Siege Survival: Gloria Victis - oblężenie, które musisz przeżyć osobiście
Jeśli się wzorować, to na najlepszych. This War of Mine to polski hit znany od lat, ale Siege Survival: Gloria Victis to jego nowy, średniowieczny odpowiednik. Pod wieloma aspektami kopia jest tu jednak bardziej atrakcyjna od oryginału.
Nie należę do growych masochistów, przyznam to bez bicia. Chociaż strzelanki często przechodzę na najwyższym poziomie trudności, to raczej stronię od podgatunku "soulslike" i wszystkich tych dziwadeł, w których unik trzeba zrobić w jednej konkretnej klatce animacji unoszonego miecza. Dlatego pewnie nie pokocham Returnal na PlayStation 5 i do pełnego wykorzystania nowej konsoli poczekam na Ratchet & Clank: Rift Apart.
Z tego powodu, że od wrażenia "trudno, ale satysfakcjonująco" wolę "szybko i przyjemnie", nigdy nie skończyłem choćby świetnego This War of Mine. Na komputerze miałem do tej gry kilka podejść, a potem spróbowałem swoich sił znowu, na smartfonie z Androidem. Niestety, mimo bezbłędnie stworzonego napięcia, dużej dawki emocji i niezaprzeczalnemu klimatowi, ta gra frustrowała mnie przy każdej pomniejszej porażce, przez co o całkowitym zwycięstwie nie było w moim wypadku mowy. Z tego też powodu miałem pewne obawy czy to samo nie przytrafi mi się w Siege Survival: Gloria Victis, bo choć realia czasowe są tu diametralnie różne, to obie gry są do siebie podobne. Checie się przekonać jak bardzo? Czytajcie dalej.
Na zapleczu wojny
Nie byłoby historii o okupacji i starających się przetrwać cywilach bez krwawego konfliktu. We wzorowanym na średniowiecze świecie Siege Survival: Gloria Victis, dochodzi więc do oblężenia zamku. Podczas gdy ranni żołnierze starają się odeprzeć szturm na twierdzę i eliminować wroga wspinającego się po murach, my dostajemy inne zadanie: zadbać o to, by sojusznicy mieli wszystko, co potrzebne do walki.
Centrum naszej rozgrywki stanowić będzie fragment zamku otoczony murami, który nie został jeszcze zdobyty i na którym jest w sam raz miejsca, by skonstruować prowizoryczne łóżka, piec, ogródek, czy konstrukcję do łapania deszczówki. W późniejszym czasie znajdzie się też miejsce na warsztat, czy trebusz, ale zanim to nastąpi, gracz niejednokrotnie będzie musiał żonglować czasem, zadaniami i niełatwymi wyborami.
Na początku zaczynamy od kierowania jednym parobkiem, a zajęć jest dla niego co nie miara: porąbać drewno, przygotować posiłek, nakarmić kury i świnie, czy po prostu przez chwilę się wyspać. Do tego wszystkiego na bieżąco dostajemy raport z pola bitwy i ponaglenia, by dostarczyć żołnierzom choć trochę strawy lub naprawić ich uzbrojenie. Siege Survival: Gloria Victis nie daje chwili wytchnienia, oj nie.
Podobnie jak w This War of Mine, gdy tylko zapada noc, przechodzimy do warstwy skradankowo-zbieraczej. Odblokowując kolejne obszary miasta, handlując i zbierając to, co naprawdę potrzebne, można szybko wypracować optymalną strategię rozwoju. Patrole wroga potrafią dać się we znaki, choć ich niewielkie AI sprawia, że można im uciec i przez to nie frustrują, nawet gdy zauważą naszego bohatera.
Przy okazji też przyjdzie nam zapoznać się z kilkunastoma interesującymi mini-historiami, przedstawionymi w formie krótkich opowieści paragrafowych. Większość przerywników fabularnych pozwala nam zadecydować o losie postaci pobocznych, czy nawet zwerbować dodatkowych bohaterów. A ci są potrzebni, bo wraz z rozwojem prowizorycznej osady, trzeba w pocie czoła oddawać się coraz większej ilości prac.
Szybko jednak okazuje się, że nie takie oblężenie straszne, jak mogłoby się wydawać. Największą zaletą Siege Survival: Gloria Victis jest idealnie, jak dla mnie, wyważony poziom trudności. Fakt jest taki, że niemal cały czas czułem niedobór jakiegoś surowca i musiałem kombinować co poświęcić i na zbieraniu czego skupić się bardziej podczas nocnych wypraw. Zdarzało się, że oddałem zapasy czystej wody żołnierzom i moja postać pracowała mniej wydajnie, bo nie zdążyłem narąbać drewna koniecznego do rozpalenia ognia pod połatanym garnkiem, by zagotować błoto z kałuży. Z kolei przymierając głodem mogłem zjeść mięso od razu lub poczekać, aż wykarmiona ziołami kura zniesie jajka i dodać je do potrawy, tworząc znacznie pożywniejszą "michę". I tak dalej, i tak dalej, dylematy dwoją się i troją, a czas do kolejnych bitew żołnierzy kurczy się tak samo szybko, jak zapasy. Mimo to, przeszedłem całą grę "od przyłożenia" - zupełnie inaczej, niż w This War of Mine.
