Wiele obiecywaliśmy sobie po King’s Bounty II i przez pierwsze minuty zabawy jest całkiem nieźle. Grafika całkiem ładna, bitwy ciekawe, a historia, choć sztampowa, nawet wciąga. Niestety, im dalej w las tym gorzej. Miało być emocjonująco, a jest irytująco i ślamazarnie.
Oj, dałem się ponieść emocjom. W swoich pierwszych wrażeniach z King’s Bounty II Seweryn przedstawił tak entuzjastyczną wizję tejże strategii z elementami RPG, że nie mogłem się wprost doczekać aż w końcu i mnie będzie dane w to zagrać. Ale nie dlatego, że to kontynuacja legendarnej już serii - powiedzmy sobie szczerze, po tylu latach niewiele z niej pamiętam, a wyrosły z niej cykl Heroes of Might & Magic też jakoś ostatnio przybladł (wszak na kolejną część czekamy już prawie 6 lat i nic).
Po prostu liczyłem bardzo, że King’s Bounty II przyniesie nam pewien powiew świeżości. No skoro na zdjęciach i zwiastunach prezentowało się to niczym rasowe RPG to naprawdę mogło być ciekawie. Mogło, ale niestety nie jest. Pomysł byś niezły, ale zawiodło wykonanie, a ściślej mniejsze i większe niedoróbki. Szkoda, bo w King’s Bounty II czuć mocno niewykorzystany potencjał.
Powrót legendy - co mogło puść nie tak?
Trzeba przyznać, że główne założenia King’s Bounty II były bardzo ambitne. To nie tylko przeniesienie rozgrywki w pełni trójwymiarowy świat i zastąpienie klasycznej, izometrycznej perspektywy widokiem za pleców naszego bohatera. Gra miała bowiem zyskać erpegową głębie, która miała objawiać się zarówno w podejściu do wykonywanych przez nas misji, jak i znacznie bardziej rozbudowanym systemie rozwoju naszego bohatera.
I tak w King’s Bounty II nie uświadczymy już ścian tekstu – zastąpiły je dialogi. Skarby nie leżą już na widoku, a wymagają żmudnego przeszukiwania najróżniejszych zakamarków. Nie ma też typowych miejscówek oznaczających potencjalne misje. Zamiast nich mamy „żyjący” świat pełen rozmawiających ze sobą ludzi, z których spora część oznaczona jest stosownym symbolem potencjalnego zadania. Coś jak w rasowym RPG.
No i mamy też oczywiście turowe, taktyczne potyczki. Wszak były i są one wizytówką tej serii. Tym razem jednak starcia z przeciwnikami nie przenoszą nas na jakąś umowną arenę, a są realizowane dokładnie w tym miejscu na mapie, w którym dochodzi do konfrontacji. Po prostu kamera unosi się ponad pole walki, wrogie jednostki same zajmują miejsca (wcześniej, gdy dochodzimy do takiego spornego punktu wszystkie one próbują się nam pokazać przybiegając do umownej granicy) i rozpoczyna się starcie.
Jak dotąd brzmi to całkiem nieźle, prawda? A przecież jest tu jeszcze wspominany wyżej system rozwoju postaci oparty o podejmowane przez nas decyzje. Ot, niektóre misje da się wykonać na różne sposoby wybierając najczęściej jedną z dwóch przedstawionych nam opcji. Możemy na przykład wydać mordercę dzieci władzom zdobywając wcześniej odpowiednią ilość dowodów by go oskarżyć bądź też pogadać z nim i za stosowną „opłatą” zapomnieć o całej sprawie.
Każdy z wyborów przypisany jest do jednej z czterech kategorii – porządek, siła, anarchia i finezja. Ich konsekwencje zaś mają realne przełożenie nie tylko na nasze umiejętności czy dostęp do określonych jednostek, ale też morale naszej armii. Lepiej więc nie mieszać ze sobą oddziałów „porządku” i „anarchii”, no chyba że godzimy się na ewentualny spadek ich efektywności na polu walki.
Dłużyzna, proszę Pana, dłużyzna… aż mi się chce wyjść z kina
Pamiętacie ten kultowy już monolog inżyniera Mamonia z filmu Rejs? No to jak miałem tak z King’s Bounty II. Niby historia potrafi zaciekawić, a świat z początku oszołomić, ale dość szybko wychodzi cała masa irytujących rozwiązań, uproszczeń i niedoróbek. Dość powiedzieć, że King’s Bounty II już po kilkudziesięciu minutach walczyło ze mną na każdym kroku próbując odwieść mnie od dalszej zabawy. I szczerze mówiąc, kilkukrotnie jej się to udało.
Pierwsze co potrafi nieźle rozdrażnić to… ślamazarne tempo poruszania się naszego bohatera. Z początku może się wydawać, że nie jest tak źle. Szczególnie, że twórcy dodali też opcje chodzenia – bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie dorzucałby do gry czegoś co nie będzie używane, nie? No niestety, nie w tym przypadku. Gdy tylko zdacie sobie sprawę jak wielka jest tu mapa i ile czasu zajmuje tu eksploracja gwarantuje, że zaczniecie pomstować.
