Na początku maja powstał szum wokół grupy hakerskiej LulzSec. Rozgłos zdobyli dzięki włamaniom do systemów korporacji Sony. Ich nazwa powstała z modyfikacji skrótu LOL (Laughing Out Loud - śmiać się na głos, Lots of Laughs - kupa śmiechu).
Przez 50 dni działalności hakerzy aktywnie udzielali się na internetowej scenie. Do momentu opublikowania wywiadu z jednym z czołowych członków – Sabu, trudno było stwierdzić czy rzeczywiście motywem przewodnim włamań była zasada "dla śmiechu" ("for lulz"), czy wywodząca się z grupy Anonymous idea walki o wolność internetu i wirtualne wspieranie realnych spraw.
Poniżej przedstawiamy tłumaczenie oryginalnego wywiadu przeprowadzonego przez Samanthę Murphy, opublikowanego 4 lipca 2011 na stronie NewScientist:
Kim jest "Sabu"?
Jestem osobą, która wierzy w prawa człowieka i ujawnia nadużycia oraz korupcję. Na ogół dbam o ludzi i sytuacje, których doświadczają. Interesuję się polityką i staram się jak mogę, żeby być na bieżąco z aktualnymi wydarzeniami.
Postrzegano cię w najróżniejszych rolach - od wielkiego bohatera, po największego złoczyńcę. Jak sam byś się ocenił?
Ciężko mi wpasować się w którąkolwiek z tych kategorii. Nie staram się być męczennikiem. Nie jestem ani bohaterem w pelerynie, ani super-przestępcą starającym się zgładzić tych dobrych. Robię tylko to, co potrafię, a to oznacza przeciwstawianie się nadużyciom.
Jakie było twoje pierwsze doświadczenie z hakowaniem dla większej sprawy?
Zaangażowałem się około 11 lat temu, kiedy marynarka USA wykorzystywała wyspę Vieques, należącą do Portoryko, jako strefę ćwiczeniową dla bombardowań. Wywołało to liczne protesty i zdecydowałem się wspomóc rząd Portoryko zakłócając komunikację. Ta sytuacja była pierwszą tego rodzaju na wyspie i ludzie nie spodziewali się, że dojdzie do tego typu akcji. Ostatecznie, marynarka USA opuściła Vieques.
Dlaczego zacząłeś działać z Anonymous?
Kiedy dowiedziałem się o tym co stało się z Julianem Assange, o jego aresztowaniu w Wielkiej Brytanii i temu podobnych, było to dla mnie kompletnym absurdem. Więc w tej kwestii nawiązałem współpracę z Anonymous.
Która operacja naprawdę cię zainspirowała i z jakiego powodu?
Wcześniej tego roku, dowiedzieliśmy się o problemach Tunezji. Tamtejszy rząd blokował dostęp do każdej strony publikującej anty-tunezyjskie informacje, włączając w to Tunileaks, lokalną wersję Wikileaks, a także jakiekolwiek strony komentujące tego typu wiadomości.
Tunezja sama przyszła do nas mówiąc o swojej woli stawieniu oporu. Poprosili o zakłócenie pracy rządu, więc to zrobiliśmy. Dostaliśmy się do strony premiera i uszkodziliśmy ją z zewnątrz. Kiedy państwo oddzieliło swoje serwisy od reszty świata, to Tunezyjczycy połączyli się za pomocą modemów i dosłownie pozwolili nam użyć ich połączeń, żeby przedostać się do wydzielonej sieci i ponownie naruszyć strony premiera. To była najbardziej imponująca rzecz, jaką widziałem: rewolucja zarówno realna, jak i wirtualna. Pierwszy raz miałem naoczny dowód na to, że działania Anonymous są namacalne i rzeczywiście działają.
Co chciałbyś powiedzieć ludziom, którzy twierdzą że zarówno ty, jak i inni członkowie ruchów Antisec/Anonymous/LulzSec wyrządzacie tylko niezliczone szkody różnym ludziom bez wyraźnego powodu?
Czy wolelibyście, żeby miliony waszych adresów e-mail, haseł, osobistych danych i numery kart kredytowych były bez ograniczeń używane przez niegodziwych handlarzy prywatnymi informacjami? A może lepiej, że ktoś ujawni je wszystkie i uświadomi wam, że dane są źle chronione i czas zmienić swoje hasła? Z pewnością jesteśmy postrzegani jako "ci źli" za złamanie zabezpieczeń Sony i innych firm, jednak ostatecznie zmotywowaliśmy korporacje do poprawienia swoich zabezpieczeń.
