Czy istnieje prawdziwie udana serialowa ekranizacja książki? Panie i Panowie, oto The Expanse
Czy da się dobrze przenieść na ekran książkową historię i nie utracić przy tym jej ducha i wdzięku? Serial The Expanse pokazuje, że ta trudna sztuka jest możliwa, a jeśli to samo w sobie nie zachęca Was jeszcze do jego obejrzenia, to mamy co najmniej 3 inne powody.
Produkcja The Expanse zainicjowana została przez stację SyFy (w Polsce Sci Fi, ze względu na komiczne skojarzenia językowe), słynącą z serialowych średniaków oscylujących wokół klimatu fantasy i science-fiction. To właśnie ta stacja niemal dwie dekady temu podarowała światu kultową, wielosezonową space operę Battlestar Galactica, jednak od tamtej pory nie mogła jakoś znaleźć serialu science-fiction, który mógłby być jej godnym następcą. The Expanse, bazujące na nagradzanej serii książek o tym samym tytule, a do tego wsparte niemałym jak na debiutującą produkcję budżetem, od początku budziło pod tym względem spore nadzieje.
Debiutujący w 2015 roku serial spotkał się z doskonałym przyjęciem zarówno ze strony widzów, jak i krytyków, jednak mimo nabierania rozmachu z każdym sezonem i niezłej oglądalności na Netflix, po trzech latach został przez stację anulowany.
Decyzja studia spotkała się z bardzo dużą falą protestów ze strony fanów, którzy podjęli walkę o kontynuację serialu. Oprócz standardowych akcji pisania petycji do serwisów streamingowych, pojawiły się również niecodzienne inicjatywy, takie jak wynajęcie przelatującego nad Amazon Studios samolotu z banerem „Ocalić The Expanse”. Nie wiadomo, co przekonało Jeffa Bezosa, fantazyjne zaangażowanie fanów czy jego własna sympatia do serialu i biznesowy instynkt, faktem jest natomiast, że w krótkim czasie Amazon przejął prawa do produkcji i w ramach platformy Prime poprowadził The Expanse do samego finału, to jest przez kolejne trzy sezony. Zmiana właściciela w żaden sposób nie zachwiała spójnością serialu, ani go nie zepsuła, co nie jest wcale oczywiste zważywszy na losy chociażby Lucyfera.
Co jest takiego niezwykłego w The Expanse, że warto poświęcić swój czas i obejrzeć wszystkie sześć sezonów? Otóż powodów jest co najmniej kilka.
Powód 1: Adaptacja niemal idealna
Od wielu lat przy okazji przenoszenia na ekran książkowych historii, odżywają spory o to, ile swobody przysługuje twórcom w zakresie majstrowania przy fabule. Choć nikt nie spodziewa się przedstawienia opowieści bez zmian, określenie gdzie przebiega granica ingerencji w literacki pierwowzór zawsze budzi sporo kontrowersji. Czy mówimy o ekranizacji, czy raczej luźnej adaptacji? Czy jeśli twórcy wyraźnie powołują się na oryginał, nie powinni ograniczyć ingerencji w materiał źródłowy do niezbędnego minimum, by nie narażać go na spłycenie, wypaczenie jego sensu czy na zabicie jego klimatu?
Dyskusja ta w czasach, gdy otrzymujemy skrajnie odbieraną adaptację Wiedźmina, spłycone do bólu Koło Czasu czy koncertowo zepsutą w finale Grę O Tron, stanowi temat na osobny, długaśny felieton. Z kolei na tle tych pytań The Expanse lśni jak diament, który dziwnym trafem pozostawiono w sklepie na zapleczu, zamiast umieścić go na honorowym miejscu na wystawie. Pokusiłabym się wręcz o tezę, że jest to jedna z najlepiej wyważonych adaptacji książki w ciągu ostatniej dekady.
The Expanse powstał na podstawie cyklu powieści autorstwa Jamesa S.A. Corey’a, za którym to pseudonimem literackim kryje się w rzeczywistości dwóch autorów: Daniel Abraham i Ty Franck (przez pewien czas osobisty asystent George’a R.R. Martina). Obaj pisarze zaangażowani zostali do bliskiej współpracy przy scenariuszu, a ich obycie z materiałem źródłowym oraz pisarskie doświadczenie wydają się być kluczowym czynnikiem sukcesu tej produkcji.
