Do ciężkiej pracy na polu zaprasza nas Polska Farma 2017. Sprawdzamy, czy to interesujące zajęcie dla początkujących rolników.
- uczy podstawowej wiedzy o rolnictwie,; - przez pierwszą godzinę daje satysfakcję z upraw,; - licencjonowane marki maszyn rolniczych.
Minusy- brak kilku miejsc zapisu,; - konieczność wyłączania gry przy zmianie misji,; - szybko wkradająca się nuda,; - stosunkowo słaba oprawa grafika,; - muzyka to zaledwie kilka kawałków instrumentalnych,; - powtarzalność działań,; - mniejsze, ale irytujące błędy techniczne,; - tryb wieloosobowy bez absolutnie żadnych graczy.
Nadchodzi taki czas w życiu mieszczucha, kiedy znudzą mu się standardowe rozrywki. Strzelanina FPS i ratowanie świata przed inwazją obcych? Rozgrywanie finału Ligi Mistrzów we własnym fotelu, dzierżąc w dłoniach pada od Playstation 4? O nie, czas na coś w bardziej swojskim klimacie. Postanowiłem więc u schyłku tego lata zasiąść do peceta, uruchomić Polską Farmę 2017 i na łonie natury (tej wirtualnej) własnoręcznie poprowadzić gospodarstwo.
Dzień pierwszy – uczę się jak być farmerem
Dotarłem na – nomen omen – polską farmę i rozpocząłem agrowczasy. Jako nieobeznany z pracą na roli postanowiłem udać się po poradę do lokalnych ekspertów. Ci, wiele nie myśląc, postawili przede mną traktor i rzucili garść podpowiedzi.
Okazuje się, że nie taki ten ciągnik straszny, jak go malują. Biegi ma, wsteczny trzeba każdorazowo wrzucać ręcznie. Szkoda tylko, że niektóre maszyny ślizgają się po drodze niczym po lodzie.
Nic to, czas podczepiać pług i wyruszyć w pole. Aha, w maszynie ktoś zostawił kasetę ze swojskimi hitami muzycznymi – czy trzeba czegoś więcej być poczuć pełnię rolniczego klimatu? Chyba nie.
Choć sama kraina do najpiękniejszych nie należy, a cała natura jest jakaś taka kanciasta, to moje wczasy zaczęły się nader dobrze. W końcu czuję się jak prawdziwy farmer. Tempomat w traktorze ustawiony, pług opuszczony, a przede mną hektary pola. Czuję, że mógłbym robić to całymi dniami, patrząc jak zostawiam za sobą fantastycznie zaoraną glebę.
Dzień drugi – w dalszym ciągu się uczę
Ten dzień zapowiada się cudownie. Wczoraj niemal godzinę spędziłem na fascynującym jeżdżeniu po polu, ciągnąc za sobą pług. Dziś powtórka z tej wspaniałej rozrywki.
Wsiadam więc do innej maszyny i podczepiam kultywator. Okazało się, że na drugiej stronie kasety magnetofonowej nagrane są te same co wczoraj piosenki o wiejskim zabarwieniu. Cóż, najwyraźniej czeka mnie jeszcze więcej dobrej zabawy!
Wszystko wskazuje na to, że spulchnianie ziemi w praktyce niewiele różni się od jej orania. Znowu jeżdżę w tę i z powrotem po polu. Oglądam swój traktor od środka, zza pleców i z boku.
Bawię się tempomatem tylko po to, żeby dowiedzieć się, że jadąc zbyt szybko podczas pracy, mogę spalić silnik. Włączam wolniejszy bieg i grzecznie tylko raz na jakiś czas dotykam kierownicy, gdy dojadę do granicy pola.
Tego dnia postanawiam dokończyć resztę szkolenia. Mam wrażenie, że może, jeśli zrobię to szybko, zacznie się prawdziwa zabawa. Powoli nuży mnie jeżdżenie leniwym tempem przy orce, spulchnianiu, sianiu, a także zbieraniu plonów. Usłyszałem plotki, że niedługo przeniosę się do sadu.
Udało się! Czas na prace w owocowym zagajniku. Do tego potrzebny jest już całkiem inny pojazd. Chwila, moment, nim też muszę jeździć od jednej do drugiej granicy pola? Mam już szczerą ochotę jak najszybciej skończyć prace.
