Do świata czołgów i samolotów dołącza w końcu flota okrętów wojennych. I jak na ich historię przystało, robi to z powagą, w środku zabytkowej stoczni w Chatham.
Wargaming długo kazał nam czekać na majestatyczne starcia okrętów wojennych. Wszak pierwsze wzmianki o następnej części ich najsłynniejszej serii Free2Play pojawiły się już w 2011 roku. Co prawda wówczas mówiło się jeszcze o świecie pancerników (World of Battleships), ale jak to w branży gier bywa nic do końca nie jest pewne. Liczy się jedynie efekt końcowy, a ten tutaj, trzeba przyznać, jest iście piorunujący. Nie da się jednak ukryć, że aby to osiągnąć projekt ten musiał przejść bardzo długą drogę, czy to ze względu na trudności w okiełznaniu ogromnych, morskich kolosów, czy z uwagi na znacznie bardziej złożoną rozgrywkę, czy też ogromne parcie na powtórzenie sukcesu World of Tanks. Z tym ostatnim byłbym jednak ostrożny, bo Wargaming tym razem wydaje się dużo bardziej powściągliwy. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie na oficjalnej premierze World of Warships, która odbyła się 1 października w zabytkowej stoczni angielskiego Chatham.
Miejsce jak zwykle nie było przypadkowe, choć tym razem bardziej niż zwykle, i za to Wargamingowi należą się ogromne brawa, zadbano by wprowadzić nas w historyczną atmosferę. Zamiast od razu udać się na konferencje prasową wszystkich gości zaproszono wpierw na arcyciekawą wycieczkę po trzech stojących w dokach okrętach wojennych – niszczycielu HMS Cavalier, okręcie podwodnym HMS Ocelot i niemal 140 letnim slupie - HMS Gannet. Oczywiście nie samemu, a z doskonale obeznanym w wojenno-morskich tematach przewodnikiem.
HMS Ocelot w suchym doku
Widok z mostka niszczyciela HMS Cavalier
Dobrze wyposażona spiżarnia to podstawa. Zaraz obok beczki z rumem i opiekacza do tostów
Znacie to uczucie, kiedy chce się kogoś słuchać, bo raz, że ciekawie gada, a dwa że ma niezły tembr głosu? Taki właśnie był nasz przewodnik – Dave, gawędziarz. Wyjątkowo sprawnie oprowadził nas najpierw po zakamarkach niszczyciela pokazując jak wyglądało życie na okręcie z każdej niemal perspektywy, po czym zanurkował w ciasne korytarze Ocelota. I pisząc ciasne mam na myśli pomieszczenia nie większe od szafy bądź składzika pod schodami i włazy szerokości nieprzekraczającej 120 cm. Ponoć ostatni kapitan tej jednostki miał ponad 2 metry, doprawdy nie wiem jak on się tam mieścił. Szczególnie żal mi było faceta jak zobaczyłem jego kajutę.
HMS Ocelot od środka
Kolejnym punktem programu był żaglowy HMS Gannet. Po drodze zahaczyliśmy jednak jeszcze o całkiem spory zdalnie sterowany model okrętu podwodnego typu Wiktor, który wykorzystany został podczas kręcenia filmu James Bond: Świat to za mało (sceny finałowe).
Łódź wykorzystana w filmie James Bond 007: Świat to za mało
A sam Gannet? Może i nie okazał się tak interesujący jak poprzednie eksponaty, ale magii żaglowców i to z epoki wiktoriańskiej odmówić mu nie sposób. Spore wrażenie robiły tu olbrzymie, ładowane od przodu 64 funtowe działa i pierwsze karabiny maszynowe.
