Jak fajną ideę niszczą ludzie, czyli hulajnogi elektryczne na minuty to zmora wielkich miast
Hulajnogi elektryczne do wypożyczenia to: super rozwiązanie, gargantuiczna wtopa czy pomysł z niewykorzystanym potencjałem? W sumie to chyba wszystko po trochu, a na pewno - zmora wielkich miast!
Kto nie wypożyczył nigdy hulajnogi i nie śmigał po miejskich chodnikach, czy ścieżkach rowerowych niech pierwszy rzuci, czym tam akurat ma po ręką! Pojazdy to super wygodne, dobrze odnajdujące się w miejskiej przestrzeni, którymi podróż jest stosunkowo niedroga, a przy tym dość efektywna. Co zatem jest z nimi nie tak, skoro śmiało określić je można zmorą wielkich miast?
No dobra, ja określam je zmorą wielkich miast, ale moje zdanie nie wzięło się z niczego. Uargumentowane jest własnym doświadczeniem, bacznymi obserwacjami tkanki miejskiej (jest się tym antropologiem, to się obserwuje, bo człowieka nauczono) oraz zasłyszanymi opiniami znajomych, znajomych znajomych i znajomych, którzy moich znajomych określają mianem znajomych znajomych. Innymi słowy, ludzie narzekają na to elektryczne ustrojstwo i w sumie mają ku temu powody.
Plan był dobry…
Umówmy się, hulajnoga elektryczna w mieście, co to można ją za złotówki wypożyczyć, to genialny pomysł! Jako środek transportu miejskiego jest szybka, zwinna i nawet wygodna. Wiadomo, nie tak wygodna jak rower, ale wygodniejsza niż np. taka deskorolka czy jakiś tam modny jeździk, napchany technologiami stabilizującymi jazdę. Do samego pojazdu nie ma się co przyczepiać. Zresztą sam, lat temu ze dwa, śmigałem aż miło pierwszą wersją hulajki Xiaomi i sprzęt chwaliłem sobie, że hej!
Mamy więc super fajny, a przede wszystkim modny pojazd, który jest na tyle duży, że wygodny i na tyle mały, że można go wszędzie postawić… No właśnie! Zatem wrzucamy na miasto setki takich hulajnóg (a pewnie i tysiące), nie bawimy się w żadne stacje ładowania czy stacje pełniące rolę postoju dla pojazdów, jak ma to miejsce w przypadku miejskich rowerów, i jazda! Dodajmy do tego rozproszoną strukturę, stworzenie systemu ładowania i zbierania hulajnóg oraz wygodne płatności, takie wiecie, automatyczne i bezgotówkowe i w ogóle. Brzmi jak przepis na sukces, co nie?
… Zawiódł człowiek
No i sukces to faktycznie jest, bo po polskich miastach wypożyczanych hulajnóg jeździ niezliczona ilość. Ludzie korzystają z nich z przyjemnością, i to bez względu na to, że używanie takich pojazdów zostało (w końcu) prawnie uregulowane, a samowolka ograniczona. W sumie nie ma się, co dziwić. Benzyna po 8 zł (choć może kiedy czytacie ten tekst, kosztuje już złotych 20? Niezbadane są wszak wyroki Glapińskiego), korki w takim mieście jak diabli, a komunikacja droga i taka ten, tłoczna. Innymi słowy, system hulajnóg za złotówki działa i ma się super.
Niestety jednak komfort użytkowania hulajnóg w niczym nie zazębia się z komfortem podróżowania, czy raczej przemieszczania się po mieście pozostałych jego mieszkańców czy turystów. Choć turystom to pewnie nie robi, ci to sobie pooglądają zabytki, zjedzą gofra i sami wsiądą na hulajkę, by po zakończonej jeździe pchnąć ją w krzaki. Tak czy inaczej, ten świetny plan na wypożyczane pojazdy elektryczne i całkiem zmyślnie przemyślaną strukturę oraz model biznesowy na dzień dzisiejszy całkowicie kładzie czysto ludzka indolencja współżycia w społeczeństwie, wytworzenia zdrowej solidarności organicznej.
