Ile ze starego „CoDa” znajdziesz w Call of Duty: Warzone – nowa formuła pod starym szyldem
Activision robi, co może, żeby wprowadzić do swojej flagowej serii strzelanin powiew świeżości. Darmowy tryb Call of Duty: Warzone to właśnie taka próba. Czy przyciągnie także uwagę weteranów serii? Sprawdzamy, ile starego CoDa w nowym battle royale.
Call of Duty: Warzone goni za modą
Długo wyczekiwaliśmy prawdziwych zmian w kultowej serii strzelanin od Activision. Mimo, że dwie ostatnie odsłony serii, Call of Duty: WWII i Call of Duty: Modern Warfare, spotkały się z ciepłym przyjęciem trudno było mówić o prawdziwej rewolucji. W międzyczasie Call of Duty: Black Ops 4 eksperymentował z formułą battle royale w trybie Blackout i teraz ten tryb zawitał do odsłony głównego cyklu. Czy to zwiastun upragnionych zmian?
W gruncie rzeczy Call of Duty: Warzone to po prostu nowy wariant rozgrywki do Call of Duty: Modern Warfare, choć wielu pewnie uznaje ten tytuł za oddzielną produkcję. Wszystko dlatego, że to swego rodzaju autonomiczne rozszerzenie, w dodatku darmowe. Nie musimy posiadać ostatniej odsłony CoDa, żeby bawić się w nowy battle royale.
Właśnie temu zabiegowi marketingowemu Call of Duty Warzone zawdzięcza swoją zawrotną popularność. Liczba graczy idzie w miliony, co z pewnością nie miałoby miejsca, gdyby ograniczyć użytkowników tylko do posiadaczy Call of Duty: Modern Warfare. Oczywiście, gdzieś tam w tle widać przy tej okazji zachęty do kupienia ostatniej odsłony cyklu, ale nie są one szczególnie nachalne.
Call of Duty: Warzone to po prostu nowy wariant rozgrywki do Call of Duty: Modern Warfare to swego rodzaju autonomiczne rozszerzenie, w dodatku darmowe. Nie musimy posiadać ostatniej odsłony CoDa, żeby bawić się w nowy battle royale.
Wszystko wygląda więc bardzo ciekawie i atrakcyjnie, ale nas zaintrygowała jedna konkretna kwestia. Czy Call of Duty: Warzone to tylko próba nadążenia za aktualnymi trendami świata gier, wypracowanymi przez takie hity jak Fortnite czy PlayerUnknown’s Battlegrounds, czy może wariacja na temat formuły battle royale w iście CoDowym stylu?
Innymi słowy czy Call of Duty: Warzone może przyciągnąć do siebie tylko fanów dwóch wspomnianych tytułów lub osoby, które chcą spróbować czegoś zupełnie nowego, czy ma coś do zaoferowania również weteranom serii, rozkochanym w jej specyficznym klimacie rozgrywki? Postanowiliśmy przekonać się o tym na własnej skórze!
Dorzucamy do pieca!
Zasady rozgrywki są proste i znane. Cała horda graczy (do 150 osób) desantuje się na spadochronach na olbrzymią mapę. Ich zadaniem jest w jak najkrótszym czasie odnaleźć dla siebie wyposażenie, przetrwać do ostatnich minut i wykończyć całą resztę przeciwników. Pikanterii zabawie dodaje zmniejszająca się stopniowo granica pola bitwy (tutaj uzasadniona rozpyleniem zabójczego gazu).
Jednym słowem – standard. A przynajmniej tak to się prezentuje na pierwszy rzut oka. Jak się jednak okazuje, diabeł tkwi w szczegółach. Seria Call of Duty przez lata wypracowywała bardzo dynamiczny tryb wieloosobowy, który bynajmniej nie polega na podchodach i cierpliwym urządzaniu zasadzek na wrogów. Chodzi w nim przede wszystkim o zawrotne tempo i ćwiczenie swojej zręczności.
Pozornie takie postawienie sprawy nijak nie przystaje do formuły battle royale. Ale tylko pozornie! Okazało się, że wprowadzenie kilku istotnych zmian w zasadach wieloosobowej potyczki pozwala na – częściowe przynajmniej – połączenie jednego z drugim.
