Victoria 3 nieźle Cię wybatoży, a Ty i tak będziesz błagać o więcej. Recenzja
Królowa wróciła! Ale czy z dawna wyczekiwana Victoria 3 od Paradox Interactive zdoła przejąć tron gier strategicznych po swojej poprzedniczce? Prognozujemy to w naszej recenzji!
Victoria 3 świata nie zawojuje, ale nie szkodzi
Paradox Interactive, czyli ekipa od mapek do kolorowania (jak mawiają złośliwi), powraca z wyczekiwaną od lat Victorią 3. A było na co czekać! Nie tylko dlatego, że poprzedniczka ma status kultowej, ale też dlatego, że ostatni tytuł tychże twórców - Crusader Kings III, zrobił absolutną furorę i został przez niektórych okrzyknięty strategią wszechczasów… Ba! Doczekał się nawet edycji konsolowej na PlayStation 5 i Xbox Series X. To nie lada wyczyn, jak na reprezentanta, bądź co bądź, niszowego gatunku, grand strategy!
Poprzeczka wisiała więc bardzo wysoko. Czy Victoria 3 przez nią przeskoczyła? I tak, i nie. Z pewnością jest to godna następczyni „dwójki”, ale na pewno nie hicior na miarę Crusader Kings III. Symulator średniowiecznego mordowania dzieci i sypiania z siostrami zdołał opuścić niszę strategii Paradoxu, tymczasem Victoria 3 z powrotem się do niej chowa, i to dosyć głęboko.
Nie wróżę więc, by nowy tytuł szwedzkiego studia podbił serca graczy na całym świecie, ale fanów strategicznej zabawy raczej nie rozczaruje (nie mówię o zatwardziałych fanach, bo tym czasem trudno dogodzić ;)). W każdym razie dla mnie, mimo swoich wad, Victoria 3 stała się świetną zabawą na długie godziny. Nawet jeśli na początku wzięła mnie pod obcas i spuściła tęgi łomot.
Trudne miłego początki
Z grami Paradoxu znam się nie od dziś, a przy Victorii 2 spędziłem swego czasu długie godziny… Mimo to pierwsze spotkanie z Victoria 3 było dla mnie wyjątkowo trudne. Próg wejścia jest tutaj, niestety, wysoki jak Wieża Eiffla.
Co gorsza, przygotowany przez twórców tutorial kompletnie do mnie nie przemówił. Pomysł jest taki, że rozgrywa się całą kampanię (z trochę mniej agresywną, niż normalnie, sztuczną inteligencją) i tylko od czasu do czasu wyświetlają się podpowiedzi. Same w sobie są całkiem rozbudowane i klarowne, ale… No, nie, ja tego nie kupuję. Jednak wolałbym dużo bardziej skondensowaną formę. Może wybrzydzam, ale jakoś nie mam ochoty grać godzinami w tutorial i przez połowę tego czasu podążać za wskazówkami, a przez drugą połowę na oślep popełniać błędy.
W końcu po kilku godzinach i paru próbach różnymi państwami stwierdziłem, że równie dobrze mogę spróbować sam opanować Victoria 3. Na początek wybrałem malutką Kubę, a moją jedyną ambicją było utrzymanie gospodarki na przyzwoitym poziomie.
Zwykle w grach Paradoxu kierowanie marionetką innego kraju o powierzchni równej jednej (słownie: jednej) prowincji to doskonały usypiacz… Ale nie tym razem! Mimo, że nie prowadziłem agresywnej polityki zagranicznej i doglądałem tylko swojego poletka, rozegrałem tą piękną wysepką całą kampanię i nie nudziłem się ani chwili.
Odpowiadało za to wiele czynników, ale wśród nich całkiem sporą rolę odegrała, o dziwo… oprawa audiowizualna. Jak to tak? - spytacie. - W grze Paradoxu, w kolorowaniu mapki, w symulatorze atlasu geograficznego?! Też byłem zdziwiony!
To żyje!
Słyszeliście te zapowiedzi, że w Victoria 3 będzie „żywa mapa”? No, ja też słyszałem… i też nie uwierzyłem. Marketingowy bełkot – pomyślałem. Pewnie dodali gdzieniegdzie jakieś góry, tam i tu woda zafaluje, a las będzie się kołysał na wietrze. Oj, jak bardzo się myliłem…
Sępy krążą nad pustynią, kopalnie huczą maszynami, a miasta rozbudowują się w miarę moich postępów. Momentami miałem nawet wrażenie, że patrzę na nową odsłonę jakiegoś city buildera pokroju Anno 1800, a nie na spadkobierczynię Europa Universalis.