Co jest nie tak z miejskimi hulajnogami elektrycznymi?
Cóż, standardowa wada elektrycznych hulajnóg to niedbalstwo użytkowników. No bo, po co dbać o nieswój sprzęt, prawda? Nieważne, jakiej firmy hulajkę wypożyczamy, w co drugiej z nich coś lata, coś się telepie. Niby nie jest to problem, no bo w sumie nie jest - ważne, że pojazd nadaje się do jazdy, ale jednak boli gdzieś w człowieku fakt, że tak trudno nam ogarnąć, że o rzeczy wszelakie, dostępne dla każdego również warto dbać. Może nie tak, jak o swojego Passata, ale choć trochę.
Umówmy się, największą bolączką hulajnóg elektrycznych są ich użytkownicy!
Problemem materii ludzkiej jest również praktyka użytkowania pojazdów, umiarkowanie korespondująca z regulaminem czy prawnymi regulacjami. Dwie osoby na hulajnodze? A pewnie! Po piwku (albo siedmiu piwkach) i hulajką do domu? No raczej, przecież pieszo to za daleko, na komunikację miejską nie chce się czekać, a Uber za drogi. I tu znowu kłania się kultura użytkowania i taki społeczny mental. Raz, że taka jazda jest oficjalnie zabroniona. Dwa, że jest niebezpieczna. I pal sześć to, że hulajnogarz się połamie - gorzej jako połamie przy okazji kogoś innego.
Czymś, co spędza sen z powiek pozostałym użytkownikom miejskiej infrastruktury, są hulajnogi porozstawiane i porozrzucane dosłownie wszędzie.
- obok ławek w parku,
- na ścieżkach rowerowych,
- na środku chodników,
- przy przejściach dla pieszych,
- na przystankach,
- przed supermarketami
- i galeriami handlowymi,
- przy wiatach przystankowych,
- na trawnikach, w
- parkach,
- na placach zabaw…
No wszędzie po prostu. Jakby czymś dramatycznie trudnym było po zakończeniu jazdy ustawienie hulajnogi na skraju chodnika albo obok stojaka na rowery (w dużych miastach co kawałek są jakieś stojaki na rowery), albo przy nawet przy jakiejś ławce, ale z jednej strony, tak w rzędzie, a nie otaczając takąż ławkę kilkoma hulajnogami.
W związku z tym, że jesteśmy (w ujęciu makro) flejami, to cierpi na tym cała zmyślna struktura funkcjonowania miejskich hulajnóg elektrycznych. No bo gdybyśmy odstawiali je w dostępne miejsca, to można byłoby je łatwo zebrać, podładować i ogarnąć. Ale nie, po co?! Lepiej trzepnąć hulajnogą w krzaki, wywalić ją na ścieżce rowerowej, gdzie wjedzie w nią jakiś rowerzysta albo oprzeć na krawężniku na wysepce przystankowej, coby ludzie wysiadający z autobusu się o nią potykali. Niby nic, niby pierdoła, ale nieskładność, niedbalstwo i ofyflejstwo w obsłudze i zdawaniu pojazdów sprawia, że zgrabnie obmyślony ekosystem powinno się zamienić na znane z rowerów miejskich stacje, postoje czy wiaty, skąd wypożycza się hulajnogę i gdzie się ją oddaje.
Z serii własne = lepsze ;) Taki ładny Motus PRO10 2022.
UTO to przyszłość transportu miejskiego?
Bez dwóch zdań! No ten fakt nie ulega wątpliwości, jest po prostu oczywistą oczywistością. I to wcale nie dlatego, że zalanie dziś baku w aucie do pełna pochłania połowę wypłaty. Konwencjonalne rozwiązania transportowe w dużych miastach zjadają własny ogon, bo choć komunikacja miejska jest spoko, to tłok w godzinach szczytu w tramwajach i autobusach jest przepotężny. Co gorsze, pojazdy te trudno zluzować, bo wrzucenie większej ilości tramwajów czy autobusów na te same trasy może doprowadzić do problemów z przepustowością w sytuacji ewentualnych spóźnień, czy zdarzeń losowych.
