Świat bez smartfona to od dobrych kilkunastu lat jedynie fantastyczny koncept. Pamiętamy, jak to było bez inteligentnych telefonów? Zastanówmy się nad tym, jak smartfony zmieniły nasz świat, jak uczyniły go mobilnym.
Wiek ciszy. No dobra, względnej ciszy
W 2006 roku świat wyglądał nieco inaczej niż dzisiaj. Internet na dobre już rozgościł się w naszym kraju, wszędzie wokół nas śmigały sieci Wi-Fi, a niektóre telefony zaczynały już z wolna stawać się nieco smart. Znaczy się, można było odbierać na nich e-maile i można było e-maile te wysyłać. Można było nimi fotografować - to też było super. Rzecz jasna najczęściej trzeba było połączyć się z jakąś siecią Wi-Fi, bo dostęp do internetu w technologii sprzed LTE był raczej dyskusyjnie przyjemny.
Czym różnił się ten świat sprzed ponad 15 lat od świata dzisiejszego? Znaczy się, czym się różnił poza tym, że Nokia była najpopularniejszym producentem telefonów, a polskie miasta były takie średnio ładne, średnio nowoczesne i w ogóle średnie we wszystkich możliwych kategoriach? Otóż tym, że daleko mu jeszcze było do osiągnięcia komunikacyjnej kakofonii, do całego tego hałaśliwego lunaparku nowoczesnej komunikacji, w którym co rusz coś komuś coś pika w telefonie. Były to czasy spokojniejsze, bo mimo tego, że używaliśmy już powszechnie internetowych komunikatorów, a czaty stawały się ciekawostką, taką nieco już poza głównym nurtem, bo były ciut niemodne, ot takie lekarstwo na samotność dla tych, którym ta doskwierała w rzekomo wówczas nowoczesnym i już rzekomo zatomizowanym społeczeństwie.
Mobilność - oto słowo klucz! Oto trend urzeczywistniony poprzez smartfony!
Dość ciekawym zabiegiem jest taki myślowy teleport do czasów minionych, ale takich, które jeszcze doskonale pamiętamy. Albo wydaje nam się, że pamiętamy. Nie reflektujemy nad tym na co dzień, bierzemy technologiczną rewolucję za pewnik, podobnie jak możliwość bycia w stałym kontakcie ze znajomymi, z osobami, które śledzą nas w mediach społecznościowych, być na bieżąco z newsami, z aktualnościami z kraju i ze świata. W tym 2006 roku też byliśmy ciągle na bieżąco, też wszystko trafiało do nas na już, na teraz, a sceptycy utyskiwali, że co to jest za rzeczywistość, w której wszystko tak dynamicznie się dzieje, tak chaotycznie dokonuje, że nawet nie mamy możliwości, czasu, chęci i siły, by nad tym wszystkim reflektować.
Zabieg ten pokazuje jednak, że nasza percepcja czasu to złośliwy chochlik. Taka kapryśna bestia, która każe nam mniemać, że łatwość docierania do informacji i trwanie w stałym sprzężeniu komunikacyjnym to coś przydanego nam odgórnie. Coś, co jest i będzie, a nawet i coś, co było. Wszak, gdyby zapytać w jakiejś ulicznej sondzie ludzi, czy pamiętają, jak wyglądał świat w tym przykładowym 2006 roku, to prędko okazałoby się, że te nasze wspomnienia są wybitnie wybiórcze, niespójne i równie chaotyczne, jak chaotyczną wydaje się kakofonia powiadomień wypikiwanych przez smartfony podróżnych podczas kilkuprzystankowej przejażdżki tramwajem. Mało kto zdaje sobie sprawę, że ten komunikacyjny kurnik, gwarny i głośny, to względna nowość. Że jeszcze dekadę temu wokół nas było ciszej, a niespełna dwie dekady temu, można było słuchać grających świerszczy, kryjących się w krzakach na obrzeżach miast.
