Rzadko kiedy kontynuacje gier są aż tak dosłowne jak Koma II: Brume. To niemalże kolejny odcinek historii z poprzedniej części, tyle tylko, że twórcy sporo tutaj ulepszyli. Momentami ułatwili też rozgrywkę, do przygodowego klimatu grozy dodając elementy zręcznościowe.
Kona II: Brume – gdzie łosiom odmarzają łopaty
Niezależne gry narracyjne rzadko kiedy mają kontynuacje i częściej są jedną, zamkniętą historią. Jasne, mamy wyjątki w postaci Layers of Fear 2 od polskiego Bloober Team. Ciężko jednak o tak bezpośredni ciąg dalszy, jak w Kona II: Brume. No ale cóż, ta gra to już od poprzedniej części intrygująca mieszanka klasycznych przygodówek, „symulatora chodzenia” i opowieści opartej na odczytywaniu rozmaitych zapisków. Nikt nie powiedział, że ma być typowo. Jedno jest pewne: wciąż jest klimatycznie – a panujący tu klimat tworzą mróz, chłód i niebezpieczeństwo.
Jeśli nie mieliście okazji sięgnąć po pierwszą część Kona, nadróbcie zaległości. Zobaczycie, czy spodoba Wam się podejście twórców do rozgrywki i opowiadania historii. Jeśli oryginał macie za sobą, pewnie pamiętacie, że detektyw Carl Faubert odpływał na łódce po mroźnym jeziorze. W tym samym miejscu spotykamy go więc na początku Kona II: Brume.
Poprzednia historia opowiadała o zbrodni, zdradzie i zemście, a do tego dokładała poboczne wątki łączące ze sobą zjawiska paranormalne. Spora część była jednak enigmatyczna i otwarta na interpretacje. Teraz z kolei dostaniemy znacznie więcej odpowiedzi i do małomiasteczkowego wątku dorzucono teorie spiskowe, w które zamieszana jest wielka korporacja popełniająca w kanadyjskiej prowincji Quebec podobne błędy do tych, które będą miały miejsce w Czarnobylu (akcja Kona II: Brume to lata 70-te ubiegłego wieku, więc przed słynną katastrofą).
Cieszy mnie fakt, że teraz dużo łatwiej zrozumieć historię. Wciąż jednak trzeba się sporo naczytać i to z rozmaitych notatek i listów wyciągniemy szczegóły opowieści. Prywatnie jestem zwolennikiem metody „nie mów, tylko pokaż”, więc sposób narracji w Kona nie jest moim ulubionym. To jednak nie tak, że nie lubię czytać, bowiem w Cyberpunk 2077 sprawdzałem każdą notatkę i konwersację z wypiekami na twarzy. Tyle tylko, że w przypadku Kona rozmaite zapiski są zwyczajnie nudne.
Łatwiej, ale wciąż frustrująco
W pierwszej części Kona irytowała mnie konieczność podróżowania w tę i z powrotem w odwiedzone już miejsca. Jest to zabieg znany z klasycznych gier przygodowych i nie zdziwiło mnie za bardzo, że po odnalezieniu butelki bimbru należało zanieść ją wcześniej spotkanemu człowiekowi, który w zamian oddawał swoją ciepłą kurtkę. Zakładając ją można było jeszcze raz wejść do jaskini, w której wcześniej zamarzlibyśmy na śmierć.
W Kona II: Brume jest podobnie, jednak teraz dodano opcję szybkiej podróży, kiedy już znajdziemy się w jakimś pojeździe (łódka i zaprzęg śnieżny). Trochę to pomaga, a do tego cele są często zaznaczone na mapie. Wciąż jednak zdarzało mi się sfrustrować, kiedy okazywało się, że udałem się w podróż w niewłaściwe miejsce lub źle zrozumiałem wskazówkę bohatera niezależnego co do tego do jakiej lokacji należy się udać.
A kiedy pod koniec gry okazało się, że zebrałem za mało „kamyków z anomalii”, prawie cisnąłem padem i usunąłem Kona z dysku konsoli. Obowiązek recenzencki sprawił jednak, że przeczesałem znów całą mapę w poszukiwaniu zjawisk paranormalnych, które są wskazówką, że w pobliżu znajdziemy atakujących nas „duchowych” przeciwników i wspomniane katalizatory dziwnej energii, niezbędne do popchnięcia fabuły do przodu.
