Gra MMO z rozbudowaną, wciągającą fabułą dla jednego gracza, jak w klasycznym RPG? Czuć tu wewnętrzną sprzeczność. A jednak The Elder Scrolls Online pokazało, że da się pogodzić ze sobą i jedno, i drugie. Ba, opowiadana przezeń historia rozmachem potrafi zawstydzić konkurencję.
Uniwersum The Elder Scrolls skończyło niedawno ćwierć wieku. Niby to nic nadzwyczajnego, bo przecież pośród gier RPG mamy kilka nie mniej wiekowych serii, takich jak Final Fantasy (któż nie pamięta legendarnej „siódemki”), Fallout czy choćby Legend of Zelda, z ostatnim opus magnum w postaci The Legend of Zelda: Breath of the Wild.
A jednak, gdy trzeba byłoby wskazać która z tych wszystkich serii dostarczyła nam przez ostatnie lata największych emocji idę o zakład, że wielu postawiłoby właśnie na The Elder Scrolls. Dlaczego? No to pomyślmy – podobał się Wam The Elder Scrolls III: Morrowind? Też pytanie.
A jak bawiliście się przy Elder Scrolls IV: Oblivion? Sądząc po wysokich ocenach tej części wsiąknęliśmy w świat Tamriel bez reszty. O The Elder Scrolls V: Skyrim chyba nie ma nawet co wspominać, prawda? No bo pokażcie mi grę, która mimo 8 lat od swojej premiery wciąż świetnie się sprzedaje – i to na tyle, że sami twórcy ze studia Bethesda Softworks z tego żartują zapowiadając nadejście Skyrim na lodówki Samsunga i wersję superspecjalną na Amazon Alexę.
Ale nawet starusieńki The Elder Scrolls II: Daggerfall, mimo przypiętej mu łatki “buggerfall” (z taką ilością baboli to raczej słusznie), potrafił nas zachwycić. Co więcej, jeśli chodzi o wielkość świata i ilość postaci, z którymi można wejść w interakcję, mało która gra RPG jest w stanie obecnie mu dorównać.
I tu wchodzi The Elder Scrolls Online, całe na biało
Co prawda, ciężko stwierdzić czy w sieciowym Tamriel można pogadać już z ponad 750 tysiącami NPC-ków, tak jak było to w Daggerfall, ale rozrastający się świat The Elder Scrolls Online jest już na tyle wielki, by pomieścić wręcz niesamowitą ilość najróżniejszych przygód.
Ktoś powie pewnie teraz - ale zaraz, zaraz, skoro to MMORPG to pewnie większość owych przygód sprowadza się do „przynieś, zanieś, pozamiataj”. Nic bardziej mylnego. Czasy, w których wyłącznie w taki sposób budowało się rozgrywkę już dawno minęły. Teraz stawia się na opowiadanie historii, jak na grę fabularną przystało. I w The Elder Scrolls Online takich historii jest bez liku.
Oczywiście, nie da się zaprzeczyć, że musiało upłynąć sporo czasu od premiery by The Elder Scrolls Online stał się tym czym jest teraz – przeogromnym, tętniącym życiem światem pełnym wciągających opowieści i ludzi chętnych do wspólnego ich poznawania.
Nie chodzi tu jednak tylko o to, że każdy kolejny dodatek (a trochę ich było, jeśli liczyć także te mniejsze DLC) wprowadzał do Tamriel nowe tereny i nowe misje. Prawdziwą magię tchnęły w ten tytuł dwa niezwykłe rozszerzenia – Morrowind i Summerset - dostarczając nie tylko świetne główne linie fabularne na kilkanaście godzin zabawy, ale i gros fenomenalnie rozbudowanych zadań pobocznych.
Tu właściwie każda, nawet najmniejsza osada ma swój odrębny wątek, na który składa się kilka bądź kilkanaście ciekawych misji. I nawet jeśli któraś z nich przypomina nieco wspomniane wyżej „przynieś, zanieś, pozamiataj”, możemy mieć pewność, że wbudowana weń historia i spotykane tam nieprzeciętne postacie w pełni nam to wynagrodzą.
O dziwo, schemat ten jeszcze lepiej sprawdza się w najnowszym rozszerzeniu – The Elder Scrolls Online: Elsweyr, w którym każda taka, zdawałoby się niewielka, historia pozwala wczuć się w klimat „nowej” krainy i lepiej poznać jej mieszkańców – niezwykłą, kocią rasę Khajiit. A wierzcie lub nie, jest co poznawać, bo koty z gry są, jak w życiu, nieprzewidywalne.
