Nie patrz w górę, czyli jak Netflix zabrał się za katastroficzną satyrę s-f. I dobrze mu to wyszło
Netflix ostatnio ostro wziął się za produkcje pełnometrażowe, z gwiazdorską obsadą. Po kontrowersyjnej Śmierci Rewolwerowca, lekkim kinie, czyli Czerwonej Nocie, pora na coś ambitnego. Ostrą satyrę na rzeczywistość, osadzoną w realiach katastroficznego s-f
Zapowiadany od miesięcy Nie patrz w górę to jeden z filmów proponowanych w naszym zestawieniu najlepszych produkcji Netflixa w 2021 roku. Moim zdaniem to nawet jedna z najlepszych produkcji Netflixa w historii. Choć klasyfikowany przez twórców jako komedia, co jest uzasadnione, to w praktyce historia o głębszym znaczeniu. Przed premierą mieliśmy obawy, czy taki przesyt gwiazdami w jednej produkcji wyjdzie jej na dobre, ale moim zdaniem udało się tu pogodzić obsadę i ciekawą fabułę.
Nie patrz w górę, czyli w imię zasady, że życie pisze najlepsze scenariusze
Myśl przewodnia filmu wiąże się z zagrożeniem w postaci komety niszczyciela planet, ale ukryto w niej jeszcze kilka innych odniesień do sytuacji żywcem wręcz wyjętych z naszej rzeczywistości. Na dodatek umieszczonych w jakże często przywoływanym otoczeniu władzy, w tym przypadku oczywiście Białego Domu.
Nie patrz w górę wyreżyserował Adam McKay, którego znamy z filmu Big Short, czyli równie ambitnej co ciekawej produkcji na temat świata finansowego i kryzysu z końca pierwszej dekady XXI wieku
Nie zabrakło odniesienia do wizjonerów, którzy chcą zmieniać świat i są bezwzględnie przekonani, że robią wyłącznie rzeczy wspaniałe. Lecz ostatecznie okazuje się, że ich kompleks boga i zbyt duża wiara w nieomylność, odbiera im szansę czynienia faktycznego dobra na rzecz ludzkości.
Chwila, która nakreśliła losy ludzkości
Co do gdy aktorskiej, to nie będę tu wskazywał, który z aktorów zasługuje na największą pochwałę. Dla mnie rewelacją jest to, że niezależnie od czasu jaki spędzili oni na planie filmu, grają jak równi sobie. Żaden z bohaterów, tych głównych i tych pomniejszych, nie wybija się przed szereg. I to jest właśnie fajne, brak gwiazdorzenia czy zbytniego wczuwania się w rolę.
Na dobrą ocenę zasługuje także warstwa scenograficzna, kolorystyka filmu, jak i sposób prowadzenia kamery. Godne najlepszych produkcji filmowych. Dobrze wpasowuje się w to nawet żartobliwa formuła napisów przed i po filmie, która może sugerować produkcję dla młodszego odbiorcy.
Solidna, choć nie wygórowana, ocena na portalach filmowych
Film Nie patrz w górę na IMDB oceniany jest obecnie na 7,3, a na Filmwebie na 7 punktów w 10 punktowej skali. To ocena, która sugeruje solidną produkcję, może nie hit, ale zważywszy na fakt, że jest to kino w pewnym sensie ambitne, to i tak ocena jest dobra. Ja bym ocenił ten film na 8/10. Krytycy na Rotten Tomatoes są znacznie mniej pobłażliwi dla filmu z oceną jedynie 55%, za to ocena widzów 77% jest dużo bliższa pozostałym.
Nie patrz w górę to katastroficzne kino s-f inne niż do tego przywykliśmy
Nie patrz w górę to komedia, która stanowi mieszankę dramatu, kina s-f i obyczajowego, umieszczona w typowo katastroficznych realiach. Na dodatek z obsadą, która mocno nawiązuje do autentycznych postaci z naszej rzeczywistości. Dla przykładu bohaterka grana bardzo przekonująco przez Jennifer Lawrence, to aluzja do postaci Grety Thunberg, która niejednemu już zalazła za skórę.
