Co nas podkusiło na te okręty? Po 5 latach sprawdzamy jak się miewa World of Warships
Po ładnych paru latach wracamy do World of Warships, żeby sprawdzić, jak zmieniają się sieciowe okręty od Wargamingu. Czy to wciąż atrakcyjna pozycja dla nowych graczy, a może wyłącznie pole bitwy dla zagorzałych fanów lub produkcja, która stoi w miejscu
Pięciolatka World of Warships
Trudno uwierzyć, że pierwsze zapowiedzi World of Warships (początkowo nazywanego World of Battleships) pojawiły się niemal dziesięć lat temu. Jednak dopiero w 2015 roku projekt z hukiem wypłynął na szerokie wody świata gier (kto ma chęć na wspominki, znajdzie pełną relację z premierowej fety w archiwach naszego portalu) . I chociaż wielu graczy było sceptycznych, co do morskiej nowości od twórców kultowego World of Tanks, prędko znalazła ona grono swoich wiernych fanów.
W pięć lat później postanowiłem sprawdzić, jak się miewa World of Warships. Skąd u mnie ta nagła ochota na marynarskie klimaty? - spytacie. Znudziły mnie do reszty galery z Assassin’s Creed: Odyssey, a Skull and Bones wciąż próżno wypatrywać na horyzoncie? Nic z tych rzeczy! Moją ciekawość rozbudziły zmiany, jakie Wargaming wprowadził i wciąż wprowadza do swojego tytułu. I nie mam na myśli wyłącznie legendarnych okrętów czy bardziej zwariowanych atrakcji pokroju halloweenowej floty Rasputina;)
Okazuje się bowiem, że World of Warships to żywy organizm, który ustawicznie ewoluuje i, co ciekawe, robi to często w odpowiedzi na domagania swojej społeczności. Ba! Pojawiła się nawet alternatywna wersja na konsole, World of Warships: Legends.
Ale wróćmy do wersji pecetowej… W każdym razie ja postanowiłem to zrobić, chociaż bałem się trochę, czy po długiej przerwie odnajdę się na nieznanych wodach wszystkich tych niewidzianych dotąd przeze mnie aktualizacji.
A co jeśli World of Warships zamieniło się w hermetyczne pole bitwy tylko dla największych weteranów tytułu? Co jeśli wszystkie wprowadzane przez lata zmiany wzniosły mur nie do przeskoczenia dla nowych graczy albo tych, którzy zrobili sobie dłuższą przerwę? Mimo wszystko, zaryzykowałem! Bo w końcu, jak głosi stare przysłowie, nie zna życia, kto nie służył w marynarce… nawet jeśli przez ostatnie lata był zwykłym szczurem lądowym.
Co najbardziej spodobało nam się w World of Warships w 2020 roku?
- Kampanie i misje bojowe
- Kapitanowie
- Polskie okręty
- Testy łodzi podwodnych
To co, jeszcze jedna bitwa, panie kapitanie?
Pamiętam, że w 2015 roku World of Warships najbardziej zaintrygowało mnie unikalnym tempem morskich potyczek. W przeciwieństwie do wielu innych sieciowych strzelanin czy symulatorów, tutaj trzeba było sporo cierpliwości i taktycznego pomyślunku, żeby od razu nie pójść na dno, a jeśli już, to z całą gromadą przeciwników.
I to się nie zmieniło! World of Warships to wciąż świetna przygoda, na poły strategiczna, na poły zręcznościowa, gdzie umiejętne planowanie wojskowych operacji musi iść ręka w rękę z celnością i refleksem. Współpraca w ramach drużyny, znajomość mocnych i słabych stron swojego okrętu, sprawne przemieszczanie się po mapie – to w dalszym ciągu klucz do zwycięstwa.
Co ciekawe jednak, tym razem znacznie trudniej było mi się oderwać od ekranu. Twórcy zadbali o to, żeby wywoływać u graczy syndrom „jeszcze jednego meczu” nie tyle wprowadzając jakąś rewolucję w samej formule rozgrywki, co dodając misje bojowe i kampanie.
Te pierwsze to cyklicznie aktualizowane zbiory wyzwań. Nagrody dostajemy nie tylko za wypełnienie każdego z nich, ale też za realizację całych „łańcuchów” zadań. Dotyczą określonych typów okrętów z danego przedziału. Oczywiście na odhaczenie ich mamy ograniczoną ilość czasu, bo potem pojawiają się nowe misje.
