Pierwsza, duża premiera na PlayStation 4 jest tuż za rogiem. Czy Second Son pokaże moc nowej konsoli? Pytamy o to twórców i sprawdzamy na własnej skórze.
świetny główny bohater; potęga dostępnych mocy i zróżnicowanie rozgrywki, jakie wprowadzają; genialna oprawa graficzna; bogate w detale środowisko gry; niesamowicie krótkie czasy wczytywania po zgonie; trudność starć; niezła ilość zadań pobocznych; mimika twarzy!; poziom oryginalnego jak i polskiego dubbingu
Minusyw dalszym ciągu słabiutki system wspinaczki po budynkach; miejscami kiepsko rozmieszczone punkty zapisu gry; dla niektórych – brak większego zróżnicowana w rozgrywce; typowe dla sandboksów, sporadyczne błędy z wpadaniem w elementy otoczenia
Kiedy to w naszym pięknym, acz nieco skromnym kraju z okazji nadchodzącej premiery inFamous: Second Son pojawia się dwóch przedstawicieli Sucker Punch – wiedz, że coś się dzieje. By jednak dowiedzieć się co konkretnie, spakowałem manatki i wyruszyłem do stolicy, by na własne oczy sprawdzić moc tkwiącą w świeżutkim nieSławnym. Czy nowy bohater gry - Delsin Rowe - ma wystarczającego kopa, by porazić graczy równie mocno, co i władający elektrycznością Cole MacGrath? To próbowałem wywnioskować z zabawy z udostępnioną wersją trzeciego inFamous, jak i krótkiej rozmowy z Kenem Schrammem – członkiem ekipy Sucker Punch.
„Kocham poznawać nowych ludzi!”
Pokaz gry odbył się w niezwykle klimatycznym Neon Muzeum, gdzie rodzime PlayStation Polska przygotowało całkiem zgrabnie prezentującą się imprezę. Jak i w przypadku każdego innego spotkania tego kalibru, na miejscu nie zabrakło przedstawicieli innych polskich serwisów o growej tematyce, ale i również vlogerów i youtuberów. Były wywiady, darmowe gadżety z gry, prezentacja głównych założeń produkcji w wykonaniu Sucker Punch oraz wolne stanowiska z odpalonym, przygotowanym na potrzeby prezentacji i w pełni grywalnym demem. No i piękne kobiety. Nie zapominajmy też o nich.
Nie jest wielką tajemnicą, który element z powyższej wyliczanki był dla mnie najciekawszy. Jej kształty jak zwykle były ponętne, a uroda zniewalająca – tak, PlayStation 4 jeszcze nigdy nie prezentowała się tak świetnie. Wszystko to oczywiście ze względu na Second Son, a więc pierwszą, prawdziwie grubą premierę na next-gena od Sony tego roku. Przymykając jednak oko na fakt, iż inFamous to jedna z moich ulubionych serii (i to nie tylko w temacie tytułów na wyłączność dla PlayStation), zebrałem wszystkie swoje siły by podejść do tematu racjonalnie. Jaki jest więc ten Drugi Syn, w świetle pozostałych części i samotnie, jako gra w ogóle oraz jako tytuł nowej generacji?
Udostępnione demo dało mi możliwość rozegrania jednej misji wątku fabularnego (pojawiającej się gdzieś tak w 1/3 gry) zarówno jako bohater, jak i nieliczący się z nikim arcyłotr. Dualistyczny podział nie tylko misji fabularnych, ale i również występujących w grze mocy jak najbardziej powraca, w trakcie zabawy zmieniając narrację i wpływając zarówno na głównego bohatera jak i świat, który go otacza. A skoro już jesteśmy przy naszym gieroju to Delsin Rowe to naprawdę niezły koleś. Chociaż na trailerach rysował się nieco na wzór wyszczekanego dupka, dzięki świetnym animacjom twarzy i aktorowi użyczającemu mu głos zdecydowanie „na żywo” wypada znacznie bardziej wyraziście i charyzmatycznie. To samo można zresztą powiedzieć o pozostałych postaciach pojawiających się w pokazówce. Swoją drogą, Sony Computer Entertainment Polska ponownie stanęło na wysokości zadania i przygotowało profesjonalną, pełną polonizację produkcji. Oryginalne głosy jak zwykle są lepsze (a niektórym obecnym polska wersja nie podobała się wcale), ale osobiście w tej kwestii kręcić nosem nie mam zamiaru.
Zabawę dane mi było rozpocząć krótko po pojmaniu niejakiej Abigail Walker – wyposażonego w świetlistą moc neonów „Przewodnika”, a więc lokalny odpowiednik osoby z nadludzkimi umiejętnościami (bądź predyspozycjami do nich). W otwierającej sekwencję scenie dumny z pojmania dziewczyny brat głównego bohatera i policjant w jednej osobie aż grzał się do dostarczenia jej do władz. Dlaczego? Akcja gry ma miejsce w 7 lat po zakończeniu części drugiej i co najważniejsze – UWAGA, potężny SPOILER – dobrym zakończeniu, uwzględniającym śmierć bohatera „dwójki” i ocalenie ludzkości przed żądną destrukcji „Bestią”. Fakt ten nie ostudził jednak gorącej atmosfery wokół tematu „superbohaterów”, którzy teraz są bezwzględnie ścigani przez władze. Jako obdarzony specjalnym darem młodszy brat stróża prawa Delsin zawsze kryty był przez rodzinę. Jednak nie we wszystkich kwestiach przedstawiona dwójka ma zamiar ze sobą współpracować. Młody Rowe nie pozwala bratu skuć nowej znajomej i to od nas zależy, czy będzie w tym delikatny, czy wręcz przeciwnie.
