zamiast w wolnej chwili uruchomić szybką walkę, można wybrać właśnie taki jej wariant, który dodatkowo nagradza nas „monetami”. Co więcej, odhaczając kolejne zdefiniowane spotkania odkryłem, że to poziom „profesjonalny” odpowiada mi najbardziej i stanowi sensowne wyzwanie. A tych jest tu więcej, więc każdy znajdzie coś dopasowanego do swoich umiejętności.
Niestety, śmianiem mi się w twarz jest za to tryb kariery. To kopia poprzedniej części - zachowano nawet tego samego trenera z trybu fabularnego oraz bliźniacze podwórko z klatką, na którym toczymy pierwsze, półamatorskie walki. W porządku, pojawia się tu teraz Valentina Shevchenko i wita nas na swojej siłowni, ale poza tym w EA Sports UFC 5 dostajemy dokładnie to samo, co poprzednio. Nie mówię, że to źle, bo sama zabawa jest przednia, ale podważany jest kolejny argument za tym, że ta odsłona to naprawdę odrębna część serii.
EA Sports UFC 5 – czy warto kupić?
Powiem szczerze – gdybym nie dostał tej gry do recenzji, a kupił za własne pieniądze, czułbym się trochę oszukany. Krew na twarzy i związane z tym mechaniki są widowiskowe, zgoda. Nie wpłynęły one jednak niemal w żadnym stopniu na mój odbiór tej produkcji. Pozostałe zmiany są albo marginalne, albo wcale nie istnieją.
Innymi słowy EA Sports UFC 5 to naprawdę dobra gra… ale dla kogoś, kto wcześniej się z tą serią nie spotkał. Ja jednak powoli myślę czy nie przypomnieć sobie „trójki” z trybem, którego od lat mi brakuje. Że jest nieco brzydsza? No cóż, to fakt, ale myślę, że każdy jest w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zależy mu na grywalności czy bardziej na jak najlepszej oprawie wizualnej. Jeśli to drugie to EA Sports UFC 5 będzie naturalnym wyborem jako poprawna kontynuacja świetnej gry.
Opinia o EA Sports UFC 5
- niezmiennie dobry symulator walki w oktagonie
- kilka trybów walki w zależności od preferencji gracza
- więcej ułatwień dla nowicjuszy
- zaawansowany system obrażeń twarzy
- polska wersja językowa
- brak dużych zmian w trybach lub przywrócenia tych z UFC 3
- występujące czasami błędy w animacjach
- niemal identyczny co poprzednio tryb kariery
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Ocena końcowa
Grę EA Sports UFC 4 na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od wydawcy gry - firmy Electronic Arts Polska
W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednakże współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów.
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!