Te wszystkie „achy i ochy” nie były przesadzone. Hades to naprawdę genialna gra
Hades udowadnia, że rogalik, gra w której umiera się często i gęsto, nie musi wcale irytować, prowadzić do depresji albo grozić wyrzuceniem gamepada za okno. W tej perełce każdą śmierć wita się z uśmiechem na twarzy, a godziny mijają jak z bicza trzasnął. Jak to możliwe?
Skłamałbym mówiąc, że kocham arcytrudne gry, które pomiatają graczem pokazując mu jakim jest „nieogarem”. Próbowałem przekonać się do Demon’s Souls na PlayStation 5 i niestety, nie wyszło mi to na zdrowie – by ukoić skołatane nerwy musiałem przez jakiś czas odpocząć od grania. Nie lepiej było z Returnal, które choć niezmiennie wywołuje u mnie opad szczęki, dla własnego dobra musiałem w pewnej chwili „oddać” synowi. On zrobił tam „platynę”, a ja mogłem zobaczyć jak ta gra się "kończy".
Co tu dużo pisać, z uwagi na mój dość wybuchowy charakter stronie raczej od wszelkiej maści rogalików. Ot, nie lubię przegrywać. A ze swojego, ponad 30-letniego doświadczenia z grami wiem czym potrafi się to u mnie skończyć. Dość powiedzieć, że nie jeden gamepad odszedł przez to z tego świata grubo przed czasem.
A wspominam o tym dlatego, że gdy jakiś czas temu na horyzoncie pojawił się Hades, nowa gra twórców takich niezapomnianych tytułów jak Bastion czy Transistor, po prostu machnąłem na niego ręką. Bo choć, spora rzesza graczy rozpływała się w zachwytach najpierw podczas wczesnego dostępu na PC, a później i po oficjalnej premierze na Nintendo Switch, to przecież Dark Souls i spółka też wywołują takie emocje. Podchodziłem więc do tego wszystkiego z ogromnym dystansem... Aż do teraz. Co się zmieniło? W zasadzie nic. Po prostu Hades w końcu trafił na duże konsole, a ja dałem się przekonać by go spróbować na PlayStation 5.
Piekielnie miłe zaskoczenie
Zaskoczenie to mało powiedziane. To było niczym bomba atomowa. Usiadłem do Hadesa około 19 i nawet nie zauważyłem, jak zrobiła się tego 6:30 rano. A przecież ja nie lubię gier z wyśrubowanym poziomem trudności, gdzie co chwila zmuszony jestem oglądać śmierć mojego bohatera, a potem zaczynać niemal wszystko od początku. O dziwo jednak, choć Hades rozpoczyna się dokładnie tak samo, od kilku szybkich zgonów, jego twórcy pokazali, że można to rozwiązać inaczej.
Zamiast narastającej frustracji i poczucia winy z powodu niedostatecznych umiejętności za każdą śmierć dostajemy tu bowiem coś w rodzaju „lizaka” na osłodę. I nie chodzi tylko o ewentualny rozwój naszego bohatera czy możliwość odblokowania nowych rodzajów, które można dokonać tylko w początkowej lokacji. To co najlepsze w tej grze to absolutnie genialny sposób prowadzenia narracji, w której śmierć odgrywa niebagatelną rolę. To właśnie ona jest tu aktywatorem kolejnych zdarzeń.
Z piekła do piekła
Fabuła Hadesa na pierwszy rzut oka wydaje się mało skomplikowana. Oto Zagreus - zbuntowany książę podziemi, syn boga krainy umarłych, a jednocześnie nasz bohater postanawia porzucić Tartar i za wszelką cenę wydostać się na powierzchnie i dołączyć do bogów Olimpu. Oczywiście robi to wbrew swojemu ojcu, który pochłonięty pracą wydaje się nie okazywać zainteresowania ambicjami syna. Niby nie wierzy, żeby mu się udało, ale i tak, dla pewności, rzuca mu kłody pod nogi.
I teraz najważniejsze – historia pchana jest tu do przodu przede wszystkim w momentach naszej śmierci, gdy wracamy do pałacu Hadesa. To tam pojawiają się nowe postacie, tam prowadzimy rozmowy, przyozdabiamy poszczególne komnaty wykupionymi dodatkami i odblokowujemy nowe bronie. Właściwie przy każdym powrocie „do domu” dzieje się coś nowego. I właśnie ten patent powoduje, że jakakolwiek złość na to, że znów nam się nie udało w okamgnieniu wyparowuje, a w jej miejsce pojawia się ciekawość co też zaraz się wydarzy.
