Myszy dla graczy lubiących dynamiczne sieciowe rozrywki bywają nad miarę wymyślne, rozbudowane i kosztowne. Steelseries Rival 110 obiera drogę zgoła odmienną.
- wygodny profil (zwłaszcza dla osób preferujących mniejsze urządzenia),; - niewielki ciężar,; - sensor o maksymalnej rozdzielczości 7200 DPI,; - przejrzyste i funkcjonalne oprogramowanie,; - wbudowana pamięć,; - możliwość zmiany DPI „w locie”,; - podświetlenie RGB,; - atrakcyjna cena.
Minusy- maniakom sprzętu może braknąć kilku opcji przy konfigurowaniu urządzenia,; - niewielka liczba przycisków.
Steelseries Rival 110, czyli gryzoń z rodowodem
Firma Steelseries już niejedną mysz ma na karku, a i sama seria Rival też cieszy się pewną tradycją, toteż skłamałbym mówiąc, że Steelseries Rival 110 było dla mnie kompletnym zaskoczeniem. No nie, żadnych rewolucyjnych rozwiązań, które zamienią przeciętniaka w mistrza strzelanin FPS czy strategii RTS, tutaj nie znalazłem.
Zresztą, takich magicznych sztuczek raczej nie ma, bo przysłowiowym baletnicom zawsze będą przeszkadzać rąbki ich spódnic, a wymiatacze zniszczą każdego bossa w Dark Souls na gitarze od Guitar Hero czy innych bębnach. Może więc lepiej, że Steelseries Rival 110 nie próbuje z krzesła strugać kajaku, a zamiast tego trzyma się niezawodnej klasyki. Nie znaczy to jednak, że jest to mysz nudna i niewarta uwagi. O nie, nic z tych rzeczy!
Specyfikacja techniczna
- Sensor: optyczny Steelseries TrueMove1
- Czułość: od 200 do 7200 DPI
- Częstotliwość raportowania: 1000 Hz
- Liczba programowalnych przycisków: 6
- Łączność: przewodowa
- Wymiary: 120 x 67 x 38 mm
- Waga: 87,5 g
- Funkcje dodatkowe: zmiana DPI „w locie”, podświetlenie RGB
Jedna dla wszystkich
Wizualnie Steelseries Rival 110 prezentuje się zupełnie przyzwoicie, przy czym dwie cechy są dla tego modelu w zasadzie definiujące. To mysz, po pierwsze, w nieśmiertelnym kolorze czarnym, a po drugie niewielkich rozmiarów. Barwa plastiku to kwestia gustu, ale już wymiary – niekoniecznie.
Trochę tautologicznie mogę powiedzieć, że to idealna propozycja dla osób, które preferują mniejsze myszy, ale też z pewnością dla graczy, których natura nie obdarzyła zbyt dużymi dłońmi (sam się zresztą do tej grupy zaliczam i Steelseries Rival 110 rozmiarowo okazało się dla mnie strzałem w dziesiątkę).
Co więcej, niezbyt duże gabaryty urządzenia w połączeniu z jego niskim profilem sprawiają, że nie dyskryminuje on ani zwolenników „płaskiego chwytu”, ani tak zwanego „claw grip” (czyli „szponu”, ponieważ jedynie czubki palców dotykają klawiszy i boków urządzenia). Krótko mówiąc to stosunkowo uniwersalna pozycja na rynku gamingowych peryferiów.
Jej uniwersalność dotyczy zresztą nie tylko kształtu, ale też przycisków. Steelseries Rival 110 wyposażona została w sześć przycisków. Poza dwoma głównymi, jeden tradycyjnie umieszczony został w rolce, a dwa kolejne na bocznej ściance (pod kciukiem). Ostatni z przycisków znajduje się w centralnym punkcie urządzenia i domyślnie służy do zmiany DPI „w locie”. Nie jest to więc mysz, która byłaby projektowana jedynie pod kątem MMO lub RTS. Fani każdego z growych gatunków mogą bez przeszkód z niej korzystać.
Dodatkowo Steelseries Rival 110 posiada chropowaty plastik na obu ściankach bocznych, który sprawia, że mysz nie wyślizguje się z dłoni. Ostatnim już, ale dla niektórych równie ważnym atutem tego sprzętu (w każdym razie w obszarze cech widocznych na pierwszy rzut oka) są podświetlane elementy.
Jeden z nich to rolka, a w zasadzie dwa cieniutkie paski na jej bokach, drugi zaś to logo firmy na tyle urządzenia. Jak to zwykle bywa w dostępnych obecnie sprzętach dla graczy, jest to podświetlenie RGB, a więc mogłem przebierać w blisko 16 milionach kolorów.
Co istotne, oprogramowanie, czyli Steelseries Engine, pozwala nie tylko na zmianę barwy iluminacji, ale też na wybór jednego z kilku trybów podświetlenia – od tęczowego przenikania się kolorów po pulsowanie jednego tylko odcienia. Niestety, obie strefy podświetlenia są ze sobą połączone, a co za tym idzie, w żaden sposób nie udało mi się ustawić oddzielnego koloru dla rolki i logotypu Steelseries.
Kończąc opis „powierzchowności” Steelseries Rival 110 mógłbym podnieść jeden jedyny zarzut, który dotyczy samej budowy, a raczej wrażenia, jakie ona powoduje. Zarówno konstrukcja klawiszy, jak i plastik, z którego zostało wykonane urządzenie nie wydają się zbyt solidne. Na domiar złego to negatywne odczucie jest potęgowane przez (samą w sobie neutralną, a nawet korzystną cechę) niewielki ciężar sprzętu.
Dość jednak tego pierwszego wrażenia. Czas na drugie, trzecie, czwarte i dalsze, a więc sprawdzenie technologicznych „bebechów” i test bojowy. Bo doświadczenie pokazuje, że jeśli przysłowiowy diabeł gdzieś się ukrywa, to właśnie w którymś z tych obszarów.