Co? Nie mogę przyspieszyć, bo wtedy niedokładnie zbierają się owoce? No już dobrze, dobrze, po prostu rozeprę się w fotelu, wcisnę do połowy gaz i cierpliwie oddam się uciechom farmera oglądającego świat z traktora.
Dzień trzeci – jestem pełnoprawnym rolnikiem
Wiem już wszystko! Z jednej strony, jako miastowy, zyskałem nową wiedzę i jestem naprawdę zadowolony, że wiem kiedy należy spulchniać, a kiedy opryskiwać glebę. No i w końcu zyskałem świadomość tego skąd i dlaczego biorą się baloty, które do tej pory widziałem jedynie ustawione przy drodze w trakcie dożynek.
Nowo nabyta wiedza dała mi radość tylko na parę godzin. Zaraz potem jej wykorzystywanie w praktyce zaczęło być bardzo nużące, a powtarzalność każdej z prac powoli mnie dobija. I błagam, niech ktoś da mi inną kasetę do mojego traktorowego radia, bo te wiejskie nuty doprowadzają mnie już do szału.
Na szczęście, przestano wydawać mi instrukcje. Czas na własną rękę zająć się gospodarstwem. Zostałem przekwaterowany i resztę agrowczasów spędzę w jednej z czterech miejscowości. Niestety, żeby przemieścić się pomiędzy nimi, będę musiał zaczynać swój urlop od początku.
W porządku, wybrałem już swoje gospodarstwo! Teraz powinna zacząć się dobra zabawa. Tylko chwila, co ja właściwie mam robić? Dokładnie to, co podczas szkolenia? Ale… po co? Przecież to nie moje pole, nikt mi za to nie płaci, ja tu jestem tylko na wczasach!
Miałem się dobrze bawić, a tymczasem nie mam żadnych konkretnych zadań, ani żadnych nagród. Są tylko kolejne pola, po których muszę jeździć w tę i z powrotem. Czuje, że Polska Farma 2017 bardzo chce mnie zniechęcić do swojego powrotu w wydaniu na rok 2018.
Po dłuższym czasie odkryłem kwaterę główną zarządcy, o której nikt mi dotąd nie powiedział. Widzę teraz całą okolicę, mogę udać się do sklepu, kupić nowe maszyny, zatrudnić pracowników i podnosić swoje umiejętności dotyczące konkretnych prac. Ale tak naprawdę nie wiem, czy chce mi się robić którąkolwiek z tych rzeczy.
Po namyśle postanowiłem resztę agrowczasów spędzić udając lokalnego zarządcę. Nasiona kupiłem na odległość, wprost ze swojej kanciapy. Zamówiłem też za niewielką kwotę lotnicze opryski.
Dokupiłem jeszcze parę silosów na zboża i kazałem rozpocząć zbiory. Ale zaraz, jak to? Nie mogę zlecić więcej prac? Niby dlaczego? Nie wiadomo! Opcja po prostu znikła? No cóż, i tak miałem już kończyć swoje wczasy.
Dzień czwarty – przedwczesny powrót do domu
Jako kompletny laik wybierający się na wakacje na wsi, sporo nauczyłem się o rolnictwie. Poznałem sposoby zarządzania różnymi uprawami. Dostałem nawet możliwość kupna i hodowania bydła, choć koniec końców w żaden sposób i mimo starań nie udało mi się tego zrobić. Moje początkowe zainteresowanie zmalało do zera już po kilku godzinach, w których poznałem całą mechanikę.
W gruncie rzeczy, cieszę się, że moje wczasy tak szybko się skończyły. W praktyce nie robiłem nic, poza jeżdżeniem po polu, doczepiając inne maszyny do mojego traktora. Szukając jakichkolwiek mocniejszych wrażeń, utopiłem ciągnik w rzece, sprawdzając czy jest to w ogóle możliwe. Efektem tego eksperymentu była konieczność samodzielnej naprawy silnika w przydomowym warsztacie.
Miło, że w ogóle pomyślano o takich dodatkowych opcjach, jak samodzielne reperowanie pojazdów. Jednak i te pozornie różnorodne „atrakcje” sprowadzają się albo do niesamowicie nudnych czynności, albo niebudzących żadnych emocji paru kliknięć myszą.