To właśnie ten fakt sprawia, że Nie patrz w górę nie jest typowym kinem katastroficznej akcji s-f. Takim jak Armageddon, czy nawet ambitniejszy Dzień zagłady (tam też niebezpieczną kometę nazwano od nazwiska bohaterów-odkrywców).
Początek filmu jest taki jak wielu innych. Kosmos, ogromny teleskop i dwójka naukowców wśród komputerów
Do tych filmów bliżej produkcji zatytułowanej Greenland z 2020 roku, którą z kolei obejrzymy na Amazon Prime Video. Pewnie z tego powodu niektóre recenzje Nie patrz w górę są tak niepochlebne. Bo to film, w którym sporo rzeczy przekazane jest między wierszami, nie wprost, a części nawet nie pojmiemy jeśli nie wczujemy się w skórę głównych bohaterów, którzy są naukowcami.
Nie patrz w górę to zaprzeczenie typowego kina katastroficznego, w którym ludzkość, bez względu na narodowość i wcześniejsze waśnie, razem stawia czoła niespodziewanemu zagrożeniu nadlatującemu z czeluści kosmosu. Tutaj, co już wynika z trailera, wszystko dzieje się na opak. Mało kto chce przyznać, że wierzy w obawy astronomów, próbuje obrócić je w żart, który przyniesie mu zysk lub pozwoli zbudować kapitał polityczny.
Amerykanie w postaci Orlean dostrzegają odniesienia do swoich elit. Ale gdyby tak z nazwiska usunąć literkę a
Jak może skończyć się taka historia nietrudno przewidzieć, a najlepiej kwituje to wypowiedz dr. Randalla Mindy (Leonardo Di Caprio) w końcowej fazie filmu.
„Trzeba było zmienić tor komety, kiedy kurwa mieliśmy na to szansę, ale tego nie zrobiliśmy. I nie wiem nawet dlaczego”. Te słowa to podsumowanie działań wszystkich bohaterów tej historii. Bez wyjątku, bo każdy ma tutaj coś na sumieniu
Samo zakończenie, trochę inne niż się spodziewałem, jest doskonałą kwintesencją i podsumowaniem jednego z wplecionych w fabułę wątków. Ich dostrzeżenie pozwala po części rozgrzeszyć postępowanie tych, którzy są, czy też byli, władni coś z tym całym bigosem zrobić.
Po pierwsze pamiętaj, każde dodatkowe równanie zmniejsza liczbę odbiorców tekstu o połowę
Pierwszy filmowy smaczek to nawiązanie do zasad, którymi kierują się popularyzatorzy nauki. Zawsze starają się używać jak najwięcej potocznego języka, unikają naukowych określeń, które mają znaczenie tylko jako terminologia. Stosują jak najmniej liczb, których znaczenie trudno sobie wyobrazić. Szczególnie gdy są elementami równań, bo tego bardzo nie lubi odbiorca.
Nie zrozumiani. Kate Dibiasky, dr Randall Mindy oraz dr Teddy Oglethorpe
Niestety dr Randall Mindy tego z początku nie pojmuje. Dlatego pani prezydent Orlean (w tej roli Meryl Streep) reaguje na wizje zagrożenia śmiechem. Nieco wymuszonym, bo ostatecznie okazuje się, że nie ignoruje sytuacji jak sugeruje to jej reakcja.
„…obliczanie orbity metodą Gaussa-Enckego, przy średniej niepewności pomiaru wynoszącej 0,04 sekundy kątowej…” - tak nie można rozmawiać ze zwykłymi ludźmi
Dr Mindy jest świetną ilustracją naukowca, który wartościuje innych przez pryzmat zrozumienia dla jego pracy. Czyli jeśli pojmujesz o czym mówię, to jesteś swój człowiek. To problem, z którym boryka się wciąż spora liczba ludzi nauki, co prowadzi do marginalizacji ich często ważnej pracy. Dobry naukowiec, szczególnie popularyzator wiedzy, musi potrafić rozmawiać ze zwykłymi ludźmi. Ich językiem, w ich tempie i stosując rozumiane przez nich metafory.
