Last Train Home – recenzja. Zróbmy postój, mechanicy muszą tu podłubać
Gry strategiczne nie cieszą się obecnie zbyt dużym zainteresowaniem. Tym bardziej cieszy, że ktoś podejmuje się wyzwania stworzenia czegoś zupełnie nowego w gatunku. Last Train Home to fascynująca produkcja – a jednocześnie niepozbawiona wad. Ale po kolei (tak).
W tytule od czeskiego dewelopera Ashborne Games dowodzimy grupką żołnierzy z Legionu Czechosłowackiego, którzy pod koniec I wojny światowej usiłują wydostać się z Rosji i dojechać bezpiecznie do domu. Mają do pokonania 9000-kilometrowy dystans, którego znaczna część przebiega w warunkach spartańskich, dlatego decydują się "wypożyczyć" sobie opancerzony pociąg. A "po drodze" angażują się w wojnę domową w kraju babuszek, opowiadając się po stronie Białych.
Miłość do historii
Deweloperzy przyznali, że historią Legionu pasjonują się od lat szkolnych. Już wtedy uważali, że losy żołnierzy, którzy czmychnęli z armii austro-węgierskiej, by walczyć przeciwko państwom centralnym, a później także i bolszewikom, stanowią intrygujący materiał na fabułę gry wideo. Oczywiście opowieść w Last Train Home nie odzwierciedla w stu procentach faktów historycznych, ale i tak jest bardzo ciekawie.
W sumie twórcy przygotowali dla nas dziewięć rozdziałów z misjami głównymi i pobocznymi. Na wykonanie wszystkich głównych zadań i większości pobocznych powinniśmy zagospodarować sobie około dwudziestu godzin, choć finalna długość gry naturalnie będzie zależeć od paru czynników (między innymi od dobrze dobranego poziomu trudności, których Last Train Home oferuje kilka).
Zadania są interesujące i zróżnicowane – pasję twórców do historii ich narodu daje się tu wyczuć na kilometr. Jednym razem mamy dotrzeć do danego miejsca, zakradając się, innym razem trzeba przejąć konkretny teren. Gameplay przeplata się z różnymi historiami, którymi twórcy częstują nas w formie tekstowej. Warto to wszystko czytać, bo można tu znaleźć wiele wartościowych rzeczy – od odniesień do słowiańskiego folkloru po subtelne żarciki.
Autorzy scenariusza wykonali kawał dobrej roboty. A to jeszcze nie wszystko – warto wspomnieć, że Ashborne Games pokusiło się o opracowanie encyklopedii, która opisuje detale dotyczące konfliktu domowego w Rosji. Można tu poczytać o broniach, rodzajach jednostek czy pojazdach z czasów I wojny światowej. Do kompendium wchodzimy z poziomu menu głównego. Bardzo doceniam tego rodzaju dodatki i ubolewam, że jest tego obecnie tak niewiele w grach.
Tak widzi to wróg
Jeśli chodzi o gameplay, mechaniki w Last Train Home poruszają się niejako na dwóch odnóżach: strategicznym i survivalowym. W tym pierwszym przypadku mamy rozgrywkę delikatnie przypominającą Company of Heroes, gdzie dowodzimy oddziałem żołnierzy i wydajemy im rozkazy. Tutaj każdy członek ekipy posiada indywidualne umiejętności. Na przykład zwiadowca potrafi "prześwietlić" część mapy, pokazując położenie wrogich jednostek, a medyk posiada standardowo umiejętność leczenia.
Gra daje pewną swobodę w doborze sposobu walki. Można po prostu otworzyć ogień – jeśli oczywiście mamy czym strzelać – ale można też trochę się poskradać i zaatakować przeciwnika nożem lub po prostu go ominąć. Przemycono tu parę ciekawych rozwiązań, takich jak na przykład możliwość korzystania z dwóch rodzajów osłon.
Problem w tym, że nie wszystko działa tu tak, jak powinno. Chodzi mi głównie o mechanizmy skradankowe. Trochę irytowało mnie chociażby, że wróg jest w stanie dostrzec naszą grupę nawet wtedy, gdy poruszamy się po cichu albo chowamy się za przeszkodą w nocy i w zupełnej ciemności. Nie wiem, jak miałoby to być możliwe – noktowizory wynaleziono już po I wojnie światowej.
Pociąg nie byle jaki
Natomiast drugim odnóżem w warstwie gameplayowej produkcji jest survival. Musimy dbać o trzy parametry jednostek: zdrowie, morale i zmęczenie. Na te wartości wpływa wiele rzeczy. Na przykład jeśli chodzi o morale, można je najszybciej zwiększyć, częstując podopiecznego wódką, ale też podejmując różne decyzje. Mając małe morale, żołnierze mogą zdezerterować, co zresztą jest uzasadnione historycznie – w końcu Legion Czechosłowacki składał się z dezerterów.
Centralny element survivalu stanowi jazda pociągiem. Maszynę trzeba stale naprawiać i ulepszać, by załoga przetrwała krytyczne warunki. Pociąg jest więc po prostu swego rodzaju bazą, którą często spotyka się w produkcjach z gatunku – z tą jednak różnicą, że w Last Train Home baza ta porusza się po mapie. A takie rozwiązania stanowią w grach rzadkość. I już za sam ten pomysł twórcy otrzymują dużego plusa.
Poza wykonywaniem misji i dbaniem o dobrostan podopiecznych oraz maszyny zmuszeni jesteśmy eksplorować teren. Stąd pozyskujemy cenne surowce i pożywienie, które umożliwiają modernizację pociągu i przetrwanie załogi. Część zasobów możemy pozyskać u handlarza, jednak do niego mamy ograniczony dostęp, a poza tym trzeba mu płacić. Lepiej jest więc zatrzymać gdzieś maszynę i wysłać oddział w celu eksploracji jeziora lub lasu. Odbywa się to w widoku pociągu, czyli tym "z góry" – wtedy nie towarzyszymy jednostkom bezpośrednio.
