A gdyby nie skończyło się na brexicie. Recenzja serialu Plemiona Europy
Europejskie produkcje Netflix, Dark czy Rain, postawiły bardzo wysoko poprzeczkę wymagań dla kolejnego filmu o przyszłości naszego kontynentu. Plemiona Europy to niemiecki serial, w którym znajdziemy sporo odniesień nie tylko do fikcyjnych historii, ale i rzeczywistości.
Właśnie tak, iskrą do powstania serialu Plemiona Europy (dostępny na Netflix od 19 lutego) okazał się być brexit. Po tym, jak w 2016 roku Wielka Brytania zdecydowała o opuszczeniu Unii Europejskiej, w głowie Philipa Kocha (reżysera i scenarzysty serialu), zszokowanego tym krokiem, urodził się koncept postapokaliptycznego scenariusza.
Przedstawia on brutalny świat, w którym po rozpadzie Europy rozpadła się znana nam cywilizacja, państwowe systemy zostały obalone, a społeczeństwo podzieliło się na plemiona. Nie ma dotychczasowych układów, wspólnych zasad i praw. Każde plemię rządzi się swoimi prawami, ma własne zwyczaje i tożsamość. Brzmi fajnie? Jasne, pod warunkiem, że wszyscy jednocześnie dzielą zasadę: żyj i pozwól żyć innym. Niestety światem narysowanym przez Kocha rządzą okrutne reguły, jest brutalna walka o władzę, a kto nie jest z nami, jest przeciwko nam.
Ale dlaczego Europa miała się rozpaść? W filmie Kocha za dramatem starego kontynentu stoi tajemniczy blackout, który cofnął rozwój technologiczny niemal w wieki średnie. Takie właśnie dziwne wydarzenie, nazwane Czarnym Grudniem, miało miejsce w 2029 roku. Brak prądu to przecież katastrofa dla ludzkości. Nie taka wprawdzie jak skażenie nuklearne czy epidemia zabójczego wirusa. Jednak chaos i odczłowieczenie, jakie mogłoby zapanować po zabraniu ludziom ich zabawek i podstaw egzystencji, wcale nie jest mniej śmiercionośne.
W toku filmu dowiemy się, że ludzkość nadmiernie wykorzystywała cyfrowe technologie, upajała się nimi aż do przesady, a cyberataki były na porządku dziennym. Być może gdzieś tam jakiś Snake Plissken wkurzył się na to wszystko i po prostu wyłączył świat.
Szukasz filmów na Netflix, ale nie wiesz co oglądać. Doradzamy
Kilka słów o fabule serialu
Akcja serialu Plemiona Europy nie toczy się jednak w momencie rozpadu starego świata, a wiele lat później – w 2074 roku. Prąd jest, choć nie tak powszechny jak dziś, są nawet pojazdy napędzane energią elektryczną. Niektórzy starają się żyć jak dawniej, inni budują własny nowy świat, jedni w obrębie plemion, inni na uboczu (bezplemienni). Trochę jak na Dzikim Zachodzie. Każde plemię ma ustanowione własne zasady i zwyczaje.
W filmie zapoznajemy się z plemieniem Źródlan, którego nieliczni członkowie – w tym trójka głównych bohaterów – żyją w lesie, w zgodzie z naturą, z dala od technologii. Jest plemię Wron – brutalnych, żądnych krwi i władzy nad światem, jeżdżących na koniach i mających siedzibę w wyniszczonym mieście Brahtok, czyli dawnym Berlinie. I wreszcie poznajemy paramilitarny oddział Szkarłatnej Republiki, powstałej po Eurokorpusie, której ideą jest przywrócenie starego ładu - oczywiście pod szkarłatną banderą. Nie można też nie wspomnieć o zagadkowych Atlantach, wyposażonych w technologie przyszłości…
Pierwsze minuty serialu to katastrofa tajemniczego samolotu, której świadkami jest trójka rodzeństwa z plemienia Źródlan. Kiano (Emilio Sakraya), Liv (Henriette Confurius) i Elja (David Ali Rashed) odnajdują pojazd i pomagają pilotowi – Atlancie. Jest on w posiadaniu niewielkiego Sześcianu, na który ostrzą sobie zęby władcy plemienia Wron i nie tylko. Podobno Sześcian to potężna broń, która jego posiadaczowi może dać władzę nad światem. Wrony masakrują wioskę bohaterów w poszukiwaniu pilota i artefaktu, jednak Elia ucieka z kostką.
Obarczony brzemieniem utarty bliskich (sądzi, że zostali zabici) i z postanowieniem spełnienia obietnicy danej śmiertelnie rannemu Atlancie, wyrusza w świat. Musi dostarczyć Sześcian Atlantom, ponieważ Europie grozi ogromne niebezpieczeństwo, gorsze niż krwawe porachunki Wron. Jak można sądzić, tylko Atlanci zdołają temu zapobiec. W pełnej przygód podróży chłopcu towarzyszy cwany lecz dobroduszny Mojżesz, handlujący starymi technologiami. W jego rolę wcielił się Oliver Massuci (znany z serialu Dark).