I całe szczęście, że tak to zaprojektowano, bo w Victoria 3 olbrzymi nacisk położony jest na politykę wewnętrzną. Gapienie się na pustą mapę odebrałoby mi połowę frajdy z rozgrywki. A tak starczy, że zbudowałem pierwszą w kraju linię kolejową i już miałem olbrzymią satysfakcję z obserwowania jak mknie po niej pociąg.
Do tego dochodzi jeszcze interfejs, który może nie należy do najbardziej intuicyjnych, ale wygląda bardzo stylowo i można się do niego stosunkowo prędko przyzwyczaić. Ale! Starczy już o wyglądzie, bo przecież nie po nim poznaje się dobrą grand strategy.
Odeszli z ołowiu żołnierze
Wieszczyła to już Urszula w piosence sprzed lat, a teraz słowo ciałem się stało i zniknęli żołnierze z mapy Victoria 3. W każdej produkcji Paradoxu działania wojenne polegały na przestawianiu wojsk po mapie. Tutaj jest inaczej.
Wojna nigdy może nie była najistotniejszym elementem w serii Victoria, ale i tak poziom, do jakiego sprowadzono ją w nowej odsłonie mocno rozczarowuje. Przydzielamy daną armię do tego a tego frontu (tworzonego automatycznie na granicy państw), a reszta dzieje się sama. Możemy co najwyżej wydać dowódcy jeden z trzech rozkazów: atakuj, broń, czekaj. Z marynarką jest podobnie.
Trochę tego mało… Rozbudowa armii też nie wygląda za dobrze. Można odkryć parę technologii, pogrzebać w wyposażeniu naszych oddziałów, ale jaka przepaść dzieli Victoria 3 od takiego Hearts of Iron IV… (Wiem, wiem, porównanie trochę na wyrost, ale samo cisnęło mi się na usta.) I, co gorsza, podejrzewam, że zaraz pojawi się płatne DLC, które rozbuduje ten aspekt rozgrywki.
Z jednej strony rozumiem takie uproszczenie, bo w Victoria 3 i tak jest sporo do roboty, więc dodatkowa kontrola wojsk mogłaby przyprawić o zawrót głowy, ale wierzę, że można to było zrobić subtelniej. Być może wtedy nie miałbym poczucia, że twórcy litują się nade mną, bo a nuż „nie ogarnę”.
Szczęśliwie pozostałe aspekty rozgrywki prezentują się już dużo, dużo lepiej. Zwłaszcza zbijanie kasy, bo – nie oszukujmy się - na tym w dużej mierze polega zabawa w Victoria 3.
Symulacja gospodarki, łącznie z rozbudową przemysłu, zarządzaniem ludźmi i handlem, to prawdziwy gigant, w którym można się zagubić na całą noc. Wiem, co mówię, bo sam zorientowałem się w którymś momencie, że już ciemna noc, a ja od dobrej godziny gapię się na rzędy cyferek, próbując zbalansować budżet mojego kraju.
To samo dotyczy prawodawstwa czy zarządzania populacją. Niezależnie od tego, czy chcemy wznieść monarchię wyzyskującą społeczeństwo, czy komunistyczną (anty)utopię, opcji jest tu co niemiara. Wysyłamy dzieci do kopalni, bo będą z tego miliony? Czemu nie! Dajemy kobietom szczątkowe prawa, bo brak siły roboczej? Proszę bardzo! Bawimy się w gospodarkę centralnie sterowaną, bo wkurzają nas dziani fabrykanci? Śmiało!
Reformowałem więc rząd, dbałem o interesy a to związkowców, a to właścicieli ziemskich, próbowałem przepchnąć to czy inne prawo… No i znowu wybiła północ, a ja nawet się nie spostrzegłem…
Natomiast kolejna rzecz, oprócz wojskowości, która mnie nieco rozczarowała, to gry dyplomatyczne. To miała być prawdziwa rewolucja i niemal wierna symulacja polityki zagranicznej epoki wiktoriańskiej. Rozpoczynamy taką rozgrywkę dyplomatyczną, wysuwamy żądania, zbieramy sojuszników, mierzymy się z państwami, które też mają chrapkę na sferę świata, której dotyczą nasze zakusy, a potem gramy w „tchórza” z przeciwnikiem.
Jeżeli żadne z państw nie wycofa się w porę, czeka nas wojna. Brzmi nieźle? Niestety, tylko w zamyśle. W praktyce prawie każda z moich gier dyplomatycznych kończyła się wojną, a wskaźnik pokazujący eskalację sporu był właściwie jedynie zegarem odliczającym czas do wybuchu konfliktu zbrojnego.
