Na podstawie zaprezentowanych powyżej trendów można wyciągnąć oczywisty wniosek - gry się zmieniają, a ich motorem napędowym jest internet. Niektóre trendy są trafne, inne zdecydowanie nie, jeszcze inne wydają się trafne, ale historia pokaże, że wcale tak nie było. Osobiście jestem przerażony perspektywą płatnych dem, bo całkowicie mija się to z ich podstawowym zadaniem. Sceptycznie patrzę również w kierunku coraz krótszych gier uzupełnianych przez DLC, które tak naprawdę powinny znaleźć się w wersji podstawowej. Wyobrażacie sobie Baldur's Gate, w którym musimy sobie dokupić Knieję Otulisko?
O 3D, OnLive czy Natal nie chcę się teraz wypowiadać. Są to systemy na tyle rewolucyjne, że premiera każdego z nich na zawsze odmieni granie, choć wysoce prawdopodobna jest także całkowita porażka. Bardzo entuzjastycznie spoglądam natomiast w kierunku możliwości oferowanych przez internet. Daleki jestem od opinii wielu growych specjalistów, którzy od 2005 zwiastują, że wkrótce granie przeniesie się do przeglądarek internetowych (jeszcze przez długi czas nie będzie to możliwe z powodów technologicznych), ale rzeczywiście - gry na przykład w serwisach społecznościowych to obok tradycyjnej elektronicznej rozrywki prawdziwy i niezwykle perspektywiczny gigant - porywa, wciąga nieświadomie, a potem zarabia na graczu grube pieniądze.
Moim cichym faworytem wśród omówionych trendów jest system osiągnięć w grach. Nie taki nowy, w zasadzie rozkwitł wraz z premierą Xbox Live, ale to fantastyczna sprawa, która przedłuża żywotność każdej z produkcji. Idealne, bo zwiększa satysfakcję z zabawy, a przy tym pozwala zapełnić wolny czas nim zmuszeni będziemy do kolejnego zakupu. Oczywiście warunek jest jeden - musi być dobrze przemyślany, bo zbieranie 300 flag rozsypanych po największych zakamarkach miasta bardziej irytuje niż bawi!