Żaden smartfon nie da Ci dobrego zooma x100. Czy Canon Powershot Zoom ma sens? Sprawdzamy
Miniaturowy kompakt cyfrowy i smartfon w jednym wakacyjnym bagażu. Przy obecnym zaawansowaniu branży mobilnej zakrawa to na herezję. Jednak istnieje aparat, który podejmuje się tej roli, gdyż uderza w ten charakter fotografii, z którym telefony nie zawsze radzą sobie śpiewająco
Na pierwszy rzut oka Canon Powershoot Zoom przypomina urządzenie o technicznym charakterze. Dalmierz laserowy, kamerę termiczną czy też kieszonkowy noktowizor. Z tych określeń pozostawimy sobie „kieszonkowy”, bo niewielki rozmiar to bardzo duża zaleta tego urządzenia. A czym jest ono w rzeczywistości?
Otóż Canon Powershot Zoom to stylizowany na cyfrową lunetkę, której rolę po części właśnie pełni, aparat cyfrowy. Wyspecjalizowany aparat cyfrowy, bo zintegrowany z obiektywem o ogniskowej 100 mm oraz 400 mm optycznie (zmienna skokowo), a cyfrowo także z zoomem 800 mm.
Wewnątrz znajduje się klasyczny dla prostych kompaktów, a nawet smartfonowych aparatów zoom, sensor o rozmiarze typu 1/3 cala, który rejestruje obraz statyczny czyli zdjęcia w rozdzielczości 12 Mpix, albo filmy o rozdzielczości 1080p z 30, 25 lub 24 kl/s. Dane zapisywane są na karcie pamięci microSD, a wizjer elektroniczny OLED pełni jednocześnie rolę ekranu podglądu i ekranu na którym wybieramy w menu potrzebne ustawienia.
Canon Powershot Zoom w momencie pierwszej prezentacji, jeszcze w ubiegłym roku często określano jako produkt koncepcyjny. I na pewno trochę było sensu w takim ujęciu tematu
Kształt i rozmiar Canon Powershot Zoom, który mieści się w dłoni, daje schować w niewielkiej kieszeni, dostosowano do jego podstawowego zastosowania jakim jest podglądanie z bliska dalszych obiektów. Ta kamera jest inaczej rzecz biorąc przenośną cyfrowa lornetką, która w założeniu gwarantuje na zbliżeniach dużo lepszy obraz niż zoom w smartfonie i pozwala lepiej wczuć się w akcję.
Bo patrząc się w wizjer nie będziemy rozpraszani ani przez słońce, które w przypadku ekranu telefonu niweczy korzyści z podglądania, ani przez to co dzieje się w otoczeniu. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by mieć otwarte drugie oko i kontrolować sytuację, a także ułatwić sobie celowanie w dobrym kierunku (nieuzbrojone oko pełni rolę szerokokątnego szukacza).
Czy Canonowi udało się wypełnić założenia co do takiego przeznaczenia Powershoot Zoom? Przekonajmy się.
Jak iPhone, czyli bez ładowarki? Ale nie każda zadziała
Gdy wyjmiemy Canon Powershoot Zoom z pudełka najpierw przyjdzie nam do głowy ochota na sprawdzenie jak to cacko działa. Lecz prędzej czy później potrzebne będzie konieczne naładowanie zintegrowanego w obudowie akumulatora. Oznacza to, że nie musimy martwić się o jego wymianę, ale też musimy liczyć się z faktem, że po rozładowaniu trzeba poświęcić chwilę na naładowanie. Trwa ono niespełna 2 godziny.
Szybko zauważymy, że choć Canon Powershot Zoom dostarczany jest w zestawie z kabelkiem USB typu C, który umożliwia połączenie z komputerem, albo ładowanie kamery, samej ładowarki w pudełku brakuje. Teoretycznie wystarczy każda ładowarka USB, która ma moc 18W, czyli większość tych ładowarek, które dostarczane są ze smartfonami. Problem z głowy? Niekoniecznie.
Ładowarka powinna zapewniać zasilanie o parametrach minimum 5V i 1,5A. Musi być też zgodna ze standardem USB PD (PowerDelivery). Dlatego jeśli po podłączeniu posiadanej przez was smartfonowej ładowarki nie zaświeci się pomarańczowa lampka sygnalizująca o ładowaniu, niestety konieczny będzie zakup kompatybilnego akcesorium. Najlepiej od razu w sklepie sprawdzić, czy zadziała ono z Powershoot Zoom.