Przede wszystkim twórcy Call od Duty: Warzone postanowili zachęcić graczy do odważniejszych konfrontacji z innymi. I tak na przykład na mapie możemy znaleźć kontrakty, które wręcz „szczują” na siebie drużyny, bo zabicie oznaczonego składu przeciwników pozwala zebrać sporo wirtualnej mamony i tym samym zyskać przewagę nad innymi.
W ten sam sposób nakłania się uczestników zabawy do większej mobilności – temu z kolei służą kontrakty polegające na szukaniu skrzynek z ekwipunkiem i kasą lub misje polegające na zabezpieczaniu danego obszaru. Wiadomo, im częściej się przemieszczamy, tym większa szansa na spotkanie oponentów. To jasny komunikat do wszystkich, którzy lubią chować się po krzakach: w Call of Duty: Warzone to się zwyczajnie nie opłaca!
No tak, ale mimo wszystko strach stanąć twarzą w twarz z wrogiem, skoro w battle royale śmierć oznacza dla nas koniec meczu. Nie w Call of Duty: Warzone! Po pierwsze to zabawa projektowana z myślą o drużynach (jeśli polegniesz, kolega cię zreanimuje) i chociaż mamy też osobny tryb solo, jest on w zasadzie tylko dodatkiem do dodatku, ot, ciekawostką dla zadeklarowanych samotnych łowców.
Po drugie zaś – i to naprawdę ciekawe rozwiązanie! - kiedy zginiemy po raz pierwszy, mamy wciąż szansę wrócić na pole bitwy. Trafiamy bowiem do Gułagu (nazwa trochę niefortunna – lepiej już było nazwać to łagrem), gdzie stajemy do pojedynku z innym graczem, któremu też się nie poszczęściło. Jeśli załatwimy go, zanim on pośle nas do piachu, wracamy do gry!
I wreszcie po trzecie – nawet jeśli noga nam się powinie w niewoli, nasza drużyna wciąż może nas wskrzesić. Starczy, że zbiorą odpowiednią ilość forsy i „wykupią” nasze życie w odpowiednim punkcie na mapie (takim wojennym sklepiku).
Wszystkie te elementy sprawiają, że śmierć traci na znaczeniu, a co za tym idzie, decydujemy się na znacznie większe (choć de facto znacznie mniejsze) ryzyko. Call od Duty: Warzone w ten sposób dorzuca do pieca i napędza tempo rozgrywki. Padniesz? Powstań! Walka może się dla Ciebie nigdy nie skończyć, nawet gdy będziesz ginął raz za razem. Ot, wystarczy trochę szczęścia, zespołowej współpracy i refleksu.
W ten sposób przełamano na poły skradankową, na poły surwiwalową manierę, z jaką niekiedy grywa się w battle royale. Działa to naprawdę dobrze i wprowadza na sieciowe pole bitwy sporo, ale to naprawdę sporo akcji. Jak w każdym dobrym Call of Duty, znów liczy się sprawność palców i odwaga, z jaką stawiamy czoła przeciwnikom.
Czy to deja vu?
Można doświadczyć tego uczucia, oj, można! Już po pierwszym skoku ze spadochronem da się zauważyć, że wschodnioeuropejska metropolia wygląda cokolwiek znajomo. I nic dziwnego, bo olbrzymia mapa Call of Duty: Warzone jest w wielu miejscach zlepkiem lokacji znanych z trybów wieloosobowych Call of Duty: Modern Warfare.
Z jednej strony można powiedzieć, że to pójście na łatwiznę ze strony twórców. W końcu wykorzystali już materiały, które raz stworzyli! Z drugiej jednak to pewien ukłon w stronę stałych bywalców Call of Duty: Modern Warfare. Nie trzeba uczyć się map od nowa, co rusz znajomy zaułek czy inna rudera. Można tu nawet znaleźć replikę legendarnego studia telewizyjnego, którego historia sięga czwartej odsłony serii z 2007 roku.
W Call of Duty: Warzone przełamano na poły skradankową, na poły surwiwalową manierę, z jaką niekiedy grywa się w battle royale. Działa to naprawdę dobrze i wprowadza na sieciowe pole bitwy sporo, ale to naprawdę sporo akcji. Liczy się sprawność palców i odwaga, z jaką stawiamy czoła przeciwnikom.
Kolejne uczucie deja vu może nas dopaść także wtedy, kiedy zamówimy sobie zrzut zaopatrzenia (można go wykupić za wirtualny szmal), a po jego otwarciu znajdziemy… zestawy uzbrojenia, które sami sobie wcześniej przygotowaliśmy i wykorzystywaliśmy w innych wieloosobowych trybach Call of Duty: Modern Warfare.