Ale co? I gdzie?
Jeśli mówimy o połączeniu strategii i survivalu, to jakoś tak naturalnie nasuwa się skojarzenie z polską produkcją Frostpunk. W paru elementach twórcy Last Train Home zdawają się mocno inspirować polską grą – a chyba ta najbardziej oczywista inspiracja to wygląd interfejsu, gdzie całą górę zajmują ikonki zasobów. Tak się jakoś złożyło, że gry survivalowe ostatnio lubią wzorować się pod tym względem na Frostpunku – to samo dotyczy chociażby Gord, którego recenzowałam na portalu Polygamia.pl.
We wspomnianych polskich produkcjach poznanie zasad zarządzania i ogarnięcie wszystkich parametrów i statystyk przebiega stosunkowo bezboleśnie. Natomiast w Last Train Home trochę tu wszystko skomplikowano. Podstawowym problemem jest nieintuicyjny interfejs. Po pierwszych dwóch godzinach spędzonych z tym tytułem nadal nie do końca wiedziałam, w którym miejscu znajduje się interesująca mnie statystyka albo gdzie trzeba kliknąć, żeby przydzielić jednostki do danego zadania.
Podróż w niebycie
Gra prezentuje się całkiem ładnie, choć oczywiście nie jest to poziom, który mógłby wyrywać gracza z kapci. Atutem jest z pewnością duża szczegółowość lokacji. Także animacje postaci pozytywnie zasakują. Fajnie było obserwować chociażby, jak podczas ostrzału jeden z wrogów wyleciał zza osłony w powietrze i padł tuż przed członkami mojego oddziału. No i samo oglądanie naszych żołnierzy podczas rekreacji w wagonie to przyjemny widok.
A jednak nie ma pociągu bez rdzy. Im bardziej zapuszczałam się w surowe obszary Rosji, tym więcej niedociągnięć technicznych dostrzegałam. Jeśli chodzi o grafikę, to największą bolączką recenzowanego wydania były błędy związane z wyświetlaniem się tekstur. Zdarza się chociażby tak, że w widoku pociągu znika obszar wokoło, w związku z czym maszyna płynie po bliżej niezidentyfikowanej niebieskawej przestrzeni.
Z kolei podczas wykonywania misji w terenie najbardziej dokuczały mi dwie rzeczy. Po pierwsze, gdy wysyłam jednostkę w dane miejsce, czasem blokuje się ona na jakimś elemencie otoczenia i trzeba ją wtedy "ręcznie" sprowadzać na "dobrą" drogę. Po drugie, bohaterowie niekiedy nie reagują na polecenia zbierania łupów. Klikam prawym przyciskiem w podświetlony przedmiot na mapie – i nic się nie dzieje. Dopiero drugie lub trzecie kliknięcie załatwia sprawę. Mam nadzieję, że tego typu problemy zostaną szybko naprawione.
Czeski, słowacki, rosyjski
Nie sposób nie pochwalić oprawy dźwiękowej w Last Train Home. Przez cały czas grania poza odgłosem pociągu sunącego się po torach towarzyszy nam nastrojowa muzyka, która idealnie komponuje się z wydarzeniami, w jakich przychodzi nam wziąć udział. Jednak słowa uznania należą się twórcom przede wszystkim za przygotowanie dubbingu w językach ojczystych postaci.
Oczywiście można grać z angielskim głosem, ale to byłoby chyba świętokradztwo. Dzięki "oryginalnemu" podkładowi mamy możliwość jeszcze większego wczucia się w wydarzenia gry. Jednocześnie nasi podopieczni zdają się tak bardzo cieszyć z możliwości wypowiadania się w językach ojczystych, że mówią coś praktycznie za każdym razem, gdy ich wybieramy. Co za dużo, to niezdrowo – na dłuższą metę te entuzjastyczne reakcje okazują się męczące. I jeszcze tylko wspomnę, bo gra daje nam całkiem sporo do czytania: tekst – w tym także i napisy do dialogów – jest tu dostępny w języku polskim.
Last Train Home – czy warto kupić?
Gra od Ashborne Games oferuje fascynującą opowieść z nawiązaniami do kultury słowiańskiej i parę ciekawych rozwiązań w warstwie gameplayowej. Do tego nie jest to gra, którą da się ukończyć w dwa wieczory. Największym minusem tytułu są obecnie liczne niedociągnięcia techniczne. Z tego powodu z zakupem biletu do zardzewiałego pociągu radziłabym wstrzymać się do czasu, aż mechanicy z Ashborne skończą przy nim dłubać. Aktualnie gra zasługuje na czwórkę – ale tylko na szynach.
Opinia o Last Train Home:
- niebanalna fabuła i ciekawe misje
- sucharki i nawiązania do słowiańskiego folkloru
- dubbing
- encyklopedia
- garść świeżych rozwiązań w gameplayu
- poziom detali lokacji
- animacje postaci
- nieintuicyjny interfejs
- problemy z wyświetlaniem tekstur
- niedopracowany mechanizm chowania się jednostek
- szereg pomniejszych niedociągnięć technicznych
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Ostateczna ocena
Grę Last Train Home (PC) na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od wydawcy.
Komentarze
3Benchmark kłamie!!! Kłamie od początku czyli od 1997 roku!!!! Wszystko co piszą to jedne wielkie kłamstwo!!! To portal założony przez MASONÓW!!!!!!!!!!!
Nie dla elektryków!!! Smierć wszystkim którzy je promują!!!!!