I teraz mamy dwa wyjścia. W sensie, w opisywanym kontekście, w tych rozważaniach nad mobilnością, szeroko pojętą. Możemy skupić się na tym, by rozważyć, czy lepiej jak jest ciszej, czy lepiej jak jest głośniej. To w mojej ocenie spoko temat jako wstęp do nieco bardziej zaangażowanych rozważań, ale umiarkowanie chłonne zagadnienie, nienadające się na bazę dłuższego wywodu. Możemy też skupić się nad tym, oddać się refleksji nad tym, jak istotne w rozwoju internetu, jak kluczowe dla internetu stającego się żyjącą tkanką rzeczywistości, okalającą nas zewsząd, były smartfony.
Internet nie istnieje bez smartfonów?
Doświadczalny internet, internet ułatwiający życie, będący istotnym, kluczowym składnikiem naszej codzienności, to internet w smartfonach. To ta cecha dystynktywna smartfonów, która naprawdę uczyniła te telefony inteligentnymi, sprawiła, że „smart” nabrało realnego znaczenia. No bo jak nazwiemy dziś telefon, na którym odbierzemy wiadomość e-mail, ale wyłącznie łącząc się przez Wi-Fi? Smartfonem? No proszę was. Inteligentne telefony nie istniałyby bez internetu, a on z kolei bez smartfonów służyłby do tego, do czego służy i dziś, ale w żadnej mierze nie wprowadziłby nas w erę informacyjną z takim przytupem. Nie wparowalibyśmy w świat utkany z przeogromnej sieci wzajemnych relacji, nieustannie dokonującego się multilogu, w którym mówimy wszyscy do wszystkich, mimo tego, że tak w gruncie rzeczy nikt nas nie słucha.
Bez stałego, nieograniczonego dostępu do płaszczyzny wymiany myśli, przekonań i głupich filmów z kotami, internet nie zmieniłby naszego życia w takim stopniu. Ciągle musielibyśmy wchodzić do restauracji w ciemno, nie wiedząc, na ile zasługuje gwiazdek w Google. Musielibyśmy dzwonić po taksówki, wysyłać SMS-y do znajomych i czekać na powrót do domu, by wstawić na swojego Facebooka zdjęcie burgera z modnej burgerowni. Zakupy online robilibyśmy tylko na komputerze, głupie filmiki oglądalibyśmy tylko na komputerze, a porno, no porno też oglądalibyśmy tylko na komputerze - co nie pozwoliłoby rozwinąć się jednej z kluczowych dla wolnego świata usług, którą bez wątpienia jest porno w streamie. Z drugiej strony możliwe, że dzięki temu artykułu, które czytamy sobie w naszych ulubionych serwisach opiniotwórczych czy branżowych, byłyby dłuższe i bardziej mięsiste. W końcu czytalibyśmy je głównie na komputerach, w wygodnej pozycji przy biurku, z kawą obok, może jakimś dobrym ciastkiem. To byłaby lektura książkowa, kaloryczna, dostarczająca przeżyć, będąca zawsze jakąś przygodą. Cóż, dzisiaj czytamy teksty w biegu, które czasem wcale nie jakoś wybitnie przekraczają objętościowo długość notki na Twitterze. Co zrobić, takie życie.
Mobilność zatem - oto słowo klucz! Oto trend urzeczywistniony poprzez smartfony, które dzięki bezpośredniemu powiązaniu z internetem, dzięki temu, że sieć jest wszędzie wokół nas, rozprzestrzeniając się poprzez szkodliwe (hehe) 5G, mniej szkodliwe LTE i pewnie kiedyś w ogóle zabójcze 6G, pozwalają nam być zawsze i wszędzie online. W dowolnej chwili możemy stać się czytelnikiem mediów, twórcą treści, internetowym trollem. W dowolnej chwili możemy skontaktować się ze znajomymi i nieznajomymi, zamówić Ubera, żarcie na chatę, kupić sobie coś w sieci. Nowe buty na ten przykład. No, bo czemu nie?
