Ekspansja, kolonizacja, pieniądze – jaki by nie był powód dla eksploracji i zasiedlania kosmosu, musi w końcu do niej dojść. Niełatwy jest jednak żywot kosmicznych odkrywców, zwłaszcza rozpoczęty katastrofą. Przetrwanie przede wszystkim – tego uczy Symmetry.
- dobrze oddany klimat grozy i niepewności,; - interesujące monologi postaci,; - fabuła rozwija się jak w dobrej powieści Sci-Fi,; - oprawa audiowizualna wzmaga napięcie.
Minusy- bardzo duża powtarzalność rozgrywki,; - spore znaczenie losowości dla powodzenia misji,; - niewiele atrakcji, poza kilkoma czynnościami.
Dobre gry z wyraźnym wątkiem fabularnym mają to do siebie, że tworzą więź między graczem, a bohaterem. Dzięki temu nie chce się, żeby postać zginęła na jeden z tysiąca możliwych sposobów. „Symulatory przetrwania”, takie jak Symmetry, mają tu prostsze zadanie – o bohaterów dbamy, bo są nam oni potrzebni. Każdy zgon to para rąk mniej do pracy. Choć, z drugiej strony, martwy człowiek to sporo dobrego mięsa i białka… ach te dylematy.
Jeśli słyszę opis „przetrwanie w 2D”, to przed oczami automatycznie widzę cztery wyrazy: This War of Mine. I rzeczywiście, opisywana przeze mnie produkcja, także dzieła rodzimych programistów, zdaje się czerpać z hitu 11 bit studios całymi garściami. Nic dziwnego, bo skoro poprzednicy „dorobili się” gry z dodatkiem, planszówki i wersji mobilnej, to może czas powtórzyć ten sukces? Tym bardziej, że świetnie zarysowana historia science-fiction ma szansę trafić do całkiem innego odbiorcy.
Historia kołem się toczy
Zacznę od najmocniejszej – moim zdaniem – strony Symmetry, czyli właśnie świata przedstawionego. To on stanowi tu najgrubszy mur oddzielający dzieło Sleepless Clinic od innych historii z cyklu „zarządzaj ludźmi i postaraj się, żeby choć kilku przeżyło”.
Co ciekawe, nie mogę o fabule zbyt wiele powiedzieć. Gdybym opisał to, czego dowiedziałem się po kilku godzinach rozgrywki, zepsułbym całą zabawę. Jeśli natomiast podzielę się tym, co myślałem, że dzieje się z bohaterami tuż na początku wirtualnej misji, naplótłbym straszliwych bzdur. Bo w tej historii szybko okazuje się, że pozory bywają bardzo zwodnicze.
Powiem więc tak: kosmiczna katastrofa podczas lądowania nie jest absolutnie niczym odkrywczym, wiem o tym. Ale już po paru dniach na eksplorowanej planecie, bohaterowie zaczną snuć własne monologi pełne rozważań i domysłów. Dzięki temu spotkają nas tu teorie spiskowe, opowieści o złych korporacjach (jakby to było coś zaskakującego), a nawet halucynacje i… spotkania z innymi gatunkami.
Na pewno warto zagłębić się w Symmetry dla samej fabuły. Pochłaniacze literatury science-fiction znajdą tu co prawda powtórki i kalki znanych motywów (choćby z Orsona Scotta Carda), ale i oni mogą przy tym tytule dobrze się bawić. Co jednak istotne, aby odkryć całą historię Symmetry, trzeba przez nią przejść, a z tym nie jest wcale tak łatwo.
Ciężkie złego początki
W trakcie pierwszej godziny w świecie gry, zaliczyłem aż trzy podejścia. Na początku, rzecz jasna, nie do końca wiedziałem co i jak. Gdy po trzech wirtualnych dniach zrozumiałem, że straciłem sporo surowca, energii swoich ludzi i czasu, zresetowałem postępy.
Przy drugiej próbie losowość gry przywitała mnie kilkoma dniami kosmicznie beznadziejnej pogody. Moi śmiałkowie zamienili się w sople lodu, które mogłem pogrzebać lub zwyczajnie zjeść. Próbowałem kontynuować z mniejszą „obsadą”, ale brak rąk do pracy sprawił, że podjąłem kolejną, nową próbę.
Szczerze przyznam – bardzo, ale to bardzo się starałem. Sprawdzałem pogodę, wysyłałem na misję wypoczętych robotników, w wolnych chwilach szkoliłem ich w bazie. No i niestety, gdy koło szesnastego dnia fabuła zaczęła nabierać kolorów, by osiągnąć totalny zwrot w dobie dwudziestej, dwóch załogantów znowu padło mi jak muchy z powodu załamania pogody.
Mimo częściowej porażki, grałem dalej, żeby poznać dalsze losy historii. Jednak jako perfekcjonista, chwilę później postanowiłem rozpocząć przygodę na nowo, świeżą załogą. Tym razem szło mi już znacznie lepiej, a szczęśliwym zrządzeniem losu temperatura na zewnątrz niemal codziennie wynosiła tylko -47 stopni, a nie, na przykład -97.
Ale choć ulepszyłem więcej sprzętów i rozwinąłem lepiej własny ekosystem i ekonomię, przy 28 dniach na liczniku, z niewyjaśnionych powodów historia nie poszła ani trochę do przodu.
