Aliens - TOP 3 najlepszych (i najgorszych) gier z serii Obcy. Tych tytułów mogłeś nie znać!
W kosmosie nikt nie usłyszy Twojego rozczarowania - tak często musieli sobie wmawiać fani uniwersum Aliens, gdy debiutowała jedna przeciętna gra na licencji za drugą. Przebłyski jakości co prawda się zdarzały, ale trochę zbyt rzadko jak na tak kultową serię. Oto ich historia.
Kojarzycie Aliens: Fireteam Elite? Idę o zakład, że część z Was pewnie w ogóle o tym tytule nie słyszała, mimo iż 25 sierpnia 2021 miał on swoją premierę. Ot, gra która gdzieś tam zamigała na naszych wykrywaczach ruchu, ale jako blada plamka, na którą wielu nie zwróciło uwagi. Szczególnie, że w czasie jej debiutu większość z nas żyła betą Diablo II: Resurrected, zbliżającymi się targami Gamescom 2021 czy premierą Ghost of Tsushima: Director's Cut. Tymczasem jak pokazuje ogólne przyjęcie gry (na Steam bardzo pozytywne) Aliens: Fireteam Elite okazało się całkiem solidną kooperacyjną strzelaniną.
Naszą recenzję tejże gry przeczytacie zapewne już niebawem - chcemy jeszcze sprawdzić czy ta sieciowa strzelanka wytrzyma próbę czasu. Niemniej jednak to dobry moment, aby powspominać wzloty i upadki licencjonowanych gier o Obcych. Mogłoby się bowiem wydawać, że wystarczy stworzyć coś na modłę Aliens Jamesa Camerona - a pieniądze drukować się będą same. Ot, taka jest siła tejże marki. Niestety, często zdarzało się tak, że elementy klasyku z 1986 prędzej znajdowaliśmy w grach innych twórców niż w tytułach na licencji Aliens.
Co tu dużo pisać - gry o kultowych ksenomorfach zazwyczaj nie grzeszyły jakością, a największymi hitami okazały się akurat tytuły, które łączyły Obcych z innym słynnym kosmicznym łowcą, Predatorem.
Aliens i przebłyski geniuszu
Alien Resurrection
Wydana pod koniec żywota pierwszej "plejki" gra studia Argonaut Games przeszła w momencie premiery właściwie bez echa. Wtedy mijało właśnie pół roku, odkąd na rynek trafiło PS2 – o „szaraku” już wszyscy zapomnieli. I niestety przy okazji ów świat nie wiedział, co stracił.
Ta pierwszoosobowa strzelanina to tak naprawdę rasowy survival horror z elementami przygodówki, zaklętym w widoku FPP. Jest to jednocześnie niezwykły przypadek kiepskiego filmu (za taki mam Obcy: Przebudzenie) i wybitnej gry na nim opartej. Co ciekawe, gra była dwukrotnie kasowana i przerabiana od zera, zaczynając z widoku od góry a’la Loaded, by potem spróbować czegoś w stylu Tomb Raidera. To jednak nie było to – twórcy zrozumieli, że albo wyrzucą wszystko do kosza albo zrobią FPS-a. I to była dobra decyzja.
Alien Resurrection to niezwykle trudny tytuł - ograniczone zasoby, a także przeciwnicy (twarzołapy) udający martwych podkręciły poziom trudności na maksa
Alien Resurrection to taki Dark Souls wśród strzelanin - brutalny, mroczny i bezkompromisowy. Obcy mogą powalić nas dosłownie trzema ruchami i są oszałamiająco sprytni, a spotkania z twarzołapami to istny koszmar.
Nie ma tu muzyki - dzięki temu lepiej odznacza się nieubłagane pikanie wykrywacza ruchu, a także złowieszczo brzmiące oddychanie ksenomorfów, które czają się za rogiem, ale jeszcze nas nie zauważyły.
Industrialne korytarze Aurigi, które spowija półmrok (a latarka szybko się wyczerpuje), przepełnione są klaustrofobicznymi tunelami, pełnymi nie tylko pełzających Obcych, ale i różnego rodzaju pułapek, w postaci strumieni ognia czy pary. Mocno czujemy swój ciężar, nasze kroki są głośne, a głowa chybocze się na boki. To mocno zarysowane poczucie fizyczności jest doskonałym uzupełnieniem wyżej wspomnianego złowieszczego klimatu, który jest tu podkręcony na maksa.
