Podróż na skraju szaleństwa – The Chant da Ci wszystko czego można chcieć od horroru. Recenzja
Jeśli powiemy o grze, że jest straszna, to rzadko mamy na myśli coś dobrego. Chyba że chodzi o horror, jak The Chant. Tu twórcy balansowali na granicy utartych schematów i nowych rozwiązań, by dostarczyć graczom sporo emocji. Sprawdź, czy to wyzwanie dla Ciebie.
The Chant – utarte schematy też mogą dać radę
Z grami jest jak z kołem, na nowo się go nie wymyśli. Jednak czasem twórcy pokuszą się o wyjście poza ramy i pokażą coś ciekawego, jak wydane niedawno Grounded w konwencji zminiaturyzowanych ludzi. Jeśli zaś chodzi o horrory, to niekiedy głównym atutem jest szokowanie brutalnością, czego przykładem może być Scorn. A jak to się ma do recenzowanego The Chant?
Ano tak, że jest to produkcja, która nie udaje niczego więcej ponad to, czym faktycznie jest. To historia zaczerpnięta żywcem ze schematów obecnych od lat w kinie grozy. Operując na tym, co fani danych klimatów lubią i dobrze znają, trzeba uważać, żeby nie popaść w banał. The Chant postawiło więc na emocje i czystą radość z zabawy, a nie na oryginalność. To ścieżka, która może okazać się zwycięska, jeśli tylko poszczególne elementy będą odpowiednio doszlifowane.
Witajcie w rajskiej krainie
Na starcie poznajemy Jess, dziewczynę, która nigdy nie uporała się ze śmiercią młodszej siostry, trapiącą od lat jej sumienie. Za namową przyjaciółki z dzieciństwa, udaje się na rajską wyspę, na której grupka osób pomaga w ukojeniu emocji, przy pomocy medytacji w kręgu i picia tajemniczej herbatki. Uwierzcie mi, wystarczy pierwszy kwadrans spojrzenia na całą tę otoczkę i będziecie zastanawiali się, kiedy ta sielanka zamieni się w koszmar.
No bo zastanówmy się nad kliszami. Odległa wyspa bez kontaktu ze światem - jest. Charyzmatyczny przywódca w białej szacie, obowiązkowo z długimi włosami i zarostem - obecny. Życie we wspólnocie, która przypomina nieco hippisowską komunę - obowiązkowe. Do tego wszystkiego szybko dochodzi odprawienie rytuału pod wpływem halucynogennych substancji, a także klasyczne przerwanie kręgu przed odesłaniem złych duchów w zaświaty.
Na całe szczęście, twórcy The Chant wprowadzają te elementy bardzo szybko. Od pierwszej sceny mówiłem pod nosem „no dalej, niech to wszystko wybuchnie, przecież tu się na pewno wydarzy to, czego się spodziewam”. No i nie zawiodłem się. Normalnie powiedziałbym, że to wada, bo spodziewałem się części z wydarzeń.
The Chant opowiada jednak sztampową historię w sposób wręcz fenomenalny. Jest tu idealne wyważenie akcji z historią, przeplatane rozwojem postaci, wyborami moralnymi i odkrywaniem dokumentów i notatek pozostałych po pierwszej komunie, która przed laty dokonywała ważnych paranormalnych odkryć.
Bij, uciekaj i walcz o życie
Większość czasu będziemy w The Chant podróżować z miejsca na miejsce i walczyć z rozmaitymi kultystami z zaświatów oraz wymyślnymi bestiami. Jak na tak krótką grę (całość zajmuje od 4 do 7 godzin) jestem pod wrażeniem różnorodności przeciwników. Sam przez większość przygody grałem na najniższym poziomie trudności, „fabularnym”, a i tak zginąłem osiem razy. Momentami dochodziło do tego, że uciekałem przed wrogami, zamiast z nimi walczyć i to też jest opcją do wyboru, za co twórcy mają moje uznanie.
Dobrze została też wykreowana wymuszona liniowość. Cała wyspa nie jest przesadnie wielka, ale w poszczególne lokacje docieramy, gdy zdobędziemy odpowiedni pryzmat – kolorowy minerał, który pozwala nam przetrwać w gęstym mroku o danej barwie. Czasem trzeba też zdobyć odpowiedni klucz lub poczekać aż konkretne drzwi zostaną otwarte w toku fabuły.
