Alone in the Dark – czy w tej ciemności bardziej się wystraszysz czy wynudzisz?
Choć nowe Alone in the Dark nie jest grą perfekcyjną to świetnie pokazuje, że nie trzeba wcale gigantycznych budżetów by stworzyć całkiem dobrą grę. To jednak czy będzie nam się ona podobała czy nie zależy właściwie tylko od jednego – jak bardzo lubimy retro granie.
W obecnych czasach nie jest łatwo stworzyć dobrą grę dysponując olbrzymim budżetem czego dowodem mogą być choćby dwa niedawne, głośne hity – Suicide Squad: Kill The Justice League i wciąż borykające się z problemami Skull and Bones. Jeszcze trudniej przywrócić do życia dawne legendy o czym jakiś czas temu przekonał się nawet taki gigant elektronicznej rozrywki jak Activision Blizzards serwując nam Warcraft III: Reforged (ale może spuśmy na tę premierę zasłonę milczenia). A skoro oni, mając za sobą wagony pełne pieniędzy, nie dali rady to jakie szanse może mieć dużo mniejsze studio mierząc się z podobnym wyzwaniem?
Tego typu pytania towarzyszyły nowemu Alone in the Dark już od pierwszych zapowiedzi niemal całkowitego restartu tejże serii. Kolejne, ujawniane przed premierą materiały tylko podsycały wątpliwości czy aby uda się przenieść tę markę w nowoczesność z poszanowaniem jej korzeni i specyficznej atmosfery. Czy te wszystkie obawy były słuszne? Najrozsądniej będzie jeśli odpowiem – „to zależy”. Bo choć nowy Alone in the Dark potrafi mile zaskoczyć to ostateczny odbiór gry zależy właściwie tylko od tego z jakim sentymentem podchodzimy do dawnych klasyków.
Paradoksalnie jednak, teraz gdy branża gier znajduje się w głębokim kryzysie, tytuł ten ma dużo większe szanse na sukces, nawet jeśli część graczy będzie tutaj mocno kręcić nosem. A to, że tak będzie jestem niemal pewny. Zrobiliśmy bowiem w naszej redakcji mały eksperyment pozwalając zagrać w nowe Alone in the Dark trzem redaktorom – Karolowi, reprezentującemu raczej to młodsze pokolenie, które pierwszego Alone in the Dark nie może pamiętać, Michałowi, który mógł natknąć się na oryginał, bo w tych czasach powoli zaczynał zabawę z grami oraz mnie – staremu, zrzędliwemu growemu dinozaurowi, który przeżył zarówno świetny początek, jak i powolny upadek tej serii. Oto nasze wrażenia z nowego Alone in the Dark.
Wśród dodatków do wersji Deluxe znalazły się modele bohaterów z oryginalnego Alone in the Dark (1992)
Alone in the Dark, czyli jak opowiedzieć historię na nowo
Jeśli śledziliście pojawiające się informacje o nowym Alone in the Dark to już zapewne wiecie, że nie jest to typowy remake pierwszej odsłony tej serii, z 1992 roku. Zamiast tego zdecydowano się na dużo bardziej radykalny krok restartując całą historię i zbudować ją na nowo korzystając ze znanych bohaterów i klasycznej miejscówki, czyli posiadłości Decreto – tutaj zamienionej w szpital dla obłąkanych.
Powracają więc znane postacie – Edward Carnby, prywatny detektyw oraz Emily Hartwood, czyli dawni bohaterowie pierwowzoru, którzy teraz wspólnie poszukują Jeremy’ego Hartwooda, zaginionego wuja Emily. I każde z nich ma tu swoją wersje opowieści, bo już na starcie gra daje nam wybór którą z tych postaci chcemy pokierować. Jeśli jednak liczycie na dwie zupełnie oddzielne historię to muszę Was rozczarować – różnice fabularne dotyczą tu jedynie pewnych fragmentów, a główna oś historii pozostaje taka sama. Czy to źle? Nie, bo mimo wszystko przejście gry po raz drugi, tym razem drugą, nieogrywaną wcześniej postacią dostarcza nam tu nowych wątków po części wypełniając pewne luki, które pojawiają się w tej opowieści.
A o co w ogóle tym razem chodzi w Alone in the Dark? No cóż, z grubsza o to samo – oto w szpitalu dla obłąkanych Decreto zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Jeden z pacjentów – Jeremy Hartwood, znika w tajemniczych okolicznościach, wcześniej zdoławszy jednak wysłać list do swojej siostrzenicy Emily. Ta zaś zdjęta niepokojem wynajmuje prywatnego detektywa – Edwarda Carnby’ego, by wraz z nim ruszyć do Luizjany, do znanego już upiornej rezydencji i na miejscu rozwikłać całą tę zagadkę.