Kampanie kierują się podobną logiką, ale są nieco bardziej złożone. Nazwa tej nowości może być trochę myląca, bo pewnie wielu będzie się kojarzyć z jakimś jednoosobowym trybem fabularnym. Jednak tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Decydując się na wybraną kampanię dobieramy kilka zadań (trochę podobnych do wyzwań z misji bojowych). Za każde z nich dostajemy „gwiazdki”, które pozwalają na odblokowanie następnego etapu kampanii, a kiedy już przejdziemy cały szlak bojowy mamy okazję na zgarnięcie naprawdę atrakcyjnych nagród.
Szczególnie spodobało mi się to, że zarówno misje bojowe, jak i kampanijne zadania mogłem aktywować jednocześnie, a co za tym idzie, w tym samym meczu robić postępy w i jednych i drugich. Wargaming sypie nagrodami jak z rękawa i chociaż nie wszystkie były dla mnie tak samo satysfakcjonujące, to i tak skutecznie motywowały do kolejnej wyprawy na morze. Zwłaszcza, że zawartości w World of Warships też przybyło od czasu mojej ostatniej przygody z tym tytułem. Jest więc na co zbierać i co odblokowywać!
Po wielu prośbach ze strony polskiej społeczności w marynarskim tytule Wargamingu pojawiły się wreszcie polskie okręty. Na wirtualnych wodach zawitały krążownik Gryf oraz niszczyciele Błyskawica i Orkan.
Polski okręt, niemiecka stocznia, amerykański dowódca… A może jeszcze coś innego?
Wymieniając nowości w World of Warships będę się kierował patriotyzmem… A co! Dlatego zacznę od polskiego akcentu w tym tytule. Po wielu prośbach ze strony polskiej społeczności w marynarskim tytule Wargamingu pojawiły się wreszcie polskie okręty. Na wirtualnych wodach zawitały krążownik Gryf oraz niszczyciele Błyskawica i Orkan.
Co więcej stanowią one część drzewka nazwanego przez twórców „europejskim”. Obok polskich reprezentantów znalazłem w nim także okręty pływające pod szwedzką, włoską, a nawet austro-węgierską banderą. Szkoda, że nie doczekaliśmy się własnej w pełni biało-czerwonej ścieżki rozwoju, ale na pocieszenie jedna z kampanii zachęca gwiazdą Polonia Restituta. No, zawsze miło, że coraz więcej naszych rodzimych akcentów w World of Warships. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie ich niedługo jeszcze więcej.
Ale nowe okręty to nie wszystko, co pojawiło się w World of Warships przez ostatnie pięć lat. Wprowadzono także kapitanów, których możemy zwerbować na pokład. Dają nam oni wymierne bonusy do rozgrywki, między innymi takie jak zwiększenie szybkości obrotu dział, zmniejszenia prawdopodobieństwa poważnych uszkodzeń, czy też lepsze tempo przeładowania broni. Dowódca załogi jest przypisany do danego okrętu i z każdą bitwą zdobywa punkty doświadczenia. Kiedy awansuje na kolejny poziom zwiększa się liczba jego aktywnych umiejętności, a to z kolei pozwala na lepsze dopasowanie danej jednostki do preferowanego przez nas stylu gry.
Modyfikacji doczekały się także porty. Wciąż są głównie elementem estetycznym (stanowią tło dla naszej floty), ale nie tylko. Wprowadzenie nowej bazy do gry wiąże się także z pojawieniem się w niej stoczni. Wykonując kolejne zadania (podobne do wspomnianych misji bojowych) „budujemy” okręty, które ostatecznie trafią w nasze ręce. I tak na przykład z pojawieniem się w World of Warships Hamburga miałem szansę odblokować legendarny krążownik Admiral Graf Spee oraz pancernik Odin.
Spytacie jednak, czy te wszystkie zmiany naprawdę nie dotykają samej formuły rozgrywki? A może Wargaming ma jakiegoś asa w rękawie? Jakieś nowe tryby, nowe typy okrętów? Po prawdzie trochę urozmaiceń w tej kwestii też się znajdzie, a część z nich ukrywa się… pod wodą.
Nad wodą i pod wodą
W World of Warships mamy kilka trybów rozgrywki – bitwy losowe, kooperację, bitwy rankingowe, klanowe… A od jakiegoś czasu także operacje. Te ostatnie to inspirowane historycznymi wydarzeniami scenariusze, które stawiają przed nami cele odmienne od tych, jakie zwykle pojawiają się w wieloosobowych meczach morskiej produkcji Wargamingu.