Canon Powershoot Zoom i ochrona konstrukcji. Czy jest dobra?
Aparat jak wspomniałem zapewnia doskonałą mobilność, a dzięki dobrze wyprofilowanej obudowie i przelotce na nadgarstkowy pasek (dołączony do zestawu) mogłem z Canon Powershoot Zoom być ciągle w gotowości do zdjęć, filmów lub zwykłego podglądania. Urządzenie mimo niewielkich rozmiarów troszkę waży (145 gramów, czyli tyle co przeciętny telefon), więc czasem chciałem go schować do kieszeni spodni czy plecaka. Tutaj nie ma większego problemu, Powershoot Zoom zmieści się praktycznie w każdym tego typu zakamarku odzieży.
Trzeba jednak pamiętać, żeby miejsce przeznaczone na przechowywanie aparatu nie zawierało obcych ciał, które mogą uszkodzić optykę obiektywu jak i samego okularu. Nie są one bowiem osłonięte, a po wyłączeniu przedni obiektyw nie jest automatycznie zaślepiany. Szkoda, bo wydaje się, że miejsce na taką automatyczną przysłonę konstrukcja Zooma przewiduje.
Z przodu, ponad obiektywem znajdują się dwa oczka mikrofonów stereo, wykorzystywanych przy nagrywaniu dźwięku
Tak więc, trzeba liczyć się z koniecznością dbałości o optykę. Przy odrobinie uwagi nie jest to problemem, ale ściereczka do optyki będzie przydatnym akcesorium. Fajnie byłoby też mieć w zestawie choćby prosty pokrowiec, sakiewkę na Canon Powershot Zoom. A takiego podobnie jak ładowarki brakuje.
Obudowa urządzenia wykonana jest w większości jest z błyszczącego wzmacnianego plastiku. Dotyczy to tej części którą chwytamy dłonią podczas pracy. Przednia soczewka jest chroniona dodatkowo szybką ochronną. Po jednej stronie mamy klapkę, która zasłania dostęp do slotu na karty microSD oraz złącza USB-C do ładowania.
Obok portu USB-C znajduje się slot na karty microSD
Tylna cześć, zwężająca się ku wizjerowi, jest osłonięta gumowym materiałem. Tam znajdują się też przyciski kontrolne, o których więcej za chwilę. Całość wygląda elegancko i gustownie, czy jednak Powershoot Zoom można zaliczyć do sprzętów wzmacnianych? Na pewno nie, aczkolwiek w trakcie użytkowania i to dość swobodnego nie zauważyłem, by cokolwiek złego się wydarzyło. Nawet optyka nie ucierpiała, a zdarzyło się, że wkładałem Zooma do torby wraz z innymi drobiazgami, nawet kluczami.
Komfort obsługi Canon Powershot Zoom
Kamerka nawet przy dość niewielkiej dłoni jest całkowicie przez nią osłonięta, a przy większej palce obejmujące obudowę mogą wystawać z przodu poza jej obrys. Na szczęście nie jest to sprzęt z ultraszerokim czy nawet szerokim polu widzenia. Dlatego raczej nie przesłonimy pola widzenia obiektywu.
Kamerę trzymać można na różne sposoby. Uchwyt palcami od dołu i góry narzuca się na początku odruchowo, ale po dłuższym użytkowaniu wygodniej jest chwytać kamerę tak jak latarkę, czyli obejmując w całości dłonią.
Ma to swoje minusy, bo nadgarstkiem trudniej wtedy operować i celować obiektywem w wybrany obiekt, ale wspomagamy w ten sposób wbudowaną 4-osiową stabilizację i zapewniamy maksymalnie stabilny obraz w kadrze.
Wizjer elektroniczny o rozdzielczości panelu OLED 2,36 miliona punktów zapewnia wyraźny obraz, w praktyce standardowej jakości w dzisiejszych aparatach. Najlepiej nie przykładać oka bezpośrednio do źrenicy wizjera, a trzymać je minimalnie odsunięte. Wtedy wszystko jest najostrzejsze. Ostrość wyświetlanego obrazu można regulować za pomocą pokrętła pod wizjerem.