Oczywiście, dalej robi się znacznie ciekawiej, bo nie dość, że samo Decreto skrywa niejedną tajemnicę to jeszcze atmosfera gęstnieje tu z minuty na minutę, gdy tylko okazuje się, że za sprawą pewnego talizmanu każde drzwi mogą prowadzić tu świata koszmarów. Nie chce za bardzo zdradzać Wam fabuły, bo tę opowieść budują takie właśnie nieoczekiwane translokacje, ale powiem tylko, że momentami jest tu naprawdę niesamowicie. To coś jak pomieszanie filmowych klimatów „W paszczy szaleństwa” z „Wyspą tajemnic”, a przynajmniej tak to wygląda, jeśli zdecydujecie się najpierw poznać opowieść Edwarda.
Klasyka pomieszana z nowoczesnością
Sama rozgrywka nie powinna raczej nikogo zaskoczyć – to stary, dobrze już sprawdzony schemat pierwszych odsłon serii Resident Evil, z bieganiem po tych samych lokacjach, znajdywaniem przedmiotów i zgadywaniem do czego służą. No dobra, z tym ostatnim nieco przesadziłem, bo nowe Alone in the Dark przez większą część czasu jest banalnie proste, a jeśli rozpoczynając grę zdecydujemy się wybrać współczesny model zagadek zamiast „starej szkoły”, to jeszcze w momencie zawahania twórcy szybko uraczą nas podpowiedzią. Nie zawsze jest ona jednoznaczna, ale na tyle pomocna by w ciągu kilku minut wybrnąć z sytuacji, zdawałoby się, bez wyjścia.
No prawie zawsze, bo niestety czasami na przeszkodzie stoi polskie tłumaczenie. I nie chodzi nawet o to, że jest słabe czy złe – po prostu nie zawsze trzyma się wprost oryginału przez co bywają momenty, w których dokładnie wczytywałem się w znajdowane poszlaki, te w oryginale, by dokładnie zrozumieć o co chodzi w danej zagadce. I tak, w nowym Alone in the Dark sporo jest czytania. W zasadzie, sporą część tła opowiadanej tu historii (a także wskazówki do rozwiązania kolejnych łamigłówek) poznajemy właśnie z kart znajdowanych poszlak.
Poza zagadkami przyjdzie nam tu oczywiście także trochę powalczyć. I tu może pojawić się delikatny zgrzyt – jeśli baliście się, że walka w nowym Alone in the Dark będzie drewniana to niestety, mieliście rację. Starcia w tej grze potrafią napsuć krwi, bo raz, że przeciwnicy to gąbki na kule, a dwa – że nasz bohater nie potrafi inaczej korzystać z rozstawionych tu i ówdzie mołotowów (bądź cegieł), jak tylko chwycić je i od razu odrzucić. Nie ma opcji „a wezmę sobie na zapas”.
Gdy przymkniemy jednak oko na tę, powiedzmy drobną niedogodność to samo bieganie po rezydencji, poszukiwanie kluczy i częste spoglądanie na mapę potrafi sprawić całkiem sporą frajdę. Dla mnie osobiście, już growego dinozaura, było to jak sentymentalna podróż w przeszłość w bardziej nowoczesnym wydaniu. W tej grze, jak za starych, dobrych czasów, do przodu pcha nas ciekawość i chęć poznania całej tej historii.
Raz pięknie, raz nie
Nowe Alone in the Dark to produkcja średniobudżetowa i niestety widać. O ile bowiem sama rezydencja Decerto potrafi miewa przebłyski geniuszu, jeśli chodzi o budowanie klimatu, o tyle niemal każde „wyjście” poza nią, do świata koszmarów potrafi przyprawić o dodatkowe dioptrie w okularach. Raz, że większość z tych lokacji jest niesamowicie ciemna, a dwa, że sporo tam graficznych uproszczeń mocno odstających od poziomu zamkniętych lokacji w Decreto.
Modele postaci też miewają swoje słabsze strony, choć nie da się ukryć, że zaangażowanie do projektu Davida Harboura i Jodie Comer, którzy dwoją się i troją, by tchnąć w swoje postacie autentyzmu i głębi, wyszło grze na zdrowie. Jedyne do czego tak naprawdę mógłbym tu mocniej się przyczepić to błędy techniczne. Nie są one częste, ale raz zdarzyło mi się, że gra na PS5 stale „wykrzaczała” się w tym samym punkcie – na jednym z filmów podsumowujących ukończony rozdział. Ostatecznie skończyło się na tym, że tego filmu nie obejrzałem, bo jedynym sposobem na przejście dalej było jego pominięcie.
Alone in the Dark okiem gracza, który woli nowoczesność od retro
Alone in the Dark jest odrobinę puste, pozbawione dodatkowych aktywności i skupione wyłącznie wokół jednego wątku fabularnego. Czuć w nim jednak ducha początkowych części tej serii. Zawartości nie jest tu tyle, żeby za grę płacić pełną, premierową kwotę, ale jeśli za jakiś czas dojdzie już do przecen, to będzie to świetna propozycja na dwa wieczory dla osób chcących sprawdzić klasyczną historię w nowoczesnej odsłonie, za to z zachowanymi staroszkolnymi rozwiązaniami. Moja ocena: 3,4/5
Alone in the Dark okiem gracza, który nie zna starych horrorów
Efekt ten potęgują zaskakujące "przejścia" między otoczeniem bezpiecznym, a takim, gdzie musimy walczyć o swoje życie – nie będę pisał o szczegółach, ponieważ Alone in the Dark to gra na tyle krótka, że warto unikać każdego spoilera. Uwierzcie mi, że od pewnego etapu czułem uważałem na każde drzwi – nawet te, przez które wszedłem do pokoju. Niestety, techniczne niedociągnięcia psują zabawę. Nie mam najmocniejszego sprzętu. Każdy chciałby mieć komputer, na którym odpali nowinki w 4K i 120 FPS, ale nie każdego na to stać. Alone in the Dark ogrywałem na sprzęcie z Ryzenem 5600, RX6600 i 16 GB RAM. Nie jest to konfiguracja marzeń, ale według producenta spełniam zalecane wymagania. Mimo to grało się źle.
