Volkswagen, podobnie jak część konkurencji - informuje, że do 2035 roku zamierza wycofać z produkcji pojazdy z silnikami spalinowymi. Zmiany na razie mają dotyczyć Europy. W Stanach Zjednoczonych i Chinach “benzyniaki” i diesle pozostaną nieco dłużej.
Volkswagen zapowiada koniec silników spalinowych w Europie
Choć elektromobilność w Polsce nadal wydaje się być na etapie raczkowania - w wielu miejscach na świecie “elektryki” mogą pochwalić się rosnącą popularnością. Wszystko to oczywiście za sprawą ekologii i ochrony środowiska.
Nie powinno zatem dziwić podejście wielu producentów z branży automotive, którzy planują zaprzestanie produkcji samochodów z silnikami spalinowymi i zastąpienie ich elektrycznymi.
Za sprawą ostatniej deklaracji - do listy ekologicznych producentów pojazdów dołącza właśnie Volkswagen, który już w tym momencie posiada w portfolio m.in. elektryczne ID.3.
Członek zarządu VW odpowiedzialny za sprzedaż - Klaus Zellmer, poinformował, że firma zrezygnuje z produkcji samochodów z silnikami spalinowymi w Europie w latach 2033 - 2035. W Chinach i Ameryce Północnej przejście na wytwarzanie wyłącznie pojazdów elektrycznych ma nastąpić nieco później. W Ameryce Południowej oraz Afryce ma to natomiast trwać znacznie dłużej.
Nie tylko VW zamierza zrezygnować z silników spalinowych
Deklaracja Volkswagena jest zbliżona do konkurencyjnego Forda, który planuje sprzedawać wyłącznie “elektryki” nieco wcześniej, bo do 2030 roku.
Nieco mniej optymistyczny scenariusz prezentuje Honda, która założyła wykonanie celu do 2040 roku.
Norwegia zamierza wprowadzić zakaz korzystania z samochodów napędzanych silnikami spalinowymi już w 2025 roku.
Co sądzicie o takich deklaracjach producentów samochodów? Jeśli założymy, że do 2040 roku większość rynku będą stanowić elektryki - czy Polska ma szansę stać się do tego czasu krajem przyjaznym elektromobilności? Dajcie znać w komentarzach.
Źródło: theverge.com
Komentarze
70Na pełną elektryfikację jest za wcześnie. Raz to cena pojazdów (mimo, że spada). Dwa - zasięg. Co jak co, ale 500 km robił elektryk konstrukcji Toyoty/Mercury w 1993 roku. Aby był to sensowny zakup oprócz opcji łatwego i szybkiego naładowania np ok 3 godzin do pełna musi przede wszystkim zapewniać min 800-1000 km zasięgu (na tyle ile kierowca bez odpoczynku może przejechać by to było realne). Wtedy to faktycznie - będziemy mogli pójść po zakup elektryka. Nie mniej dla osób mieszkających w mieście to i tak nie będzie proste - pod blokiem zwyczajnie nie ma gdzie naładować a nie każdy nowy budynek to zapewnia.
Prędzej uwierzę w samochody z napędem wodorowym skoro są tańsze i bardziej opłacalne metody pozyskania => patrząc na rozmach pociągu z takim napędem niż tego rodzaju elektryka. Szczególnie, że wystarczy zmodernizować obecne a tankowanie jest identyczne co spalinowe.
Też potrzeba prądu żeby go wytworzyć, trudno go magazynować i spalany w atmosferze ziemskiej tworzy szkodliwe tlenki azotu.
W Japonki albo idzie się w wodór albo w silniki takie jak Mazdy (z b. dużym sprężaniem na benzynę)
Jedna k WODÓR to przyszłość. Bo instalacje "domowe" np. zamontowane w starym dieslu mogą spowodować spadek na poziomie 40-50% a co dopiero silnik skonstruowany tylk pod wodór (takie na co dzień jeżdżą w Japonii) efekt uboczny z rury wydechowej to kapiąca woda....i to nie jest na rękę ekologom.!
Głupota walczy z rozumem.
to tylko kwestia ceny, a cena spadnie jak pojawi się więcej modeli i produkcja wzrośnie