Białoruskie agencje rządowe postarały się o zablokowanie większości portali i komunikatorów, na których wyłowiono treści dotyczące organizowanych protestów.
Tegoroczne obchody Dnia Niepodległości Białorusi miały burzliwy przebieg. Poprzedzone zostały "milczącymi protestami" przeciwko rządkowi Łukaszenki. Na najważniejszy dzień, 3 lipca, planowano akcję, w efekcie której przemowa prezydenta Białorusi miała zostać zagłuszona oklaskami i tupaniem.
Przedsięwzięcie opozycjonistów organizowane było przez internet. Protestujący nawiązywali kontakt przez serwisy społecznościowe. Prym wiodła grupa "Rewolucja Przez Sieci Społecznościowe".
Łukaszenko postanowił powstrzymać swoich przeciwników, nim ci zdążą się zgromadzić. Za najlepszą na to metodę uznano uniemożliwienie porozumiewania się pomiędzy użytkownikami, wykazującymi gotowość do zjawienia się na proteście w Mińsku.
Zablokowane zostały wszystkie portale, na których znajdowały się informacje o akcji. Obywatele Białorusi stracili także szansę na korzystanie z Twittera, Facebooka oraz jego rosyjskiego odpowiednika - VKontakte.
Mimo starań rządu ostatecznie doszło do demonstracji. Zatrzymano około 300 osób. Protestujący zdołali się zmobilizować pomimo zablokowania jednego z najpotężniejszych narzędzi komunikacyjnych. Prawdopodobnie w próbie powstrzymania opozycjonistów najbardziej ucierpieli przeciętni, niezainteresowani buntem internauci.
Więcej o cenzurze internetu:
- Chiny: cenzury internetu ciągl dalszy
- Ocenzurują internet? Europa jak Chiny
- Chiny: nie będzie oprogramowania cenzurującego
- Google+: rząd Chin ogranicza dostęp do usług portalu
Źródło: huffpost tech
Komentarze
24Jest tylko jedno rozwiązanie, bunt narodu, obalenie dyktatora a jeśli będzie się stawiał trzeba będzie pomóc sąsiadom.
tam są nasze rdzenne ziemie nawet był motocykl Mińsk :) Nad Niemnem itd.