Co ciekawe, Alien Resurrection było także jedną z pierwszych gier FPS, które wprowadziły sterowanie dwiema gałkami, znanym z każdej współczesnej strzelanki. Wtedy wywołało to falę oburzenia wśród recenzentów. "Sterowanie gry to jej najbardziej przerażający element" - napisał redaktor GameSpotu.
Ciekawą nowością w grze był Portable Autodoc - gdy zaatakował nas facehugger, mieliśmy jakąś minutę na pozbycie się Obcego z naszego ciała właśnie z pomocą tego narzędzia
Alien: Isolation (Obcy: Izolacja)
Nie mogło być inaczej! Gdy większość innych gier z uniwersum Aliens (i nie tylko) skupiało się na małpowaniu elementów z filmu Camerona z 1986, ktoś miał odwagę pójść na całość i oddać hołd arcydziełu Ridleya Scotta z 1979. I tym kimś byli kolesie, którzy do tej pory robili serię Total War.
Genialnie wykreowana atmosfera, począwszy od retro futurystycznego otoczenia po intensywne starcia z ksenomorfem. Tak jak w filmie Scotta jest on ukazany jako mityczna, niemal nieśmiertelna siła, której niemal nie da się zlikwidować – można jedynie uciekać. Poczucie zaszczucia potęguje kapitalny system Sztucznej Inteligencji.
Pierwotnie gra miała być ukazana z perspektywy trzeciej osoby. Creative Assembly uznało jednak, że będzie strasznej w widoku FPP. Mieli rację
Nawet gdy zdobędziemy miotacz ognia daje on jedynie uczucie tymczasowego komfortu. Obcy może uciec, ale nadal będzie się na nas czaił w tunelach i wentylacji, nie dając nam spokoju i wytchnienia.
To co uwielbiam w tej grze to konieczność zdobywania odległości - nawet 10 metrów okazuje się bardzo dużym dystansem. Aby sukcesywnie się poruszać, musimy przede wszystkim przełamać własny strach. A jeśli będziemy chować się po szafkach zbyt długo - nic dobrego z tego nie wyniknie.
Obcy uczył się i dostosowywał do naszych zachowań z każdą naszą śmiercią. To właśnie Sztuczna Inteligencja uczyniła go morderczą machiną
Alien vs Predator 2
Może to kontrowersyjna opinia i narażę się wielu purystom, ale wolę AVP2 od jedynki. Nie zrozumcie mnie źle - pierwsza część była w pewnym sensie przełomowa, ale jednak trochę niedogotowana. Dopiero dwójka wprowadziła istnie filmową otoczkę, która sprawiła, że cały koncept stał się czymś więcej niż grą. Stała się przeżyciem.
Trzy gry w jednym, bo dla każdej strony konfliktu (Obcy, Marines, Predator) jest tu osobna kampania. Każda z nich ma zupełnie inny klimat i specyfikę rozgrywki. Oczywiście, jak to zwykle bywa, ludzie mają najbardziej przekichane. Historia Marines jest też chyba najbardziej przerażająca. AVP2 to arcydzieło w kreowaniu klimatycznej atmosfery oraz asymetrycznej walki, która także przekładała się na dający ogrom frajdy tryb wieloosobowy.
Twórcy Alien vs Predator 2 “popełnili” później fenomenalny FEAR oraz Middle Earth: Shadow of Mordor i Shadow of War
Aliens - a na te 3 gry lepiej zrzucić atomówkę z orbity
Aliens: Colonial Marines
Największe rozczarowanie mojego życia. Na tę grę czekałem od grudnia 2006, myśląc sobie, że to będzie najlepszy tytuł o Obcych, w jaki kiedykolwiek zagram. I wierzyłem w Aliens: Colonial Marines aż do samego końca, pomimo fatalnych pierwszych wrażeń zalewających Internet. Dopiero, gdy w dniu premiery zobaczyłem średnią z Metacritic (48/100) postanowiłem odpuścić sobie wcześniej zrobiony preorder.
Randy Pitchford i spółka naobiecywali gruszek na wierzbie. Stworzyli przepiękny, grywalny prototyp (mój kolega z USA grał w niego na PAX), a potem gdzieś uciekli i chyba bardziej ich interesowało tworzenie Borderlandsów, bo samą grę dali w outsourcing trzem różnym studiom.
