Dotychczas Kodak P880 okazał się dobrym, przemyślanym aparatem, ze świetnym obiektywem i doskonałą ergonomią. Spore możliwości elektroniki, przyzwoita matryca i rozwinięty pomiar światła oraz system AF powinny razem dać całkiem przyzwoite zdjęcia. Zobaczmy, czy tak jest w rzeczywistości.
Testowany aparat swoją ceną klasyfikuje się do grona zaawansowanych aparatów, których jakość zdjęć powinna zadowolić większość amatorów fotografii. Poszukują oni nie tylko mnogości funkcji, ręcznego sterowania czy uniwersalnego obiektywu. Chcą także, aby ich zdjęcia mogły być z powodzeniem przeniesione na papier, co najmniej do formatu 10x15 cm, a nawet większego. Do tego potrzeba bardzo dobrego szkła, matrycy, która zapisze obraz bez większych przekłamań i szumów no i elektroniki, która potrafi obrobić dane do wynikowego pliku.
Sensor zastosowany w P880 to, jak już wspomniałem wcześniej, średniej klasy matryca. Klasa 8MP gwarantuje zapis wystarczającej ilości szczegółów, a dobre szkło na pewno przeniesie cały obraz zgodnie z rzeczywistym wyglądem.
Jak to wygląda w praktyce? Otóż zupełnie nieźle. Po pierwsze elektronika aparatu sporo potrafi. Nie tylko oferuje bogaty wachlarz rozdzielczości czy stopni kompresji, ale także możliwość bezpośredniej ingerencji w samo zdjęcie od razu w procesie zapisu na kartę pamięci. Mam tu na myśli ciekawe efekty barwne, możliwy zapis z kolorami podbitymi lub osłabionymi oraz po 3 stopnie kontrastu i wyostrzenia zdjęcia, jakże przydatne np. przy zdjęciach portretowych, gdzie zmiękczenie kadru i pozbawienie go zbyt dużego kontrastu jest wręcz obowiązkowe. Poniżej przykłady zdjęć z zastosowanymi efektami zmniejszenia/zwiększenia nasycenia kolorów, kontrastu czy ostrości. Nie są to różnice bardzo widoczne, bo nie chodzi w nich o znaczące zmiany rzeczywistości, raczej kosmetyczne, mogące dodać naszym fotkom nieco wyjątkowości i efektu poprawiającego odbiór całości.
Kolory rejestrowane przez parę obiektyw/matryca są naturalne, mają dużą rozpiętość tonalną i są wiernie oddane. Przy zdjęciach w słońcu warto zastosować zmniejszenie intensywności kolorów, szczególnie wtedy, gdy zamierzamy użyć do wywołania papieru Kodaka, gdyż zarówno aparat jak i papier fotograficzny marki Kodak mają tendencje do nieco zbyt 'kolorowych' zdjęć. Jeśli natomiast zamierzamy oglądać zdjęcia na ekranie monitora, bądź wywołać je na innym papierze, np. Fuji, nie trzeba nic poprawiać. Poniżej przykład zdjęcia, gdzie aparat dobrze poradził sobie nie tylko w światłach, ale także w cieniach.
Na początku testu wspomniałem o przeznaczeniu zaawansowanych kompaktów nie tylko jako uniwersalnych aparatów, ale także alternatywy dla lustrzanek. W trakcie testu okazało się, już chociażby przy systemie autofocus, że nie ma mowy o zbliżeniu się nawet do cyfrowych luster. Kolejną dziedziną, gdzie kompakty (poza Sony R1) nie mają żadnych szans w zetknięciu z lustrzankami są szumy matrycy. Wielokrotnie to powtarzałem, że fizyki nie da się oszukać i mniejsze powierzchniowo matryce hybryd będą zawsze szumieć bardziej niż duże sensory cyfrowych luster.
Kodak nie jest tu żadnym wyjątkiem. Poniżej zestawienie jego możliwości z Nikonem D50. Na bardzo mocno powiększonych fragmentów zdjęć widać, jak wielka jest ta różnica. Na korzyść Kodaka przemawia fakt, iż dysponuje on czułościa ISO 50, co pozwala na wykonywanie względnie 'czystych' zdjęć. Także ISO 100 nie szumi jeszcze zbyt mocno i zachęca do powiększeń. Jednak już przy ISO 200 pojawiają się szumy, które przy ISO 400 są już bardzo duże. Dla porządku wykonałem także zdjęcia przy ISO 800 i 1600, ale w związku z tym, że są one dostępne tylko przy najmniejszej rozdzielczości 0,8MP nie nadają się do wykorzystania przy zdjęciach poza ekranem komputera. Zwróćcie uwagę, że poziom zaszumienia kadru wykonanego Kodakiem przy ISO 200 jest porównywalny z Nikonem D50 przy ISO 1600! Czyli ośmiokrotnie większej czułości - to pogrom dla kompaktu.
Nie chciałbym, aby czytelnicy odnieśli wrażenie, że to wada akurat tego testowanego kompaktu. Tak jest ze wszystkimi aparatami, wyposażonymi w niewielką powierzchnię sensora światłoczułego. Dlaczego tak jest? To bardzo proste. Osiem milionów elementów rejestrujących światło umieszczonych na powierzchni wielokrotnie mniejszej niż w lustrzance absorbuje światło dużo gorzej, gdyż każdy piksel jest po prostu znacznie mniejszy. W związku z tym elektronika aparatu musi sygnał otrzymywany z matrycy wzmacniać, aby prawidłowo oddać całą scenę. Im większa ma być czułość tym większe będzie wzmocnienie, a przez to wyraźniejsze szumy. Oczywiście większa matryca to droższy aparat, gdyż sensor jest jedną z najdroższych składowych aparatów cyfrowych, Także jeśli chcemy kupić taniej, nie możemy narzekać na szumy.
W dziedzinie szumów nasz Kodak prezentuje standard w swojej klasie, choć wyraźnie trzeba zaznaczyć, że ma dwie duże zalety w tej dziedzinie. Po pierwsze obecność czułości ISO 50 pozwalającej otrzymać obraz z małymi szumami, a po drugie możliwość wykonania zdjęcia nawet przy czułości ISO 1600. Co prawda jakość tych fotek jest marna, ale jest i to czasami może być najważniejsze, że w ogóle zrobimy zdjęcie, w bardzo trudnych warunkach oświetleniowych, gdzie użycie lampy będzie niemożliwe.
Pewną metodą na zmniejszenie zaszumienia jest rezygnacja z najwyższych rozdzielczości zdjęć. Jeśli nie potrzebujemy dużej ilości szczegółów i nie będziemy wykonywać znacznych powiększę warto zejść do poziomu 5MP. Poniżej fragmenty dwóch zdjęć wykonanych przy 8 i 5 MP.
Różnice są, ale czy zawsze potrzeba aż tak wielkich rozdzielczości? Proszę sobie uświadomić, gdzie będą oglądane nasze zdjęcia, bo jeśli tylko na ekranie komputera, to nawet 5MP jest stanowczo za dużą rozdzielczością, gdyż monitor LCD, powiedzmy 19" nie wyświetla obrazu o rozdzielczości nawet 2MP.
Reasumując test jakości zdjęć mogę powiedzieć, że nasz P880 to przyzwoity standard w swojej klasie, nie odbiega od konkurencji, a szerokie spektrum czułości może okazać się bardzo przydatne. Naturalność kolorów i możliwość korekcji parametrów naświetlania to dodatkowe zalety testowanego Kodaka.
P880 w trybie makro... pyszna babka piaskowa ;)