Kolekcja Master Chiefa to prawdziwa gratka nie tylko dla fanów Halo. I to nawet, gdy wciąż cierpi jeszcze na przejściowe problemy z zabawą sieciową.
Dostęp do 4 produkcji i każdej misji z poziomu jednego menu; zremasterowana ścieżka dźwiękowa dla pierwszej i drugiej części; zupełnie nowe przerywniki filmowe w technice CGI dla Halo 2; 1080p i 60 klatek (z wyłączeniem Halo 2, działającym w 900p)
Minusytryb dzielonego ekranu (Split screen) w 30, a nie 60 klatkach; powtarzające się spore problemy z matchmakingiem w trybie multiplayer produkcji
Swego czasu, moim absolutnym królem „remasterów” i wersji „HD” był recenzowany na naszych łamach The Legend of Zelda: Wind Waker. Całkiem niedawno jednak, mający swoje korzenie w Nintendo GameCube Link otrzymał naprawdę solidnego konkurenta. I to takiego ponad dwumetrowego, zakutego w potężny pancerz, uzbrojonego w 60 klatek na sekundę, rozdzielczość 1080p, cztery części swoich przygód i zbiór ponad 100, najlepszych map z diabelnie grywalnego trybu multiplayer. Bez wątpienia, Halo: The Master Chief Collection nie patyczkuje się z konkurencją i w bolesny dla nich sposób pokazuje, jak każda „składanka” i odświeżona wersja wyglądać powinna.
117, zgłoś się
W skład Halo: The Master Chief Collection, zgodnie z podtytułem, wchodzą wszystkie gry z serii, w głównej roli obsadzające legendarnego Spartiatę drugiej generacji. Nie znajdziemy tu więc ODST, Reach czy Halo Wars. Jednak w konfrontacji z udostępnionym zestawem i tak nie można narzekać na brak zawartości. I to prawda, że koniec końców spotykamy się tu z jednym, wielkim zbiorem kotletów – dla mnie jednak, przebrnięcie przez wszystkie odsłony w diablo płynnych 60 klatkach na sekundę i podbitej rozdzielczości było niesamowitym i odświeżającym doznaniem. A na tym nowości przecież nie koniec – obecne tu Combat Evolved: Anniversary Edition, razem z debiutującą w HD „dwójką”, doczekało się odświeżonej ścieżki dźwiękowej. Co więcej, wspomniane Halo 2, obchodzące właśnie swoje dziesięciolecie, poraża wykonaniem obłędnych przerywników filmowych. Te stworzone zostały tu w zasadzie od postaw, niesamowicie zwiększając przyjemność płynącą z poznawania tej samej historii enty raz z rzędu, a także dając nam wszystkim pewien przedsmak filmików, które zapewne podziwiać będziemy w nadchodzącej, piątej części Halo.
Co jednak całkowicie wygrywa moje serce w konfrontacji z Master Chief Collection, to bardzo płynne i obejmujące każdą część serii menu, pozwalające w kilka chwil przeskoczyć z dowolnego rozdziału wybranej produkcji do zupełnie innego, i to już od pierwszego uruchomienia. Toporne i przypominające menu filmów na DVD ekrany wyboru z innych reedycji mogą w tym miejscu jedynie schować się w kąt i płakać z żalu nad swoim wyglądem. A do tego fani odnajdą tu jeszcze przecież stanowiący źródło Machinimy tryb Forge (kto oglądał / ogląda Red vs Blue – ręka w górę), przygotowane przez twórców playlisty, pozwalające pokonać szereg połączonych ze sobą misji z różnych części, czy tryb kooperacji na podzielonym ekranie i przez Internet – dla dwóch gracz w jedynce i dwójce, oraz dla 4 w pozostałych częściach.