Żeby to zobrazować, najlepiej będzie jeśli podam przykład. I tak przy okazji premiery filmu Dunkierka Christophera Nolana w World of Warships pojawiła się operacja Dynamo. Jeśli interesujecie się trochę historią lub widzieliście kinowy hicior Nolana, już się pewnie domyślacie w czym rzecz. Przed graczami stanęło karkołomne zadanie ewakuacji żołnierzy alianckich z wybrzeża zajmowanej przez nazistów Francji.
Później, rzecz jasna, twórcy World of Warships dodawali kolejne scenariusze i obecnie jest już z czego wybierać, jeśli trochę nas zmęczy klasyczne strzelanie do wrogich okrętów czy przejmowanie okolonych bojami punktów w trybie dominacji.
Tak, tak, to z pewnością spore urozmaicenie, ale czas na ten gwóźdź programu, na który czekałem i ja, i całe rzesze fanów World of Warships. Otóż w roku 2020 Wargaming zdecydował się wreszcie na wprowadzenie do swojej sieciowej produkcji… okrętów podwodnych.
Wprawdzie na ten moment „wilcze stada” pojawiły się jedynie w osobnym trybie testowym, ale można domniemywać, że prędzej czy później zostaną wprowadzone do pozostałych wariantów rozgrywki. Wielbiciele World of Warships już od dawna prosili o podwodniaków, ale nie nastąpiło to prędko. Początkowo okręty podwodne testowano w czasie wydarzeń halloweenowych i nawet teraz ich obecność w grze ma charakter eksperymentalny.
Dlaczego? Ano dlatego, że to wymaga nie lada przemyślenia. W końcu czający się pod taflą wody gracze nie mogą być ani zbyt potężni, ani zbyt słabi. Trzeba wyznaczyć im odpowiednie miejsce na wojennej szachownicy i zdefiniować zasady, jakim będą podlegać.
Na razie przedstawia się to w ten sposób, że okręty podwodne są zdolne przejmować punkty na mapie jedynie, kiedy są wynurzone. Natomiast po zanurzeniu ich wykrywalność znacząco spada i stają się diablo niebezpieczne za sprawą – rzecz oczywista – torped, które mają na wyposażeniu.
I tutaj pojawia się zupełnie nowa mechanika w World of Warships, a więc namierzanie za pomocą sonaru. Aby oddać celny strzał najpierw trzeba oznaczyć wroga, a dopiero potem odpalić pociski. Wymaga to całkiem sporej zręczności i ma być gwarantem balansu rozgrywki. W końcu podwodniacy, jakkolwiek pobudzający wyobraźnię, nie mogą stać się niepokonanymi bogami pola bitwy (za czym przemawia też prawda historyczna).
Sterowanie okrętami podwodnymi wymaga więc nie lada wprawy i jest na ten moment dosyć skomplikowane. Czy tak pozostanie? Czas pokaże. Wargaming wciąż przecież eksperymentuje i zdecydowanie jeszcze za wcześnie, żeby wyciągać wnioski, co do tej nowości. Tym niemniej jest to zmiana bardzo, ale to bardzo obiecująca i koronny dowód na to, że World of Warships nie zamierza stać w miejscu.
Cała naprzód, World of Warships!
Bałem się tego powrotu do World of Warships, oj, bałem. Tymczasem spotkała mnie naprawdę miła niespodzianka. Oczywiście, zaznajomienie się z tymi wszystkimi nowymi niuansami tej produkcji wymagało ode mnie trochę wysiłku, ale w nagrodę dostałem wciągającą i zróżnicowaną zabawę.
Życzę World of Warships jak najlepiej i wierzę, że gracze nowi i powracający do tego tytułu w kolejnych tygodniach, miesiącach a nawet latach znajdą tam te same wymagające taktycznie potyczki, za które wielu pokochało tę produkcję, ale wzbogacone o potężną dawkę nowości.
Moje ostatnie doświadczenia z World of Warships dają mi nadzieję, że tak właśnie się stanie. I liczę na to, że twórcy sieciowych bitew na morzach w dalszym ciągu nie zapomną właśnie o takich graczach – nowych, powracających, niedzielnych… Bo przecież nowicjuszy nie brakuje, łatwiej zarejestrować się za darmo, niż sięgać do portfela po konkurencyjne tytuly.
W końcu zbyt wysoki próg wejścia i przytłaczająca złożoność rozgrywki nikomu raczej nie wyjdzie na dobre. W przeciwieństwie do zmian – one sprawią, że ten tytuł popłynie na fali sukcesu i jeszcze przez długi, długi czas nie da się posłać na dno.
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- World of Warships - torpedy w celu! Wczesna recenzja gry
- Kupujesz Ryzena lub Radeona? Możesz zgarnąć ciekawe bonusy do World of Warships
- World of Warships - relacja z premiery
Komentarze
9