Polska produkcja, w której zasiadamy za sterami śmigłowców, by postrzelać, głównie w sieci. Duży potencjał i solidne wykonanie, ale wciąż czegoś tu brakuje.
dużo maszyn z różnych epok; w końcu coś dla fanów wirtualnych śmigłowców; realistycznie odwzorowane pojazdy; ciekawy system misji, wymagający taktycznego podejścia
Minusyniewielu chętnych do zabawy sieciowej; pustki na mapach; mało trybów gry
Duży sukces zawsze niesie za sobą naśladowców. Tak było w przypadku World of Tanks, które z miejsca podbiło rynek gier sieciowych, budując wokół siebie jedną z największych społeczności graczy w ogóle. Nic dziwnego, że szybko pojawili się naśladowcy, chcący wykorzystać sprawdzone przez Wargaming pomysły w połączeniu z wymyślonymi przez siebie elementami.
W ten sposób doczekaliśmy się już sieciowych bitew w wielu odsłonach – od czołgów, przez samoloty i statki, a kończąc na postapokaliptycznym klimacie Crossout. I gdy można było pomyśleć, że trzeba już iść dalej, pojawia się polska gra Heliborne, która sprytnie wykorzystuje niewyeksploatowaną jeszcze niszę, którą są śmigłowce.
Heliborne na dwa fronty
Jeżeli graliście w którykolwiek z wymienionych wyżej tytułów, to poczujecie się, jak w domu już po pierwszym odpaleniu gry. Heliborne całymi garściami czerpie z wciąż poszerzającej się podgeneracji sieciowych strzelanek z maszynami w rolach głównych – od budowy menu, przez system zdobywania doświadczenia i odblokowywania nowych pojazdów, na samym „feelingu” walk kończąc.
Z drugiej strony widać, że nie jest to wysokobudżetowa produkcja dużego zespołu branżowych weteranów. Nie wszystkie elementy interfejsu, czy samego menu są tak intuicyjne, jak mogłyby być. Nie wyglądają też dobrze, przez co początkowo można mieć wrażenie obcowania z produkcją datowaną nawet na 10 lat wstecz.
Heliborne oferuje nam dwa drzewka maszyn – amerykańskie i radzieckie. Łącznie twórcy oddali nam do dyspozycji ponad czterdzieści śmigłowców z różnych okresów historycznych – od tych służących w Wietnamie, po współczesne.
Wszystkie maszyny podzielono zaś na 3 klasy, inaczej sprawdzające się podczas wykonywania zróżnicowanych zadań, na które natrafimy zarówno w pojedynkach sieciowych, jak i w kampanii dla pojedynczego gracza.
Wygraj i odblokuj
Ogólne zasady zabawy w Heliborne są proste. Wraz z postępami w kolejnych misjach zdobywamy punkty, za które odblokowujemy nowe maszyny i ich wyposażenie. Przejście na kolejny „tier” oznacza możliwość brania udziału w nowych zadaniach i starciach z bardziej doświadczonymi przeciwnikami.
W sieci możemy rozgrywać dwa rodzaje misji. Potyczka to wariacja na temat „king of the hill”, a Linia Frontu to zabawa w przejmowanie kolejnych punktów strategicznych na mapie. Ze względu na nieco mniejszą dynamikę śmigłowców, niż chociażby samolotów, twórcy musieli wymyślić odpowiedni system zadań, który zaoferuje więcej, niż konieczność zestrzeliwania wrogich maszyn. I to się udało.
Tym prostym, lecz niezwykle przemyślanym zabiegiem, było przeniesienie celów misji… na ziemię. Śmigłowce wszak wciąż walczą ze sobą w przestworzach, ale głównym celem jest tu zniszczyć umocnienia naziemne i przetransportować sojusznicze wojska, by te przejmowały kolejne punkty.
Dzięki temu rozgrywka szybko się nie nudzi, nawet, gdy w pobliżu nie widać wrogich maszyn. Latając nad wietnamską dżunglą możemy liczyć na ciągły ostrzał z gęstwin, czy też postrzelać do wrogich konwojów.
Heliborne ma w sobie pewną taktyczną głębie, która wymaga doboru odpowiedniej klasy śmigłowca w odpowiednim czasie. Gra bowiem nie kończy się po zestrzeleniu jednej maszyny. Szybko siadamy za sterami następnej, by kontynuować nasze dzieło.
