Czy w czasach instagramowych filtrów, smartfonowych aparatów robiących cudowne zdjęcia z kadrów upolowanych na rodzinnym ogrodzie działkowym, ktoś jeszcze realnie potrzebuje aparatu fotograficznego?
Po co mi aparat fotograficzny? Po co Tobie aparat fotograficzny? Po co komukolwiek aparat fotograficzny? Konsumencki użytek sprzętu fotograficznego to dziś stosunkowo trudny temat. Z jednej bowiem strony, gadżeciarstwo sprawia, że kupujemy obiektywnie niepotrzebne rzeczy, z których nie korzystamy. Z drugiej jednak strony, czy nie na tym polega konsumpcjonizm? Na tym właśnie kupowaniu rzeczy z gruntu niepotrzebnych?
Kupić aparat, czy może najpierw spodnie? ;)
Rozważałem ostatnimi czasy sens kupna nowej, szerokiej stałki do aparatu, coby pośmigać nieco po mieście. I kiedy już miałem kliknąć “Kup teraz”, dodało mi się, że jak kilka lat temu przechodziłem na bezlusterkowca, to uznałem, że dziś nie potrzebuję pełnej klatki. I było to dobre posunięcie. Kierowany tą logiką uznałem, że skoro mam szkło, które przy 18 mm oferuje przysłonę f/2.8, a swoich zdjęć nie drukowałem już od dawna, to dam sobie spokój z kupnem nowego szkła.
Zamiast obiektywu kupiłem rower do miasta, więc potrzeba zakupowa została zrealizowana… Niemniej ten wewnętrzny dylemat pchnął mnie w rozważania na temat zasadności kupowania sprzętu fotograficznego przez kogoś, kto nie ma tego skrzywienia charakteryzującego pasjonatów. I jak tak sobie dywagowałem w głowie, dotarło do mnie, że złoty wiek fotografii konsumenckiej w klasycznym rozumieniu, dawno już był przeminął.
Oczywista oczywistość?
Nikogo nie zdziwi, że aparatu fotograficznego potrzebują osoby, które zarabiają na życie fotografując ludzi, krajobrazy, zwierzęta, samochody, nieruchomości i co tam jeszcze można fotografować. W tym przypadku pytanie brzmieć powinno raczej: bezlusterkowiec czy lustrzanka? Zresztą, patrząc na branżowe trendy, to odpowiedź i na to pytanie jest prosta, gdyż bezlusterkowce tak rozepchały się na rynku, że lustrzanki stały się pewną ekstrawagancją nawet w rękach znacznej większości zawodowców.
Użytkownik zaawansowany ma problem!
To jest ciekawa sprawa, powiem Wam. Lata temu strzelałem zdjęcia do banku twarzy czy innej agencji modelek. Zwykłe polaroidy, ale też sesje plenerowe, tematy modowe z ludźmi, co to chcieli być modelami i modelkami w czasach sprzed Instagrama. Potem zarabiałem na jedzenie i uciechy życia fotografując śluby - fajna to była robota, ale przestała się spinać finansowo, gdy branżę nawiedzili fotografowie za 300 zł od ślubu, co zbiegło się w czasie z popularyzacją smartfonów robiących przyzwoite zdjęcia.
Okazało się wtedy, że często komuś wystarczy papranina w cenie weekendowego obiadu dla rodziny oraz bonusowe zdjęcia z telefonu wujka, ciotki, kuzyna. E tam, nieważne. Poza fotografowaniem za hajs, od kiedy pamiętam, lubiłem wyskoczyć sobie na miasto o jakiejś abstrakcyjnej godzinie, kiedy to do pracy jeżdżą smutni ludzie i fotografować owo miasto. Taki miejski reportaż żywej i martwej tkanki aglomeracyjnej to fajna sprawa jest!
Po co ten biograficzny fragment? Ano po to, by stworzyć jakiś typ użytkownika aparatu fotograficznego. Taką personę zaawansowaną, co to nie jeden aparat w życiu miała, a fotografia zawsze była jakimś elementem jej codziennego funkcjonowania. I dziś taki były lub prawie pros ma problem. Bo z jednej strony aparat ciągle w domu jest, szkła jakieś w domu są, ale czasu jakoś tak mniej i okazji do robienia zdjęć też mniej. Poza tym, w czasach, kiedy zdjęcia pokazuje się na Instagramie i mało kto myśli, by je “wywoływać”, nie chce się tego aparatu ze sobą tachać.
