Graliśmy w Evil West – western ciężki niczym but depczący głowę wampira. Jest ostro!
Gdyby Van Helsing mordował wampiry w unowocześnionej wersji Dzikiego Zachodu, klnąc przy tym jak szewc, nazywałby się Jessie Rentier. To on jest bowiem bohaterem Evil West – najnowszej gry akcji Polaków z Flying Wild Hog. Graliśmy w jej testową wersję i było nieźle!
Evil West – nowa gra w znanym stylu
Wielkimi krokami zbliża się zapowiadana na listopad 2022 premiera polskiej gry akcji - Evil West. Już pierwsze zwiastuny i przerywniki filmowe z tej produkcji pokazują, że to typowe dzieło od polskiego studia Flying Wild Hog. I nie mówię tu o podobieństwach względem ostatniego Trek to Yomi, a dużo bardziej szalonego Shadow Warrior 3. Tak jak tam, tak i w Evil West nie brakuje brutalności, szalonych postaci i masy przekleństw.
W ramach udostępnionego nam wczesnego buildu gry miałem okazję przetestować jej szóstą misję fabularną. To na tyle daleko, by móc sprawdzić sporą liczbę z przygotowywanych dla nas umiejętności i z arsenału broni, a następnie z uśmiechem na ustach rozczłonkowywać kolejne bestie w tej klimatycznej produkcji. Po tym całkiem emocjonującym wstępie ja już wiem, czy warto czekać, na ten tytuł. Przekonajcie się i Wy.
Dziki Zachód? Nie, to Zły Zachód
Kilkadziesiąt minut, których potrzebowałem by zakończyć przykładową misję nie pozwoliło mi na dogłębne poznanie historii. Wczytując się jednak w znalezione w ekwipunku dokumenty wiem już co nieco o czym opowiada Evil West. Nie zdradzając zbyt wiele powiem tylko, że będzie to alternatywna wersja Dzikiego Zachodu. Jest tu dużo urządzeń elektrycznych (w tym rażący prądem rewolwer) oraz całkiem sporo magii, ukrywającej za pomocą iluzji zło czające się w naszym świecie.
Jednak to, co powinno przykuć naszą uwagę to przeróżne wampiry i pochodne im bestie. Oczywiście zadaniem naszego bohatera, Jessiego Rentiera, a także jego kompanów, będzie między innym dążenie po trupach do bliżej nieokreślonego celu. Uwierzcie mi, że tych trupów będziecie „produkować” tu na potęgę. Kierowana postać posyła silne ciosy za pomocą stalowej rękawicy, ale też dobrze obsługuje rewolwer, obrzyn czy dystansowy karabin.
Choć jeden z pierwszych zwiastunów, jaki widziałem, pokazywał skąpane słońcem westernowe miasteczko przywodzące na myśl Call of Juarez: Gunslinger, to sama misja próbna zbudowała w moich oczach bardzo ciężki i posępny klimat. Okrzyki bestii, ciemne tunele i ponure lokacje sprawiły, że poczułem się jak mroczna i bardziej szydercza wersja słynnego zabójcy wampirów, Van Helsinga. Powiem Wam, że to całkiem dobrze, bo atmosfera jest tu dość przekonująca.
Całkiem nieźle wpasowuje się w to wszystko oprawa graficzna. Zarówno modele postaci, jak i tekstury są dość szczegółowe, choć powtarzalne. Widowiskowo prezentują się natomiast wybuchy czy efekty rażenia prądem. Miałem jednak wrażenie, że misja w ciemnościach, do której miałem dostęp, charakteryzuje się zbyt dużym „błyszczeniem” tekstur, gdy te odbijały światło. Ciężko jednak wyrokować bez dostępu do pełnej wersji Evil West, ale póki co z warstwy wizualnej jestem zadowolony. Żałuję, że w udostępnionym fragmencie nie słyszałem muzyki, bo tu twórcy też mogą mieć duże pole do popisu.
Śmierć ciężkie buty nosi
Nie jestem pewien czy odpowiada mi do końca tempo prowadzenia rozgrywki. Jessie Rentier nie rusza się zwinnie niczym Lara Croft lub Rico Rodriguez z Just Cause. Ba, nie umie on nawet za bardzo skakać i co bardziej żwawe akcje wykonuje jedynie w z góry określonych miejscach. Potrafi za to mocno przywalić, strzelać, biegać i robić uniki.
