Nowy szczep czy stare choróbsko?
Okiem wyluzowanego optymisty
Jakub Jakubowicz
Nasz redakcyjny maruda z uporem maniaka wynotowywał wszystkie błędy, bugi i glitche, jakie napotkał na swej drodze. Później zasypywał mnie pytaniami: A widziałeś latające trupy? A zdarzyło ci się wpaść w kolejkową pętle? A nie wkurzało cię… I tak dalej, i tak dalej. Przez długi czas puszczałem mimo uszu jego malkontenckie litanie, ale nadszedł w końcu ten moment, w którym (po części w każdym razie i z bólem serca) musiałem przyznać mu rację.
Przejdę więc do tej mrocznej strony Tom Clancy’s The Division 2. Objawiła mi się pod postacią ciężarówki. Ciężarówki, która pochłonęła mojego dzielnego żołnierza i nie chciała puścić. Redakcyjny kombatant-maruda podpowiadał: „Turlaj się, turlaj! We wszystkie strony!” (w końcu to stary gracz, więc zna się na rzeczy), lecz wszystko na nic! Auto pożarło mnie i kropka. Nie pomogły nawet próby ponownego uruchomienia gry z poziomu menu. Pozostał jedynie restart „na twardo” i żmudna wędrówka z powrotem do przeklętej ciężarówki.
Im dalej w Waszyngton, tym więcej błędów ukazywało się moim oczom. A to któraś z postaci latała przez ściany, a to inna lewitowała parę metrów od helikoptera, menu wmawiało mi, że w mojej bazie są nowi specjaliści, podczas gdy wcale ich nie było, a ekwipunek po powrocie ze Strefy Mroku nie mógł wrócić do swoich zwyczajnych statystyk (w SM parametry normują się na innym poziomie, niż w pozostałych częściach świata Tom Clancy’s The Division 2).
Niektóre z tych rzeczy to, oczywiście, zupełne drobiazgi, ale, wierzcie mi, zebrane razem potrafią napsuć krwi. Jaki z tego wniosek? Taki, że Tom Clancy’s The Division 2 to zabugowana „średniawka”, która bardziej wkurza, niż bawi? Absolutnie nie! W każdym razie ja będę bronił tego tytułu, póki starczy mi sił.
A to dlatego, że ogólne wrażenie było dla mnie wprost rewelacyjne i przyznam szczerze, że z trudem odrywałem się od ekranu, nawet kiedy zdrowy rozsądek namawiał do tego. Głównie za sprawą uzależniających jak nikotyna rozbłysków światła po wbiciu kolejnego poziomu, szczęku „topowej” broni wypadającej ze skrzynki czy po prostu niezwykle satysfakcjonujących strzelanin.
Możecie powiedzieć, że to wszystko tanie chwyty, a całość sprawia wrażenie jednak mocno monotonnej. Może i tak, ale w końcu syndrom „jeszcze jednej misji” to olbrzymi plus każdej produkcji. W tym przypadku tak duży, że potrafi przesłonić niedopatrzenia twórców.
Okiem starego marudy
Maciej Piotrowski
A tak, będę narzekał na The Division 2. Bo choć wciąż czerpie z gry niesamowitą frajdę sporo rzeczy doprowadzało mnie, doprowadza i pewnie jeszcze będzie doprowadzać do szewskiej pasji. Nie ma to jak wpaść pod mapę albo zablokować się za drzwiami podczas starcia z bossem, prawda?
Albo lepiej, próbując szybko dołączyć do klanowej ekipy wpaść w niekończącą się pętlę ładowania. Notabene, jak dotąd tylko w The Division 2 widziałem cofający się pasek postępu „loading’u”. Co prawda takich „miłych” chwil jest obecnie w grze coraz mniej, ale wciąż zdarzają się dziwne zachowania gry.
Przykład? Podchodząc do głównych misji gra pozwala wyszukiwać innych graczy chętnych do wspólnego ich przejścia. Problem w tym, że matchmaking działa tu „jak mu się zachce” – czasami wszystko jest OK, a czasami możemy zakwitnąć czekając na zebranie drużyny, a to przez osobliwe odrzucanie automatycznych zaproszeń, a to znowu przez nagłe rozłączanie się gry.
Tak czy siak jednak wciąż gram w The Division 2 i jakoś nie mogę przestać. Nie chodzi tu tylko o samą radochę ze strzelania. Ubisoft fenomenalnie odrobił zadanie i dał nam coś co napędza całą zabawę – całą masę sprzętu, który staramy się zdobyć i zmodyfikować podnosząc swoje statystki. No i jeszcze potem właściwie przetestować w kolejno dodawanych aktywnościach i na coraz to śmielej poczynających sobie wrogach.