Samochód też już dawno przestał mieć sens. Po mieście jeździ się z prędkością kulawej wąskotorówki, a przejazd z jednego końca miasta na drugi trwa tyle, że nowo narodzona córka zdąży w międzyczasie zdać maturę. No i do tego wspomniane paliwo, no i strefy parkowania tu i ówdzie. Innymi słowy, jazda po mieście samochodem to rozrywka dla bogatych i cierpliwych, i tych dysponujących nielimitowanym czasem wolnym.
Co nam pozostaje? Rower? Tak, rower to super optymalna sprawa, ale tylko wtedy, gdy możemy pozwolić sobie na odświeżenie się po dotarciu na miejsce. No, chyba że elektryczny, jasna sprawa, taki pojazd w sumie nie ma wad… Poza tym, że jest drogi i ciężki i trzeba go gdzieś przechowywać, tak w pracy, jak i w domu.
Takie gdybanie możemy przeciągnąć do rozmiarów tudzież objętości rozprawy doktorskiej, a i tak dojdziemy do wniosku, że małe pojazdy elektryczne prędzej czy później zadomowią się w naszych miastach, i to nie tylko pod postacią hulajnóg elektrycznych do wypożyczenia. Jeśli więc takie firmy jak Bolt czy inny Lime chcą być konkurencyjne, a my chcemy korzystać z dobrodziejstw przygodnych środków transportu, które się wypożycza i o których później się zapomina, to… My musimy dorosnąć, a dostawcy konkretnych rozwiązań wykoncypować sposób na to, by nagradzać kulturalnie podróżujących i dbać o niezaśmiecanie ulic, chodników i ścieżek, po których to jeżdżą ich hulajnogi. Obie strony zadanie mają niełatwe, ale trzymajmy kciuki, zwłaszcza za nas samych.
Komentarze
22W szczególności że do apki musi być podpięta karta, więc i tak się nie wymiga, a jak odepnie to blokada na konto aż do czasu uregulowania zadłużenia
No ale poco, jeszcze jeden z drugim wypożyczy u konkurencji, a że potem takie hulajnogi poniewierają się wszędzie to już nie problem operatora, prawda ?
Albo jak operator nie chce tego ukrócić to na niego nałożyć karę, za pierwszy tydzień 10k dziennie, za 2 po 20k dziennie, nie minął by tydzień i sposób na "flejtuchów" znalazłby się w trymiga :{
To system odpowiada za to czy hulajnoga stoi na prawidłowym miejscu czy nie.
Jeśli system pozwala na stawianie ich na środku chodnika to kto jest winny ???
Pisałem niedawno - już nie zliczę ile hulajnog wywaliłem w krzaki czy na trawnik...
Na liczniku mam ok 12 szt. i przyznaje że staje się to nudne i że już nie wrzucam bo nie przynosi to poprawy...
To już nie chodzi o mnie - ja omine albo przejdę przez , ale starsi ludzie muszą to omijać a jak już idzie (jedzie) inwalida nawózku ??? wielokrotnie widziałem ich minę...przykre...
Hulajnogi elektryczne do wypożyczenia są fajne i korzystam trochę.
Tylko bardzo brakuje JEDNEJ aplikacji, w której mogę sprawdzić jakiej firmy hulajnogi są wolne w mojej okolicy. Bez konieczności posiadania czterech aplikacji dla czterech różnych firm i po kolei sprawdzania w każdej czy jakaś hulajnoga jest do wypożyczenia.
Dla bogatych to tylko ze względu na benzynę ale ciągłe podwyżki cen biletów stale osłabiają ten argument. Co do czasu to się nie zgodzę. Samochód jest jak dla mnie co najmniej o połowę czasu szybszy.
Taki ładny artykuł sponsorowany...