Bezdyskusyjnym faktem jest, że internet i bez smartfonów byłby super. Nawet nie tyle byłby, co był - w końcu w tym wspomnianym 2006 roku tak wyglądała rzeczywistość, że internet był, a smartfonów nie było. Nie byłby on jednak tak użyteczny, tak codziennie wykorzystywany, tak wszechogarniający. Argumentem tezę tę potwierdzającym może być zarówno nasza życiowa praktyka, jak i choćby informacje o ruchu internautów na poszczególnych stronach internetowych. O ruchu pochodzącym z urządzeń mobilnych, który jest tak dominujący, że strona WWW przygotowana w starym stylu, z myślą wyłącznie o komputerach PC staje się w dniu odpalenia stroną przestarzałą. Nieskuteczną, niekonwertującą, nieprzyciągająca internautów, niepopularną i niewygodną w użytkowaniu. Dziś wszystko po prostu musi być mobilne, czy nam się to podoba, czy nie.
Smartfony to najdoskonalszy wynalazek komunikacyjny w dziejach ludzkości.
Komunikacyjna rewolucja w wersji 2.0?
Umówmy się, że powiemy to raz jeszcze, a później nie będziemy się powtarzać - internet był komunikacyjną rewolucją. Kamieniem milowym w rozwoju technologii i komunikacji, czymś co ukonstytuowało nasz świat, świat globalny, przygodny, pełen płynnych znaczeń, sensów oderwanych od swoich kulturowych korzeni, dryfujących kontekstów. Wizja powrotu do świata sprzed internetu to wizja iście upiorna - wszak była to rzeczywistość wymagająca od nas znacznie więcej życiowej aktywności, znacznie trudniejsza w ogarnięciu, wymuszająca pewne zachowania, premiująca bycie mądrym, skutecznym i zarazem zaradnym. Dziś wystarcza nam jakaś jedynie forma zaradności i to zaradności stricte internetowej, co zasadniczo niczym złym nie jest. Ot, to pewne odwrócenie wektora w rozwoju społeczności, ale poza tym, klasyczna zmiana dziejowa. Żyjemy w końcu w czasach, w których Google zna odpowiedź na każde pytanie i wspomniana zaradność jest niczym innym, jak umiejętnością wyszukiwania i agregowania wyszukanych w sieci informacji. Ludzie starsi tego nie potrafią, ludzie młodzi to bagatelizują, a ci pomiędzy wiedzą, że umiejętność dotarcia i wykorzystania informacji to w towarzyszącej nam na co dzień rzeczywistości przysłowiowe być albo nie być. Oto jest powód, dla którego początek ery smartfonów nazywać możemy komunikacyjną rewolucją w wersji 2.0.
Nawet jeśli kurczowo trzymać się będziemy rąbka spódnicy naszej sceptycznej względem nowych technologii niani i przez życie iść będziemy z jej poglądami, że co to niby jest za wiedza, którą trzeba wygooglować, to kondycji rzeczywistości zastanej nie zmienimy. Umiejętność pozyskania wiedzy to potęga, a narzędziem do zoperacjonalizowania tejże potęgi, a w sumie i do jej agregowania, są właśnie smartfony. No bo tak na logikę, gdybyśmy tych mądrych telefonów nie mieli na co dzień w kieszeniach, torebkach czy plecakach, to na co by nam się zdała ta nowa mechanika, w której wygrywa ten, kto szybciej jakąś informację znajdzie, przyswoi, przepracuje i zoperacjonalizuje w danej życiowej sytuacji? Ano na nic! Bez smartfonów wracamy do czasów, w których trzeba wiedzieć, by być kimś. W których liczyła się wiedza, mądrość życiowa, a nie internetowa zaradność. Smartfony zmieniły zasady gry. Są jak technika lotu w skokach narciarskich. Internet pozwala nam na oddawanie monstrualnie dalekich skoków, ale bez narzędzi umożliwiających nam sprawne korzystanie z możliwości oferowanych przez sieć, technika lotu leżałaby u nas całkowicie. Nie jest to może najszczęśliwsze porównanie, jakim się w życiu posłużyłem, ale piszę te słowa w sobotni wieczór, więc taki poziom musi nam wystarczyć.