Polska Farma 2017 – zaprotestują nie tylko rolnicy
Największą bolączką przygody był brak jakichkolwiek zadań. Oczywiście, można postawić sobie za cel wykupienie wszystkich pól, przenoszenie się między porami roku i liczenie zysków, ale szczerze powiem, że akurat po tym tytule nie oczekiwałem sandboxa absolutnego. Takiego, w którym rządzi tylko nasza wyobraźnia.
Poza wtórnością i nudą w grze Polska Farma 2017 nie sposób nie zauważyć licznych błędów. Może i są małe, ale za to wyjątkowo irytujące. Od pierwszego uruchomienia silnika traktora czułem, że model jazdy ma niewiele związanego z realizmem.
Przeszkadzało mi też bardzo to, że miałem praktycznie tylko jedno miejsce zapisu. Nie mogłem więc testować różnych krain, bez każdorazowego resetowania postępu. Co więcej, zmiana trybu rozgrywki oznaczała konieczność wyjścia do pulpitu.
Oprawa audiowizualna gry Polska Farma 2017 też jakoś szczególnie nie powala. Otoczenie jest zwyczajne brzydkie, a jedynym plusem są stosunkowo wiernie odwzorowane traktory. Co prawda te trochę za bardzo się świecą, a za mało brudzą, ale na to można jeszcze przymknąć oko. Gorzej ze wspominaną wcześniej, wtórną do bólu ścieżką dźwiękową.
Grę Polska Farma 2017 trzeba chyba traktować bardziej jako ciekawostkę. I choć sama w sobie jest ona interesująca dla nieobeznanego z pracą na roli, to jednak szukający zabawy mieszczuch po paru godzinach tej „orki” będzie chyba wolał bardziej tradycyjne rozrywki.
Z kolei prawdziwy farmer po prostu zacznie doglądać swoich własnych upraw, zamiast tych wirtualnych. Nie do końca wiem komu ta zabawa może się spodobać, ale ja ten agroturystyczny przybytek oceniam co najwyżej na dwie hotelowe gwiazdki.
Ocena końcowa:
- uczy podstawowej wiedzy o rolnictwie
- przez pierwszą godzinę daje satysfakcje z upraw
- licencjonowane marki maszyn rolniczych
- brak kilku miejsc zapisu
- konieczność wyłączania gry przy zmianie misji
- szybko wkradająca się nuda
- stosunkowo słaba oprawa graficzna
- muzyka to zaledwie kilka kawałków instumentalnych
- powtarzalność działań
- dużo mniejszych, ale irytujących błędów technicznych
- tryb wieloosobowy bez absolutnie żadnych graczy
- Grafika:
słaby plus - Dźwięk:
słaby - Grywalność:
słaby plus
Komentarze
6sama recka ogólnie może być :)
- licencjonowane marki - Gra posiada ich zaledwie kilka, reszta pojazdów i maszyn to nazwy wymyślone.
- brak kilku miejsc zapisu - Można zapisywać osobne profile zamiast osobnych zapisów wychodzi na to samo.
"Oprawa audiowizualna gry Polska Farma 2017 też jakoś szczególnie nie powala. Otoczenie jest zwyczajne brzydkie, a jedynym plusem są stosunkowo wiernie odwzorowane traktory."
Użyte w tym zdaniu słowo "stosunkowo" można by porównać do stwierdzenia prawie wiernie odwzorowane, gdzie prawie robi tu wielką różnicę. Odwzorowanie modeli traktorów w tej grze to tragedia, wystarczy je porównać z LS2011, 13 i 15.
Śmiem nawet twierdzić że i LS2009 ma bardziej szczegółowe modele. Ja sam grę oceniam niestety bardzo słabo, jedynymi plusami w tej grze są
- system upraw - różnorodność oprysków i nawozów coś jakby realny symulator nawożenia
- ekonomia - czyli różnorodność uprawianych roślin i hodowanych zwierząt.
Ogromnym minusem jest połaszczenie się twórców gry na fizykę gleby, która im nie wyszła, fizyka prowadzenia pojazdów oraz całkowity brak możliwości gry przez sieć.