Oprócz pokrętła mamy dwa przyciski Photo (do wykonywania zdjęć) i wyróżniony osłoną przycisk nagrywania wideo. U góry jest przycisk włączania, aktywowania menu i cyklicznej zmiany zoomu pomiędzy wartościami 100, 400 i 800 mm. O ile zmianę krotności zoomu widać jak na dłoni, podobnie jak rozpoczęcie i zakończenie nagrywania filmu, brakowało mi dobrej sygnalizacji wykonania zdjęć. Na postęp wskazuje co prawda zmniejszające się wskazanie licznika zdjęć, które mogą być zapisane na karcie, ale wolałbym mieć ewentualną opcję sygnalizacji audio. Kamera nie ma jednak wbudowanego głośnika.
Przyciski na górze obudowy. Zoom służy także jako przycisk potwierdzenia i wyboru podczas przeglądania menu
Elementów kontrolnych jest niewiele, ale też ustawień w menu aparatu nie znajdziemy zbyt wiele. Gdy ustawimy wymagane, w zasadzie nie będzie potrzebne nam częste sięganie do menu. Chyba że po to aby zmienić korektę ekspozycji. Prostota obsługi Canon Powershot Zoom jest w zasadzie jego zaletą, bo ciągłe dłubanie w ustawieniach kompletnie zabiłoby sens tego produktu.
Komfort korzystania z przycisków zależy w dużej mierze od naszych przyzwyczajeń. Jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do operowania kciukiem i palcem wskazującym dłoni chwytającej kamerę, nie odczujemy dyskomfortu. W przeciwnym razie dobrze będzie użyć palców drugiej dłoni by aktywować funkcje kamery. Inaczej obsługa jedną dłonią będzie dla nas niewygodna.
Przyciski na dole, pokrętło regulacji ostrości w wizjerze, LED sygnalizujący ładowanie i przelotka do opaski na nadgarstek
Canon Powershot Zoom włącza się momentalnie i o swojej pracy daje znać cichutkim szumem związanym z pracą stabilizacji obrazu. Nieużywana kamera po ustalonym w menu czasie (od 15 sekund do 3 minut) samoczynnie się wyłączy. Ustawienie najkrótszego czasu potrafi czasem irytować, gdy podnosimy do oka wizjer i orientujemy się, że urządzenie już jest wyłączone. Gwarantuje jednak znacznie dłuższy czas pracy. A ten nie jest wyjątkowo długi.
Wedle specyfikacji możemy nagrywać przez 60 minut, wykonać 150 zdjęć lub przeglądać zdjęcia i filmy przez 70 minut. Praktyka pokazała, że można te parametry trochę podnieść, ale wciąż nie jest to urządzenie, które można mieć non stop aktywne.
Canon Powershot Zoom w praktyce. Jakość zdjęć
Rozmiar sensora sugeruje, że trudno tutaj oczekiwać lepszej jakości niż przeciętna. Oczywiście korzyść z takiego sensora to 100 i 400 mm ogniskowej optycznej i całkiem przyzwoity zoom cyfrowy 800 mm.
Błędem jest ocenianie jakości zdjęć z Canon Powershot Zoom porównując je z tymi, które wykonano smartfonem na standardowej ogniskowej. Trzeba zestawić fotografie wykonane na zoomie, dopiero wtedy widać w czym rzecz
Canon Powershot Zoom raczej nie ma porównania do dobrego ultrazoomu, bo w tym będziemy mieli o wiele więcej ustawień jak i możliwość płynnej, a nie tylko skokowej zmiany ogniskowej, poza tym dostaniemy również szerokie pole widzenia, którego w przypadku opisywanego tutaj Powershot Zoom nie ma.
Zdjęcia nie sprawiają wrażenia mocno wyostrzonych w przeciwieństwie do tego co dostajemy z telefonu. Trzeba jednak pamiętać, że 400 i 800 mm wymaga mocnego oddalenia się od motywu, gdy chcemy uchwycić go ostro
Problematyczne dla Canon Powershot Zoom są sceny z dużym kontrastem, wtedy trzeba uważać, aby scena nie była zbyt mocno prześwietlona
Ale też nie taki był zamysł Canona. Choć jakość zdjęć jest jedynie przeciętna, to w porównaniu z fotografiami smartfonowymi wykonanymi na podobnych krotnościach zoomu, jest naprawdę nieźle.
Obraz wygląda naturalniej, jest w mniejszym stopniu przeostrzony, co w zdjęciach z telefonu bywa zaletą, ale też na niewielkim ekranie nie jest do końca dostrzegalne. Mowa tutaj o telefonach, które kosztują nie więcej niż dwukrotność ceny Powershoot Zoom. Flagowce, w cenie prostej pełnoklatkowej lustrzanki mogą wypadać lepiej na zoomie odpowiadającym 100 mm, ewentualnie 400 mm. Ale ich cena od razu pokazuje, że to inna klasa sprzętu i porównanie nie ma do końca sensu. Poza tym na zoomie 800 mm, Canon bije jakością obrazu nawet te drogie mobilne flagowce.