Mamy dziś, w 2023 roku, każdy z nas ma, bez wyjątku (chyba, że ktoś po prostu nie chce mieć) urządzenia, które potrafią więcej niż komputery w 2006 roku. To znaczy, wiadomo, że potrafią mniej w niektórych kwestiach - na smartfonie dysertacji doktorskiej się w wygodny sposób nie napisze i więcej w innych - komputerami w 2006 roku nie można wykonywać zdjęć, a smartfonami można. Z drugiej strony, z tego, co kojarzę stacjonarne komputery i w 2023 roku nie są aparatami fotograficznymi, także no… Zostawmy to!
Smartfony, nawet te z niskiej półki, nawet te już nieco starsze, to potężne urządzenia. Ich rola w naszym życiu ma dziś niebagatelne znaczenie, a ich potęga nie wynika wcale z tego, że można na nich pograć w gry, wykonać za ich pomocą doskonałe jakościowo zdjęcie czy szybko przełączać się między Instagramem i oglądaniem ładnych ludzi a TikTokiem i oglądaniem, no, tego wszystkiego, co się na TikToku ogląda. Potęga smartfonów wynika z tego, że są stale połączone z siecią. To po pierwsze. Po drugie, z tego, że zawsze mamy je przy sobie. Po trzecie zaś, opierają się na arcyprzyjemnych w użytkowaniu interfejsach, które są dziś tak dojrzałymi rozwiązaniami, że pozwalają nam na wykorzystywanie całego potencjału internetu w bezrefleksyjnie szybki i zawstydzająco przyjemny sposób.
Chcemy do kogoś zadzwonić? Chwytamy zasmartfon. Chcemy sprawdzić, jak gdzieś dojechać? Chwytamy za smartfon. Jesteśmy głodni i zamawiamy jedzenie? No to przez smartfon! Sprawdzamy, czy dana restauracja daje dobrze jeść? Z poziomu smartfona. Piszemy wiadomość e-mail, zgadujemy się na spotkanie ze znajomym poprzez internetowy komunikator? Sięgamy po smartfona. Wyliczankę tę można ciągnąć w nieskończoność, co tylko udowadnia, że smartfon jest dla naszego życia jak silnik strumieniowy, spręża powietrze wokół interakcji międzyludzkich i naszych potrzeb informacyjnych, i nadaje im większej dynamiki, przyspiesza naszą egzystencję.
Smartfony, będące naturalną ewolucją telefonów komórkowych, które to były naturalną ewolucją telefonów jako takich, to najdoskonalszy wynalazek komunikacyjny w dziejach ludzkości. Prostota ich obsługi, sprzężenie z internetem i możliwościami, które w sieci dostarczają tacy giganci, jak Google czy Facebook, ukonstytuowały sposób, w jaki konsumujemy dziś rzeczywistość. Wiecie, to jest tak, że taki typowy smartfon nie jest oknem na świat - ograniczenie jego roli do agregatora informacji byłoby nieprecyzyjne i krzywdzące. Smartfon jest dla każdego z nas tym, czym dla niewidomych laska, dla osób niesłyszących język migowy, dla kierowcy Ubera Skoda Fabia. Smartfon w nowoczesnych krajach to narzędzie służące do bycia w świecie, pozwalające na dokonywanie się w nim i rozgrywanie kart naszej jednostkowej egzystencji w świadomy sposób. To sprawia, że aż ciekaw jestem, jaki będzie smartfon przyszłości!
