Czy w czasach Wiedźmina i Dying Light tytuł grafiką dorównujący pierwszym przygodom Sonica ma prawo osiągnąć sukces? Dwa polskie studia twierdzą, że tak!
- wachlarz bohaterów o unikalnych zdolnościach,; - konieczność taktycznego myślenia,; - odpowiednio wysoki poziom trudności,; - nastrojowe lokacje,; - pojedynki z bossami,; - wciągająca rozgrywka,; - możliwość beztroskiej zabawy ze znajomymi
Minusy- wysoce pretekstowa fabuła,; - mało zróżnicowane postaci przeciwników,; - nadmiernie złożony ekwipunek,; - grafika miejscami niedorastająca do zamysłu twórców,; - lekka monotonia rozgrywki,; - nużąca ścieżka dźwiękowa
Warlocks vs Shadows - recenzja gry
One More Level i Frozen District, dwa raczej mało znane polskie studia starają się zauroczyć graczy niezbyt złożoną, a jednocześnie nadzwyczaj ciekawą, wspólną produkcją. Chodzi o bijatykę formą przypominającą platformówkę, której grafika zabiera nas w sentymentalną podróż do lat dziewięćdziesiątych. Twórcy gry Warlocks vs Shadows pozwalają nam wcielić się w jednego z członków czarnoksięskiej grupy po to, żeby ocalić świat przed hordą mrocznych poczwar. Ta koncepcja wydaje się prosta, ale czy nie prostacka?
Heroiczne klepanie w cztery przyciski
Warlocks vs Shadows zrobiło na mnie okropne pierwsze wrażenie. Czy może być coś atrakcyjnego w grze, której kluczowym elementem jest bezmyślne uderzanie w klawisze? W dodatku nie jest to przecież żadne Mortal Kombat, ale produkcja z kraju nad Wisłą, za której budżet odpowiada „wspieram.to” i „kickstarter”.
Po kilku minutach dotarło do mnie jednak, że rozgrywka jest znacznie bardziej złożona, niż można było przypuszczać. Wprawdzie za używanie ciosów, czarów i specjalnych zdolności odpowiadają zaledwie cztery przyciski, ale za to ich kombinacje umożliwiają dobranie taktyki, która jak najlepiej wykorzystuje potencjał danego bohatera. W przypadku zwalistego mięśniaka o dowcipnym imieniu Borubar będzie to siermiężne łupanie po głowach przeciwników, tajemnicza szamanka podtruwa wrogów i zakłada maskę, żeby przejść do trybu ofensywnego, a upadły anioł przeszywa korpusy wrogów laserowym mieczem.
Do pokonania kolejnych fal przeciwników nie wystarczą zręczne palce, ale też zdolność adekwatnego odpowiadania na ataki piekielnych bestii.
Ktoś coś gdzieś kiedyś
W zasadzie za streszczenie historii prezentowanej w Warlocks vs Shadows z powodzeniem może posłużyć sam tytuł. Są cienie, są czarnoksiężnicy, a dodatkowo jedni za drugimi nie przepadają, więc próbują wytępić się nawzajem. I tyle! Trudno wymagać od mało angażującej bijatyki, żeby przemycała w tle szekspirowską tragedię, ale z drugiej strony, czy scenariusz musi być aż tak pretekstowy i patetyczny? Zaskakująco poważnie opowiadany dramat śmiałków stawiających czoło armii cieni nie jest w stanie chyba nikogo zainteresować. A przecież wystarczyło podejść do kwestii fabuły ze szczyptą humoru.
Przeciąg trzaska wrotami Baldura
Poza elementami czysto zręcznościowymi pojawiają się także motywy znane nam z gier RPG. Po pierwsze bohaterowie awansują na kolejne poziomy doświadczenia i zwiększają moc swoich umiejętności, a po drugie kolekcjonują ekwipunek, który wykorzystują do walki lub do handlu z obwoźnym kupcem. O ile do systemu rozwoju postaci trudno mieć większe zastrzeżenia, o tyle kwestia przedmiotów potrafi napsuć nerwów. Nie dość, że przez większość czasu zbieramy bezużyteczne rupiecie, to jeszcze ich opis jest tak złożony, jak gdyby ktoś przez pomyłkę skopiował go z Baldur's Gate.
Nie twierdzę, że liczbowe statystyki broni powinny pójść w zapomnienie, ale czy naprawdę w zwykłej bijatyce konieczne są oznaczenia w stylu „28 (-5)”? Czy nie można tego uprościć i posegregować rynsztunek na kilka kategorii, takich jak „słaby”, „mocny” i „bardzo mocny”? Niepotrzebna komplikacja sprawiła, że ten aspekt gry był przeze mnie w dużej mierze ignorowany.
Spójrz mi głęboko w piksele
Grafika w Warlocks vs Shadows jest, jaka jest - pikselowata, trącająca myszką, a jednocześnie na swój sposób rozkoszna. Trzeba uszanować tak ograniczenia finansowe, jak i sam pomysł twórców. Byłbym wyjątkowo złośliwym szaleńcem, gdybym czynił porównania do Battlefielda 4 czy Arkham Knight. Jestem od tego daleki, choć kilka niedociągnięć wydało mi się rażących. Jak sama nazwa wskazuje, walczymy z cieniami.
Nie tłumaczy to jednak faktu, że większość przeciwników to bezkształtne czarne plamy. Jest to o tyle drażniące, że psuje świetny efekt estetyczny, jaki wywierają bardzo klimatyczne plansze, na których przychodzi nam toczyć bój. Jak gdyby dla równowagi, bywa, że produkcja One More Level i Frozen District przesadza w drugą stronę. Niektórzy bohaterowie posiadają tak złożony wizerunek, że ograniczenia graficzne nie pozwalają oddać go w pełni. A co za tym idzie, zamiast ciekawych i barwnych postaci, mamy czasami do czynienia z groteskowymi mozaikami pikseli.
Frajda panierowana w absurdzie
Warlocks vs Shadows to przedsięwzięcie dosyć kontrowersyjne, a przy tym niepozbawione błędów. Bezsensowna i mało interesująca historia została zilustrowana osobliwą, choć pełną wdzięku grafiką, a wszystko to służy za podstawę do finezyjnego równania z ziemią koszmarnych kreatur. Do tego dochodzi możliwość zabawy sieciowej lub wieloosobowej rozgrywki na tym samym sprzęcie, zarówno w trybie fabuły, jak też w formie klasycznego pojedynku. I trzeba przyznać, że ten kluczowy aspekt, którym jest beztroska rozwałka, stanowi całkiem niezłe źródło podnoszącej ciśnienie frajdy.
Ocena końcowa:
- wachlarz bohaterów o unikalnych zdolnościach,;
- konieczność taktycznego myślenia,;
- odpowiednio wysoki poziom trudności;
- nastrojowe lokacje,;
- odpowiednio wysoki poziom trudności;
- pojedynki z bossami,;
- wciągająca rozgrywka;
- możliwość beztroskiej zabawy ze znajomymi,
- wysoce pretekstowa fabuła,;
- mało zróżnicowane postaci przeciwników,;
- nadmiernie złożony ekwipunek,;
- grafika miejscami niedorastająca do zamysłu twórców,;
- lekka monotonia rozgrywki,;
- nużąca ścieżka dźwiękowa
Grafika: | dobry |
Dźwięk: | słaby |
Grywalność: | dobry |
Ocena ogólna: |
Komentarze
3