Gra z automatu wybrała mi ustawienia wysokie/fantastyczne, ale musiałem je zmieniać i posiłkować się FSR, bo w losowych momentach traciłem płynność, klatki spadały ze 120 do 30 na sekundę i znów wracały do wysokiego poziomu. Raz wywaliło mnie do pulpitu. Oprócz tego często pojawiały się "migające tekstury". Biorąc pod uwagę, że Alone in the Dark nie jest grą szczególnie piękną, było to dla mnie rozczarowanie. Mam nadzieję, że twórcy popracują nad optymalizacją i tytuł ten będzie chodzić po prostu lepiej. A skoro już narzekam, to dodam jeszcze, że rozgrywka jest tu raczej powolna i to nie w taki sposób, jakiego bym oczekiwał. Jasne – nie w każdej produkcji musimy latać jetpackiem i strzelać laserami, ale przydałoby się, żeby bieg postaci był dynamiczny, a tempo wchodzenia po drabinie czy przeciskania się przez szczeliny nie było tak powolne, jakby twórcy maskowali w nich ekrany ładowania. Przecież mamy 2024 r.
Mimo to nowe Alone in the Dark warto pochwalić za przystępność. Grałem na domyślnych ustawieniach – współczesny, standardowy poziom trudności i choć zdarzyło się zginąć, gdy gra się przycięła lub po prostu popełniłem błąd, to jednak nie czułem nigdy, że nie miałem szans się obronić. Zagadki również są przystępne, choć czasem nawet za bardzo – podpowiedzi co do ich rozwiązania pojawiają się szybko i jak dla mnie są zbyt otwarte. Moja ocena nowego Alone in Dark to 3.5/5
Alone in the Dark – czy warto kupić?
Chyba dobrze się stało, że nowe Alone in the Dark odpuściło sobie zeszłoroczny, najgorętszy okres przedświąteczny i zostało wydane właśnie teraz, w dużo spokojniejszym okresie. Tam po prostu szybko by przepadło. Szkoda by było, bo to całkiem udany powrót legendy survival horrorów, w mocno odświeżonym wydaniu. Może i nie jest tytuł, który w równym stopniu zadowoli każdego – ci najbardziej zagorzali fani oryginału pewnie będą kręcić nosem za powielanie starych schematów, młodszych graczy zaś może odrzucić dość powolne tempo rozgrywki.
Jeśli jednak cenisz sobie przede wszystkim ciekawą opowieść i nieźle budowany klimat to nowe Alone in the Dark powinno Ci się spodobać. Nie jest to też gra długa, bo jedną kampanie można skończyć tutaj w jakieś 8 godzin. Czy to mało? Dla niektórych pewnie tak, ale wierzcie mi, z wiekiem bardziej docenia się te krótsze gry, które mamy szansę skończyć i które dają nam satysfakcję z zobaczenia jej finału. I nowe Alone in the Dark to właśnie taka gra.
Opinia o Alone in the Dark [Playstation 5]
- niesamowicie miły powrót legendy
- mocno staroszkolna zabawa z przemierzaniem niemal pustego domostwa
- całkiem intrygująca fabuła, którą można poznać na dwa sposoby - grając jako Edward Carnby i Emily Hartwood
- kilka świetnych patentów z przeskakiwaniem między lokacjami w locie i czarno-białymi scenami
- momentami potrafi przestraszyć, choć tu pierwsze skrzypce gra przede wszystkim atmosfera
- David Harbour i Jodie Comer w rolach głównych bohaterów wypadli całkiem przekonująco
- fenomenalny klimat niczym z filmu Wyspa Tajemnic
- dwie kampanie nie oznaczają aż tak wielkich różnic ani w fabule, ani rozgrywce
- trochę drewniane animacje i okresowe spadki płynności gry na PlayStation 5
- dość nierówna oprawa graficzna
- system walki wygląda na niedokończony
- momentami mało zrozumiałe polskie tłumaczenie niektórych zagadek
- sporadyczne błędy techniczne, które czasem potrafią utrudnić rozgrywkę
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Ocena końcowa
Grę Alone in the Dark w wersji PS5 i PC na potrzeby nienijszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej wydawcy - firmy PLAION Polska
W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednakże współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów.
Komentarze
4A nowa ???
Jest demo ???
Starsza miała demo by każdy mógł spróbować i zakosztować czy gra mu pójdzie na PC czy nie...