Internet był kamieniem milowym w rozwoju technologii i komunikacji, czymś co ukonstytuowało nasz świat.
Metaverse? Naprawdę?
Skoro wyjaśniliśmy sobie, dlaczego smartfony są takie super i przegadaliśmy dobrych kilka (a może kilkanaście?) minut o tym, że mobilność jest na topie, choć bez jakiejś porywającej pointy pointa, to po co jeszcze tu jesteśmy? I po co ten kontrowersyjny metaverse w nagłówku? Ano, taki myślowy eksperyment. No bo, tak sobie myślę, smartfony uczyniły świat mobilnym dzięki połączeniu potężnych przenośnych urządzeń, arcyprzyjemnych w użytkowaniu z możliwościami komunikacyjno-informacyjnymi, które daje nam internet. Uczyniły to wszystko, nie zmieniając naszego życia, nie każąc nam wykonywać czynności dla nas nienaturalnych. Jasne, że dla dzisiejszych stulatków trzymanie dotykowego telefonu to pewna życiowa nowość, ale umówmy się, dotykowy interfejs jest z nami od lat, gdyż wszystkim operujemy dotykiem. Nieważne, ja nie o tym.
Cudowną cechą smartfonów jest to, że są zawsze z nami, że możemy użyć ich w każdej chwili i nie wymaga to od nas jakiegoś większego zaangażowania. Smartfony dodają coś do naszej partycypacji w rzeczywistości, nie ingerując w nią zanadto. Próg wejścia w tę technologię, w ten tryb życia jest marginalny, znikomy, pomijalny i niezauważalny. I tak wyglądać powinna użyteczna rewolucja. I tak ni cholery nie wygląda dziś metaverse.
Temat metaverse chciałem poruszyć osobno, zastanawiając się nad tym, jak technologia ta wpłynie na nasze życie, jak je zmieni, przekształci, uatrakcyjni. Po czasie jednak dotarło do mnie, jak wielkim balonem, takim napompowanym oczekiwaniami bez cienia szans na ich realizację w dającej się wyobrazić przyszłości, jest na dziś dzień cały ten metaverse. Tak, jak to do mnie dotarło, tak postanowiłem cały wątek metaverse wpleść na koniec tekstu traktującego o mobilności. Wątek to zresztą bardzo mocne słowa, bo wszystko sprowadza się tu do konkluzji, iż tak długo, jak możliwość przysłowiowego wejścia do metaverse nie stanie się czymś tak bezrefleksyjnie intuicyjnym, jak wyszukanie ostatnich słów wypowiedzianych przez Hannibala przed śmiercią, tak długo cała ta nowa rzeczywistość pozostanie dla mnie jedynie wydumaną ciekawostką.
Komentarze
8Nie wspomnę o depresji w którą wpędzają młodych socjal media.
W zła stronę to idzie. Tyle dobrze, że jest odsetek mądrych ludzi.
Współczuje tym dzieciom bo popsują sobie wzrok szybciej niż wam sie to wydaje.
Przyszłość to okulary VR internet rzeczy i przede wszyskim Metaverse ktory urealni to co widzieliśmy w Star Treku czyli Holodeck!
Ale Metaverse będzie nawet bardziej zaawansowany!
Wyobraźcie sobie ze wasz znajomy jest w USA a wy tu i zamiast gapić się na siebie przez telefony czy laptopy wystarczy ze założycie okulary vr i będzie gadać tak jakbyście byli w jednym pokoju!
Mało tego w Metaversie będziecie mogli np razem mecz oglądać i w każdej chwili będą mogli dołączyć inni znajomi którzy są rozsiani po całym swiecie i cała banda będzie można mecz oglądać.
Także nie mów pan panie Jankowski ze smartfony to jakaś rewolucja! Ona dopiero nadejdzie wraz z rozpowszechnianiem się Metaversu!