Ktoś powie pewnie teraz, że przecież jest jeszcze wierzchowiec, którego możemy w każdym momencie przywołać. A i owszem, jest tyle tylko, że nie porusza się wcale szybciej. Ba, potrafi się przyblokować na przeszkodach terenowych. Zapomnijcie też, że po przywołaniu do Was podejdzie. Zawsze trzeba się cofnąć te kilka kroków i uruchomić trwającą kilka sekund animacje wsiadania, by chwilę potem oglądać kolejną animacje, tym razem zsiadania, gdy akurat chcemy podnieść coś co znaleźliśmy. Tak, niestety, o efektywnej eksploracji z grzbietu konia możemy w King’s Bounty II zapomnieć. Dlatego, ja po prostu przestałem z niego korzystać.
Drugim elementem, który może przyprawić nas o ból głowy są, o dziwo, same taktyczne starcia. Ich poziom trudności potrafi nagle skoczyć tak wysoko, że tracimy całą naszą armię i musimy ratować się „sejwem”. Efekt? Wracamy do żmudnej eksploracji i wykonywania kolejnych misji, by rozwinąć naszą postać i zebrać odpowiednią ilość złota, za którą kupimy lepsze jednostki. Słowem – typowy „grind”.
Ale nie było jeszcze takie złe - nawet jeśli sporo misji jest tu typowym wypełniaczem typu „przynieś, zanieś, pozamiataj”, „domknięcie” ich wątków sprawia całkiem sporo satysfakcji. Problem w tym, że większość z nich ma swój finał gdzieś na mapie, będąc „odgrodzonym” od nas kolejnymi taktycznymi bitwami. Siłą rzeczy „czyścimy” więc z misji tę część mapy, do której mamy dostęp, a później dopiero ruszamy do walki, z duszą na ramieniu czy aby tym razem się uda. Jeden błąd może bowiem przekreślić tu całą grę (no bo za co kupimy nowe jednostki?)
Oczywiście, możecie powiedzieć, że ze mnie d… a nie strateg. Wszak jakoś inni sobie w tej grze radzą. Nie będę się spierał. Jak się ogarnie podstawy i nieco podkręci postać to walki potrafią być całkiem interesujące. Ciężko mi jednak przymknąć oko iluzoryczność niektórych wyborów. W moim przypadku czarę goryczy przelała misja, w której mogłem albo z pozycji siły zaatakować bandytów bezpośrednio albo sięgnąć po odrobinę finezji i za radą pewnej czarodziejki przywołać orły do pomocy.
To drugie wymagało oczywiście sporo więcej zachodu, bo trzeba było zdobyć kilka przedmiotów (znów masę biegania w żółwim tempie) i stoczyć po drodze jeszcze jedną potyczkę. No ale zrobiłem to licząc na naprawdę sporą pomoc w finalnym starciu. I co się okazało? Że z pomocy nici. No bo co z tego, że na polu bitwy faktycznie pojawiły się orły skoro dzięki „inteligencji” komputera (niestety na ich ruchy nie miałem wpływu) poległy zaraz na początku drugiej tury? Gdy widzi się coś takiego po grubo ponad godzinie męczenia się z zadaniem po prostu ma się dosyć… i wychodzi z gry.
Żeby kupić niektóre przedmoty w King's Bounty II trzeba nieźle się napocić
King’s Bounty II – czy warto kupić?
Pewnie już spojrzeliście na podsumowanie King’s Bounty II i zachodzicie w głowę skąd taka wysoka ocena. No przecież tyle było narzekań. Ano to prawda. Ta gra mnie potężnie zirytowała. Moja ocena nie wynika jednak ani z jakiegoś sentymentu ani tym bardziej worków pieniędzy, które wedle niektórych dostałem pewnie za pozytywny tekst o King’s Bounty II (niestety, pisząc te słowa nie siedzę jeszcze na jachcie zacumowanym przy Borneo).
Ocenę tejże gry podniosłem o pół oczka z dwóch powodów – raz, że twórcy już obiecują naprawienie najbardziej irytujących błędów (wkurzająco ślamazarne bieganie ma iść na pierwszy ogień), a dwa, że obiektywnie patrząc nie jest to do końca zła gra. Ba, niektórym strategiczna głębia potrafi przysłonić tu wszystkie błędy i niedoróbki, a erpegowe elementy to najlepsza rzecz, która mogła spotkać tę serię. Niestety, ja tak entuzjastyczny nie jestem. Mam bowiem wrażenie, że gdzieś pośród tego wszystkie King’s Bounty II zatraciło lekko swoją tożsamość. Dlatego dobrze się zastanówcie nim zdecydujecie na zakup. To może nie być to na co liczyliście.
Opinia o King’s Bounty II [PC]
- baśniowy świat z całym mnóstwem zadań, tajemnic i zakamarków,
- opowieść potrafi wciągnąć,
- ciekawie zrealizowany system rozwoju bohatera,
- duża różnorodność jednostek ze sporym wachlarzem umiejętności,
- wymagające potyczki, kładące duży nacisk na aspekt taktyczny,
- niezła oprawa dźwiękowa i klimat,
- mało wciągający początek,
- bardzo wolna, z czasem coraz bardziej męcząca, wręcz irytująca eksploracja,
- zniechęcający poziom trudności niektórych starć wymuszający dość żmudne „grindowanie”,
- nienajlepsze dialogi i niemal zupełny brak wpływu na ich przebieg,
- sporo misji pobocznych wciśniętych jakby na siłę,
- niektóre wybory są raczej iluzoryczne,
- błędy techniczne,
- bardzo nierówna grafika
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
King's Bounty II na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od dystrybutora gry - firmy Cenega S.A.
Komentarze
2