Jak się domyślacie, to ostatnie rozwiązanie (poza tym, że pozwala poczuć się „jak w domu”) również podkręca tempo rozgrywki. Nie trzeba żmudnie gromadzić ekwipunku, szukając go po piwnicach i wychodkach. Po krótkim czasie spędzonym w trybie battle royale uzbieramy dostatecznie dużo funduszy, by „zadzwonić” po skrzyneczkę z naszymi ulubionymi giwerami, a nawet atutami. A to naprawdę luksus!
Na tym etapie nie trzeba już chyba dodawać, może tylko dla formalności, że Call of Duty: Warzone jest traktowane jak jeden z trybów Call of Duty: Modern Warfare, a więc system awansu, zdobywania punktów doświadczenia i odblokowywania gadżetów dokłada się do naszej rangi z ostatniej odsłony serii. Z punktu widzenia nabijania poziomów nie ma znaczenia, czy gramy w drużynowy deathmatch czy w battle royale – wszystko idzie „do jednego wora”.
Jak więc widać, sporo elementów z ostatniej części serii w tym nowym darmowym trybie. I jest też w nim coś z szybkiego, nastawionego na wybuchową akcję ducha dawniejszych odsłon cyklu!
Call of Duty: Warzone to nie jest typowy battle royale. Wyraźnie stworzono go z myślą o CoDowych kombatantach.
Gdyby ktoś mimo wszystko nie dostrzegł tego wszystkiego w battle royale, twórcy przygotowali jeszcze jeden tryb rozgrywki osadzony na tej samej mapie. Tak, tak, chyba chcieli się zabezpieczyć na wszystkich frontach i stworzyć alternatywę dla tych, którzy potrzebują jeszcze więcej bitewnego rozgardiaszu na ekranie.
I w ten sposób najpewniej powstała Grabież, w której limit zgonów nijak już nie obowiązuje, a celem rozgrywki jest zebranie jak największej sterty banknotów – najlepiej poprzez likwidowanie i rabowanie przeciwników. A to już zadyma typowa dla Call of Duty, tyle że na olbrzymiej mapie.
Call of Duty: Warzone – komu przypadnie do gustu?
Call of Duty: Warzone to nie jest typowy battle royale. Wyraźnie stworzono go z myślą o CoDowych kombatantach. Z drugiej strony nie jest to też jakiś tam kolejny tryb sieciowej rozgrywki. Jeśli więc masz awersję do takiej formuły, Call of Duty: Warzone nie da rady Cię do niej przekonać. Nawet jeśli wprowadza sporo motywów, które znasz i lubisz.
Jest to raczej propozycja dla tych, którym battle royale zawsze brakowało w Call of Duty. A w pewnych aspektach ta odsłona została wykonana znacznie solidniej i oryginalniej, niż znany z Call of Duty: Black Ops 4: Blackout. Można nawet powiedzieć, że Warzone poszedł krok dalej, niż wspomniany tryb z „czarnej” podserii. Wplótł więcej CoDa w CoDa i poważył się na śmielsze zmiany w znanej z innych produkcji mechanice.
Ponadto wyraźnie pokazał, że twórcy tej serii nie zamierzają odżegnywać się od swoich korzeni, a jednocześnie wypracowują nowe rozwiązania. Osobiście mamy nadzieję, że w trakcie tych karkołomnych poszukiwań nie zatracą swojej unikalnej tożsamości.
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Call of Duty: Modern Warfare - wielka ucieczka przed własnym sukcesem
- Call of Duty: Modern Warfare - gra jakiej dotąd nie było
- Call of Duty: Black Ops 4 - król jest nagi
Komentarze
9Mam na imię Monia lat 24, wzrost 169cm,
wiecej moich nagich fotek i kontakt do mnie tu - http://www.zwiazki24.com.pl
i wyszukaj mnie po niku: KSandi2 napisz do mnie i spotkajmy sie!
Takie fotki byłyby istnym potwierdzeniem tematu. Taki screen z pierwszej części i warzone w tym samym miejscu.
Leniuszki :-)
PS: no chyba, że zakaz jest. Bo w przypadku porównań jeszcze by się okazało że pierwszy WF ma miejscami lepszą grafikę jak WaRZone