Sieć satelitów Starlink, która ma sprawić, że szybki internet dotrze prawie w każdy zamieszkany zakątek Ziemi, ma swoją cenę. I nie chodzi tu o koszty misji orbitalnych, czy też opłaty za usługę. A o ogromne zwiększenie liczby satelitów
Wiecie już co to jest Starlink i związane z nim pociągi. To atrakcyjna strona wdrażania internetu satelitarnego przez SpaceX. Wiecie też ile kosztuje dostęp do takiej usługi. Ba, nawet wiecie, że korzystanie z takiego dostępu do sieci podczas szybkiej jazdy Teslą jest możliwe. To czego mogliście nie wiedzieć, to fakt, że sieć satelitów Starlink, gdy osiągnie docelową liczebność około 12 tysięcy satelitów, będzie odpowiedzialna za 90% incydentów pod nazwą bliskie spotkania na niskiej orbicie Ziemi.
Liczba bliskich spotkań z udziałem satelitów Starlink istotnie lawinowo rośnie
Same satelity Starlink nie są szczególnie duże, choć nowa ich generacja ma mocno urosnąć, a przecież nie jest jeszcze wliczana do liczby na którą SpaceX uzyskał zgodę od amerykańskich władz. Lecz to nie rozmiar, a liczba (obecnie na orbicie jest około 1900 Starlinków) sprawia, że prawdopodobieństwo bliskiego przelotu jednego z nich w sąsiedztwie innego pojazdu orbitalnego rośnie znacząco.
Latem tego roku szacowano, że 50% takich bliskich przelotów, czyli 1600 zdarzeń tygodniowo, wiązało się z udziałem co najmniej jednego satelity wyprodukowanego przez SpaceX. Bliski przelot to, ujmując rzecz liczbowo, zbliżenie się dwóch obiektów na odległość jednego kilometra lub mniejszą. Jeszcze na początku 2020 roku udział Starlinków w łącznym bilansie bliskich przelotów był zaniedbywalny, ale od połowy tamtego roku rośnie w coraz większym tempie.
Kolejna porcja satelitów Starlink zdąża na orbitę Ziemi
W kosmosie jeden kilometr to bardzo mało, gdyż wszystko co tam się znajduje jest w ciągłym ruchu. Wystarczy drobne odstępstwo od spodziewanej trajektorii, by okazało się, że zamiast kilometra mamy… kolizję. Sposobem na uniknięcie kolizji jest oczywiście korekta trajektorii pojazdu. A jeśli takim pojazdem jest stacja kosmiczna, to robi się nieciekawie. Szczególnie gdy mowa o chińskiej stacji kosmicznej.
Można by powiedzieć, przyganiał kocioł garnkowi, bo Chiny nie grzeszą kulturą pod względem kontroli położenia ich pojazdów na orbicie. Najwięcej się obrywa rakietom i ich pozostałościom po wcześniejszych startach. Chiny bardzo aktywnie wzbogacają przestrzeń wokół Ziemi o nowe satelity. W 2021 roku liczba startów chińskich rakiet była prawie taka sama jak liczba startów rakiet amerykańskich.
Dwa bliskie spotkania Tiangong z satelitami Starlink w 2021 roku
Wróćmy jednak do chińskiej stacji kosmicznej Tiangong na której pokładzie przebywa obecnie druga regularna załoga, która dotarła tam pojazdem Shenzou 13 w dniu 15 października. Taikonauci są na orbicie już ponad dwa miesiące i pozostaną tam do kwietnia 2022 roku. Załoga składa się z dwóch tajkonautów (Zhai Zhigang, Ye Guangfu) oraz taikonautki (Wang Japing).
Niespełna kilka dni po przybyciu (21 października) stacja zmuszona była uruchomić swój system antyzbliżeniowy, by wyminąć się z jednym z satelitów Starlink. Wcześniej w tym roku, 1 lipca, gdy na stacji przebywała jej pierwsza regularna załoga, również zastosowany został ten sam protokół bezpieczeństwa.
Wizualizacja stacji Tiangong w październiku 2021 roku. Dwa statki po lewej i prawej stronie modułu Tianhe to towarowe Tianzhou, załogowy Shenzou podłączony jest od dołu (fot: Shujianyang / CC BY-SA 4.0)
Te wydarzenia spotkały się z ogromną falą krytyki nie tylko w szeregach instytucji kosmicznych w Chinach, ale również wśród społeczeństwa, do którego po oficjalnym komunikacie, informacje szybko trafiły za pośrednictwem sieci społecznościowej Weibo.
Chiny krytykują SpaceX i Elona Muska, ale nie tylko one mają z tym problem
W grudniu Chiny przekazały do biura ONZ zajmującego się kwestiami spraw w przestrzeni kosmicznej, oficjalną notę, w której raportują wspomniane wydarzenia. Zostały one zaklasyfikowane jako bezpośrednie zagrożenie dla stacji i życia tajkonautów. W przypadku zdarzenia z 21 października, choć nie zostało to potwierdzone oficjalnie przez SpaceX, satelita Starlink o numerze 2305 nie tylko był na potencjalnym torze kolizyjnym.