Dla przykładu, zamiast samemu mówić, że kometa spadnie za pół roku, należy zmusić odbiorcę, by to on wypowiedział te słowa w swojej głowie i odniósł do własnej rzeczywistości. Czasem wymaga to spłycenia naukowego przekazu, lecz lepiej gdy odbiorca pojmie z niego niewielką, ale istotną część, niż gdyby miał nie zrozumieć nic.
Idealizm i desperacja nie zawsze skutkują pozytywnymi rezultatami
Kate Dibiasky to ambitna doktorantka, która pomimo wagi zagrożenia zbyt emocjonalnie podchodzi do zagadnienia. Z początku wydaje się, że to ona dotrze do ludzi i lepiej odnajdzie się w świecie celebrytów i internetowych lajków, niż rozdygotany promotor. Niestety jej sukces, to ten, w którym jej wizerunek staje się elementem memów. Bo nazwanie jej imieniem komety, która i tak ma przynieść zagładę ludzkości, to wątpliwy zaszczyt.
Postać Kate zwraca uwagę na inną istotną rzecz w naszym świecie. Często podchodzimy do rozwoju cywilizacji i walki z zagrożeniami w sposób idealistyczny. Niestety szanse na taki obrót spraw są nikłe, trzeba pogodzić się z tym, że dążąc do celu trochę się ubrudzimy. Lepiej bowiem jeśli cokolwiek dobrego się dzieje, niż gdyby nie miało się dziać nic.
Media jak to media, liczy się tak zwana klikalność i trzeba umieć z tego korzystać
Po drugiej, czy też trzeciej, choć podobnie nastawionej do rewelacji głównych bohaterów jak władze, stronie stoją w tym filmie media. Zamiast oglądać przerażoną, ale też z powagą zapowiadającą koniec świata postać dziennikarki jak Jenny Lerner w Dniu Zagłady (w tej roli Tea Leoni), dostajemy prezenterkę-celebrytkę Brie Evantee, którą gra Cate Blanchett.
Wraz z kolegą z anteny, Jackiem Bremmerem (Tyler Perry), żartują ile wlezie z problemu, przy okazji obnażając swoją ignorancję w tematach, które wykraczają poza mocno medialne historie („Nie wiedziałem, że Subaru produkuje teleskopy.”). Nie patrz w górę to nie pierwszy film, w którym ośmieszana są media, które mają największy zasięg i wpływ na słuchaczy, ale to nie szkodzi.
Bohater, który ma uratować świat tym razem to…
W filmie Armageddon bohaterem, który w końcu musi wszystkich ratować ku przerażeniu najbliższych, okazał się człowiek związany z branżą wydobywczą (Bruce Willis), ale też człowiek taki jak wielu innych.
W Nie patrz w górę do tej roli aspiruje kilka postaci. Mamy tu komediowy epizod z Ronem Perlmanem, ale koniec końców rolę zbawcy świata „bierze na siebie” sir Peter Isherwell (w tej roli Mark Rylance, który grał twórcę symulacji OASIS w filmie Player One).
Zbawca ludzkości? Tylko na chwilę
Jego koncern BASH to nawiązanie do świata ludzi takich jak Elon Musk (SpaceX), Jeff Brazos (Blue Origin) czy Tim Cook (Apple), żeby tylko wyliczyć tych pierwszych z brzegu. Tak przy okazji, rolę smartfonu BASH LiiF w tym filmie odegrał RED Hydrogen One. Być może jeszcze pamiętacie o tym rzekomo przełomowym telefonie, który okazał się tylko „przebłyskiem geniuszu” i ostatecznie kariery rynkowej nie zrobił.
Jak skończy się historia Elona Muska, do czego doprowadzą plany Zuckenberga (Meta) i im podobnych? Dokładnej odpowiedzi na te pytania nie znamy, bo żyjemy w czasach, gdy ich wizje dopiero nabierają kształtów. W filmie za to można poprowadzić wątek takiej postaci od początku do końca.