Wbrew odczuciom najmłodszego bohatera, jego rodzeństwo przeżyło masakrę. Brat wraz z ojcem zostali niewolnikami Wron i trafili do Brahtok, do fabryki tajemniczej, niebezpiecznej i cennej substancji o nazwie wolk. Tam Kiano wpadnie w oko jednej z liderek plemienia, bezwzględnej Varvary (Melika Foroutan). Aby przetrwać i wyzwolić się spod jarzma, stanie przed najgorszą walką w swoim życiu, w której zwycięstwo będzie bardzo gorzkie.
Z kolei Liv, która rzeź swojej wioski przetrwała będąc nieprzytomna, dołączy do oddziału Szkarłatnych, licząc na ich pomoc w odbiciu swoich bliskich. Rodzące się uczucie pomiędzy nią i dowódcą oddziału, Davidem Vossem (Robert Finster), pozwala sądzić, że porozumienie w tej kwestii jest oczywiste. Niestety, jak to w życiu i w filmie bywa, oczywiste… nic nigdy nie jest.
Trochę jak Igrzyska Śmierci, a trochę jak The 100
O, Katniss Everdeen! Usłyszałem nad uchem zanim seans rozpoczął się na dobre. Nie sposób się nie zgodzić, podobieństwo bohaterki jest uderzające, a wrażenie pogłębia jeszcze fakt biegłego posługiwania się kuszą (bohaterka Igrzysk Śmierci posługuje się łukiem). Do tego silny charakter, odwaga, zdolności strategiczne i silne poczucie lojalności wobec najbliższych.
Jeśli jednak miałbym porównywać Plemiona Europy do jakiegoś filmu, byłby to serial The 100, gdzie na wyniszczonej katastrofą nuklearną Ziemi ocaleli ludzie założyli klany. Także tutaj widzimy niesnaski i walkę o dominację nad światem. Są barbarzyńskie ludy, na przykład wymalowani podobnie jak Wrony członkowie klanu Trikru (ci pierwsi jednak zdecydowanie bardziej psychopatyczni, choć mają też pozytywną cechę – nigdy nie kłamią). Są także ukryci w bunkrze pod ziemią przedstawiciele światowej elity, która przetrwała zagładę i pielęgnuje dawne tradycje, korzysta z nowoczesnych technologii i niestety obraca je przeciwko naziemnym tubylcom.
Choć w Plemionach Europy niektórzy mają negatywne zdanie o Atlantach, to jednak tak naprawdę prawie nic o nich nie wiadomo. A ponieważ dysponują bardzo zaawansowanymi technologiami, są oczywiście podejrzewani o wywołanie blackoutu i korzystanie na nim. To się oczywiście okaże…
Wartka akcja, ale wiele niewiadomych
Akcja serialu ukazana jest z trzech perspektyw – oczami każdego z trójki rodzeństwa. Raz podążamy razem z Elią i Mojżeszem, za chwilę staramy się przetrwać wraz z Kiano, by po chwili przyłączyć się do Liv, podziwiając jej starania wkładane w ratunek bliskich. Nie sposób się nudzić. Tym bardziej, że świat narysowany przez twórców serialu jest niezwykle barwny, wręcz przerysowany tak, że ociera się o kamp, momentami psychodeliczny, jak wideoklip, za chwilę troszkę z innej bajki.
Każde z trójki bohaterów ewoluuje. Najrówniejszą postacią, także pod względem gry aktorskiej, jest Liv. Pozytywnie zaskakuje postać Kiano jak i odgrywającego go aktora, o którym z początku nie miałem dobrego zdania. Za to odtwórca Elji zdaje się walczyć z powierzoną mu rolą, a nie wchodzi w nią gładko.
Trudno powiedzieć, czy to wina kontrastu jakim jest świetna gra Oliviera Masucciego, czasem wręcz przesadnie emocjonalna, czy też może charakter Elji ma rozwijać się w konkretny sposób. Co uzasadnia takie, a nie inne, zachowanie aktora w pierwszym sezonie.
Na tle bohaterów szczególnie wyróżnia się lord Varvara – jedna z liderek plemienia Wron. Piękna i bezwzględna, charakterystyczna i dość tajemnicza postać. Drapieżna i władcza, jednak widać, że za tą fasadą kryje się coś zagadkowego. Postać ta wzbudza mieszane uczucia i zaciekawia.
