Nie lubię biegać. Ot, tak mam. Wiem jednak, że bieganie to fajna sprawa, że “naprawia życie”. Uznałem więc, że wbrew swoim przekonaniom, sprawdzę, czy Garmin Forerunner 265 i plany treningowe Garmin Coach pomogą mi połknąć bakcyla i stać się biegaczem.
Bieganie dla opornych, czyli trochę kontekstu
Ostatni raz biegałem w liceum. Moja dziewczyna wtedy biegała, więc sami rozumiecie. Później, grając w futbol, też biegałem, ale robiliśmy raczej 100/200-metrówki, zamiast tych amerykańskich 60 jardów. I nawet mi to wychodziło, bo byłem nabitym 20-latkiem, szybkim, silnym. Złoty chłopak normalnie… A potem poszedłem na studia i zainteresowałem się, hm, sportem towarzysko-pubowym. Wiecie, o co chodzi.
Na starość do sportu wróciłem, odkurzyłem buty do kosza (bo w kosza z przerwami grałem gdzieś od 12. roku życia), kupiłem rower, potem drugi i tak dalej. Spokojnie mogę powiedzieć, że żyję sportowo, choć jakoś wybitnie tego nie widać, bo ten, no, lubię zjeść. Tak czy inaczej, myślę, że jestem dość sprawny, bo pompkę zrobię, podciągnę się na drążku, na rowerze coś pojeżdżę, a spacer po górach jest względną przyjemnością, a nie katorgą.
Innymi słowy, jest dobrze, ale jeszcze nie beznadziejnie. Natchnięty jednak refleksjami po Garmin BootCamp pomyślałem, że może jakbym postarał się nieco bardziej, wysilił trochę, zaczął jakoś analizować wykonywane “treningi”, byłoby tylko lepiej. Ma sens, prawda? Zaraz po tej pierwszej myśli przyszła druga myśl - że może nie zmieniać swojego romantycznego podejścia do kolarstwa, tylko dorzucić jakąś dyscyplinę, która pomoże podnieść ogólną wydolność organizmu?
Wybrałem bieganie, bo (tak sobie myślę) wejście do świata biegaczy wymaga pokonania dość niskiego progu. Ot kupić tanie buty do biegania - co zrobiłem, wyjść na dwór i biegać - co zrobiłem. Efekty były oczywiste:
- przekonałem się, że nie lubię biegać,
- zdychałem dobry tydzień po przebiegnięciu 3 km,
- utwierdziłem się w przekonaniu, że nie lubię biegać.
Czas na zmianę nawyków?
Pierwsze zderzenie z bieganiem, choć bolesne, wcale - o dziwo! - nie odwiodło mnie od pomysłu wdrożenia się w świat biegowych treningów. Uznałem po prostu, że zrobiłem to źle, że jestem za stary, by tak sobie wyjść i od razu biegać. Że lata niebiegania - minęło jakieś 15 lat od ostatniego “treningu biegowego” w czasach mojej spektakularnej futbolowej kariery - zrobiły swoje. Wiecie, dotarło do mnie, że w pewnym wieku do nowości trzeba podchodzić, jak pies do jeża - ostrożnie i z wyczuciem.
Zdecydowałem, że buty i chęci nie wystarczą, że potrzeba wsparcia treningowego. I tak narodził się pomysł, by założyć na łapę zegarek sportowy z prawdziwego zdarzenia i oddać się w jego ręce. Wybór padł na Garmina, bo wiem, co te zegarki potrafią, wiem, jakie oferują monitorowanie kondycji, jak potrafią pomagać w jej poprawie. Wiedziałem po prostu, że Garmin będzie dobrym strzałem, ale wynika to też z tego, że o ile o licznikach - komputerkach rowerowych mógłbym drugi doktorat napisać, o tyle nie śledzę na bieżąco rynku smart zegarków sportowych. Nie wymienię z głowy, z pamięci, jakie możliwości daje Polar, Suunto czy Coros. Wiedziałem za to, że wielki outdoorowy kombajn, który zrobił na mnie kiedyś olbrzymie wrażenie, czyli Suunto Vertical sprawdziłby się pewnie średnio.