Niejednokrotnie jednak zarówno kierowani przeze mnie bohaterowie, jak i otrzymujący zaopatrzenie żołnierze skarżyli się na jakieś braki - i ta presja sprawiała, że wciąż chciało mi się rozsądnie planować i zarządzać. Pod koniec gry było to już satysfakcjonujące wykonywanie planu, opracowywanego przez kilkadziesiąt wcześniejszych, wirtualnych dni. To jak z efektem kuli śnieżnej, która tocząc się i napędzając, staje się coraz większa i ciężko ją zatrzymać. Przy Siege Survival: Gloria Victis wrażenie to jest bardzo przyjemne, bo grając rozsądnie, widziałem pozytywne efekty swojej pracy.
Surowe otoczenie z atrakcyjnym wnętrzem
Muszę przyznać, że wciągnąłem się w rozgrywkę tak bardzo, że odpuściłem nawet twócom kilka potknięć, które zaliczyli przy tworzeniu Siege Survival: Gloria Victis. Przykładowo, AI wrogów kuleje i łatwo im uciec, ale jest to wybaczalne - nie szukam tu przecież symulatora tajnego agenta, tylko gry ekonomicznej z dobrym balansem trudności. Podobnie odpuszczam też kulejącą logikę w kwestii zużycia surowców, kosztu budowy i losowo rozrzuconych po mapie kosztowności (czysta woda w średniowiecznej stercie śmieci, serio?).
Kolejna rzecz, której w Siege Survival: Gloria Victis nie będę się zbytnio czepiał, to oprawa audiowizualna. Nie jest to tytuł AAA, więc nie spodziewałem się fotorealizmu. Jak na prostą opowieść w stylu This War of Mine, jest dość dobrze - modele są czytelne, kamerę w większości scen da się dowolnie obracać lub przybliżać, ciężko jest też zgubić się w miejskich uliczkach. Jest po prostu funkcjonalnie, a to że postacie mają dwie na krzyż animacje wykonywania prac... no cóż, taki już urok gier niskobudżetowych.
Podobne odczucia mam co do oprawy muzycznej - "plumkające" w tle dźwięki sprawiają wrażenie, jakby twórcy w końcowym etapie produkcji wpisali w Google frazę "muzyka średniowieczna na darmowej licencji". Efekt końcowy? Coś tam gra i nie przeszkadza, ale nie podbija klimatu. Oczywiście, gdyby znaleziono chęci i pieniądze na taki zabieg jak przy Sniper Ghost Warrior 3, gdzie za "gruzińską" ścieżkę dźwiękową odpowiadał Mikołaj Stroiński, byłoby po mistrzowsku. Jednak nie można mieć wszystkiego.
Prostota i surowość Siege Survival: Gloria Victis mają jednak pewną zaletę - czytelnymi modelami 3D łatwiej zarządzać w dołączonym edytorze scenariuszy, niż gdybyśmy dostali bogatą paletę renderów. Nie podejrzewam, żeby wielu graczy wykorzystywało możliwości tego narzędzia, ale to miło, że taka opcja została dodana. Ja sam do trybu wyzwań i wspomnianego edytora zajrzałem raczej z ciekawości i nie zostałem na dłużej - to wciąż ta sama zabawa, tylko z inaczej poustawianymi "suwakami", odpowiadającymi za trudność poszczególnych elementów. Choć nie ukrywam równocześnie, że podsumowanie moich decyzji w trakcie napisów końcowych sprawiło, że kilka misji chciałbym powtórzyć i przejść jeszcze raz, tylko trochę inaczej.
Siege Survival: Gloria Victis - czy warto to kupić?
Tak, tak i jeszcze raz tak. Jeśli lubicie średniowieczne klimaty, podoba Wam się tematyka przetrwania cywili w trakcie wojny i okupacji, a do tego macie zacięcie do symulatorów i taktyczno-ekonomicznej zabawy, bierzcie się w ciemno za Siege Survival: Gloria Victis.
Ładunek emocjonalny i ogólnie rozumiany klimat jest tu mniej odczuwalny, niż w This War of Mine, ale przecież nie każda gra ma wyciskać łzy. W zamian jest tu prościej i przyjemniej. Choć po pewnym czasie zadania robią się powtarzalne, to odkrywanie miasta i pobocznych historii sprawiają, że aż do ostatniej bitwy miałem co robić. A tuż po niej czułem zadowolenie i satysfakcję. I chyba o to chodzi w grach, no nie?
Opinia o Siege Survival: Gloria Victis [PC]
- dobry balans poziomu trudności,
- duża liczba zajęć wciąga do końca rozgrywki,
- intrygujące wątki poboczne,
- ciągłe uczucie napięcia,
- polska wersja językowa,
- bardzo przystępna cena
- klimat mógłby być lepiej wyczuwalny,
- niskobudżetowa oprawa audiowizualna
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Grę Siege Survival: Gloria Victis na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od dystrybutora – firmy Koch Media Poland.
- Rustler - nadchodzi średniowieczne GTA zrobione tak, że koń by się uśmiał
- Total War: Rome Remastered - fani strategii znają Wieczne Miasto, więc po co budować je na nowo?
- King Arthur: Knight’s Tale - wrażenia z wczesnego dostępu do mrocznego Camelot
- Lubicie wyzwania? To sprawdźcie Gods Will Fall - walka z bogami budzi emocje!
Komentarze
3To ciekawe, bo za muzykę odpowiadał m.in. Marcin Przybyłowicz, ot, taki tam noname'owy kompozytor ze stocka. ;)