Elsweyr czyli smocze opowieści
Owa „inność” historii The Elder Scrolls Online nie bierze się jednak wyłącznie ze świetnie zaprojektowanych misji pobocznych, z których niemal każda niesamowicie wciąga i dostarcza masę frajdy. Ogromne znaczenie ma też sposób budowania napięcia przez główny wątek fabularny. Idealny przykład – historia smoczego „najazdu” w The Elder Scrolls Online: Elsweyr.
Twórcy gry postarali się bowiem, by tak niezwykłe wydarzenie (wszak w Drugiej Erze, w której rozgrywa się gra, smoków już być nie powinno) miało odpowiednią oprawę i wprowadzenie zdolne zadowolić zarówno dla starych, jak i nowych graczy.
Stąd pomysł na trwający aż rok „Sezon smoka”, którą pierwszą częścią było niewielkie DLC zatytułowane Wrathstone. To tam właśnie spotykamy znanego już z podstawki Abnur Tharna (w którego ponownie wcielił się znakomity Alfred Molina) i pomagamy mu odzyskać pewien potężny artefakt.
Niestety, ten ponad 160-letni mag tym razem ostro namieszał i wskutek jego przekonania o własnej nieomylności wolność odzyskuje stado smoków, które na dodatek pałają niepohamowaną żądzą zemsty. Jak łatwo się domyślić, ciąg dalszy tej historii poznajemy już w rozszerzeniu Elsweyr.
Co najlepsze, możemy albo ruszyć na spotkanie nowej przygodzie już posiadaną postacią (dzięki skalowaniu poziomów gra pozwala na swobodne podróżowanie) albo stworzyć ją od zera poznając, przy okazji niewielkiego samouczka, dodatkowy rozdział tejże historii. Oto budzimy się w Star Haven, jako jeden z niewielu ocalałych po ataku smoka na naszą karawanę.
Jednym z przedmiotów jakie mieliśmy przy sobie jest list od Abnur Tharna, w którym prosi on o wparcie w walce ze smokami. Dość szybko okazuje się, że zapowiedziane w nim niebezpieczeństwo jest realniejsze niż mogłoby się zdawać. Dość powiedzieć, że kilkanaście minut po rozpoczęciu zabawy stajemy oko w oko z jednym z tych przerośniętych jaszczurów.
By go pokonać, a właściwie przegnać, bo przecież smoki są nieśmiertelne, trzeba skorzystać z pewnego przedmiotu, a o tym lepiej przekonać się samemu. Najciekawsze pojawia się jednak później, gdy wkraczamy już w normalną linię fabularną.
Pierwszy krok ku wielkiej „smoczej” przygodzie to spotkanie z Abnur Tharnem i jego towarzyszami, których mogliśmy poznać „przechodząc” misje z dodatku Wrathstone. I już w tym początkowym fragmencie widać mocno erpegowy rodowód The Elder Scrolls Online – twórcy gry wysilili się by przygotować oddzielne kwestie dialogowe dla postaci, które dotąd nie spotkały Abnur Tharna.
Inaczej będzie więc wyglądała rozmowa bohatera, którym bawiliśmy się już „podstawce”, a inaczej nowym, na przykład stworzonym na potrzeby przejścia samouczka nekromantą. Co więcej, dotyczy to także i innych postaci, miejsc czy wydarzeń, w których już wzięliśmy udział bądź które jeszcze czekają w spisie zadań na swoją kolej. Ba, są nawet dodatkowe dialogi w przypadku nie przyjęcia danego zadania i późniejszego do nich powrotu.
I co by nie mówić, taki poziom rozbudowania dialogów, i to w całości dubbingowanych, w grach MMO nie zdarza się często. Podobnie jak masa, na pozór drobnych historii, które budują klimat i pozwalają mocniej wsiąknąć w świat gry. Pod tym względem The Elder Scrolls Online znacznie bliżej do klasycznych gier RPG. Zresztą na miłośników snucia opowieści czeka tu znacznie więcej atrakcji. Jeśli nie wierzysz – spróbuj! Kto wie, może Elsweyr zaskoczy cię bardziej niż byś się tego spodziewał.
Wszystkich zainteresowanych grą gorąco zachęcamy do odwiedzenia oficjalnej strony The Elder Scrolls Online
Komentarze
2