Porównanie pola widzenia dla kolejnych ustawień zoomu w Canon Powershot Zoom. Jako podstawa zdjęcie o kącie widzenia zbliżonym do tego co wyraźnie widzi człowiek
Skoro już tak krytykujemy zoom w telefonach, warto zobaczyć jak w rzeczywistości wypada flagowiec za 5000 złotych i kamera Canon Powershot Zoom. Poniżej po lewej zdjęcie z Canona a po prawej z telefonu. Kolejno dla 100, 400 i 800 mm. Widać, że przewaga naszej cyfrowej lunetki nie jest wyssana z palca.
Odpowiednik 100 mm. Po lewej Canon, po prawej smartfon - oryginał z Canon do pobrania, oryginał ze smartfonu do pobrania.
Odpowiednik 400 mm. Po lewej Canon, po prawej smartfon - oryginał z Canon do pobrania, oryginał ze smartfonu do pobrania.
Odpowiednik 800 mm. Po lewej Canon, po prawej smartfon - oryginał z Canon do pobrania, oryginał ze smartfonu do pobrania.
Najbardziej zadowoleni będziemy ze zdjęć wykonanych za dnia. Te wieczorne, a nawet w zacienionych miejscach, pokazują już niepokojąco sporą liczbę szumów. Można na to spojrzeć się tak. Canon Powershot Zoom przekształca rejestrowany obraz na cyfrowy, który charakterem odpowiada ułomności naszego wzroku. A skoro nocą i w silnym cieniu widzimy słabiej, wniosek nasuwa się sam.
Pałac w Wilanowie, Canon Powershot Zoom, ogniskowa 100 mm
Pałac w Wilanowie, Canon Powershot Zoom, ogniskowa 400 mm
Pałac w Wilanowie, Canon Powershot Zoom, ogniskowa 800 mm
Filmowanie wypada nawet lepiej niż fotografowanie
Taki, krótki wniosek wynika z analizy filmów zarejestrowanych Canon Powershot Zoom. Jako cyfrowa lunetka, sprawdza się ona lepiej podczas nagrywania ruchomych obrazów niż przy wykonywaniu statycznych ujęć.
Tutaj mamy jeszcze większą przewagę nad telefonami, które na dużym zoomie niezbyt dobrze radzą sobie filmowo. Szkoda tylko, że obsługiwana jest jedynie rozdzielczość FullHD, ale też jest ona dobrej jakości, daje to czego byśmy się po niej spodziewali. Wciąż jednak trzeba pamiętać, że duża ogniskowa (zoom) i wideo to duże wyzwanie, co dobrze ilustrują przykładowe filmy poniżej. Pierwszy to ujęcie z najmniejszej możliwej odległości, a drugi przykład wykorzystania maksymalnego cyfrowego zoomu przy wyjątkowo ruchliwym modelu jakim jest pliszka.
Podsumowanie. Canon Powershoot Zoom to dobre uzupełnienie telefonu, ale…
Canon Powershoot Zoom to pierwsza generacja tego typu aparatu cyfrowego w ofercie Canona. Firma ta ma co prawda już w ofercie lornetki i to takie z wbudowaną optyczną stabilizacją obrazu, jednak produktu o takim charakterze jeszcze nie było. Przez kilka tygodni, w trakcie których używałem ten oryginalny aparat kompaktowy, zastanawiałem się czy to w ogóle ma sens? Ma, ale musimy pamiętać o kilku rzeczach.
Canon Powershot Zoom dobrej lunetki nie zastąpi, ale z pewnością jest dalece bardziej wygodny w użytkowaniu
Przede wszystkim sporo jeszcze brakuje do doskonałości. Canon musi popracować nad oprogramowaniem, by uprościć obsługę. Na przykład przydałaby się kontrola nad pracą wbudowanej stabilizacji obrazu. Warto by dać też kontrolę nad rozmiarem punktu pomiarowego AF, który czasem jest zbyt duży i utrudnia precyzyjne ustawienie ostrości. I najważniejsze, kompensacja ekspozycji powinna być łatwiejsza w aktywacji. Teraz wymaga zbyt wielu sekwencji wciśnięć, zanim będziemy mogli wprowadzić poprawkę.