Tom Clancy’s The Division 2 – czy warto kupić?
Oczywiście, odpowiedź na tak sformułowane pytanie może być tylko jedna – to zależy. Od czego? Od naszych oczekiwań. Jeśli pragniecie czegoś zupełnie innego, niż to, co oferowało nowojorskie Tom Clancy’s The Division, jeśli liczycie na dominację warstwy fabularnej, jeśli zależy Wam na „gładkim” produkcie finalnym pozbawionym najmniejszych błędów, a zbieractwo i powtarzające się strzelaniny przyprawiają Was o chroniczne ziewanie, to lepiej darujcie sobie tę produkcję.
Jeśli jednak uwielbiacie otwarte światy i samodzielne podróże (bez prowadzącej za rączkę kampanii), cenicie sobie zabawę ze znajomymi, kakofonia wystrzałów i eksplozji to symfonia dla Waszych uszu, a gromadzenie „lootu” jest dla Was nałogiem, sięgnijcie jak najprędzej po Tom Clancy’s The Division 2, bo taki diamencik nie może się zmarnować. Dostaniecie tu wszystko co lubicie najbardziej, w ciekawym opakowaniu „postapokaliptycznego” Waszyngtonu.
To wciąż za mało, żeby podjąć decyzję? To może podsyci Waszą ciekawość obietnica Ubisoftu, której zapowiedź możecie zobaczyć powyżej na filmie. Tom Clancy’s The Division 2 ma otrzymać bowiem już w pierwszym roku masywne wsparcie pod postacią pojawiających się na bieżąco (i, co ciekawe, darmowych) dodatków z nowymi lokacjami i niewidzianymi dotąd rozdziałami opowieści.
Zdaje się, że twórcy zawirusowanego „loot shootera” dobrze zdają sobie sprawę z drzemiącego w nim potencjału i nie ustają w realizacji coraz to nowszych pomysłów, nawet jeśli od czasu do czasu powinie im się noga.
Ocena końcowa Tom Clancy's The Division 2:
- "postapokaliptyczny" Waszyngton...
- ...który jest piaskownicą pełną atrakcji
- strzelaniny potrafią zafundować solidną dawkę adrenaliny
- polowanie na "loot" wciąga jak wir
- rozwój postaci napędzający rozgrywkę (umiejętności, perki, osobne poziomy dla Stref Mroku itp.)
- oprawa audiowizualna często robi wrażenie
- rozgrywka w kooperacji i przeciwko innym graczom
- cała masa zadań i aktywności, w tym częśc ukrytych
- wyjątkowy pomysł na przełamanie klątwy "endgame'u"
- sporo błędów technicznych i doczytujące się tekstury
- początek zabawy może zniechęcić przewagą liczebną przeciwników (pojawiają się nieprzewydywalnie) i dość częstymi zgonami
- nie do końca przemyślany system "podnoszenia" statystyk i poziomu trudności rozgrywki przy dołączaniu do gry innych graczy o znacznie wyższym poziomie
- monotonia niektórych lokacji i zadań
- marginalna rola fabuły może zniechęcić graczy nastawionych na historię
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
super - Grywalność:
dobry plus
Ocena ogólna:
Grę Tom Clancy's The Division 2 na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Ubisoft Polska
Komentarze
9- "sporo błędów technicznych i doczytujące się tekstury" tu pełna zgoda
- początek zabawy może zniechęcić przewagą liczebną przeciwników (pojawiają się nieprzewidywalnie) i dość częstymi zgonami to akurat wyjęta z czapy czy solo czy duo czy squad pierwszych 30lvli to sunięcie w przód jak przecinak.
- "nie do końca przemyślany system "podnoszenia" statystyk i poziomu trudności rozgrywki przy dołączaniu do gry innych graczy o znacznie wyższym poziomie" i tak i nie. Podnoszenie statystyk to rzeczywiście jakaś taka czarna magia w chwili obecnej a i poziom skaluje się dość nieproporcjonalnie. DUO powoduje, że gra jest niesamowicie łatwa, ale już w 4 jest zdecydowanie trudniej, jednak wciąż nie sprawia to takiego problemu jak w TD1. Zwłaszcza, że nowy poziom trudności wejdzie w piątek.
- monotonia niektórych lokacji i zadań, loot shoter taki urok, żeby nie było monotonii i powtarzalności Devsi co tydzień musieliby dodawać nową misję główną.
Jeżeli chodzi o klimat.....ja go czuję. Głównie za sprawą warunków pogodowych, muzyki.....i hunterów ;)
A tak na marginesie - jeżeli ktoś zaciął się w teksturach, polecam fast travel do kolegi, o ile gramy w party ;)
https://www.youtube.com/watch?v=lWTkQ7Gzacg
W samo sedno!