W zespole raźniej
Aby wszystko szło zgodnie z planem, najważniejsza jest odpowiednia koordynacja. Śmigłowce bojowe muszą osłaniać transportowce, które są w stanie przenieść znacznie większą liczbę żołnierzy do danego punktu i są niemal bezbronne stojąc na ziemi. Ze zgraną ekipą Heliborne zyskuje naprawdę dużo i dopiero wtedy pokazuje swój pełen potencjał.
Przed rozgrywką możemy wybrać, czy chcemy przeciwstawić się innym żywym graczom, czy też wziąć udział w misji PvE, co jest najlepszym rozwiązaniem dla stawiających w grze swoje pierwsze kroki.
Liczba punktów zdobywanych za zwycięstwo jest bowiem dużo większa, niż w przypadku przegranej z dobrym wynikiem indywidualnym. A w Heliborne łatwo natrafić na naprawdę mocnych przeciwników.
Niestety, wynika to w dużej mierze z faktu, że serwery świecą raczej pustkami i czasami natrafimy tam na (dosłownie) kilkunastu zapaleńców, którzy od razu dają nam w kość. Co by nie mówić, jest to strasznie frustrujące i zniechęcające do dalszej gry.
Bo choć Heliborne oferuje też możliwość rozegrania dwóch kampanii dla pojedynczego gracza, to stanowią one bardziej niewielki dodatek, niż pełnoprawny scenariusz fabularny. Trudno więc przyznać za to jakiś plus.
Niełatwo być pilotem
Jeżeli mieliście kiedykolwiek styczność z grami, w których główną rolę odgrywają śmigłowce, to wiecie, co jest ich częstą bolączką. Śródtytuł już co nieco zdradził. Chodzi oczywiście o sterowanie. Na szczęście w Heliborne nie ma tragedii, bo grze bliżej jest do zręcznościówki, niż rasowego symulatora.
Nasze maszyny możemy kontrolować za pomocą pada, joysticka, czy nieśmiertelnego duetu mysz+klawiatura. I wiecie co? Ten ostatni sposób najbardziej przypadł mi do gustu, co pewnie zabrzmi jak herezja. Sterowanie jest jednak na tyle proste i intuicyjne (chociaż trzeba przyzwyczaić się chwilę do dziwnego przełożenia osi), że gdy załapiemy o co chodzi, wszystkie manewry staną się dziecinnie proste.
Nie wiem tylko, czy aby nie „za proste”. Rozumiem, że mówimy o sieciowym shooterze, który już ze względu na dobór tematyki cierpi na braki w dynamice, ale brakuje tu czynnika „easy to learn, hard to master”.
Pod względem prowadzenia maszyny nie ma bowiem za bardzo czego „masterować”. Ledwie kilka przycisków i przełączanie się rolką pomiędzy różnymi rodzajami pocisków. I to w zasadzie wszystko, a kolejne odblokowane maszyny wiele tu nie zmieniają.
Dżungla czy pustynia?
Największą bolączką Heliborne są jednak pustki. O wyludnionych serwerach już wspominałem, ale z podobnym problemem borykają się również same mapy. Ich projekty są mało ciekawe i nie grzeszą liczbą obiektów, które na nich znajdziemy.
Roślinność wygląda ładnie, ale nawet po kilku godzinach trudno jest wskazać, jakieś charakterystyczne elementy którejkolwiek z map. No, może oprócz misji nocnej, która sama w sobie stanowi pewne urozmaicenie. Z czasem zaczyna też nużyć powtarzalność. Podobne cele, podobne strategie, nijakie mapy…
Heliborne w większych dawkach może zniechęcić. Mam nadzieję, że twórcy nie będą opieszali w dorzucaniu nowych trybów zabawy, bo w innym wypadku gra skończy jako interaktywne muzeum lotnictwa, do którego zajrzymy wyłącznie z historycznego sentymentu.
Ocena końcowa:
- dużo maszyn z różnych epok
- w końcu coś dla fanów wirtualnych śmigłowców
- realistycznie odwzorowane pojazdy
- ciekawy system misji, wymagający taktycznego podejścia
- niewielu chętnych do zabawy sieciowej
- pustki na mapach
- mało trybów gry
- Grafika:
zadowalający plus - Dźwięk:
zadowalający plus - Grywalność:
zadowalający
Komentarze
4Hi, hi ten dowcip to Karol S. w familiadzie opowiadał tak z 6 lat temu ;P