Natomiast wracając do Canon Powershot Zoom jako alternatywy dla smartfona z dużym zoomem, ująłbym problem trochę inaczej. Taki aparat na pewno nie zastąpi wszechstronniejszego, nie tylko fotograficznie, telefonu. Jednak doskonale uzupełni się z nim w części związanej z pracą przy dużej krotności zoomu. Owszem smartfony dają jako tako używalny zoom o krotności 20, 30 a nawet 50 razy, ale już najmniejsze ze wspomnianych powiększeń wpływa negatywnie na jakość zdjęć i filmów (pomijamy tu fakt, że telefony zwykle ograniczają pracę na zoomie do krotności maksymalnie 15x).
Canon Powershot Zoom nie oferuje nic więcej niż przeciętną nawet jak na kompakt jakość obrazu (nad jej poprawą producent także powinien i pewnie może popracować) i to może wielu potencjalnych klientów negatywnie nastawić. Co wydaje się zrozumiałe zakładając, że aparat, którego minimalna ogniskowa to 100 mm może wydać się niezrozumiałym pomysłem.
By zrozumieć sens Canon Powershoot Zoom trzeba zaakceptować fakt, że jest to aparat wyspecjalizowany, któremu bliżej do cyfrowej lunetki niż zwykłego kompaktu
Canon Powershot Zoom w większości przypadków jest jednak lepszy od telefonu już przy swojej minimalnej ogniskowej 100 mm. W przypadku smartfonów, by zyskać szczytową jakość zdjęć za pomocą teleobiektywu musimy pogodzić się ze sporym wydatkiem. Przekłada się on przede wszystkim na lepsze parametry podsystemu foto, bo pod innymi względami już telefony z segmentu 1500 - 2000 złotych oferują w pełni satysfakcjonujące rezultaty.
Nie spodziewam się, by Canon Powershoot Zoom stał się kiedykolwiek hitem sprzedaży, a już na pewno nie przy obecnej cenie 1599 złotych, ale nie piszę tego dlatego, że chce wbić szpilę firmie. Wręcz przeciwnie, Canon zasługuje na tego typu urządzenie w portfolio, ale z pewnością reprezentuje ono niszę produktową, a poza tym trzeba użytkownika do niego przekonać. Spróbuję podjąć się tego zadania w drugim materiale na temat Canon Powershot Zoom.
Opinia o Canon PowerShot ZOOM
- wygodnie leży w dłoni,
- prosta obsługa,
- niewielki, łatwy w transporcie,
- możliwość rejestracji wideo lub zdjęć tego co obserwujemy,
- jakość zdjęć lepsza niż ze smartfonu na dużym zoomie,
- dobrej jakości wizjer,
- sprawdza się dobrze jako cyfrowa lunetka/monokular.
- wygórowana cena jak na możliwości,
- oprogramowanie bardzo proste,
- niewygodna kontrola nad korektą ekspozycji,
- w zestawie nie ma ładowarki,
- przednia soczewka nie jest zabezpieczona,
- słaba praca w kiepskim oświetleniu.
Komentarze
7Mój stary fuji px20 robi lepsze foty i ma lepszy zoom...bez kitu.
A kosztuje połowę tej ceny.
Zakup tego aparatu, to raczej wyrzucanie pieniędzy w błoto. Bo jego zastosowanie jest mizerne. Podrygi marketingowe Ultrazoomów.
Jak widać na załączonych obrazków, wszystkie z fotografii zostały wykonane o 11-13 godzinie w letnim okresie. A widać na nich, że matryca pracuje na wysokim ISO, przez co widać szumy (oczywiście mowa o maksymalnym Zoomie).
Dla każdego fotografa, taka sytuacja jest całkowicie normalna. Po prostu przy takim Zoomie i przy tak małej matrycy (obiektywie, soczewce itp), ilość światła wpadająca na matrycę jest niewystarczająca dla zrobienia dobrego zdjęcia. Jakby to nie było robione w południe, to ilość światła byłaby niewystarczająca do zrobienia jakiegokolwiek zdjęcia. Posiadam ultrazooma 20x (stary aparat i też ma mała matrycę), to trzeba mieć bardzo dobrze oświetlony w miarę bliski obiekt, żeby na zdjęciu było dobrze widać. Poza tym, przy 20x już jest statyw potrzebny.
Obawiam się, że jakby zdjęcie nie było robione w słońcu, wyglądałoby tak samo kupowato jak z zooma cyfrowego w smartphonie, albo trzeba by je robić na długim czasie naświetlania.