W porównaniu z książkami, zmian w fabule mamy tutaj naprawdę dużo, jednak zawsze wydają się być one sprytnym i wyważonym sposobem na dotarcie do tego samego, założonego pierwotnie celu. Mimo nieuchronnych uproszczeń, kilku dodatkowych postaci, a także podkręconego dramatyzmu, The Expanse jest modelowym przykładem serialu, gdzie showrunner i scenarzyści jako priorytet stawiają wiarygodność i spójność historii, a nie wciskanie do niej nic nie wnoszących, dodatkowych wątków i podporządkowanie się poprawności politycznej (prawda, Netflix?). Nie mówiąc już o nieustannym, nieznośnym wykładaniu kawy na ławę, by mało wymagający widz się czasami nie pogubił.
Powód 2: Niespotykana wierność prawom naukowym
Przeciętnego Kowalskiego trudno podejrzewać o bycie fascynatem astrofizyki, jednak to jak wiernie The Expanse trzyma się zasad rządzących przestrzenią kosmiczną, czyni z niego absolutny wyjątek w świecie filmów i seriali science fiction. Odstępstw i wpadek jest tu naprawdę niewiele, a czuwali nad tym zarówno scenarzyści i konsultanci, jak i showrunner Naren Shankar, sam dzierżący uniwersytecki dyplom z fizyki stosowanej.
I tak oto na statkach nie zauważymy magicznie generowanej i niewyjaśnionej stałej grawitacji (tak wygodnej dla twórców, a tak mocno rzucającej się w oczy chociażby w klasyku Star Trek). Statków nie chroni też w wypadku ataku żadne wyimaginowane pole siłowe, nie hamują też one w przestrzeni kosmicznej mimo braku jakiegokolwiek oporu, który mógłby to hamowanie zapewnić.
W świecie The Expanse tlen jest cenniejszy niż złoto, komunikacja uwzględnia opóźnienia, a napoje często trzeba nalewać do szklanki pod fascynującymi kątami, z uwagi na tzw efekt Coriolisa. Te same żelazne zasady dotyczą również ludzi - może i w przyszłości łatwiej leczy się choroby, jednak przy braku grawitacji rany się nie goją, a i sama eksploracja kosmosu wpływa na organizmy ludzkie na różne szkodliwe sposoby i nie ma tu w scenariuszu żadnych nadmiernie wygodnych dla twórców uproszczeń. Ludzie dorastający bez klasycznego ciążenia (poza Ziemią) cierpią na zmniejszoną gęstość kości, mają smuklejsze sylwetki, wykwintnych posiłków raczej nie znają, a przy pierwszym zetknięciu z ziemską otwartą przestrzenią - jej zapachami, dźwiękami i bezkresem nieba - potrafią dostać zupełnie uzasadnionego pomieszania zmysłów i wpaść w kompletną panikę.
Nietrudno się domyślić, że ta konsekwencja w podążaniu za prawami naukowymi oraz ustalonymi zasadami panującymi w kreowanym świecie, choć porywająca, musiała generować spore koszty w już niemałym serialowym budżecie. Twórcy jednak zdecydowanie na nią nalegali, mile zaskakując środowisko naukowe i na swój sposób dodając serialowi klasy i powagi.
Powód 3: Nie tylko dla fanów science fiction
The Expanse jest pełnokrwistym serialem sci-fi, jednak nie warto odrzucać przygody z tą produkcją tylko i wyłącznie z racji niechęci do tego gatunku. Wątek obcych pojawia się tutaj w formie dość oryginalnej, stąd choć nie raz przyjdzie nam patrzeć na istoty o humanoidalnych kształtach, nie mają one nic wspólnego z wrogimi hordami jaszczurowatych obcych żądnych krwi czy zielonkawymi stworami o dużych oczach, porywającymi bogu ducha winnych Ziemian.
Owszem, czeka nas mnóstwo podróży na statkach kosmicznych, spacerów w skafandrach próżniowych i dużo wątków kolonizacyjnych, jednak warto pamiętać, że to tylko alternatywne środowisko by pokazać te same, powtarzające się od stuleci obrazy: codzienne ludzkie życie, polityczne gierki, eksperymenty na ludziach, okrucieństwo wojny, czy nasilające się w kryzysie szlachetne ludzkie gesty.