Dawniej każdy spacer w ciekawym miejscu wiązał się z targaniem aparatu. Każde wakacje, od majowego weekendu nad jeziorem, po łazęgowanie po górach - aparat do torby i jazda. A dziś, no nie chce się. Człowiek woli się skupić na tym, co dzieje się wokół, tu pobiegać z psem po ścieżkach, tam uwalić się na polanie z tymże psem, wypić piwo i zjeść oscypka. Zdjęcia się robi w trakcie filmy się nagrywa również też w trakcie, coby rodzinie pokazać, że nie tylko Zakintos to miejsce warte zobaczenia. A aparat, choć jest pod ręką, to wyciąga się go sporadycznie, od wielkiego dzwonu.
Obiektywizując zatem, zaawansowany fotograf, który pasję ma, a i owszem, ale hajsu z fotografii nie robi, aparatu kompletnie nie potrzebuje. Ten aparat i tak ma, a jak nie ma, to kupi, bo czuje, że musi, że chce go mieć, ale w dychotomii potrzebuje - nie potrzebuje, zdecydowanie wygrywa to drugie stanowisko.
Umówmy się, praktycznie każdy kto ma w kieszeni smartfon, nie potrzebuje aparatu fotograficznego. Ot smutna rzeczywistość branży foto.
Czy wakacyjny turysta potrzebuje aparatu?
Jeśli zapytamy o to sprzedawcę w sklepie, to usłyszymy pewnie:
- Panie! Aparat Pan potrzebujesz na pewno, no i kamerka się przyda, taka na gimbalu fikuśnym, i sportowa kamerka z obudową, to se Pan ponurkujesz!
- Ale ja w Góry Stołowe jadę! Tam nie ma gdzie nurkować! - odpowiedzieć mógłby hipotetyczny klient.
- To se Pan kamerkę do czajnika włoży i na YouTube nagra filmik, jak te influencery robią!
No dobra, nie wiem, czy tak wyglądałaby taka rozmowa ze sprzedawcą, ale faktem jest, że przekonywałby on nas z niezdrowym zapałem do tego, że aparat to jest nam potrzebny, jak 13 emerytura. Nie jestem jednak względem tego przekonany, a raczej życiowe doświadczenie mnie do tego nie przekonuje. O, niech będzie przykład!
Znajoma parka pofrunęła w zeszłym roku na bogate wakajki na jakiejś tam greckiej wyspie. Urlop na wypasie, więc zapytali, jaki aparat kupić, żeby zdjęcia porobić, które będą taką super pamiątką. Uprzejmy i miły jestem z natury, więc odpowiedziałem, sugerując, że może taki aparat to jednak średni pomysł, skoro z nowymi topowymi smartfonami żyją na co dzień. Uparli się, że aparat musi być, bo dużo dobrych zdjęć chcą zrobić. No to podpowiedziałem ze 3 modele, oni kupili jeden z nich, pojechali na wakacje, robili zdjęcia i potem pokazali te zdjęcia. I co?
I, po pierwsze - babole niemożebne im powychodziły na tym aparacie, że tego oglądać się nie da. A po drugie, zdjęcia z telefonów są tak z milion razy lepsze niż te z aparatu, z całkiem przyzwoitym szkłem. Wnioski?
- Aparat nie robi zdjęć, zdjęcia robi fotograf,
- żeby zdjęcia były ładne, trzeba potrafić je zrobić (rozwinięcie poprzedniego punktu),
- smartfony robią ładniejsze zdjęcia niż aparaty,
- zrobienie ładnego zdjęcia smartfonem jest prostsze niż zrobienie przyzwoitego zdjęcia aparatem fotograficznym.
Reasumując, jeśli ktoś nigdy nie robił zdjęć, to kupowanie aparatu na wakacje nie ma sensu. Lepiej dołożyć kabzy i kupić topowy smartfon albo prawie topowy smartfon, którego soft tak cudnie dopieści nawet najprostsze zdjęcia pasących się owiec, że będą cudną, cieszącą oko pamiątką.
Moim zdaniem aparat też robi zdjęcia, nie tylko fotograf, ale…
A to wbrew pozorom nie jest proste, nie wystarczy do tego jedynie lektura instrukcji użytkownika, czy nawet intensywne kursy fotograficzne.
Bo robić zdjęcia, które zapierają dech w piersi i są dobre nie tylko technicznie, trzeba również chcieć. A tego nie chce się nawet wielu rzekomym profesjonalistom. Sam zresztą uważam, że nie ma fotografów amatorów i profesjonalistów, są jedynie zdjęcia wykonane amatorsko lub profesjonalnie. A i to nie dyskredytuje tych pierwszych jako ciekawych. To ile na nich zyskamy (ew. zarobimy) to jeszcze inny temat.
Podobnie jest z aparatem. Dlatego odpowiedź na pytanie czy go potrzebujemy zależy od tego, czy będziemy chcieli, a nadto umieli wykorzystać jego możliwości i na dodatek potrafili odczuć satysfakcję z jego użytkowania. Gdy tak jest, aparat taki jak lustrzanka czy bezlusterkowiec nam się przyda.