W praktyce będziemy musieli nieźle się napocić, żeby w porę odsuwać się od ciosów przeciwników. Na całe szczęście, co pewien czas aktywuje nam się moc uzdrawiania, a rozprawianie się z wrogami za pomocą rękawicy potrafi zamienić ich w krwawą miazgę i równocześnie doładować nam pasek życia. Szybko nauczyłem się, że wampiry trzymające dystans należy załatwiać karabinem, zbliżające się fale małych potworków padają od rewolwerowych kul, a gdy podejdą za blisko, należy mieć nadzieję, że zdążyła naładować się potężna salwa z obrzyna. W przeciwnym razie możemy mieć kłopoty.
Do sposobu prowadzenia walki będąc w stałym, dość mozolnym ruchu, można się przyzwyczaić. Nieco gorsze wrażenia miałem z walki z bossami. Jeden z nich to prawdziwa „gąbka na naboje”, zadająca przy tym naprawdę potężne ciosy. W praktyce biegałem w kółko po arenie, unikając nadciągających fal ognia i co pewien czas obracałem się, by posłać kilka kulek w serce przeciwnika. Zabawa w kotka i myszkę trwała kilkanaście minut i ani przez chwilę nie musiałem zmieniać taktyki. Wolałbym, żeby główni przeciwnicy wymuszali na mnie jakąś odmienną strategię.
Teoretycznie odrobiną finezji i sprytu trzeba wykazać się podczas zagadek środowiskowych. Evil West jest jednak grą na tyle prostą i liniową, że czynności w stylu „wdrap się na wieżę i uruchom przełącznik” są naprawdę banalne. Kto wie jednak, co twórcy przygotowali w innych etapach. Sam miałem do czynienia tylko z jedną misją i tylko na jej podstawie stwierdzam, że eksploracja jest wyłącznie wypełniaczem pomiędzy eksterminacją wrogów na kolejnych arenach.
Evil West – czy warto czekać?
Osobiście mam trochę mieszane uczucia. Ze względu na wulgarny i rubaszny humor na pewno dam Evil West szansę. Kolejne dialogi przywodzą mi na myśl nieco bardziej mroczną wersję przygód Lo Wanga z Shadow Warrior 3. Pozytywnie przemówił do mnie klimat, historia, przeciwnicy i nietypowe uzbrojenie.Wiedzony ciekawością odnośnie tych elementów sprawdzę tę opowieść o alternatywnym Dzikim Zachodzie.
Nie jestem jednak pewien czy walka w pełni mnie satysfakcjonuje. Z jednej strony jednocześnie naciera na nas ogrom przeciwników, więc jest co robić, z drugiej jednak nie możemy między nimi lawirować i skakać jak w Shadow Warrior 3. Po prostu nasz bohater jest na to za wolny. Trzeba więc łączyć walkę dystansową z ciosami wręcz i cierpliwie eliminować fale wrogów.
Innymi słowy mamy szansę otrzymać całkiem niezłą grę, mającą kilka elementów wspólnych z dotychczasowymi produkcjami od Flying Wild Hog. Wszystko jednak zależy od tego, jak wiele niespodzianek przygotowali dla nas twórcy w pełnej wersji. Potencjał jest, a od jego wykorzystania zależy ewentualny sukces, który jest na wyciągnięcie ręki… lub spluwy. Wypatrujcie Evil West, bo chyba warto. Szykuje się nam tu niezła rozwałka opatrzona garścią siarczystych bluzgów.
Evil West - co nam się podobało:
- rubaszny humor, charakterystyczny dla polskiego studia
- odmienne typy broni i zdolności specjalnych
- przyjemna oprawa graficzna
- dobrze przemyślany rozwój postaci i uzbrojenia
- intrygujący świat, postacie i potwory
...a co nie za bardzo
- topornie ruszający się bohater
- walka, która potrafi być monotonna
- potyczka z bossem to raczej powtarzalne strzelanie
Komentarze
2