Podsumowując – jeśli chodzi o rozgrywkę, jest bardzo dobrze, syndrom „jeszcze piętnastu minut” występuje, jest co robić i trudno o nudę… Ale kilka kwestii wymaga poważnego dopracowania. I raz jeszcze dam wyraz nadziei, że te poprawki nie będą odbywać się w ramach płatnych DLC. Chociaż znając politykę wydawniczą Paradoxu… Ech…
Victoria 3 – czy warto kupić?
Victoria 3 z pewnością nie jest pozycją dla każdego i niejeden gracz, nawet fan strategii innego rodzaju niż grand strategy, odpadnie tu w przedbiegach. Tym niemniej dla tych, którzy uwielbiają rozbudowane symulatory gospodarcze i czerpią satysfakcję z „uczenia się” gry, jest to prawdziwa gratka. W każdym razie mnie wciągnęła bez reszty, mimo że zabawiła się ze mną w sadomaso na wstępie, a i potem zdarzały się trudności.
Pewnie, wiele kwestii wymagałoby dopracowania – chociażby wydarzenia, które od czasu do czasu są losowo generowane, a które prędko się powtarzają. Do tego dochodzi wadliwa sztuczna inteligencja czy wspomniane już kwestie związane z dyplomacją i wojskowością, - ale i tak Victoria 3 pozostaje królową. Na razie królową swojej strategicznej niszy, ale kto wie, kto wie, może z czasem poprowadzi ekspansję na nowe terytoria.
Opinia o Victoria 3 [PC]
- zaskakująco elegancka i szczegółowa oprawa audiowizualna,
- rozbudowany system ekonomii,
- ciekawe i rozbudowane pomysły na dyplomację,
- sporo ciekawych technologii do odkrycia i rozwiązań na rozwój przemysłu,
- kampania obejmująca sto lat intensywnej rozgrywki,
- reprezentant gatunku grand strategy pełną gębą,
- wciąga bez reszty,
- polska wersja językowa jest dostępna już na starcie,
- tutorial mógłby być bardziej skondensowany i przejrzysty,
- zbyt uproszczony system prowadzenia wojen,
- sztuczna inteligencja momentami mocno zawodzi,
- system rozgrywek dyplomatycznych nie jest tak rewolucyjny, jak mogłoby się wydawać,
- generowane wydarzenia mogłyby być bardziej zróżnicowane i ciekawsze.
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Grę Victoria 3 na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy od firmy KoolThings, reprezentującą wydawcę tego tytułu
Komentarze
6Mam wbite na dzień dzisiejszy 30h i z większością zgodzę się z recenzentem. Może inaczej odebrałem tylko samouczek, dla mnie bomba. Chyba bym dostał białej gorączki, jakby na wstępie prowadzili mnie krok po kroku. Dla mnie idealne wyważona gra swobodna ze stopniowym tłumaczeniem. Brakowało tylko bardziej rozbudowanego info o handlu, ale może to jeszcze przede mną.
Sama gra dla mnie też na prawie 5-tkę. Naprawdę jest bardzo dobra, same systemy wyraźne, choć jestem starym graczem Paradoxu i wiedziałem na co się piszę. Ludzie narzekają, że każdym krajem się gra identycznie i powraca kwestia wojny. Z radością odnalazłem się w braku „żołnierzy” wielkości prowincji, którzy „walczyli” na mapie. Dla mnie bardzo denerwujące, cieszę się, że to usunęli. Jednak faktycznie sam ten aspekt mógłby być bardziej rozwinięty. Co identycznej gry krajami - jak to bywa pewnie dodadzą w DLC, no nie mogli tego wrzucić od razu, bo pewnie gra wyszłaby za 2 lata. Dopracowali ekonomię, dla mnie na dzisiaj wystarczy.
Ostatnia rzecz - polityka Paradoxu z DLC. Nie rozumiem narzekania w tej sprawie. Firma wspiera produkt przez ponad dekadę, płacimy średnio 120 zł na rok. Dla mnie to niska kwota za tysiące godzin zabawy. Taki Netflix chce o wiele więcej, a mnie osobiście daje mniej radości. Ale kwestia ceny i wartości jest wiadoma - to nie jest to samo dla każdego. Jak się spojrzy na np. Stellaris, to była zupełnie inna gra na początku, a zupełnie inną jest teraz. To cieszy i przez to firma tworzy produkty bezkonkurencyjne na rynku. Wolę za to zapłacić i mieć coś naprawdę rozbudowanego na lata, niż zwykłą strategię, która po kilku miesiącach jest odłożona na półkę.