Jeśli lubimy jedynie szpanować posiadanym sprzętem, dużo lepsze wrażenie zrobimy ciekawymi zdjęciami z równie ciekawego wyjazdu krajoznawczego, które zrobione zostały telefonem, niż gdy poświęcimy całą przeznaczoną nań kwotę na aparat, w którym interesuje nas jedynie spust migawki.
Czy turysta-podróżnik potrzebuje aparatu?
Czy turysta-podróżnik, taki wagabunda z wyboru potrzebuje aparatu? Jeśli jest takim samym fotografem, jak wspomniana wcześniej parka znajomych moich, to wystarczy mu iPhone. Ba, będzie nawet lepszy, bo co zrobi zdjęcie, to wepchnie je na Instagram (jak tylko rozsiądzie się w miejscu, w którym można połączyć się z siecią), coby followersi klikali i hajs z akcji sponsorowanych się zgadzał. A bez plucia jadem, to jeśli taki pasjonat podróży większych i mniejszych nie ma fotograficznych aspiracji - smartfon w zupełności wystarczy.
Sprawa zmienia się, gdy mamy do czynienia z podróżnikiem, co to zdjęcia robić potrafi. Wtedy targanie aparatu ma jakiś sens, ale znowu trudno określić ten sens mianem “potrzeby”. Czy nam się to podoba, czy nie - miejsce i sposób ekspozycji naszych fotografii w dzisiejszych czasach sprawia, że w 90% porządny aparat z porządnym szkłem jest po prostu zbędny.
Choć aparat daje dużo większe możliwości, to na szlaku znacznie łatwiej wyjąć telefon z kieszeni, niż wyciągać i chować sprzęt do plecaka
Gwoli ścisłości…
Wiadomo, że kto będzie chciał aparat kupić, ten go po prostu kupi, ale rozważanie go w kontekście potrzebnego sprzętu - potrzebnego do tego, by nasze zdjęcia miały jakąś przynajmniej przyzwoitą jakość, to temat, który zdezaktualizował się kilka dobrych lat temu. Od kiedy soft w smartfonach składa HDR-y, montuje jedno zdjęcie z kilku, odszumia, podnosi nasycenie, wyostrza i w ogóle upiększa to, co przed obiektywem - aparaty w kontekście czysto konsumenckim nie mają większego sensu.
Co z twórcami wszelakimi? Wystarczy iPhone?
Co już wiemy, a raczej co usilnie staram się zobrazować w tym takim prawie-felietonie? Profesjonaliści potrzebują aparatu tak, jak kierowca wyścigowy samochodu wyścigowego. Proste. Pasjonaci i/lub zaawansowani amatorzy, którzy radość czerpią z fotografii, dla których fotografia jest czymś ważniejszym niż choćby sama idea wyjazdu w nieznane - potrzebują aparatu, jak kurczaki karmy bez GMO. Dla nas wszystkich, poza jednym wyjątkiem, ze smartfonami w kieszeniach aparat fotograficzny jest zbędnym bajerem. W dużym uogólnieniu.
Wyjątkiem, o którym rzuciłem wcześniej, są twórcy wszelkiej maści. Czasy, kiedy można było zostać internetową gwiazdą z kamerką z kalkulatora, minęły bezpowrotnie, a vlogerzy wygrywający treścią, a nie formą to dziś dramatyczna nisza. Tu potrzebna jest jakość! Jeśli chcesz być twórcą, nie obowiązują Cię konsumenckie ramy zasadności przy wybieraniu sprzętu. Kupujesz, co możesz najlepszego, bo jakość się sprzedaje i nie zastanawiasz się nad tym, czy coś jest Ci realnie potrzebne. Jest i koniec tematu.
- Porównanie aparatów 50 Mpx w tanim i drogim telefonie. Sprawdź czy warto dopłacać
- Jaki bezlusterkowiec kupić? Dlaczego to prawdopodobnie lepszy wybór niż lustrzanka
- Żaden smartfon nie da Ci dobrego zooma x100. Czy Canon Powershot Zoom ma sens? Sprawdzamy
- Nie trawisz Instagrama? Pokochasz Instagram Reels! Poważnie, Rolki to jest to!
Komentarze
32Z kolei do pracy gdzie muszę wrzucić nowe zdjęcia do swojego sklepu - tutaj namiot bezcieniowy, mały statyw i w/w lustrzanka dadzą lepsze rezultaty i do tego go używam. Jednak do większości zastosowań - smartfon.