Innymi słowy, postawiłem na pewniaka, bo wiedziałem po prostu, że Garmin ma rozwiązania dla takich jak ja - dla tych, co chcieliby pobiegać, ale oporni są w tej materii jak diabli. Dalej podziałała mechanika powszechnie znana, w której to ktoś ma więcej szczęścia niż rozumu, i wpada mu w ręce testowy egzemplarz zegarka Garmin Forerunner 265. Zegarka drogiego z perspektywy kogoś, kto dopiero sprawdza, czy bieganie to coś dla niego, ale bardzo zaawansowanego, wyposażonego w szereg funkcji przydatnych nie tylko biegaczom.
Czy Garmin Forerunner 265 to dobry przyjaciel początkującego biegacza?
No, niekoniecznie. Jeśli ktoś ma inne wydatki, kończą mu się wakacje kredytowe albo stwierdza wprost, że na początek nie chce inwestować zbyt dużo, to 265-ka nie będzie najlepszym wyborem. To drogi sprzęt po prostu. Z drugiej strony, to zegarek, który ma wszystko, bo i nawigację, i plany treningowe i możliwość słuchania muzyki ze Spotify offline, po podłączeniu słuchawek Bluetooth. Nawet płatności zbliżeniowe ma!
To świetny zegarek dla biegacza, ale nie wiem jeszcze dziś, czy aby na pewno dla początkującego, który może nie złapać bakcyla. Nic, pobiegam trochę to się przekonam.
Wracając do konkretów, Forerunner 265 to kompletny sprzęt, “full package”, jak to mawiają w US and A. Fakt, że gdybym miał kupić zegarek na początek, to pewnie poszukałbym starszego Forerunnera 255 w wersji muzycznej albo nawet 245 w wersji muzycznej, żeby przyoszczędzić, wiadomo. Skoro jednak na ograniczony z góry czas udało się położyć łapy na testowym sprzęcie, to nie ma co marudzić - trzeba wziąć się za trening!
Garmin Forerunner 265 będzie mi towarzyszył podczas prób ogarnięcia biegania, których efekty przedstawię wam w innym tekście. Nie będzie to test w takim klasycznym ujęciu, bo specyfikację tego modelu i to, jak dokładny ma GPS możecie podejrzeć w pierwszym lepszym sklepie online. Będzie to test praktyczny, życiowy - taki, w którym mniej będzie technikaliów, a więcej mięsa!
Na start kilka słów o wrażeniach. Po pierwszych dniach noszenia zegarka, kiedy ten uczy się nas, coby później pokazywać w wiarygodny sposób dane o naszym śnie, poziomie wytrenowania, koniecznej regeneracji po treningu i takich tam zmiennych, byłem i zachwycony i, hm, skonfundowany?
Zachwycony, bo to obłędne urządzenie jest! Przydatność takiego trackera podczas ćwiczeń jest nieoceniona i nie wiem, jak mogłem żyć bez takiego sprzętu. Wiecie, jak dostaję coś na testy, to używam tego, sprawdzam i oddaję - najczęściej nie mam tu konkretnego planu, a chcę po prostu urządzenie poznać i wyrobić sobie o nim opinię. O tym, jak działa, co potrafi i czy jego cena jest adekwatna do możliwości.
W tym przypadku jednak mam ten komfort, że wiem, czego od urządzenia oczekuję i pod swoje oczekiwania je ustawiam. I to robi kolosalną różnicę w kontekście obcowania z zegarkiem! Poustawiałem sobie wszystkie zakładki na ekranie pod dane, które będą mi potrzebne, skonfigurowałem tarczę, zacząłem mierzyć treningi rowerowe i siłowe - no zaprzyjaźniłem się z zegarkiem, co było pierwszym krokiem na drodze do rozwoju biegowej pasji (no oby!).
Mój afekt do Forerunnera 265 pojawił się jednak nie od razu, bo początki łatwe nie były. No bo jak to, mam spać z zegarkiem? Jak to, mam go nie zdejmować podczas pracy, podczas klepania w klawiaturę? Okej, 265-ka nie jest duża, jest lekka i wygodna, ale ciągle dla kogoś nieprzyzwyczajonego do ciągłego noszenia zegarka, pokonanie progu wejścia nie jest łatwe. Noszenie to jednak tylko jeden problem na początek - zresztą mijają 2/3 dni i zegarek naturalnie przyrasta do nadgarstka, a potem można w nim spać i w ogóle się tego początkowego dyskomfortu nie odczuwa.
