Recenzja Scorn – gry, która budzi emocje. Tylko czy to te emocje, których oczekiwałeś?
Lubię gry, które poza czystą rozrywką dostarczają jakichś emocji. Scorn przez pewien czas budził ich aż nadto. Nie jestem jednak pewien czy są to wrażenia dla każdego. To produkcja niecodzienna, zarówno pod względem mechanicznym, jak i wizualno-estetycznym.
Scorn - szok od pierwszego spojrzenia
Dawno temu myślałem, że gry, tak jak wiele innych mediów, raz na jakiś czas chcą szokować czy przesuwać pewne granice. Teraz mam jednak wrażenie, że tych granic po prostu już nie ma i na ekranie „można wszystko”. Zwłaszcza jeśli chodzi o produkcje narracyjne, operujące głównie na warstwie fabularnej i wizualnej.
Nie tak dawno grałem w Martha is Dead, które opowiadało o okrucieństwach wojny, chorobach psychicznych i okaleczeniach. W znacznie lżejszej formie spotykałem się z rozmaitymi dylematami moralnymi w As Dusk Falls, a nadchodzący The Invincible dał posmak thrilleru w liniowej, ale dobrze poprowadzonej opowieści. Tym razem skusiłem się na brutalną przygodę ze Scorn, dostępnym w Xbox Game Pass Ultimate, które od początku ujawnia swoje inspiracje niepokojącymi dziełami Gigera i Beksińskiego. Tu również jest przerażająco, ale na kompletnie innej płaszczyźnie. Do niektórych graczy taki przekaz dotrze, do innych nie. Pytanie tylko w której grupie jesteście Wy i czy warto Wam sięgnąć po ten nietypowy, wizualny horror z elementami logicznymi i zręcznościowymi.
Obcy w nowej skórze
Polski gracz interesujący się Scorn prawdopodobnie zwróci uwagę na nazwisko słynnego malarza, Zdzisława Beksińskiego, które jest wymienione jako jedna z podstawowych inspiracji. Rzeczywiście, klimat obrazu AA72 (artysta rzadko kiedy używał słownych tytułów) jest w tej grze wyraźnie wyczuwalny, ale osobiście uważam, że nieco inne porównanie może lepiej oddać naturę Scorn.
Mianowicie, mówię tu o postaci Ksenomorfa i całej kulturowej otoczce z nią związanej. Wliczam w to wystające żebra, przerażającą sylwetkę i nieobleczony skórą szkielet, a także całe „żyjące” jaskinie i tajemnicze jaja skrywające sylwetki obcych. No właśnie, „obcych”, bo to film Ridleya Scotta „Obcy” tchnął życie w tę złowrogą postać wykreowaną przez innego artystę, Hansa Ruediego Gigera. I to jego wpływ czuć tu najsilniej. A jeśli brakuje Wam wiedzy o jednym z najsłynniejszych filmowych kosmitów, a chcecie znać popkulturowy wpływ twórczości Gigera zerknijcie chociażby na okładkę płyty muzycznej Danzig III: How the Gods Kill i będziecie wiedzieli o jakim klimacie mowa.
Od samego początku przygody ze Scorn będziecie tu czuć zagrożenie i tajemniczość, a także złowrogie i nadnaturalne „życie” wylewające się z przemierzanych lokacji. Prowadzona postać zdaje się być naga, a do tego co krok coś ingeruje w jej sylwetkę, balansując na granicy okaleczenia lub „udoskonalania” ciała. Zdarza się, że z jakiejś ściany będzie wystawać machająca w geście rozpaczy ręka, gdzie indziej spotkamy coś na kształt embrionu, a w kolejnej lokacji przyjdzie nam… rozczłonkować dopiero co powołany do życia humanoidalny twór. Brzmi makabrycznie? Na szczęście początkowy szok maleje z minuty na minutę, gdy już opatrzymy się z tym niecodziennym stylem.
Spacer po świecie z koszmarów
Przez pierwszą godzinę lub dwie obcowania ze Scorn można ulec wrażeniu, że jest to gra logiczna. I rzeczywiście, przez większość czasu będziemy chodzić po lokacjach, wciskać rozmaite przełączniki i rozwiązywać dość proste łamigłówki. O ile zagadki w większości przypadły mi do gustu, o tyle z przykrością muszę stwierdzić, że twórcy wymuszając przemierzanie raz po raz tych samych korytarzy niesamowicie wynudzają gracza.
Przy okazji, przez poczucie zagubienia i konieczność testowania wszystkich przełączników, by później sprawdzać je raz jeszcze po otrzymaniu ważnego przedmiotu, sztucznie wydłuża się czas przejścia gry. Przekonałem się o tym dość boleśnie przy napotkaniu jednego błędu technicznego. Normalnie w Scorn nie da się podskoczyć, a rozmaite przepaście i krawędzie są blokowane przez niewidoczne ściany. Osobiście po ponad godzinie zabawy odkryłem jedną „dziurę” i po zablokowaniu się pod teksturami gry, musiałem rozpocząć przygodę od początku (miałem problem techniczny z zapisywaniem gry).
Kiedy już wiedziałem dokładnie co robić po rozpoczęciu historii, to do tego samego miejsca doszedłem w… kilkanaście minut. Przez to mam wrażenie, że około cztery godziny przygody mogłyby równie dobrze zamknąć się w kilkudziesięciu minutach, jeśli gracz doskonale wiedziałby, gdzie w danym momencie pójść i które mechanizmy aktywować po kolei. To jedna z kwestii, które znacząco zmniejszają regrywalność tej produkcji.