Ogromną siłą serialu jest skupienie na ludziach i napięciach między społecznościami, a przede wszystkim główni i poboczni bohaterowie, których losem zaczynamy przejmować się bardzo szybko, a którzy nierzadko okazują się być postaciami wielowymiarowymi i rzadko kiedy bez skazy. Pomijając bycie space operą, The Expanse rozpoczyna się trochę jak powieść detektywistyczna, rozrasta poprzez różne wątki awanturniczo-przygodowe i sensacyjne, aż prowadzi widza do coraz szerszej perspektywy, finalnie przekształcając się w coś w rodzaju społeczno-politycznej epopei, mocno wzbogaconej wątkiem obcej cywilizacji. Słowem: dla każdego coś miłego.
Powód 4: Po prostu dobra historia
Pod kątem okołokosmicznej wiarygodności The Expanse znacznie wyprzedza największe klasyki gatunku, takie jak Star Trek, czy Battlestar Galactica. Jednak bez wstydu może się z nimi mierzyć także pod kątem bogatej fabuły i pełnokrwistych bohaterów.
Akcja serialu toczy się około dwustu lat od czasów obecnych, roztaczając obraz ludzkości powoli i w mozole eksplorującej Układ Słoneczny. Ziemia w tej opowieści jest przeludniona, przez co większość jej mieszkańców żyje na minimalnym, otrzymywanym od rządu zasiłku, bez możliwości podjęcia pracy. Mieszkańcy Marsa walczą o terraformację swojej planety i stanowią zwartą, mocno zmilitaryzowaną nację skupioną na oddalonym o całe pokolenia celu zupełnego uniezależnienia się od Ziemi. Trzecią stronę w tej kruchej układance stanowią Pasiarze - mieszkańcy pasa asteroid, wydobywający w mozole surowce niezbędne do budowy nowego świata. Uzależnieni od dostaw z obu planet, dorastający w warunkach dla ludzkiego organizmu ekstremalnych, czują się pionkami zarówno Ziemi, jak i Marsa, co w rezultacie owocuje głębokim poczuciem krzywdy, ale i specyficznym braterstwem i hardością, które często przeradza się w bunt, a nawet w terroryzm.
Całość obrazu, mimo że fikcyjna, brzmi jak coś, co wydarzyło się co najmniej kilka razy w historii ludzkości.
Efekty specjalne w The Expanse są wszechobecne, ale nawet tutaj twórcy zachowali sporo zdrowego rozsądku. Duża część scenografii była budowana w studio, łącznie z Rocinante, statkiem głównych bohaterów. Wizualnie serial jest bardzo estetyczny i bardzo efektowny - na pewno nie mamy tutaj poczucia oglądania serialu klasy B.
Nie brakuje smaczków, począwszy od bogatych strojów sekretarz ONZ Avasarali, przez drobiazgi widoczne w stanie nieważkości, po często wtrącany, a wypracowany przez lingwistę własny język kreolski społeczności Pasiarzy. Dodając do tego dającą się lubić ekipę głównych bohaterów, charakterne i świetnie zagrane postaci drugoplanowe i mocno mieszający w przedstawionym świecie wątek obcej cywilizacji, otrzymujemy dobrze zagraną i wizualnie porywającą opowieść o wielu wątkach, mieszącą w sobie zarówno zagadki i kosmiczne bitwy, jak i liczne, subtelne ludzkie historie. A całość wciąga jak grawitacyjna studnia.
W tej chwili The Expanse można obejrzeć w naszym kraju na platformie VOD Amazon Prime Video, a że wciąż usługa ta dostępna jest na miesiąc próbny za darmo, warto się zapisać i przytulić w tym czasie wszystkie sześć sezonów. Zarejestrować można się tutaj.
A jeśli, o zgrozo, kończąc tę przygodę poczujecie niedosyt, zawsze możecie podjąć wyzwanie przeczytania dziewięciu (!) tomów oryginalnej powieści.
Komentarze
8Póki co serial jest bardzo dobry i miejmy nadzieję że utrzyma poziom. W sumie tutaj dużo zależy od poziomu serii książkowej, ponieważ SF pisane w konwencji space opera ma tendencję do wtórności i nudy, tak jak to było w przypadku serii Honor Harrington Davida Webera. Pierwsze 6-8 tomów super, ale później dramat. Tu póki co nie czuć zmęczenia, ale nie raz spadek formy autora był widoczny na przestrzeni dosłownie jednego tomu.