Drugim problemem jest ogarnięcie wszystkich informacji zbieranych przez zegarek i pokazywanych w Garmin Connect. Spokojnie ze 2 dni trwa ogarnięcie, co, gdzie i kiedy dzieje się w aplikacji, a później trzeba liczyć kolejne 2, a może nawet i 4 dni na rozkminienie, co oznaczają poszczególne parametry, czym jest Body Battery i czy faktycznie musimy regenerować się 49 godzin…
Podsumowując początek mojej przygody z podejściem do biegania i samym Garminem Forerunnerem 265 - łatwo nie było. To cudowny sprzęt, istny kombajn pod kątem sportowym - dla miłośników sportowych i zdrowotnych statystyk najlepszy prezent pod choinkę. Jeśli jednak ktoś od zbyt wielu danych, czy zbyt szczegółowych statystyk dostaje bólu głowy i szczękościsku, to będzie się z tej klasy sprzętem od Garmina zaprzyjaźniał nieco dłużej. Warto dać sobie czas, bo 265 to nie wiem, czy nie najlepszy multisportowy zegarek w okolicach umownych 2000 zł - jeśli ktoś znajdzie go za 2000 czy 2100 zł - brać i się nie zastanawiać.
Czas, start. Układamy plan treningowy i lecimy z tematem!
No dobra, ponosiłem sobie zegarek jakiś czas, pozwoliłem mu zapoznać się z moim rytmem dobowym, dałem mu okazję, by obadał te moje statystyki, poziomy wytrenowania i takie tam. Czy wskazania zegarka pokrywają się z rzeczywistością? Cóż, marketerem nie jestem, statystycznych dowodów na omnipotencję Garmina nie mam - mogę tylko posłużyć się własnymi spostrzeżeniami. A te są dwojakie:
- Garmin nie wie, że mamy zakwasy. Zegarek nie wpadnie na to, że bolą nas mięśnie, bo nie ma tego, jak sprawdzić, co skutkuje sytuacjami, w których mówi do nas, że możemy lecieć w trening, a my nie chcemy, bo ledwo chodzimy. To minus.
- Garmin jest całkiem bystry i akuratnie ocenia, jak się czujemy. Serio, to naprawdę działa i daje bardzo dobry wgląd w taki ogólny stan przedtreningowy. Autentycznie, kiedy zegarek mówił mi, że mogę pójść grubo, trenowało mi się zdecydowanie lepiej i więcej miałem mocy, niż w sytuacjach, w których sugerował, by zamiast treningu posiedzieć przy konsoli i pograć w Starfielda.
Etap, w którym zegarek mnie poznaje mamy ogarnięty, lecimy w usystematyzowany trening. Odpaliłem sobie Garmin Coach w aplikacji Garmin Connect i wybrałem opcję przygotowania do przebiegnięcia 5 km. Z planów dla biegaczy mamy tam jeszcze dychę i półmaraton, ale wiecie, nie od razu Wąchock zbudowano…
Plan trwa od 6 do 20 tygodni, oferuje dopasowane treningi, filmy i w ogóle pełny pakiet pomocowy. Podczas konfiguracji musiałem przyznać się do tego, że w ogóle nie biegam i wybrać jednego z 3 trenerów. Postawiłem na Grega McMillana, bo mnie gość przekonał do siebie założeniem, że nawet zapracowany ulaniec może biegać, stosując się do jego rozpiski treningowej. Dalej określiłem, w które dni tygodnia mogę trenować, w jaki dzień mogę machnąć dłuższy bieg i… aplikacja pokazała mi, że 2 grudnia przebiegnę 5 km. No dobra, zobaczymy… Stay tuned!
Opinia o Garmin Forerunner 265 [Niebieski]
- świetny ekran AMOLED
- niewielka waga
- muzyka offline (np. Spotify)
- intuicyjna obsługa
- rozbudowany ekosystem Garmina
- dokładność pomiarów zdrowotno-sportowych
- dokładność GPS
- szkoda, że ekran jest zlicowany z bezelem
- czas pracy na baterii nie zachwyca
- cena - to jednak drogi sprzęt
Ocena Garmin Forerunner 265
W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednakże współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów.
Komentarze
3