Studium seryjnego mordercy - recenzja serialu "Dahmer - Potwór: Historia Jeffreya Dahmera”
Seriale z gatunku true crime stają się z roku na rok coraz bardziej popularne. Tym razem Netflix serwuje nam fabularyzowaną historię kanibala z Milwaukee. Czy warto spędzić prawie 10 godzin przed telewizorem z Dahmer - Potwór: Historia Jeffreya Dahmera? O tym w naszej recenzji.
Dahmer – Potwór - Kryminał z krwi i kości?
Poza największymi hitami Netfliksa pokroju Stranger Things, Cyberpunk: Edgerunners czy choćby Sandman w usłudze tej znaleźć można też sporo kryminałów, i tych opartych na prawdziwych wydarzeniach. Gatunek ten nosi nazwę True Crime i dla jego fanów biblioteka amerykańskiego serwisu VOD to istny skarbiec. Mamy tu bowiem sporą ilość dokumentów takich jak choćby „Rozmowy z mordercą: Taśmy Johna Wayne'a Gacy’ego” czy „Making a Murder”, a także seriali fabularnych pokroju Mindhuntera lub „Jak nas widzą”. Teraz zaś do tego grona dołącza "Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera", serial Ryana Murphy’ego („Ratched”, „Halston") o jednym z najbardziej rozpoznawalnych seryjnych morderców na świecie.
Nie taki straszny jak go malują… a szkoda
Historia Jeffreya Dahmera wydarzyła się naprawdę. Fakt, że przez 13 lat mordował on z zimną krwią młodych mężczyzn i nastolatków jest przerażający. Jednak zdecydowanie bardziej przeraża to, co robił potem z ofiarami. Otóż Dahmer był także nekrofilem i kanibalem. Jednak to nadal nie wszystko - aby stworzyć żywą lalkę, która będzie mu całkowicie posłuszna, wykonał prymitywną lobotomię na jednej ze swoich ofiar, wiercąc jej dziurę w czole wiertarką elektryczną i wlewając do środka kwas.
Brzmi to wszystko przerażająco? Zdecydowanie tak. Wystarczyło więc solidnie to zrealizować, a mielibyśmy hit na tegoroczne Halloween. Niestety twórcy sprawili, że kanibalizm jeszcze nigdy nie był tak nudny. Ot, mamy jedną scenę jak chwilę po zamordowaniu swojej ofiary Jeff robi sobie steka - możemy się domyślać skąd ma mięso, ale nic nie jest tu pokazane dosłownie.
W ogóle serial mocno wykastrował diaboliczność Jeffreya Dahmera. Nie znajdziemy tu ani krwawych scen ani brutalności - wszystko jest na zasadzie domysłu. Z jednej strony rozumiem zabieg twórców, bo przecież nie chcemy, aby ktoś fascynował się zbrodniami kanibala z Milwaukee. Z drugiej jednak, nie oszukujmy się - po to właśnie oglądamy seriale o seryjnych mordercach, aby zobaczyć ich najbardziej przerażające dokonania.
Tymczasem tutaj reżyser stara się pokazać nam mężczyznę, który był tak bardzo samotny, że czasem po prostu kogoś zabił, aby ofiara została z nim na zawsze. Jakby ktoś chciał nam wytłumaczyć, że to dobry chłopak był…tylko się pogubił.
Historia Dahmera, a raczej społeczeństwa Milwaukee
Tytuł serialu dosłownie sugeruje nam, że głównym bohaterem będzie nasz seryjny morderca. Niestety jakoś od 5 odcinka jego postać schodzi na drugi, a nawet trzeci plan, a wyeksponowane zostają osoby, które wcześniej widywaliśmy na ekranie sporadycznie. Czy tego oczekiwałem siadając do tej produkcji? Zdecydowanie nie. Jasne, punkt widzenia ofiar jest bardzo ważny, bo przecież to oni najbardziej ucierpieli na tym wszystkim. A robienie z psychopatów ikon popkultury jest chore, tak samo jak ludzie, którzy pisali do Dahmera listy z prośbą o autograf.
Prawdziwym problemem jest totalna zmiana narracji w połowie serialu - jakby twórcy nie mogli się zdecydować jak ta produkcja ma ostatecznie wyglądać. Jeżeli naprawdę chcieli zrobić serial o znieczulicy policji w tamtych czasach i o tym jak ucierpiały rodziny ofiar to można było to zrobić od początku umieszczając Jeffa jako tło.
A tak zamiast skupić się dobrze na jednym aspekcie tamtych wydarzeń dostajemy serial łączący oba wątki, ale bardzo po łebkach, co niestety sprawia, że historia mordercy i jego ofiar jest tu bardzo mocno bez wyrazu. OK, w drugiej połowie serialu zdarzają się sceny, które zasługują na uznanie jak choćby pokazanie, że w czasie, kiedy sąsiadka Dahmera zostaje nagrodzona za obywatelską postawę, trwa impreza na cześć policjantów, którzy przez swoją niekompetencję oddali wcześniej ofiarę w ręce Dahmera. Niestety jedna czy dwie dobre sceny to zdecydowanie za mało.
Dahmer - Potwór: Historia Jeffreya Dahmera - czy warto obejrzeć?
Twórcy serialu miotają się na różne strony, co jest chyba największą wadą tej produkcji. Z jednej strony od początku mamy do czynienia z opowieścią fabularną, z drugiej - twórcy próbują zrobić z tego coś quasi dokumentalnego. Widać to po pierwszym odcinku, gdzie jako epilog dołączono rozmowę telefoniczną między sąsiadką Dahmera, a policjantem. Nie potrafią także się zdecydować, czy „Dahmer - Potwór: Historia Jeffreya Dahmera” ma być filmem o psychopatycznym mordercy i próbie dojścia do tego skąd bierze się taka ilość zła w człowieku, czy może obrazem skupionym na rodzinach ofiar i postawie policji.
Ta dziwna nieokreśloność sprawia, że serial jest niezmiernie rozwleczony i gdzieś po połowie staje się niebotycznie nudny. Mimo to warto obejrzeć kilka początkowych odcinków ze względu na odtwórcę głównej roli - Evana Petersa. Jego kreacja Dahmera zasługuje na owacje na stojąco. Ogromnie poruszająca jest też rola Richarda Jenkinsa, który próbował odtworzyć uczucie ojcowskiej porażki i ból wynikający z życia, jakie prowadził jego syn. To właśnie jego było mi najbardziej żal w serialu.
Reasumując Dahmer - Potwór: Historia Jeffreya Dahmera nie jest serialem złym - gdyby skrócić całość do 5 odcinków mielibyśmy nawet całkiem dobrze zrealizowany thriller. A tak dostajemy produkcję, która nie jest ani horrorem, ani dokumentem, ani nawet dobrym obrazem zachowań społecznych. I na pewno nie warto poświęcać aż 10 godzin swojego życia, żeby ten obraz obejrzeć.
Ocena filmu Dahmer - Potwór: Historia Jeffreya Dahmera
- aktorstwo na najwyższym poziomie
- pierwsza połowa trzyma mocno w napięciu
- świetne przedstawienie ignorancji policji w USA względem środowiska homoseksualistów
- porusza istotne problemy społeczne
- w słaby spoósb ukazane zbrodnie głównego bohatera
- brak szokujacych scen, zbyt mało brutalności
- serial nie potrafi się zdecydować czy jest obrazem amerykańskiego społeczeństwa, thrillerem czy dokumentem
- zbyt rozwleczony - wystarczyłoby 5 odcinków
Komentarze
2