Death Stranding: Director’s Cut – szkoda, że wcześniej ta gra tak nie wyglądała
Podobał Ci się Death Stranding na PlayStation 4? No to spodoba Ci się też Death Stranding: Director’s Cut na PS5. Nie oczekuj jednak lepiej ogromu nowej zawartości czy rewolucyjnych zmian. Tego tu nie znajdziesz. Za to świetną, bardziej rozbudowaną przygodę już owszem.
Death Stranding – wydanie drugie, poprawione
„A co na to Poczta Polska?” – nie wiem, czy pamiętacie, ale tak brzmiał jeden z pierwszych komentarzy pod naszą recenzją Death Stranding jeszcze 2019 roku. Żartów z najnowszego dzieła Hideo Kojimy było zresztą wówczas znacznie więcej. No ale trudno się im dziwić – gra eksploatująca jeden z najbardziej znienawidzonych przez graczy typ zadań polegających na noszeniu paczek z jednego punktu do innego wydawała się chorym pomysłem.
A jednak Hideo Kojima ojciec legendarnego już Metal Gear, pokazał, że nawet opierając się tylko na z pozoru mało ciekawych zadaniach można stworzyć coś naprawdę nietuzinkowego - coś co zaskakuje, kusi i potrafi sprawić, że zbieramy szczękę z podłogi. Co tu dużo pisać, Death Stranding z miejsca trafiła na listę najlepszych gier na PS4, i to zasłużenie.
Najlepsze jest to, że śmichy-chichy z bycia kurierem skończyły się, gdy tytuł ten trafił w 2020 roku na pecety. Ba, osiągnął tam niemały sukces szturmem podbijając serca graczy. Mimo to kolejny ruch Sony, czyli ponowne sięgnięcie po Death Stranding by uczynić z niego równie duży hit na PlayStation 5, mógł lekko dziwić. No bo czy usprawnienia graficzne i kilka dodatków to wystarczający powód na odświeżenie wcale nie takiej starej produkcji?
Jeśli pamiętacie, ten sam dylemat miałem w przypadku wydanego niedawno Ghost of Tsushima: Director’s Cut. Tam jednak wraz z ulepszoną grą otrzymaliśmy też całkiem spory dodatek. Death Stranding: Director’s Cut skupia się zaś na dopracowaniu istniejącej historii, uzupełnieniu jej i dorzuceniu kilku nowych mechanik, aktywności i elementów kosmetycznych. Czy da się w ten sposób przekonać nieprzekonanych? Z pewnością nie, ale Ci co już grę znają mogą być zadowoleni. Mogą, ale nie muszą.
Detale, ach te detale
Hideo Kojima był zapewne swoim żywiole ponownie bawiąc się w doszlifowywanie swojej gry. Ilość szczegółów uległa bowiem w Death Stranding: Director’s Cut potrojeniu. Przynajmniej na moje oko - osoby, która spędziła w tym postapokaliptycznym świecie prawie 140 godzin „wbijając platynę”. I nie chodzi tylko o detale graficzne, które z wiadomych względów na PlayStation 5 wybijają się na pierwszy plan.
To co mnie ujęło przy powrocie do zniszczonej wdarciem śmierci Ameryki to takie, zdawałoby się mało znaczące, rzeczy takie jak choćby możliwość przywiązywania towarów do aerobagażnika czy opcja wyłączania słupów z czujnikami, które znajdują się na granicach terytoriów MUŁ-ów i terrorystów. Niby nic wielkiego, a jakąż potrafi zrobić to różnice.
Oczywiście, wśród nowych, rozszerzonych mechanik są też i te znacznie większego kalibru jak choćby katapulty na towary, które pozwalają ominąć co bardziej niebezpieczne obszary. Po prostu pakujemy paczki do katapulty, strzelamy, a potem w odpowiednim momencie aktywujemy spadochron i tak nim sterujemy by odpadł jak najbliżej wcześniej wyznaczonego celu. Potem wystarczy już tylko dotrzeć do miejsca, gdzie czeka na nas unosząca się w powietrzu kapsuła i odebrać przesyłki.
Wygląda to całkiem nieźle i jest nawet przydatne w początkowym etapie gry. Znacznie bardziej efektowne, choć chyba trochę mniej praktyczne, są dwie kolejne nowości – mosty chiralne i rampy. Oba pozwalają na szybkie pokonywanie przeszkód terenowych, z tą różnicą, że te pierwsze wyglądają świetnie, o ile nie pada (wówczas po prostu przestają działać), a na tych drugich można pobawić się w ewolucje – skok z fikołkiem czy akrobacje na trajce. I każdy z tych elementów, jak na Kojime zresztą przystało, dopieszczony został do granic perfekcji. Spójrzcie zresztą na zdjęcia.