Sir Peter Isherwell i jego wyznawcy
I tak właściciel wielobranżowego koncernu BASH „przypadkiem” chce zrobić sensowny użytek ze śmiercionośnego ciała niebieskiego. Własną korzyść przykrywa przekonaniem, że czyni to dla dobra ludzkości. Chwila, w której to przyznaje, to jedyny moment w filmie, gdy jego ekscentryczny i denerwujący spokój ducha ustępuje jego prawdziwemu ja.
Komputery wiedzą ona nas dużo. My to wiemy, ale wciąż nie doceniamy tego faktu
BASH i jego technologie przetwarzania danych to też nawiązanie do rzeczywistości, w której komputery wiedzą o nas więcej niż my sami. A jednocześnie do rzeczywistości, w której technologie są wykorzystywane w celach kompletnie nie licujących z ich zaawansowaniem i tym na jakie zastosowania zasługują.
„Czym jest bronterauk?” Odpowiedź na to pytanie jest także odpowiedzią na inne. „Czy głupcy i zadufana w sobie pseudoelita zdołają uniknąć widma zagłady?”
Film, o czym w końcu się przekonujemy, zwraca tez uwagę na jeszcze inny fakt. Nie powinniśmy lekceważyć wartości danych i wynikających z ich przetwarzania rezultatów. Mogą one nieść w sobie więcej prawdy niż nam się wydaje. A jednocześnie nie można pokładać bezgranicznej wiary w to, że piękne opakowanie i supermarketing wystarczą.
Nie patrz w górę to dwie godziny dobrej rozrywki, ale też zadumy nad naszą rzeczywistością
Jeśli nie obejrzeliście Nie patrz w górę, to pewnie po przeczytaniu tej recenzji, poczujecie się zaspojlerowani. Ale powyższe to tylko jedno w wielu spojrzeń na fabułę Nie patrz w górę. Warto poświęcić trochę ponad dwie godziny na tę sprytną i ostrą satyrę na temat naszego świata. Z kometą w roli sprawcy całego zamieszania.
Zdaniem dr. Amy Mainzer, kierownika projektu NEOWISE, która była naukowym konsultantem przy filmie, Nie patrz w górę to próba pokazania jak dochodzi do odkryć naukowych i ile przeszkód czeka odkrywców na etapie komunikowania ich władzom i szerokiej społeczności. Dla mnie podobną rolę pełnił kiedyś film Kontakt. Tamta historia była jednak pełna nadziei i patosu, tym razem wydobyto to co w ludzkości zasługuje na pogardę oraz dostosowano to do realiów w jakich żyjemy.
Dla przypomnienia w 1997 roku, gdy Kontakt wchodził na ekrany, nie było jeszcze Google, ani Facebooka, a Elon Musk dopiero przymierzał się do założenia PayPala. Jedynie Amazon istniał już od dwóch lat, lecz wtedy była to przede wszystkim wysyłkowa ksiegarnia.
Jedna z ostatnich scen w filmie. Zaskoczeni?
Naszej obecnej cywilizacji taka zabójcza kometa nie zagroziła i na razie nic nie wskazuje, by tak miało się stać. Za to inne problemy jak ogólnoświatowa pandemia, zmiany klimatyczne, czy też konflikty polityczno-gospodarcze są realne, choć rozwijają się powoli. Kometa dociera na Ziemię szybko, dlatego doskonale sprawdza się jako narzędzie sprawcze w sytuacji, gdy trzeba problem wyolbrzymić.
Obawiam się, że „Nie patrz w górę” nie zajmie należnego mu miejsca w panteonie produkcji katastroficznych. Obym się mylił, bo to bardzo dobry pouczający film
Jakość i tempo filmu bezpiecznie trzyma się dobrego poziomu do samego końca. Nie tak jak w serialu Salvation, również o próbie obrony Ziemi przed zabójczym ciałem niebieskim. Tam wysoką klasę produkcji utrzymywaną przez ponad 20 odcinków zrujnowano absurdalnym zakończeniem. To dowód, że niektóre historie lepiej ograniczyć do jednego pełnometrażowego filmu. Zwłaszcza te, które mają być pouczające.