Największe bolączki Aliens: Colonial Marines? Fatalna sztuczna inteligencja, gazylion bugów i stan techniczny, jakiego nigdy nie widziałem wcześniej w tytule AAA. Pół gry dało się praktycznie przebiec ignorując zagrożenie, bo ksenomorfy cierpiały na martwicę mózgu. Ripley miała rację – na coś takiego najlepiej spuścić atomówkę z orbity.
Pięć lat po wydaniu gry, jeden z fanów wychwycił literówkę w pliku konfiguracyjnym, która naprawiła fatalną Sztuczną Inteligencję gry. To tylko świadczy jak niechlujnie przygotowana została ta gra
Aliens vs. Predator: Requiem
Tworzenie growej adaptacji równolegle do filmu, tak by ukazała się na jego premierę to recepta na katastrofę. Wydane wyłącznie na PSP Aliens vs. Predator: Requiem jest tego najlepszym dowodem. Monotonna rozgrywka i niezwykle niski poziom trudności sprawiają, że wejście w buty Predatora wcale ekscytujące nie jest. No dobra, jest… przez pierwsze 10 minut.
Jedynym atutem tejże gry była niezła oprawa graficzna. Nie jest ona jednak w stanie uratować całkowicie pozbawionego tożsamości AVP: Requiem. A szkoda, bo za grę odpowiadał Rebellion, czyli to samo studio, które dało nam wcześniej, w 1999 roku, Aliens vs Predator. Chcieli odejść od widoku FPP i przejść w TPP i niestety ten przeskok wybitnie się nie udał.
Alien (Atari 2600)
Daj Pac-Manowi miotacz ognia, przerysuj nieco sprite’y, dodaj elementy Froggera, po czym doczep logo Alien na okładkę - gratulacje, masz już grę o Obcych. Nic dziwnego, że Atari 2600 upadło z kretesem.
Rozgrywka w pierwszej licencjonowanej grze opartej z serii Obcy do złudzenia przypominała te dwa wspomniane wyżej klasyki z Atari. Może nie byłoby to takie złe samo w sobie, gdyby nie fakt, że mało kto – nawet w 1982 roku – spodziewałby się krzyżówki Pac-Mana z Froggerem po adaptacji horroru z wyłącznie jedną kosmiczną bestią (których tu nagle są tuziny). Tę grę można skwitować cytatem z innego klasyka horroru: „kill it with fire”.
Pamiętacie, że tak wyglądało Nostromo? Ja też nie :)
Obcy w grach nie mieli łatwo
Jak na tak kultową i długoletnią serię, jej wybitnych, growych adaptacji nie było aż tak wiele. Najbardziej frustrujące w grach na licencji Aliens jest to, że na jedną niezłą grę przypadały dwie-trzy bardzo mizerne. Ostatecznie jednak jest w czym wybierać, bo dobrych, choć nie najlepszych tytułów z Obcymi w rolach głównych mógłbym tu jeszcze kilka dorzucić.
Jakich? A choćby oryginalne Alien vs Predator na Atari Jaguar oraz pierwszą odsłonę na PC. Poza tym warto wspomnieć o fajnej metroidvanii na Nintendo DS, Aliens Infestation czy też genialnym klonie Dooma w postaci Alien Trilogy. Także mobilki doczekały się niezłej pozycji - Alien Blackout, będącej spin-offem Izolacji. Tym tytułom również warto dać szansę, o ile tylko nie przeraża Was skok w przeszłość. Tych, którzy jednak chcieliby poczuć gęsty klimat Obcego już teraz, w czymś nowoczesnym co nieźle też wygląda, odsyłam do Aliens: Fireteam Elite. Kto wie, może właśnie na coś takiego czekaliście?
Komentarze
17I tak jak kolega tutaj pisał, AvP z 2011 roku też był całkiem fajny.
Miałem wtedy jakieś... 8 lat i masakrycznie się tej gry bałem - do tego stopnia że leżała na półce długo długo.
Teraz chętnie bym do niej wrócił.
Z fajniejszych tytułów - pamiętam jeszcze starą "chodzoną nawalankę" na automaty gdzie mieliśmy do wyboru jedną z 4 postaci.
Nie można też zapomnieć o automatowych grach w których dosłownie brało się giwerę do ręki i strzelało do hord obcych.