Koniec końców, zużyłem bliskie zasoby surowców. Dalsze lasy i złomowiska (drewno i elektrośmieci to jedyne, co zbieramy) były tak daleko, że wyprawa na jednym „zapasie życia” była niemożliwa. Pozostało mi więc zakląć szpetnie i uruchomić Symmetry raz jeszcze, licząc na łaskawsze losowanie parametrów i – najwidoczniej – brak błędów posuwających fabułę do przodu.
Przynieś, podaj, pozamiataj
Chciałem, bardzo chciałem odczuwać czystą przyjemność z gry zamiast frustracji. Myślę jednak, że opisane wyżej osiem godzin z gry pokazują, że o spokój po uruchomieniu Symmetry jest ciężko. Tytuł ten bez przerwy rzuca kłody pod nogi – niestety często niesprawiedliwie.
Twórcy gry postanowili bowiem urozmaicić nam zabawę różnymi „niespodziankami”. Mimo, że do pierwotnego celu, którym jest naprawa rakiet i powrót do domu, zdołałbym dojść kilka razy w ciągu pierwszych dwóch godzin, coś mnie ciągle powstrzymywało. A konkretnie, były to rozmaite awarie.
Padł piec? No to załoga marznie, a ja muszę wydać elektrozłom na remont. Przestała działać lodówka? W takim razie więcej ludzi powinno produkować jedzenie, które właśnie zaczęło się psuć. A tak swoją drogą – serio? Lodówka przy -50° na dworze?
No i oczywiście przywrócenie chłodziarki do stanu używalności to kolejny wydatek. I tak dalej, i tak dalej. A przecież pierwotnie „kosmiczny budulec” miał mi służyć do wypełnienia głównego celu. Ten natomiast coraz bardziej się odwleka, gdy konieczne są kolejne naprawy.
Do tego, niestety, pomimo bardzo dobrego klimatu, Symmetry straszy monotonią. Na starcie otrzymujemy losowo przydzielonych trzech członków załogi. Każdy jest dobry w innej z czterech dostępnych umiejętności, co zresztą jest kolejnym podobieństwem do This War of Mine.
Rozgrywka jest więc banalna – jeden biegnie rąbać drewno, inny zbiera złom, a trzeci bohater gotuje im kosmiczną zupę. Niestety, czynności te powtarzają się przez kilkanaście-kilkadziesiąt kolejnych dni zabawy. Do tego dochodzi tylko leczenie postaci i rozwijanie ich umiejętności przy komputerze. Tu aż prosi się o więcej elementów, takich jak system tworzenia przedmiotów, czy możliwość widocznego ulepszania bazy przez inżynierów.
Bardzo szkoda, że to co poznamy w ciągu pierwszego kwadransa zabawy z Symmetry jest wszystkim, co dostaniemy od strony jej mechaniki. Jaka jest więc motywacja do brnięcia dalej? Ośli upór i miejscami naprawdę interesująca fabuła. A jeśli akurat gra nie chce ruszyć z historią do przodu? No to pojawia się problem.
Symmetry – kosmiczny dramat w eleganckim ujęciu
Nie mogę odmówić Symmetry doskonałego klimatu. Ascetyczna grafika wzmaga poczucie samotności i lodowego pustkowia. Do tego dochodzą świetne wizualne sztuczki z halucynacjami i pojawiającymi się przez ułamki sekund makabrycznymi obrazami śmierci na stacji. Dźwięk tylko dopełnia dzieła, tworząc opowieść, która choć przez pewien czas potrafi uruchomić wyobraźnię i emocje gracza.
Dodajmy do tego wspominaną już nie raz całkiem niezłą fabułę science-fiction i zdawałoby się, że mamy hit murowany. Ale niestety, nic z tego. Rozgrywka po pierwszej godzinie staje się nudna i frustrująca.
Nie pomaga też brak ręcznego zapisu gry, choć z tym pewnie nie zgodzą się fani realizmu. Ja jednak uważam, że jeśli błąd w postaci utraty człowieka naprawdę utrudnia dalszą zabawę, to warto byłoby dać możliwość jego naprawienia.
Koniec końców, po pierwszych chwilach dobrej zabawy, Symmetry stała się dla mnie męczarnią w dążeniu do poznania historii. Nie powiem, że żałuję, bo momentami odczuwałem ciarki i ekscytację. Co więcej – na pewno sięgnę do tej gry ponownie i będę gorąco ją polecał, jeśli tylko twórcy wypuszczą łatkę, która albo wyeliminuje losowe błędy, albo doda opcjonalny, niższy poziom trudności.
Póki co, głodny kosmicznego science-fiction, zamiast grać pójdę kolejny raz przeczytać cykl „Powrót do domu” Orsona Scotta Carda. Polecam, właśnie w oczekiwaniu na poprawę „uczciwości” Symmetry, które jeszcze ma szansę być prostą, ale bardzo dobrą grą. Na razie jest przeciętnie.
Ocena końcowa Symmetry:
- dobrze oddany klimat grozy i niepewności
- interesujące monologii postaci
- fabuła rozwija się jak w dobrej powieści Sci-Fi
- oprawa audiowizualna wzmaga napięcie
- bardzo duża powtarzalność rozgrywki
- spore znaczenie losowości dla powodzenia misji
- niewiele atrakcji, poza kilkoma czynnościami
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
zadowalający
Komentarze
3