Raz jestem na basenie z moją przyjaciółką. Jej córka ma zawody. Robię zdjęcia lustrzanką z teleobiektywem. Podchodzi do mnie jakiś rodzic i prosi czy nie mógłbym zrobić zdjęć jego córce, bo on ma tylko telefon a fajnie by było mieć lepszej jakości pamiątkę. A tu wiadomo - na basenie nie ma dużo światła. Do tego duża odległość od trybun do torów - więc musi być teleobiektyw. No i zrobiłem kilka zdjęć i wysłałem na maila. Zdjęcia zamrożone w czasie gdzie dziewczynka w powietrzu skacze do wody, albo gdzie krople wody widać w chwili dotknięcia wody - nie do wykonania komórką.
Zdjęcia makro. Żaden telefon takich nie zrobi.
Zdjęcia sportowe, czy na torze wyścigowym, czy na pokazach lotniczych. Czasem takie robię.
To samo.
I można by tak wymieniać.
Nie idę w kierunku telefonu. Mało tego - ostatnio kupiłem właśnie aparat pełno klatkowy.
Moim RX100 robiłem zdjęcia wielorybom ( trzymając się drugą ręką burty statku), gejzerom, morzu, ludziom...wiele zdjęć w niepowtarzalnych momentach gdzie mogłem tylko wyciągnąć rękę, nacisnąć spust i liczyć że aparat da radę - i dawał. Nie do zrobienia telefonem.
Na koniec - jest w nim trym robienia zdjęcia w reakcji na uśmiech. Na grilu czy imprezie rodzinnej stawiam aparat z boku, uruchamiam i robi zdjęcia kiedy tylko wykryje twarz z uśmiechem - mam niezapomniane kadry dzięki temu. Daleko mu do aparatu idealnego ( geometria obiektywu jest kiepska ) ale i tak bije każdy telefon o kilka długości.
1. Zdjęcia robione portfelem, czyli smartfon jako aparat:
- wysoka jakość zdjęć na „standardowej” ogniskowej (bez przybliżania kadru),
- automatyczne algorytmy „upiększające”, które w znacznym stopniu eliminują konieczność postprodukcji,
- możliwość instalowania różnych aplikacji „aparatu” – praktycznie nieskończone możliwości konfiguracji,
- świetny podgląd wykonanych ujęć (smartfony posiadają kontrastowe, jasne wyświetlacze o wysokiej rozdzielczość),
- łatwość udostępniania zdjęć,
- lekkie, „zawsze” pod ręką,
- łatwość i szybkość ładowania akumulatora,
- brak dodatkowych kosztów.
2. Dinozaur rynku foto, czyli kompakt:
- największe możliwości zoomu w porównaniu do wymiarów,
- sprzętowe przyciski funkcyjne,
- pewny uchwyt,
- możliwość szybkiej wymiany baterii,
- dodatkowe złącza np. na lampę błyskową,
- najkorzystniejsza cena w stosunku do uniwersalności.
3. Lustra podniesione, a nawet bez, czyli klocki dla dużych dzieci, zwanych profesjonalistami:
- najwyższa jakość zdjęć, widoczna w miejscach, gdzie fizyki „nie oszukasz” (trudne warunki oświetleniowe, duże przybliżenie, makro, itd.),
- „PRO” sprzętowe przyciski funkcyjne,
- „PRO” pewny uchwyt,
- „PRO” możliwość szybkiej wymiany baterii,
- „PRO” dodatkowe złącza np. na lampę błyskową.
Dla mnie sprawa jest prosta, esencją fotografii są aparaty profesjonalne, które świetnie nadają się do dzielenia się kardami z większym gronem odbiorców, niezależnie od tematyki zdjęcia. Smartfony to taka rodzinna herbatka, ciepło miło i przyjemnie bez dodatkowych kosztów.
Pozdrawiam serdecznie Michał
PS. Definicja „PRO” – potrafi roztrwonić oszczędności ;).
Smartfon robi lepsze wizualnie zdjęcia. Nawet jeśli je damy do druku. Podobnie super wizualne zdjęcia z aparatu otrzymamy po paru godzinach z programami do obróbki zdjęć.
Smartfon wystarcza 90% użytkowników.
Ale jeśli chcemy zdrobić zdjęcię które wywoła wow. Albo trochę pokombinować, optyką -tylko aparat.
Z trzy razy w życiu słuchałem dyskusji o fotografii i fotografowaniu. Zawsze znalazł się tam jakiś żydowski rabin co to zauważał, ze określenie "fotograf" jest niekoszerne.
Oni życzyliby sobie nazwy "fotografik".
W dalszym ciągu zdjęcia/wideo z optyki po stłuczonych butelkach po piwie montowane w telefonach nawet nie stały obok byle kompakta sprzed 5-6 lat.
I te wyziewy z dupy o fotografii ślubnej. Byłeś za słaby i brakło Ci klientów, a nie pojawili się tańsi. Stek bzdur.