A co z włamaniami, które były dokonane dla śmiechu ("for lulz")?
Owszem, parę haków spod znaku LulzSec było w tym celu, jednak wyciągnęliśmy z nich wszystkich jakąś naukę. Przez 50 dni widać było jak małe i duże firmy niewłaściwie obchodzą się z danymi swoich klientów. Można było zauważyć podatność rządu USA na włamania, która równie dobrze mogła być wykorzystana przez obce kraje. Dostrzegalne było też złe zabezpieczanie istotnych e-maili przez Stany Zjednoczone, idące w parze z ignorowaniem zaleceń FBI o niestosowaniu tych samych haseł.
Na stronie PBS (Public Broadcasting Service - Publiczna Usługa Nadawcza) widać było podatność mediów na fałszywe artykuły. Tak, nasz atak na Frontline (grupa zhakowała publiczny program Frontline po nieuczciwym potraktowaniu tematu Wikileaks) miał podłoże polityczne, ale pokazaliśmy też co może się stać, jeśli organizacja złamie 50 największych publikacji on-line i zastąpi je własnymi artykułami. Taki bieg wydarzeń może siać spustoszenie. Mówimy tu o potencjalnym rozpuszczaniu fałszywych, szkodliwych pogłosek. Wszystko co zrobiliśmy ma dwa motywy: daje i nauczkę, i zabawę.
Kiedy zdałeś sobie sprawę, że dotarłeś do miejsca, z którego nie można się wycofać?
Granicę przekroczyłem w momencie, kiedy zorientowałem się, że coś zmieniam. Dla mnie była to operacja w Tunezji. Kolejny przełomowy etap to HBGary (firma zaatakowana przez LulzSec). Obecnie AntiSec jest największym ruchem od lat, jednoczącym wszystkich hakerów i wolnomyślicieli z Anonymous i innych grup. Stąd nie ma powrotu.
Jak mógłbyś krótko opisać czym zajmuje się AntiSec?
Ujawnianiem korupcji. Ujawnianiem cenzury. Ujawnianiem nadużyć. Wspieraniem braci i sióstr przy operacjach w ich własnych krajach, czego przykładem może być nasza obecna akcja w Brazylii, Operation Brazil, dotycząca cenzury internetu i ogólnodostępnej informacji. Wyjawianiem wielkich międzynarodowych firm, które mają zbyt wiele wpływów i za dużo władzy, a nie przejmują się nawet właściwym zabezpieczeniem naszych haseł i kart kredytowych. Ostatecznie, ruch zajmuje się też dyskusją i edukacją. Nie siedzimy bezczynnie pozwalając na niszczenie naszych praw. To czas by powstać.
Więc jak będzie wyglądać "zwycięstwo" AntiSec?
Tu nie ma zwycięstwa. Są tylko zmiany i nauka.
Popularność LulzSec i Anonymous zainspirowała wielu do obrania tej ścieżki. Jakie rady masz dla naśladowców?
Ci którzy towarzyszą mi w boju nie muszą być hakerami. Mogą być reporterami, artystami, mówcami. Ten ruch dotyczy nas wszystkich jednoczących się przeciw korupcji. Nie proszę nikogo, żeby podejmował ryzyko, tak samo duże jak ja. Nie chcę żeby ktokolwiek podążył za mną na dno.
Boisz się bycia schwytanym?
Nie mam w sobie lęku. Przekroczyłem granicę, zza której nie ma powrotu. Mam tylko nadzieję, że jeśli zostanę zatrzymany, cały ruch wciąż będzie odbywał się tą samą drogą beze mnie.
- Brytyjski skandal, hakerskie akcje dziennikarzy
- Honda zhakowana- dane tysięcy osób wykradzione
- Hackerzy zaatakowali serwery Nintendo
- Hakerzy ponownie zaatakowali Sony
- Citibank - jak dokonać włamania?
- Hakerzy dysponują danymi ponad 200 000 klientów Citibanku
Źródło: newscientist, The Telegraph, The Guardian
Komentarze
40Jeśli się mylę to prosze o naprowadzenie na właściwy trop...
Szacun dla tego Pana :)