Jednak niewiadomych jest moim zdaniem zbyt wiele. Na przykład co się stało z resztą świata? Czym jest wolk, którego oparami trują się niewolnicy? Jakie zło tak naprawdę nadchodzi ze wschodu? Na te informacje jeszcze trochę poczekamy.
Trochę niemieckiego, więcej angielskiego
W filmach często wykorzystuje się różne dialekty językowe, by podkreślić różnice statusu lub inną rolę postaci. Jest tak też trochę w Plemionach Europy. Z tą różnicą, że aktorzy mówią zarówno po niemiecku jak i po angielsku. Na przemian używając jednego lub drugiego języka, zależnie od sytuacji w jakiej się znaleźli. Niemiecki daje się zauważyć jako mowa niewielkich, lokalnych społeczności. Po niemiecku mówi między sobą rodzeństwo, w tym języku rozpoczyna się także relacja pomiędzy Mojżeszem i Elią.
Po angielsku mówią z kolei członkowie dużych plemion - Wrony, żołnierze Szkarłatnej Republiki. Tak jakby reżyser chciał w ten sposób podkreślić ambicje tych grup. Ich kosmopolityczne podejście do rzeczywistości z perspektywy starego świata, chęć zbudowania nowej rzeczywistości, w której to nie narodowość ma być spoiwem społeczeństw, a wartości jakie z brutalną wręcz dyscypliną wyznają członkowie plemion.
Dobre efekty specjalne, za dużo szerokiego kąta
Widać, że twórcy serialu przyłożyli się bardzo do strony wizualnej. Efekty specjalne są na wysokim poziomie (jedyną słabostką są sceny z Sześcianem, ale nie wpływa to znacząco na odbiór filmu), a plenery świetnie dobrane. Chwilami miałem wrażenie, że nie oglądam filmu, a pieczołowicie przygotowane plany zdjęciowe, które nagle ożyły.
Tereny Źródlan zostały wypatrzone w Czechach, blisko granicy z Niemcami. Sceny w bazie oddziału Szkarłatnych nakręcono na jednym ze szczytów w Chorwacji, natomiast Brahtok to przerobiony Berlin. Niektóre sceny, jak arena walk, powstały w starym teatrze muzycznym w Pradze. Kolory i detale scenografii, czy to komputerowo utworzonej, czy manualnie przygotowanej, są dopracowane i przyjemne.
Jest jednak coś, co w moim odczuciu zostało przekombinowane – to nadmiar ujęć szerokokątnych. Twórcy chcieli zawrzeć w kadrach jak najwięcej malowniczych szczegółów, jednak przy okazji zbliżeń na bohaterów przesadnie zniekształcili im twarze. Wrażenie jest szczególnie przykre w przypadku najmłodszego z bohaterów czy też bohaterek. Gdyby takie przerysowanie pojawiało się w uzasadnionych przypadkach (w wybranej sytuacji), byłoby to całkiem normalne i do przyjęcia. Jednak szerokokątne najazdy na twarze są notoryczne i drażnią. Gdyby nie to, serial oglądałoby się jeszcze przyjemniej.
Jak świetna gra, która jednak wymaga dodatków DLC
Nie da się ukryć, że serial Plemiona Europy mnie wciągnął, cały sezon obejrzałem w ciągu dwóch wieczorów. Po trosze zadziałała tu zasada, jak w przypadku wyczekiwanej gry, którą w końcu możemy uruchomić i chcemy jak najszybciej przejść. Jesteśmy jej w stanie wybaczyć sporo ewentualnych niedociągnięć. A jednocześnie liczymy na to, że szybko doczekamy się poprawek.
I tak jest z Plemionami Europy. Drugi sezon powinien wyeliminować niedopowiedzenia, które czasem zamiast intrygować denerwują. Nie zmienia to faktu, że serial ma spory potencjał, który należy tylko odpowiednio rozwinąć. A na koniec i dobry początek zajawka serialu.
Jeśli zdecydujecie się obejrzeć Plemiona Europy, szybko je pochłoniecie, bo to w końcu tylko 6 odcinków. Jest to zarówno wada, jak i zaleta. Wada, bo zbyt szybko docieramy do końca, zaleta, bo na razie otrzymaliśmy wprowadzenie w świat, którego przedłużać nie było potrzeby. Każdy z bohaterów zajął, można powiedzieć, odpowiednią pozycję wyjściową, by w dalszej historii odegrać naznaczoną mu rolę. Kolejny sezon jest w tym przypadku wręcz konieczny, a ostatnia scena w 6 odcinku aż prosi się o dodanie napisu "ciąg nalszy nastąpi".
Czytaj więcej na temat seriali i filmów:
- Pierwszy zwiastun nowego filmu Mortal Kombat wygląda bardzo obiecująco
- Netflix bierze się za kolejną grę. I to za prawdziwy hit
- Serial The Last of Us coraz bliżej? Wygląda na to, że tak!
Komentarze
3