Chyba już w to kiedyś grałem…
Fetch ścigana jest przez policję za zabójstwa handlarzy narkotyków. W złej wersji misji zaprezentowanej na pokazie Sony Delsin namawia ją do pójścia o krok dalej – rozlewu krwi na protestujących przeciwko Przewodnikom cywilach. Dobra wersja zaś to już nieco bardziej standardowa eliminacja kontrolujących miasto zmilitaryzowanych służb bezpieczeństwa, odnajdywanie skrzyń z prochami i mazanie ścian wymyślnym grafitti Rowe’a. Podczas pokazu wszystko sprowadzało się więc do walki, połączonej z delikatną eksploracją udostępnionego kawałka Seattle – pierwszego, prawdziwie istniejącego miasta w serii i lokalnego placu zabaw gracza. Pomimo małego urozmaicenia rozgrywki pokazówka pozwoliła mi jednak na przetestowanie większości obecnych w grze mechanik i skłamałbym mówiąc, że źle się przy tym bawiłem.
Sucker Punch oddało w ręce polskich graczy dwie moce – świetny do walki w zwarciu i potężny w swych uderzeniach dym, oraz genialny w temacie poruszania się po mieście i rażenia wroga z odległości neon. Obydwie moce dawały mi możliwość posyłania między wrogów eksplodujących po pewnym czasie granatów (dymne ogłuszały, neon po prostu eksplodował), ostrzeliwania ich pociskami i okładania po gębach za sprawą łańcucha Delsina. Ciekawostka – kiedy w wersji „dymnej” łańcuch zachowuje się… no, jak typowy łańcuch, jego neonowa odsłona przypomina nieco kultowe Wraith Blade, a więc ostrze dzierżone przez Raziela z Legacy of Kain. Zestaw zamykały umiejętności przydatne w eksploracji, a więc przemiana w dym i idąca za tym możliwość krótkiego lotu („Firebird” z inFamous 2, pamięta ktoś?), lub zastępujący ją świetlisty sprint, pozwalający m.in. na bieg po ścianie.
Najbardziej widowiskowa pozostawała jednak opcja ekspresowej podróży z poziomu ulicy na same szczyty budynków, poprzez „wpuszczenie” się w kratki wentylacyjne znajdujące się na ścianach. Nie mógłbym zapomnieć również o tzw. „Ionic Powers” (mocach jonowych?), a więc super-potężnych zagrywkach dostępnych dopiero po pełnym naładowaniu paska karmy. Ten niestety nie był widoczny w ogrywanej przeze mnie wersji, a samo użycie mocy jonowej zostało oskryptowane. Możliwość przemiany w kilka kul dymu, wzlot w górę połączony z uśmiechem do siebie i runięcie w dół na biednych przeciwników w grze będzie można jednak odpalić (podobnie jak zapewne kilka innych uber-mocy) kiedy tylko wspomniany wskaźnik na to pozwoli. Listę dostępnych na prezentacji mocy zamykały ikoniczne dla serii „dopalacze” umiejscowione w dłoniach bohatera, będące lokalną odmianą szybowania.
Tyle w kwestii suchego nakreślania tematu i rozpisywania, co w warszawskim Neon Muzeum w grze robić mogłem, a co jeszcze nie. Jak więc się w to wszystko grało? W kwestii rozgrywki, inFamous: Second Son to niemalże dokładnie ten sam zestaw wrażeń, jakie znać i pamiętać możemy z poprzednich dwóch części serii. Świeżość wnosi tu przede wszystkim brak pełnego zestawu mocy, znajdujących się w repertuarze Delsina. Główną umiejętnością naszego „hero” jest bowiem pobieranie unikatowych zdolności od napotykanych osób, które to następnie wymieniamy za sprawą elementów otoczenia. Komin, palące się auto, zaczadzony wywietrznik? Wciskając touchpad czwartego DualShocka pobieramy unoszący się w powietrzu dym i wykorzystujemy do swoich celów. Sklepowy neon, banner bądź inne, rażące źródło światła? Wiadoma moc ląduje w Twoich rękach. Specjalnych zdolności w grze ma być więcej niż tylko dwie, a że różnią się one od siebie w kwestii przydatności w konkretnych sytuacjach, wymusza to na nas taktyczne podejście do tematu.
Rewolucji więc nie ma i sami musicie sobie w tym miejscu odpowiedzieć, czy uznać można to za plus, czy też i nie. Ja podczas tych kilku godzin bawiłem się świetnie i szczerze trzymam kciuki za zróżnicowany zestaw misji, obecny w premierowej wersji gry. Jeśli całość od początku do końca opierać będzie się na schemacie „idź i ubij”, nawet satysfakcjonujący i zróżnicowany system walki oraz bardzo dobrze zrealizowana eksploracja nie uratują Second Son przed monotonią. O co martwić zaś nie trzeba się już w ogóle, to oprawa graficzna - od wspomnianej już obłędnej mimiki, poprzez efekty świetle i cząsteczkowe po animacje, gra prezentuje się wprost przegenialnie.