Nie czułem tu jednak sztuczności i irytujących niewidzialnych ścian. Przyznaję jednak, że kiedy robiłem sobie od gry przerwę, to po powrocie musiałem błądzić chwilę po lokacji, by przypomnieć sobie, dokąd szedłem. Mogłoby tu być odrobinę większe zróżnicowanie otoczenia i podręczna mapa, której obecnie brak.
Bardzo cieszy mnie za to występująca epizodycznie odmienność rozgrywki. Czasem będziemy musieli strzelać z działka w chmary wrogów niczym w Space Invaders, a innym razem przyjdzie nam rozwiązywać prostą łamigłówkę logiczną. Obecne tu są też fragmenty, w których trzeba uciekać co sił w nogach, a walka z końcowym przeciwnikiem jest naprawdę satysfakcjonująca. Innymi słowy - jest tu co robić, nie można się nudzić, a emocji jest cała masa.
Jak cię widzą, tak cię straszą
Ogromną zaletą The Chant jest oprawa audiowizualna. Zacznę od dźwięku i tego, że mamy tu dostępną pełną polską wersję językową. Aktorzy głosowi nie są może polskim topem, ale odgrywający główne role Aleksandra Grzelak i Mateusz Kwiecień naprawdę zrobili dobrą robotę. Wspomnę tylko, że to drugie nazwisko to głos znany z dubbingu Avengers czy gry Ratchet & Clank. Do tego świetnie współgra muzyka i efekty dźwiękowe. Polecam grać w słuchawkach, by docenić pełnię straszenia w warstwie audio.
Nie gorsza jest oprawa graficzna. Jasne, niektóre tekstury otoczenia w testowanej na PlayStation 5 wersji straszyły niską rozdzielczością, a owłosienie bohaterów bywało mocno nienaturalne, ale ogólnie i tak jestem pod dużym wrażeniem, biorąc pod uwagę, że to gra o średnim budżecie. W szczególności przypadły mi do gustu rozmaite efekty, jak snująca się niczym mgła strefa mroku czy blaknięcie ekranu, kiedy bohaterka traci siły psychiczne. Po raz kolejny wspomnę też o modelach przeciwników, które są zróżnicowane i dopracowane. Ten świat aż chce się zwiedzać!
The Chant – czy warto kupić?
The Chant to w moim odczuciu gra niemal idealna, w nakreślonej przez siebie konwencji. Ma budzić grozę, więc straszy przeciwnikami i ciężkimi tematami, dotyczącymi śmierci, wyrzutów sumienia i opętania. Ma dostarczać emocji, więc oferuje dużo walki, która choć jest raczej powtarzalna, to urozmaica ją duża gama przeciwników i umiejętności specjalnych. Finalnie, ta gra ma być po prostu rozrywką i na tym polu jest genialna, o ile tylko lubicie się czasem odrobinę pobać.
Nie interesowałem się nadmiernie The Chant, zanim nie otrzymałem od polskiego dystrybutora kopii recenzenckiej. Jestem bardzo zadowolony, że tak się stało, bo niewykluczone, że ten tytuł umknąłby mojej uwadze. A byłaby to ogromna strata, bo jest to gra pozornie nieskomplikowana, ale bardzo dopracowana. Po prostu wszystko jest tu na swoim miejsca i konwencja horroru nie mogłaby być lepiej przedstawiona w interaktywnej formie. Powiem krótko: rzućcie wszystko w tej chwili, instalujcie The Chant i zacznijcie się równocześnie bać i dobrze bawić. Warto!
Opinia o The Chant [Playstation 5]
- świetny klimat i fabuła rodem z horrorów,
- satysfakcjonujący system walki,
- kilka udanych zagadek logicznych,
- bardzo dobra oprawa audiowizualna,
- dość długa, by wciągnąć i dość krótka, by nie znudzić,
- trzy zakończenia zależne od stylu gry,
- brak mapy powoduje, że można się zgubić,
- szczegóły niektórych wątków mogłyby być lepiej wyjaśnione.
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Grę The Chant (PS5) na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej polskiego wydawcy - firmy PLAION Polska
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!