Pocieszny jamraj kontynuuje swój triumfalny powrót na salony, tym razem wskakując w gokarta i stając do szalonego wyścigu. Niemal dokładnie tak jak 20 lat temu. „Niemal”, bo Crash Team Racing Nitro Fueled wygląda teraz o niebo lepiej. Frajda pozostała jednak ta sama.
- świetna oprawa audiowizualna,; - oryginalne tory w mocno unowocześnionym wydaniu,; - cieszące oko modele bohaterów i pojazdów,; - odczuwalne różnice w prowadzeniu poszczególnych zawodników,; - sporo najróżniejszych dodatków, w tym wszystkie trasy z Crash Nitro Cart,; - ogromna frajda z jazdy i ścigania się (o ile jesteśmy w stanie przełknąć dyskusyjny poziom trudności),; - zabawa na podzielonym ekranie jest przednia.
Minusy- tylko 30 klatek na sekundę,; - mechanika driftowania nie każdemu może się podobać,; - wysoki poziom trudności (na Normal) może odrzucić już na starcie,; - problemy z trybem sieciowym.
Żyjemy w przedziwnych czasach nostalgii i powrotów starych, mocno już zakurzonych marek. Powoli można wręcz czuć się zmęczonym tymi wszystkimi remasterami, szczególnie jeśli twórcy, zaślepieni wizją szybkiego dodatkowego zarobku, odświeżają gry, które jeszcze dobrze się nie zestarzały.
Na szczęście coraz mocniej rysuje się trend sięgania dalej, w zamierzchłą przeszłość, do początków konsolowej rozrywki, by stamtąd przywrócić światu coś czego dawno nie widzieliśmy. I to w totalnie odmienionym, supernowoczesnym wydaniu.
Wystarczy wspomnieć choćby o Capcom i ich „nowym” Resident Evil 2 albo o Activision, które postanowiło przypomnieć nam smoczka Spyro (w znakomitym Spyro Reignited Trilogy) czy też dawną maskotkę PlayStation w Crash Bandicoot N’Sane Trilogy.
Co najlepsze, przezabawny jamraj nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i właśnie kontynuuje swój triumfalny powrót do świata gier. Już wkrótce bowiem na półki sklepowe trafi remake Crash Team Racing, niegdyś jednej z najlepszych zwariowanych ścigałek. Nam udało się już w niego nieco pograć na zorganizowanym przez Activision zamkniętym pokazie gry i możemy Wam powiedzieć jedno – szykuje się nostalgiczna jazda bez trzymanki.
Czego o Crash Team Racing Nitro-Fueled dowiecie się z niniejszego artykułu?
- jak prezentuje się oprawa wizualna gry
- czym jeszcze spróbują oczarować nas te szalone wyścigi
- ile pozostało w nim „starego” Crash Team Racing
- czy warto czekać na tę premierę
Aż miło popatrzeć
Co do tego, że Crash Team Racing wypiękniało chyba nie ma żadnych wątpliwości. Dobitnie pokazał to zresztą już pierwszy zwiastun gry. By jednak w pełni docenić pracę włożoną w gruntowne odświeżenie tego tytułu, a właściwie to „napisanie” go niemal od nowa, trzeba w niego zagrać.
Dopiero wówczas człowiek wyłapuje bowiem masę drobnych wizualnych smaczków, które przygotowali dla nas twórcy – od misia polarnego wspinającego się po bramce startu-mety, poprzez lecący spod kół piasek i rozbryzgi wody, aż po przezabawną mimikę „twarzy” poszczególnych zawodników.
Z racji powrotu z zamierzchłych czasów w Crash Team Racing Nitro-Fueled gruntownemu odmłodzeniu uległy też trasy. Co prawda w udostępnionej nam podczas pokazu fragmencie gry znalazły się tylko 3 z zapowiadanej całej ich gamy (która obejmie także najciekawsze tory z Crash Nitro Kart), ale stanowiły one bardzo reprezentatywną próbkę tego co będzie czekać nas będzie finalnej wersji.
I tak w Crash Cove to malownicza zatoczka z szerokimi żółtymi plażami, wrakiem statku pirackiego, wodospadami i tworzącymi naturalne przejścia formacjami skalnymi. Są też uciekające spod kół kraby, latające w górze mewy, kilka wyskoczni i przejazd przez wodę.
W znacznie trudniejszej, zimowej Polar Pass postawiono z kolei na nieco bardziej zwariowany klimat – z osadą niedźwiedzi polarnych, olbrzymim misiem zamrożonym bryle lodu, ślizgającym się na trasie fokami i wyjątkowo krętymi drogami. Oczywiście, gdzieniegdzie spod śniegu widać lód co nie tylko przekłada się na jazdę, ale i dodaje trasie klimatu.
No i jest jeszcze Tiger Temple, lokacja, która na mnie zrobiła największe wrażenie. Starożytne ruiny, wąskie przejazdy pośród ziejących ogniem pułapek, błotne wyskocznie i wielki goryl próbujący pokazać kto tu rządzi. Co najlepsze jednak, w każdej z tych tras czuć ducha oryginału, każda aż kipi żywymi kolorami, humorem i mnóstwem świetnej zabawy. Twórcy nie poprzestali bowiem tylko na ich odnowie wizualnej. Dodali też do nich garść nowości takich jak choćby poukrywane tymi ówdzie skróty.