Powrót do przeszłości
Jedną z moich ulubionych atrakcji towarzyszących zabawie przy Master Chief Collection była możliwość natychmiastowego przeskoku z odświeżonej oprawy graficznej Combat Evolved i Halo 2 na tę nieco już dzisiaj przedpotopową. Każdy, kto pamięta zremasterowaną dla Xboksa 360 „jedynkę” z pewnością kojarzy, iż tamtejsze przejście ze starej oprawy na nową mimo wszystko trwało kilka chwil przyciemnionego ekranu. Teraz, przejście jest błyskawiczne, a w Halo 2 obejmuje także skok z niesamowitych przerywników CGI, na te zbudowane jeszcze na silniku gry, z oryginalnej wersji tytułu. Innymi słowy, powrót do przeszłości w wersji instant. |
Teabagging
I kiedy to wydaje się, że pyszniej dla fanów już być nie może, Master Chief Collection podrzuca nam jeszcze swój równie opasły co kampania tryb rozgrywki wieloosobowej. Wyposażenie tego zestawu w ponad setkę (!) najlepszych map z całej serii (łącznie z dodatkami i bonusowymi planszami z wersji PC), chyba najlepiej świadczy o przywiązaniu twórców do detali i staraniach w zapewnieniu jak najpełniejszego doświadczenia z „Halo” w tytule. A to jest tu na wyciągnięcie ręki - oczywiście o ile tylko uda nam się dołączyć do jakiejś rozgrywki, bo matchmaking po pierwszych, premierowych problemach w dalszym ciągu płatać potrafi tu niesamowite figle. W nieco bardziej komfortowych warunkach miałem okazję postrzelać po sieci w trakcie ustawionych przez twórców, przedpremierowych meczy, jednak o dość kryzysowej sytuacji po „dniu D” zapomnieć mi nie wolno.
Kiedy to jednak uda nam się wskoczyć już do sieciowej rozgrywki, nie sposób nie docenić pieczołowitości i smaczków, upchanych przez autorów w trakcie składania Master Chief Collection w jedną całość. Jeśli bowiem kogoś taka wola, dostępne mapy z powodzeniem uruchomić można na ich starym silniku - wliczając w to pamiętane przez graczy błędy z tamtych wersji. Jeśli miałbym być jednak do bólu szczery, wielkich zmian w fizyce otoczenia czy sposobie prowadzenia postaci pomiędzy starym a nowym trybem nie odczułem. Wyjadacze z pewnością jednak wyłapią takie detale i z miejsca docenią oddany im wybór, bo wyrobione w ciągu dekady istnienia trybu wieloosobowego w Halo przyzwyczajenia ciężko byłoby zastąpić teraz czymś nowym. Nieco zbyt potężne snajperki z jedynki czy garść glitchy – wszystko to jest tu na miejscu. Jeśli ktoś nie przepada jednak za aż tak sentymentalną jazdą, z pewnością spodoba mu się obecność sześciu całkowicie odrestaurowanych map z dwójki, w nowym wydaniu wyposażonych w kilka dodatkowych bajerów, jak np. atak w postaci uruchomienia bomby EMP.
Master Chief nie oddaje fartucha
Jeśli więc obecnie strzelać gdzieś na całego, to zdecydowanie w Master Chief Collection – przynajmniej wśród posiadaczy Xbox One. Ta wyjątkowa produkcja to trochę taki promyk nadziei w temacie przyszłości reedycji maści wszelakiej, bo pokazująca, iż nie każdy tytuł z tej kategorii musi z miejsca wpaść do worka gier odświeżanych na skróty i byle jak. W chwili, której piszę te słowa, w drodze jest już patch łatający największy w moim odczuciu problem tego wydania, a więc nie do końca działający multiplayer – a przecież twórcy swoje nowe dziecko wspierać mają dalej, chociażby za sprawą filmowych materiałów i serialu, integracji z Twitterem i streamami prosto na Twicha. Mające pojawić się także Spartan Ops z czwartej części to w ogóle wisienka na tym i tak przepysznym już torcie, którego konsumpcję polecam każdemu posiadaczowi nowej konsoli Microsoftu. Bez względu na to, czy Halo jest Waszemu sercu bliskie, czy też i nie.
Moja ocena: | |
Grafika: | dobry |
Dźwięk: | dobry plus |
Grywalność: | dobry |
Ogólna ocena: | |
Okiem starego zgREDa Barona |
Komentarze
15