Zdaniem Chin wykonywał też stale manewry, które utrudniały załodze Tiangong odpowiednią reakcję. Podobna sytuacja miała miejsce na początku lata tego roku z udziałem satelity o numerze 1095. Przedstawiciel chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych zażądał od władz USA zdecydowanej reakcji.
Nie tylko chińska stacja kosmiczna ma problemy z zagęszczeniem orbit Starlinków. W listopadzie Musk ogłosił, że w związku z decyzją NASA konieczna była korekta orbit kilku pojazdów. Jak to określił, nie było to coś dobrego, ale też nie była to żadna tragedia. Elon Musk znany jest z kontrowersyjnych wypowiedzi i huśtawek nastroju lecz chyba wątpliwe, by żartował sobie z poważnych spraw.
Śmieci kosmiczne to problem znacznie szerszy niż satelity Starlink. Intrygująca grafika ESA pokazuje woalkę wokół Ziemi, którą tworzą szczątki kosmicznych pojazdów o różnych rozmiarach
A Starlinki? Też nie mogą czuć się bezpiecznie
Chiny mogą z kolei wykorzystywać nawet najmniejsze incydenty, by zmaksymalizować poczucie zagrożenia i tym samym wywołać zamieszanie w amerykańskich szeregach. Warto zauważyć tutaj, że Starlinki same z siebie także mogą być zagrożone. Pod koniec listopada po niespodziewanym zestrzeleniu satelity Cosmos 1408 przez Rosjan, powstałe z niego fragmenty zagroziły nie tylko Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, ale także niektórym z satelitów Starlink, które musiały korygować swoją orbitę.
Chiny z kolei zrealizowały podobny test w 2007 roku, który również pozostawił sporą liczbę śmieci na orbicie zagrażających w ciągu ostatniej dekady MSK. Chiny nie widziały w tym nic złego.
Szkoda, że eksploracja kosmosu wciąż jest elementem walki polityczno-gospodarczej
Zapewne każdy ma w tym konflikcie trochę racji. Szkoda jednak, że budowanie infrastruktury satelitarnej wokół Ziemi zaczyna być coraz istotniejszym elementem walki pomiędzy Chinami a USA.
Szkoda też, że przeciętny obywatel Chin, który ma dostęp do internetu, nie jest wystarczająco dobrze poinformowany o wszelkich aspektach zaśmiecania przestrzeni kosmicznej wokół Ziemi. Jak można było się spodziewać, niewielkie satelity Starlink w wypowiedziach publikowanych przez użytkowników Weibo rosły do rozmiarów ogromnych bojowych pojazdów kosmicznych, których głównym celem jest destrukcja stacji Tiangong. Ale pewnie to samo tyczy się też mieszkańców USA.
Czy rozwiązaniem tego konfliktu, byłaby lepsza wymiana informacji pomiędzy instytucjami w Chinach i USA, a w praktyce także na całym świecie? SpaceX faktycznie sporo manewruje swoimi Starlinkami, a informacje o tym nie są w całości upubliczniane. Z kolei chińskie władze powinny szybciej reagować na takie incydenty, a nie robić tego wtedy kiedy jest to im na rękę, oraz komunikować się za pomocą poważniejszych środków niż biuletyny informacyjne.
Eksploracja kosmosu jest nieunikniona, być może takie aktywności jak budowa sieci Starlink kiedyś będą uznane za błąd lub konieczne działania na pewnym etapie rozwoju cywilizacji. Wszystko sprowadza się do tego, żeby działać odpowiedzialnie z myślą o przyszłości, a to niestety wciąż nie leży w naturze wszystkich ludzi. Szkoda.
Źródło: The Guardian, Reuters, ESA, inf. własna
Komentarze
14z drugiej strony krytyka chin, za:
1. że są zagrożeniem kolizyjnym, TAK ale chińskie wynalazki też spadają gdzie popadnie
2. że omijają wielki chiński firewall, oj oj :)
Może tacy biznesmeni jak Musk miliarder, przy okazji wymyślą coś na kształt sprzątaczy przestrzeni kosmicznej wokół naszej planety (na Netflixie był/jest film "Space Sweepers"). W pewneym momencie ktoś sie obudzi z takim projektem i moze to być żyła złota. Póki co z obecną technologią to wpierw musieliby na orbite wynieść podzespoły do budowy statku kosmicznego-sprzatającego + stację orbitalną do serwisowania i tankowania tego ustrojstwa + system transportu z i na Ziemię. Obecnie to pewnie i drogie by było ale takie Google czy Meta (Facebook) albo Microsoft to palą kasą w piecach więc jakieś konsorcjum gdyby założyli mogłoby być całkiem do rzeczy.