Captain Toad: Treasure Tracker – Pocieszny Pan Grzyb dostaje swoje 5 minut
Czy w oparciu o mini-grę z Super Mario 3D World zbudować można pełnoprawny i zaskakujący oryginalnymi pomysłami tytuł? Można, a Toad najlepszym tego dowodem!
przeurocza oprawa audiowizualna i beztroski klimat; szereg świetnie zaprojektowanych, zróżnicowanych kolorystycznie oraz tematycznie poziomów; płynny wzrost poziomu trudności łamigłówek
Minusyna dłuższą metę – trochę nudzi; jeśli nie masz zamiaru zdobyć „wszystkiego”, dość krótka; brak możliwości dezaktywacji obracania kamerą przy pomocy żyroskopu w GamePadzie
Co jak co, ale Nintendo w nowy rok na europejskim podwórku wchodzi sobie z przytupem. Po niezwykle udanym dla nich roku 2014 (premiera świetnego Mario Kart 8, Bayonetty 2 czy Super Smash Bros na Wii U), Iwata wraz z kolegami z marszu na sklepowe półki wysyła jednego z największych słodziaków w swoim repertuarze. I chociaż Kapitan Toad to nie armata tego samego kalibru co będąca ciągle w produkcji świeżutka Zelda, serwowana przez niego przygoda to i tak najlepsze, co przydarzyć mogło się nam zaraz po ciężkim, post-sylwestrowym poranku. Kuracja już dawno wykonana, wszyscy zdrowi – czas zatem przejść do recenzji.
The Last of Toad
Chociaż pociesznym grzybem i jego rodziną kierowaliśmy już nie raz, nigdy wcześniej nie odbywało się to na zasadach przedstawionych w Treasure Tracker. W przeciwieństwie do swoich poprzednich występów, tutaj malec wyposażony jest w wielgachny plecak uniemożliwiający mu podskoki, a arena jego działań to zawieszone w powietrzu sześciany. Po tych swoistych labiryntach poruszamy się więc w dość ograniczony sposób, pomagając sobie obrotami kamery, drabinkami i dobrym wyczuciem czasu. Bo gdy na głowę wroga nie da się naskoczyć, trzeba wiedzieć w którym momencie zręcznie do wyminąć – no i z której strony to zrobić.
Wrogów chwilowo zatrzymywać możemy tutaj uderzając w nich naszym własnym paluchem – wszystko za sprawą dotykowego ekranu GamePada Wii U.
Tak oto, główną bronią naszego bohatera jest tu nasz „pomyślunek” - z wyłączeniem przyczepionej do jego czoła lampki, bardzo skutecznej przeciwko występującym tu i tam duchom. Pocieszny grzybek, niczym za czasów Super Mario Bros 2, ciągle może także rzucać w przeciwników wyrwanymi z ziemi rzepkami, jednak to nasz spryt i umiejętne manewrowanie po okolicy w lwiej części przypadków zapewnią nam zwycięstwo i splendor. Bo chociaż wieńczącą nasz trud i konieczną do zakończenia poziomu gwiazdkę niejednokrotnie widać jak na dłoni w chwilę po rozpoczęciu wyprawy, odkrycie optymalnej drogi do niej to już zupełnie inna para kaloszy. Zbieracze i fani czyszczenia poziomów maści wszelakiej z pewnością ucieszą się także z poukrywanych tu i ówdzie dodatkowych diamentów, jak i nadprogramowych wyzwań, nakazujących np. pozostanie niezauważonym przez całą „misję”.
I chociaż przebrnięcie przez komplet 79 poziomów zajęło mi tu jakieś sześć i pół godziny, a na różnorodność plansz i wyzwań zdecydowanie narzekać nie sposób, zabawę z Captain Toad: Treasure Tracker dawkować musiałem w serii kilku mniejszych posiedzeń. Niezależnie bowiem od tego, czy walczyłem z Bossem, sunąłem po torach wagonikiem rzucając w zakapiorów rzepami bądź używałem lokalnych umiejętności specjalnych (powielające kierowaną postać wisienki czy potężny kilof), posmak mini-gierki którą poznałem już w Super Mario 3D World i tak był dla mnie tu lekko wyczuwalny. Dłuższe posiedzenia nie wchodziły więc w rachubę, co jednocześnie i tak nie powstrzymało mnie przed włożeniem w tytuł dodatkowych 14 godzin w celu wyczyszczenia wszystkich poziomów i zajęcia się tymi dodatkowymi.
Toadastyczna przygoda
Podsumowując, jeśli ostatnimi czasy poszukiwaliście zdrowej porcji główkowania i obracania poziomem w stylu FEZ, a dodatkowo „słodziakowy” styl produkcji nie stanowi dla Was problemu, Captain Toad: Treasure Tracker polecam z jak najczystszym sumieniem. To przepiękna audiowizualnie i dopięta technicznie na ostatni guzik gra, której żaden posiadacz Wii U ominąć nie powinien. Co prawda przydała by się tu opcja dezaktywacji obrotów kamerą przy pomocy żyroskopu, bo obecnie pan kamerzysta potrafi przefrunąć sobie w inne miejsce już przy delikatnym, a niezamierzonym wychyleniu nadgarstka. Poza tym jednak, większych szpil w nowy tytuł 1-UP Studios wbić nie mam serca i zamiaru.
Ocena: | |
Grafika: | dobry |
Dźwięk: | dobry |
Grywalność: | zadawalający plus |
Ogólna ocena: | |
Komentarze
4