Zawodnicy też przeszli solidną metamorfozę. Teraz to postacie niczym z kreskówek. Oglądanie tego jak zachowują się podczas jazdy, jakie robią miny podczas przyspieszenia sprawia naprawdę wielką przyjemność. Podobnie zresztą jak możliwość zabawy w „upiększanie” zawodników i gokartów o szereg dodatkowych elementów, na którą Activision położyło w Crash Team Racing Nitro-Fueled spory nacisk. Zapewne będzie to też jeden z magnesów, które mają nas przyciągnąć do gry na dłużej.
Garść nostalgii, tona frajdy
A skoro już o bohaterach gry mowa, powracają starzy znajomi – oprócz Crasha, będziemy mogli pościgać się jego siostrą – Coco, Dr. Neo-Cortexem, tygryskiem Pura, niedźwiadkiem Polar, N.Ginem czy choćby brzuchatym Papu Papu. Oczywiście, postaci w grze będzie znacznie więcej, ale w udostępnionym nam demie mogliśmy przetestować jedynie 8 z nich.
To jednak w zupełności wystarczyło, by przekonać się, że każdego z zawodników prowadzi się nieco inaczej. Niektórzy lepiej wchodzą w zakręty, inni są lepsi w okiełznaniu przyspieszenia, jeszcze inni są łatwiejsi w sterowaniu podczas ślizgów. Oczywiście, by wyłapać te niuanse trzeba nieco czasu, ale warto wiedzieć, że takie zróżnicowanie istnieje, bo czasami wybór zawodnika do konkretnej trasy może zaważyć o zwycięstwie lub przegranej. Sam się zresztą o tym przekonałem.
Śmiganie po zakręconych torach Crash Team Racing Nitro-Fueled to czysta frajda. Szczególnie dla tych którzy pamiętają zamierzchłe czasy pierwowzoru. Nie da się jednak ukryć, że pozostawiony w grze oryginalny system sterowania może niektórym przysporzyć nieco problemów.
By w ogóle mówić tu o jakichkolwiek szansach równorzędną walkę z konkurentami trzeba nauczyć się driftów i wykorzystywania ich do szybkiego przyspieszania. Tak jak w oryginale, tak też i w Crash Team Racing Nitro-Fueled nic nie dzieje się automatycznie. Tymczasową dopałkę trzeba każdorazowo samemu uruchomić cały czas podczas driftu pilnując paska u dołu ekranu i w odpowiednim momencie naciskając jeden przycisk. Wbrew pozorom nie jest to wcale takie łatwe, gdy na ekranie tak wiele się dzieje.
To co mnie szczególnie cieszy to fakt, że w Crash Team Racing Nitro-Fuel nie ma mowy ani o sztucznym tworzeniu presji na gracza poprzez pojawiających się znikąd przeciwników w tylnym lusterku, ani ułatwieniach w postaci zwalniających (i czekających na nas) zawodników jadących na czele stawki.
Jeśli mocno zostałeś z tyłu, to nie ma zmiłuj, pewnie nie dogonisz już przed metą przeciwnika jadącego na czele. Tak samo, jeśli udało ci się wyprzedzić wszystkich o pół długości toru to masz spory zapas „miejsca”, i nawet jeśli gdzieś po drodze powinie ci się noga przez co stracisz cenne sekundy, wciąż masz szansę wyścig wygrać. Słowem – bywa trudno, ale zawsze sprawiedliwie.
Crash Team Racing: Nitro-Fueled – nasza wstępna opinia
Patrząc na to jak prezentuje się Crash Team Racing Nitro-Fueled i jaką frajdę daje ściąganie się po tych kilku zwariowanych torach w aż dziw bierze, że Activision tak późno przypomniało sobie o tej fenomenalnej serii. Cieszę jednak bardzo, że zdobyto się na odwagę by przypomnieć nam te niepowtarzalne wyścigi.
Czy warto czekać na Crash Team Racing Nitro-Fueled? Ależ oczywiście. Nawet jeśli nie pamiętasz oryginału, ale lubisz wyzwania i szalone wyścigi ze strzelaniem do przeciwników, będziesz się tutaj świetnie bawić. Weteranom Crasha tylko przypominam (bo ich przekonywać nie trzeba), że Crash Team Racing Nitro-Fueled z warkotem silników wjedzie na półki sklepowe już 21 czerwca 2019.
Ocena wstępna Crash Team Racing Nitro-Fueled
- rewelacyjna oprawa wizualna
- świetne modele bohaterów i pojazdów
- ciekawe tory, z ukrytymi skrótami
- odczuwalne róznice w prowadzeniu poszczególnych zawodników
- możliwość personalizacji gokartów i modyfikacji wyglądu kierowców
- sporo różnych trybów, w tym zabawa wieloosobowa po sieci
- olbrzymie pokłady frajdy
- specyficzny, wierny oryginałowi model sterowania nie każdemu przypadnie do gustu
- drobne błędy techniczne
Komentarze
12Łza się w oku kręci jak sobie przypomnę, ile to godzin spędziłem przed PSX'em grając w tą grę.
Teraz będę ją kupował na Switch'a.
Trochę smuci mnie że grafika ma być lekko uboższa od pozostałych wersji, ale cóż - będę mógł chociaż zabrać Crasha zawsze ze sobą :)
Czekam niecierpliwie.
"Gra będzie tytułem ekskluzywnym PS4, a później będzie dostępna na PC. Nie ukaże się na Xboxie. Nie wiem, czy jest to ekskluzywność sześcio- czy dwunastomiesięczna – czytamy"
HA HA HA HA no i co teraz Niebieskie Fanboje???!!!
Ponoć Fable 4 ma być jedną z nich.
Myślałem że to jaja ten komentarz wyżej ale faktycznie Death Stranding będzie na blaszakach i nie będzie exem na ps4 xD.