Więcej, ładniej, po staremu
Hideo Kojima podkreślał kilkukrotnie w wywiadach, że nie podoba mu się nazwa Death Stranding: Director’s Cut, która może sugerować fakt okrojenia wcześniejszej edycji gry z jakichś, wcześniej stworzonych elementów. Tak naprawdę bowiem nie widzianą dotąd dodatkową zawartość przygotowano dopiero na potrzeby nowej wersji. I to widać, bo nie są to jakieś rewolucyjne zmiany, a raczej coś na kształt poprawionego scenariusza z kilkoma dodatkami, żeby ogadało/grało się przyjemniej.
Mamy tu więc nowe misje całkiem zgrabnie wpisane w rozgrywającą się opowieść. Mamy tor wyścigowy, strzelnicę z wyzwaniami rankingowymi i możliwość powtarzania starć z bossami (także rankingowo). Mamy też szereg ułatwień i bajerów w sam raz na początek zabawy. Osobiście sprawdziłem Death Stranding: Director’s Cut najpierw na swoim dawnym sejwie, wyeksportowanym z wersji PS4 (tak, jest taka możliwość, choć wymaga ponownego zainstalowania poprzedniej wersji gry), a później zaczynając całą zabawę od nowa.
Muszę przyznać, że wszystkie te nowości począwszy od wspomagającego egzoszkieletu i nowych elementów plecaka, poprzez nową broń energetyczną i sugerowane na mapie ścieżki dotarcia do celu, aż po bota-towarzysza i nowe misje znacznie lepiej prezentują się przy świeżym podejściu "od zera". Raz, że nowe przedmioty udostępniane są nam w momentach, w których faktycznie możemy najlepiej z nich skorzystać (ja w swojej wcześniejszej grze miałem już pobudowaną całą sieć dróg i masę tyrolek w strategicznych miejscach), a dwa, że dodatkowe misje fabularne, nawet jeśli nie ma ich zbyt wiele, wypełniają nam wcześniejsze dziury w scenariuszu przez co odbiór niektórych postaci może być nieco inny.
Wiedźcie jednak jedno – mimo zmian na lepsze w grafice i mechanikach rozgrywki, dodania wsparcia dla DualSense i 3D audio, które wspólnie robią tu fantastyczną robotę, to wciąż dokładnie ta sama gra co dwa lata temu, tyle tylko że bardziej przystępna i chyba jakby nieco ciekawsza przez dorzucenie akcji już w pierwszej, tej dotąd bardziej statycznej, części gry.
Death Stranding: Director’s Cut – czy warto kupić?
Przyznam szczerze, że bałem się trochę wracać do Death Stranding. Po dwóch latach od jej ukończenia pamiętałem tylko ostatnie, dość męczące godziny grindowania by wbić w tej grze platynę. Myślałem, że powrót w buty kuriera mnie przytłoczy. Ale wiecie co? Wystarczył kwadrans z Death Stranding: Director’s Cut bym przypomniał sobie dreszczyk emocji jaki towarzyszył pierwszym stawianym przeze mnie tu krokom. Wiecie, to uczucie, gdy próbujemy przedostać się przez góry, korzystamy z drabin czy ustawiamy znaki dla innych graczy - rewelacja!
Cieszę się więc, że mogłem wrócić do tego świata na PlayStation 5 i sprawdzić wszystkie dodatki, które przygotował dla nas Hideo Kojima. W końcu ktoś dał temu twórcy więcej czasu na dopracowanie swojego dzieła. Jasne, niektóre nowości to jedynie miłe, świetnie wyglądające popierdółki, ale skoro na sam ich widok gęba się cieszy to czemu nie. Jeśli więc chcecie bawić się w kuriera to właśnie teraz, w Death Stranding: Director’s Cut. Bardziej dopracowanej gry nie znajdziecie.
Opinia o Death Stranding: Director’s Cut [Playstation 5]
- niezwykłe, oryginalne i wyjątkowo klimatyczne Death Stranding w nowym, ulepszonym wydaniu,
- ciekawie rozwinięte niektóre wątki,
- nowa broń, nowe budynki, nowe aktywności i kilka nowych przedmiotów,
- strzelnica i rankingi,
- usprawnienia na początku gry, dla łatwiejszego wejścia do zabawy,
- świetne wykorzystanie możliwości kontrolera DualSense,
- jeszcze większe przywiązanie do szczegółów,
- ulepszona oprawa wizualna,
- fenomenalna muzyka,
- wciąż doskonały klimat.
- to wciąż ta sama gra, z jej dawnymi bolączkami i problemami,
- kosmetyczne bajery wciśnięte trochę jakby na siłę,
- mimo wszystko trochę mało nowej zawartości.
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Grę Death Stranding : Director's Cut potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Sony Interactive Entertainment Polska
Komentarze
5