Nie zrozumcie mnie źle, Ryse to gra bardzo widowiskowa - wszystko tutaj wygląda ładnie, a tzw. ciosy kończące, mimo że nie prezentują się tak soczyście jak w Shadow of Mordor to nadal przykuwają uwagę. System walki jest dość prosty, ale nie powiem żeby mi to jakoś szczególnie przeszkadzało. Wszystko sprowadza się do odpowiedniego wyczucia czasowego, zarówno w kontekście wyprowadzania ataków jak i blokowania czy parowania ciosów. Sama walka to połączenie systemu znanego z Assassin’s Creed i serii Batman. Sprawdza się nieźle, ale cały czas mamy nieodparte wrażenie, że całkiem niedawno gdzieś to już widzieliśmy. I tutaj dochodzimy do kolejnej, dużej bolączki najnowszej gry studia Crytek – kto wpadł na pomysł, aby wydać tę produkcję zaraz po bliźniaczo podobnym (pod względem systemu walki) Shadow of Mordor i krótko przed premierą nowego AC? Taki trochę strzał w kolano, szczególnie, że wspomniany tytuł góruje nad Ryse: Son of Rome niemal pod każdym względem. Poza oprawą oczywiście.
Na tle wspomnianej konkurencji blado wypada również aspekt rozwoju naszego bohatera. Standardowo za wybijanie wrogów otrzymujemy określoną ilość doświadczenia. Po zebraniu danej puli możemy wykupić wybraną umiejętność, a raczej bonus w jednej z czterech podstawowych kategorii. Każdy z nich daję nam pewną przewagę w trakcie walki np. zadajemy większe obrażenia. Dodatkowo użycie tzw. finiszerów skutkuje również chwilowym wzmocnieniem naszego bohatera. Pisząc o ciosach kończących warto wspomnieć, że takowe również można ulepszać / rozbudowywać. Wariacji jest tutaj naprawdę sporo, ale w zasadzie poza aspektem wizualnym niewiele wnoszą one do rozgrywki. I jest to w zasadzie ogólny zarzut do systemu rozwoju postaci - niby ulepszeń jest wiele, ale na koniec dnia w żaden sposób nie rozbudowują one systemu walki.
O zmarnowanym potencjale można również mówić w przypadku trybu zabawy wieloosobowej, który sprowadza się do walki botami na arenie. Jest także możliwość kooperacyjnej rozgrywki dla maksymalnie… dwóch graczy. Są jeszcze rankingi online, możliwość wykupowania przeróżnych dodatków i kilka innych drobiazgów, które jednak nie mają większego wpływu na całokształt tej produkcji. Można zagrać raz czy dwa, ale później zwyczajnie brakuje motywacji, aby powrócić do tego tryby rozgrywki. To samo tyczy się zresztą i samej gry. Sporym mankamentem jest również sztuczna inteligencja, a raczej jej brak. Nasi wrogowie przez znakomitą większość tej krótkiej przygody stanowią zerowe zagrożenie dla zdrowia naszego bohatera. Nawet taka prosta taktyka jak jednoczesne atakowanie kiedy mają przewagę liczebną jest im obca. Na koniec mojego marudzenia wspomnę jeszcze o jednym mankamencie Ryse – całkowita liniowość rozgrywki. Jest tylko jedna droga, lokacje są zamknięte, a do tego jeszcze często bardzo niewielkie. Dlatego też przez grę przemykamy ekspresowo, ale z uczuciem pewnego znużenia.
W taki sposób doszliśmy do jedynej naprawdę mocnej strony najnowszej produkcji studia Crytek – oprawy wizualnej. W tym aspekcie praktycznie wszystko może się tutaj podobać. Jest to z pewnością najładniejsza gra w swojej kategorii. Na mocnym pececie, najnowsza iteracja CryEngine wygląda przepięknie! Postacie zostały wykonane z należytą starannością, a ilość szczegółów na poszczególnych modelach robi wrażenie. Podobnie ma się sprawa tekstur, oświetlenia oraz wygładzania krawędzi. Nie wspominając już o obłędnie wyglądającej florze, która jest swego rodzaju znakiem rozpoznawczym CryEngine. Oczywiście fantastyczna oprawa wizualna niesie za sobą potrzebę posiada naprawdę mocnej konfiguracji, o ile rzecz jasna chcemy „cieszyć” swoje oczy maksymalnymi ustawieniami graficznymi.