To wszystko, pora zasiąść przed ekranem telewizora czy też komputera, a mnie poszukać innej kosmicznej propozycji w katalogu Netflixa. Na celowniku mam tej chwili Ciche Morze, koreańskie s-f z akcją ulokowaną na Księżycu. To niestety znowu ponura wizja przyszłości.
Oglądał: Karol Żebruń, foto: NIKO TAVERNISE/NETFLIX
Ocena filmu Nie patrz w górę
- Dlaczego Wiedźmin od Netflixa jest słaby? Tomasz Bagiński ma na to odpowiedź
- A czemu nie Messi? Bo czemu nie Lewandowski to wiadomo. Neymar bohaterem nowego dokumentu na Netflix
- Koreańczycy mają już drugi hit na Netflix
- Zemsta rewolwerowca - kochacie westerny? To lepiej omijajcie ten film szerokim łukiem
- Arcane – serial League Of Legends to aktualnie najlepszy serial na Netflixie
Komentarze
31Sama końcówka trochę niesmaczna, ale Netflix lubi zaskakiwać.
1. "Żaden z bohaterów, tych głównych i tych pomniejszych, nie wybija się przed szereg. I to jest właśnie fajne, brak gwiazdorzenia czy zbytniego wczuwania się w rolę." Zadaniem aktora jest się wczuć w role tak jak to tylko możliwe, oddać zamysł reżysera w 100%, o to w tym chodzi. To nie jest relacja na żywo gdzie się "gwiazdorzy". Na plus wybija się Lawrence i DiCaprio, na zdecydowany minus - Jonah Hill (takie same miny, taka sama gra, wygląda tak samo w każdym filmie poza Moneyball).
2. "Na dobrą ocenę zasługuje także warstwa scenograficzna, kolorystyka filmu, jak i sposób prowadzenia kamery. " Kolorystyka ? Permanentnie przesycone kolory, większość scen zbudowana na czerwieni i granacie, nieustanne używanie żółto-niebieskich kontrastów...to jest typowy streamingowy film, zbudowany na tych samych kadrach i kolorach co zwykle. Do znudzenia tych samych.
3. "Dla przykładu bohaterka grana bardzo przekonująco przez Jennifer Lawrence, to aluzja do postaci Grety Thunberg, która niejednemu już zalazła za skórę." Nie wiem gdzie autor widzi tu tutaj aluzję do Grety. Jedyną cechą wspólną między postacią Lawrence a Thunberg jest to, że są kobietami. To jest nadinterpretacja robiona bardzo, bardzo na siłę.
4. "Bo to film, w którym sporo rzeczy przekazane jest między wierszami, nie wprost, a części nawet nie pojmiemy jeśli nie wczujemy się w skórę głównych bohaterów, którzy są naukowcami." Ależ wszystko w tym filmie jest podane wprost, tu nie ma niedopowiedzeń, część rzeczy jest przekazana werbalnie a część niewerbalnie ale to w końcu film więc należy patrzeć. Poza tym panie Karolu - nie "wczuwa się w skórę" tylko wchodzi w skórę bądź wczuwa się w sytuację danej osoby.
5. "Dr Mindy jest świetną ilustracją naukowca, który wartościuje innych przez pryzmat zrozumienia dla jego pracy. Czyli jeśli pojmujesz o czym mówię, to jesteś swój człowiek." Chyba oglądaliśmy inny film. W tym który ja widziałem Dr Mindy jest wyważonym, znerwicowanym naukowcem , który tylko chce alby ludzie dowiedzieli się co się dzieje. Proszę o przykład sceny gdzie on kogoś wartościuje.
Podsumuję to tak.
To jest dziwaczna recenzja do której autor podpiął swoje (?) tezy i stara się do nich dop
Media mogą wszystko gdy trafią na naiwnego widza...
Tak samo zrobili z pandemią...
Komedia trwająca ponad 2 godziny...Zdecydowanie za długi o 30 min.
Ja wiem że ten film ma ważne przesłanie dla nas wszystkich, ale forma podania jest tak nudna że to zwyczajnie usypiacz a nie dobre kino. I nie, nie jestem fanem kina akcji.