HMS Gannet i jedno z jego dział
Na koniec zafundowano nam jeszcze paradny wstrzał z działa HMS Cavaliera. Tak podbudowani w końcu wszyscy udaliśmy się na konferencję prasową, którą otworzył prezes Wargaming - Wiktor Kisłyj. Szybkie przypomnienie historii firmy i jej sukcesów i pałeczka ląduje w rękach Richarda „Challengera” Cutlanda, specjalisty od militariów, byłego czołgisty Królewskiego Regimentu Pancernego Armii Brytyjskiej i osoby odpowiedzialnej za współpracę z muzeami. Pamiętacie niedawną zapowiedź pojawienia się w World of Warships naszej, polskiej legendy – niszczyciela ORP Błyskawica? Na konferencji już ją pokazano (i dano nawet nią pograć), a Richard wraz z producentem gry – naszym rodakiem Arturem Płóciennikiem objaśnili pokrótce sposób wprowadzenia jej do gry. Później, podczas rozmów grupowych udało nam się wyciągnąć od tych dwóch panów informacje, że na tym jednym polskim akcencie z pewnością się nie skończy i już prowadzone są pracę nad kolejną jednostką. Jaką? Tego żaden z nich nie chciał zdradzić.
Obaj chętnie się podzieli zaś informacjami odnośnie procesu produkcji gry. Najtrudniejszym elementem było (i jest, bo lista jednostek nie jest przecież skończona) zdobywanie informacji o okrętach. Brakuje planów, schematów i dokumentacji fotograficznej, przez co praca nad jedną jednostką potrafi mocno się wydłużyć. W zasadzie od powstania koncepcji, poprzez pozyskiwanie materiałów archiwalnych, balansowanie jednostki, po jej wejście do gry może minąć nawet kilka miesięcy. Dużo zależy też od typu opracowywanego okrętu. Dla przykładu przygotowanie ORP Błyskawicy zajęło ponoć 6 miesięcy, ale firma dysponowała bardzo obszerną dokumentacją udostępnioną jej przez angielską stocznie, która tę jednostkę faktycznie budowała.
O tym, że w World of Warships nie ma okrętów podwodnych wiedzą zapewne wszyscy zainteresowani. A czy wiecie, że firma z nimi eksperymentowała? Artur wyjawił, że w fazie zamkniętych testów zmodyfikowano niszczyciel w taki sposób by mógł w miarę prosto oddać mechanikę rozgrywki okrętem podwodnym. Dano mu więc możliwość włączania i wyłączania „niewidzialności” (substytutu zanurzenia), ograniczono zakres strzału jedynie do przodu i mocno spowolniono . Niestety okazało się, że prowadzenie takiej jednostki nie daje praktycznie żadnej satysfakcji i jest niesamowicie nudne. Porzucono więc ten pomysł. Przynajmniej do czasu, gdy ktoś wymyśli ciekawy sposób jak „wilcze stada” wprowadzić do gry.
Stanowisko bojowe - kto zgadnie do czego jest ta zamykana tuba z kranem?:)
Tradycyjnie już zwieńczeniem spotkania była wieczorna impreza, tym razem w klimatach lat 40-stych. Atmosferę podkręcał fakt, iż i ją zorganizowano na terenie doków w Chatham, a ściślej na górnym piętrze wielkiej hali muzeum mieszczącej przeróżnej maści pojazdy wojskowe i łodzie, które w nocy, specjalnie podświetlone wyglądały wprost obłędnie. A to jeszcze nie był koniec atrakcji, bo ktoś chciał mógł noc spędzić na niszczycielu HMS Cavalier. I choć piętrowe prycze oddalone od siebie o jakieś 50 cm zamknięte w metalowej puszce bez ogrzewania z pewnością nie wróżyły komfortu takiej okazji po prostu nie mogłem sobie odmówić. Jak przygoda to przygoda.
Któż by nie chciał spać na niszczycielu:)
Zdjęcia wykonano telefonem Samsung Galaxy Note 4.
Komentarze
12Zaklinam, upraszam, wręcz na kolana padam.
Jeśli dobrze pamiętam.
W polskiej terminologii używamy słowa "klasa" jako rodzaj okrętu, np. okręt podwodny. Tu raczej powinno zostać użyte słowo "typu" a nie klas(y). I dodatkowo (znów o ile pamięć nie myli) to Victor jest nazwą kodową NATO, a ZSRR używało: projekt 671.
I zgodzę się z opinią że WoWs brakuje dynamiki i klimatu.
Kiedyś zdjęcia podpisywało się Imieniem i Nazwiskiem, dziś jak widzę typem aparatu.
No tak, w czasie inwigilacji NSA, w sieci coraz mniej danych osobowych. Podpisuje tylko osoba powszechnie rozpoznawalna.