Co ciekawe, niektóre wątki rozwijają się także podczas przemierzania kolejnych lokacji. A to trafimy na uwięzione w królestwie podziemi znane z mitologii greckiej postacie (np. Syzyf), a to znowu odezwą się do nas bogowie Olimpu, którzy próbując pomóc nam w wędrówce wręczają nam różne dary. Przy okazji te ostatnie idealnie wkomponowują się w samą rozgrywkę wpływając na nasze coraz potężniejsze umiejętności i to jak radzimy sobie w aktualnie trwającym podejściu. Bo jak na roguelike przystało każda próba ucieczki z królestwa podziemi jest tutaj inna.
Wybieraj, kombinuj, walcz
No dobrze, może nie tyle „inna” co bardziej losowa. Część lokacji pozostaje bowiem taka sama, choć z każdym kolejnym podejściem zostają one dokładnie przemieszane. Co ciekawe, w Hadesie z góry wiemy jaką nagrodę otrzymamy po pokonaniu wszystkich wrogów w danej miejscówce. Wyświetla się ona bowiem już w poprzedniej lokacji, na drzwiach prowadzących do następnych komnat.
A co nam to daje? Ano możliwość samodzielnego kreowania naszej postaci. Od nas zależy bowiem czy zdecydujemy się zebrać kolejne zasoby, które pozwolą nam na przykład kupić coś od Charona, gdy go spotkamy, rozwinąć umiejętności po powrocie do pałacu Hadesa albo wykupić tam kolejną ozdobę. Zdarzają się też wspomniane już wyżej boskie dary i to one najmocniej nakręcają nas do dalszej zabawy. Bo czy może być coś lepszego niż widok naszego bohatera, który po takiej „dopałce”, w trymiga rozprawia się z kolejnymi tabunami wrogów? Ano właśnie.
Komiksowe piękno, niemal bez skazy
Hades ma jeszcze jedną niezaprzeczalna zaletę – fenomenalną oprawę wizualną. Zapewne znajdą się i tacy, którzy na widok rysunkowej grafiki, choćby nie wiem szczegółowej, będą kręcić nosem, ale w tym przypadku postawienie na taką właśnie stylistykę to przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Wszak mamy tu opowieść mocno zanurzoną w greckiej mitologii więc i komiksowy styl jak najbardziej pasuje. Szczególnie, że miłych dla oka detali tu nie brak.
Wielkie brawa należą się też twórcom za ścieżkę dźwiękową, dobór aktorów głosowych i postać narratora, któremu zdarza się coś skomentować, a nawet delikatnie posprzeczać z naszym bohaterem, co z miejsca wywołuje uśmiech na naszej twarzy. Takich z pozoru drobnych rzeczy umilających zabawę jest zresztą w Hadesie całe mnóstwo.
Hades – czy warto kupić?
Po takim wstępie odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna i pewnie już wiecie jaka. Hades to piekielnie dobra gra, w którą absolutnie każdy powinien zagrać, nawet jeśli dotąd „nie widział” siebie mierzącego z grami roguelike. Ten tytuł ma wszystko co potrzebne by sprawiać radochę – dopracowany system walki, angażującą fabułę, świetną oprawę audiowizualną i masę wyborów, które powalają nam bawić się niezliczonymi kombinacjami najróżniejszych umiejętności.
A co, jeśli w rogalach faktycznie nam „nie idzie”? Spokojna głowa, twórcy gry pomyśleli i o tym. Dla osób, które niekoniecznie lubią się katować ciągłymi zgonami Hades oferuje bowiem także tryb God Mode, ułatwiający nieco zabawę. Myślisz, że to przesada? Że naginanie reguł? No ale przecież w tej grze jesteśmy bogami więc kto nam zabroni…
Opinia o Hades [Playstation 5]
- fenomenalnie prowadzona narracja,
- 6 różnych rodzajów broni i świetny, niezwykle satysfakcjonujący system walki,
- śmierć, która (aż tak) nie boli,
- ciekawie pomyślany system boskich darów,
- miła dla oka, całkiem szczegółowa kreskówkowa oprawa graficzna,
- niesamowicie wciągająca rozgrywka,
- narrator!,
- trochę zbyt długie, kolejne „przejścia” i konieczność przechodzenia po śmierci wszystkiego od początku mogą w końcu delikatnie znużyć,
- wolne tempo odkrywania fabuły i wysoki poziom trudności może niektórych zniechęcić
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Grę Hades na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od agencji Kool Things reprezentującą wydawcę gry.
Komentarze
4BUHAHAHAHAH