Tak naprawdę przemierzanie podobnych korytarzy szybko zaczęło mnie nudzić. Lokacje się zmieniają, ale styl nie. Mniej więcej w połowie rozgrywki napotykamy sekcję zręcznościową i musimy walczyć o życie pokonując krwiożercze potwory za pomocą „żyjącej” broni. Szczerze mówiąc, myślę, że to niepotrzebne urozmaicenie. Jeśli Scorn miało być „visual horrorem”, to niech nim zostanie, bez wymuszania na graczu zmiany stylu prowadzenie rozgrywki.
Niestety, ale twórcy nie wykorzystali w pełni potencjału grozy, który drzemie w tej niebanalnej stylistyce. Podobała mi się scena powoływania do życia nowych istot, z wykorzystaniem rozmaitych maszyn, tajemniczych jaj czy inkubatorów. Jednak przez długi czas otoczenie jest zbyt statyczne. Z jednej strony mam wrażenie jakbym wędrował wewnątrz żyjącego organizmu, z drugiej jednak tylko raz na jakiś czas coś się wokół mnie poruszało. Gdyby więcej korytarzy „pulsowało” tętnem lub częściej ze ścian wystawałyby machające kończyny, byłbym bardziej przekonany do autentyczności świata, w który mnie rzucono.
Jeśli zaś chodzi o intensywność doznań lepiej robi się pod koniec przygody. Jednak nawet po dotarciu do finału, zostałem z większą ilością pytań niż odpowiedzi. To każe mi stwierdzić, że Scorn jest skierowany tylko do wąskiej grupy odbiorców. Przede wszystkim, w niektórych scenach trzeba mieć dość dużą tolerancję na przemoc (zgniatanie tłokami humanoidalnych embrionów, serio?). Poza tym, aby w pełni cieszyć się tą opowieścią należy prawdopodobnie posiadać umiejętność dopatrywania się symboliki i nadawania historii znaczenia poprzez jej interpretację. Osobiście nie jestem fanem odbioru „otwartych” dzieł i niektóre rzeczy wolę mieć podane jak na tacy. W przypadku Scorn nie wiem nawet czy fabuła mi się podobała. Dużo tajemniczości, krwi i klimatów niczym z „Obcego”. Reszta pozostaje dla mnie zagadką bez większego znaczenia.
Scorn – czy warto kupić?
Na samym początku zabawy ze Scorn byłem zafascynowany klimatem zaczerpniętym głównie z dzieł wspomnianych we wstępie malarzy. Szybko jednak znudziłem się jednostajnym otoczeniem i chciałem od tej gry czegoś więcej. Niestety, nie dostałem tego i w pewnym momencie wiedziałem, że gdyby nie potrzeba napisania recenzji, pewnie nie dotarłbym do finału, tylko usunąłbym tę produkcję z dysku.
Pamiętajmy jednak, że to tytuł dostępny za darmo w ramach usługi Xbox Game Pass. Warto więc sprawdzić go na własnej skórze i żołądku. Jeśli znacie termin „biopunk” lub uwielbiacie kosmitów z serii Obcy, to może zachwyci Was wizualna strona Scorn. W przeciwnym wypadku będzie to nietypowa gra logiczna, która pewnie znudzi Was zanim dotrzecie do zręcznościowej walki lub narracyjnego finału. Z pewnością jednak jest to pozycja nietuzinkowa, której warto dać szansę, chociażby na parę chwil.
Ocena gry Scorn (PC):
- spójny styl oprawy graficznej
- przez sporą część gry potrafi budzić grozę
- uczta dla fanów sztuki i symboliki
- udane nawiązania do dzieł Gigera i Beksińskiego
- wtórna i monotonna rozgrywka
- brak jasnej fabuły
- przeciętny i zbędny system walki
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Niniejsza recenzja gry Scorn powstała na bazie wersji PC udostępnionej w ramach usługi Xbox Game Pass
Komentarze
15Mam długi. Dokładnie 70 tysięcy złotych. Komornik siedzi mi na karku. Wyniósł mi z mieszkania Telewizor, komputer, odtwarzacz DVD i wieże Audio.
Ukrylem tylko przed nim telefon z którego pisze. Za nie długo odetną mi prąd bonie stać mnie na opłacanie rachunku.
Potrzebuje pomocy finansowej i pomyślałem ze może internauci mi pomogą bo przecież pomagać potrzebującym trzeba.
Zainstalowałem sobie portfel Ethereum i licze ze znajda się internauci którzy bezinteresownie przeleją mi srodki w postaci Ethereum na adres mojego portfela. Dlatego podaje go miedzy innymi tutaj na portalu. Jest to adres na sieci Polygon wtedy opłaty są niższe za przelewy.
Zachęcam do pomocy wyjścia mi z długów i umożliwicie rozpoczęcia nowego lepszego życia.
Znalazłem nawet kobietę mojego zyci z która chce się ożenić i mieć dzieci ale przecież nie moge wciągać jej w kłopoty i żeby jeszcze ja komornik dopadł.
Kryptowaluty są fajne bo możecie przelać mi srodki szybko i bezpiecznie a do tego anonimowo.
Oto adres mojego portfela Ethereum na sieci Polygon.
0x0Fb6aa81C108e9BfA95c1f2C91d3B1f3adA081F5
Pomoz mi rozpocząć nowe życie juz dzisiaj.
Czekam na demo - może zmienie zdanie bo zdanie mam po obejrzeniu trailera...
Nie ma dema - to nigdy nie kupuje gry.