Warto też wspomnieć, że gra nabrała nieco bardziej zręcznościowego charakteru. Więcej jest elementów walki (ale jest też osiągnięcie związane z niestrzelaniem do zwierząt), a wskaźniki zdrowia czy ogrzania dalej są obecne, choć dużo łatwiej jest je napełnić. W zwiększonej ilości miejsc jest również możliwość rozpalenia ognia i zapisania stanu gry. To ułatwienia, który uczyniły Kona II: Brume znacznie przystępniejszą i mniej irytującą.
Bardziej podobały mi się też zagadki. Poza polowaniem na poukrywane elementy i łączeniem ich z innymi, czasem trzeba trochę pogłówkować. Zarządzanie energią w opuszczonym laboratorium bywało męczące (wciąż to bieganie w tę i z powrotem), ale koniec końców dało mi sporo satysfakcji.
Nadspodziewanie dobry okazał się również początkowy segment gry, w którym zwiedzamy dużą, tajemniczą posiadłość. Przypominało to wspomniane już Layers of Fear, choć poziom grozy był tu znacznie mniejszy. Trochę nawet żałowałem, kiedy Kona II: Brume wygoniła mnie z dużego domu i znów musiałem tułać się po mrozie, przemierzając duże tereny i szukając ciepłych schronień. Znów dostałem bowiem to, co odrobinę irytowało mnie w poprzedniej części. Ogólnie rzecz biorąc, Kona II: Brume zachowała charakter poprzedniczki, ale jest pod wieloma względami lepsza i bardziej zróżnicowana.
Kona II: Brume – czy warto kupić?
Jedno, czego nie możecie się spodziewać po Kona II: Brume, to rozmachu i oprawy, którymi charakteryzują się wysokobudżetowe produkcje AAA. To dalej gra niezależna, z poprawioną oprawą wizualną, ale będącą na co najmniej poprawnym poziomie. Lektor czasem przynudza, opowiadając o rzeczach oczywistych i daleko mu do moich dwóch ulubionych narratorów z gier (czyli z The Stanley Parable i Lost In Random). Mimo wszystko, praca aktora głosowego wypada pozytywnie, jednak pamiętajmy, że brak tu polskiej wersji językowej co utrudnia zrozumienie historii.
Biorąc pod uwagę, że Kona II: Brume jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniej części, łatwo zdecydować czy warto po nią sięgnąć. Jeśli bowiem podobała Wam się poprzednia gra serii, po nową odsłonę sięgajcie bez wahania – jest bardziej przystępna i zwyczajnie lepsza, mimo kilku frustrujących elementów. Mroźny klimat wciąż jest wyczuwalny, a zagadki bardziej satysfakcjonujące. Nie jest to jednak pozycja dla każdego, bo jej monotonia wielu może znużyć.
Opinia o Kona II: Brume
- ułatwienia w formie szybkiej podróży
- mniejszy nacisk na przetrwanie
- poprawiona oprawa graficzna
- ciężej się zgubić niż w pierwszej części
- niektóre zagadki są dobrze przemyślane
- potrafi się znudzić
- konieczność wędrowania tam i z powrotem
- historia opowiedziana w mało angażujący sposób
- widać, że to gra niskobudżetowa
- brak polskiej wersji językowej
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Ocena końcowa
Grę Kona II: Brume (PS5) na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej dystrybutora - firmy PLAION
Komentarze
3Właśnie pisze do was z lotniska ponieważ Lecem na iwenta do Los Angeles a potem lecę do Nowego Jorku a potem lecę do Tokjo a z Tokjo lecę do Hong Kongu a potem lecę do Tajpej a potem do Sydnej i Pertf i za dwa miejsce wracam do domu do Polszy.
Pewnie zastanawiacie zjazd tyle hajsu ze latam po całym swiecie!!!! To proste!!!!! Zarobiłam trylion dolarów w ciągu jednej setnej sekundy na chandlu kryptowalutami!!! Ty tesz możesz take kasieure zarobic!!!! Mam dl a ciebie linka do aplikacji Crypto com gdzie będziesz mógł bezpiecznie kupić kryptowaluty!!!! Klikaj teraz bo nie ma czasu w tym momencie!!!
Uwaga blek frajdej i cyber mandej w jednym!!!
Milion dolarów dla każdego kto kilka w link a TERAZ!!!
Rejestruj zjs w Crypto com i przejdź proces KYC. Zamawiaj minimum czerwona karta ruby a otrzymasz a z 25$ w cro!!!! KilikN ziomal po prostu klikając bo nie mam czasu !!! Xzas fo pieniądz!!! KLIKAJ!!!
https://crypto.com/app/jjey2xxs9c