To nie jest film dla widzów o słabych nerwach – recenzja Halloween zabija
Michael Myers powraca by znów siać strach i zniszczenie. Dla wielu maniaków slasherów święto Halloween, bez obejrzenia któregokolwiek filmu z tytułowej serii, po prostu nie istnieje. Czy kolejna odsłona warta jest wybrania się na kinowy seans? Tego dowiecie się z naszej recenzji.
Halloween to tradycja, która dotarła do nas z USA. Wiele osób w naszym kraju na widok przebranych dzieci wyciąga kropidło, ale jak to mówią „Wolność, Tomku...”. Mało kto wie, że tradycja Halloween jest tak naprawdę dużo bliższa naszej słowiańskiej tradycji niż aktualne święto zmarłych. Nie czas to jednak na wykład historii.
Fani grozy z pewnością wolą ten czas spędzić na maratonie najlepszych gier na Halloween bądź seansem najlepszych horrorów na Netflix. Ja zazwyczaj spędzam ten czas z moją lepszą połową na seansie kinowym i dużym popcornem w dłoni. Kiedy więc dowiedziałem się, że wychodzi Hallowen Zabija od razu zakupiłem bilety. Moje wrażenia? W błyskawicznym skrócie - jeżeli nie straszna Wam tona wylewanej na ekranie krwi, to będziecie zadowoleni!
Trochę historii
Johna Capentera fanom kina grozy przedstawiać chyba nie muszę. To właśnie legendarny reżyser takich filmów (a także często ich ścieżek dźwiękowych) jak choćby „Atak na 13 posterunek”, „Coś” czy „Duchy Marsa” był odpowiedzialny za nakręconą w 1978 roku pierwszą część Halloween. I co by nie mówić, to jeden z najsłynniejszych horrorów wszech czasów. Jego siła tkwi nie w oryginalności prezentowanej fabuły, bo ta nie wyróżnia się niczym na tle pierwszego lepszego slashera, ale na gęsto zbudowanej atmosferze strachu i zagrożenia. Jeżeli do tego dodamy ścieżkę dźwiękową, to musimy przyznać, że nie bez powodu film wszedł do kanonu kultowych filmów grozy.
Sam film stał się na tyle kultowy, że doczekał się aż siedmiu kontynuacji, a także remake’u w wykonaniu szalonego Roba Zombiego. Właściwie imię i nazwisko głównego bohatera tej serii znajduje się w TOP 3 najbardziej znanych ekranowych morderców, zaraz obok Freddiego Kruegera (Koszmar z ulicy Wiązów) i Jasona Voorheesa (Piątek 13tego).
W 2018 roku doczekaliśmy się po raz kolejny powrotu Michaela Myersa. Reżyser zdecydował się na ciekawy zabieg, by swoim filmem anulować całkowicie wszystkie dotychczasowe sequele, które wyszły po drugiej części. I co tu dużo pisać – to był strzał w dziesiątkę! Oto bowiem dostaliśmy bezpośrednią kontynuację historii Laurie Strode, która przeżyła atak Myersa. Film Greena podbił serce fanów i krytyków – nota Rotten Tomatoes 79 % mówi sama za siebie.
Powrót do Haddonfield
David Green postanowił rozpocząć część drugą dokładnie od sceny, którą kończy się poprzednia część. Laurie Strode wraz ze swoją wnuczką i córką uciekają z domu, w którym walczyły z psychopatycznym mordercą. Michael Myers został uwięziony w płonącym budynku. Nareszcie można odpocząć. Ale czy aby na pewno?
Myers wydostaje się ze śmiertelnej pułapki, przy okazji mordując ekipę mającą ugasić pożar. Po raz kolejny nasz drapieżnik rusza na polowanie mordując czym popadnie – od strażackich siekierek po kuchenną jarzeniówkę. Krew leje się więc dookoła, a trup ściele się gęsto, aż miło popatrzeć. Widowiskowości to akurat Hallowen Zabija nie można odmówić.
David Green kręcąc pierwszą część swojej kontynuacji mówił, że według niego w kultowej odsłonie Johna Carpentera zbyt mało padło ofiar. W Halloween Zabija na pewno na to nie będziecie narzekać. Myers nie ogranicza się do naiwnych nastolatków, jak to bywa w slasherach. Zamorduje parę uroczych staruszków, wypatroszy dwójkę homoseksualistów, w efektowny sposób pozbawi życia czarnoskórą kobietę w stroju seksownej pielęgniarki, a po drodze „zaliczy” jeszcze wiele innych ofiar. Nikt nie umknie przed prawdziwym złem, chciałoby się rzec.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Reżyser funduje nam tutaj w pełni to czego oczekujemy od tego rodzaju seansu Prawdziwy fan serii dostanie smaczek w postaci żywcem wyjętego z części drugiej ujęcia. Dodatkowo w Halloween zabija zobaczymy jak znany z poprzednich odsłon policjant Hawkins miał okazję zabić głównego antagonistę i dlaczego tego nie zrobił.
Kolejną perełką jest pojawienie się dorosłego Tommego Doyla, którym Laurie Strode opiekowała się w części pierwszej, z 1978 roku. Dorosły już mężczyzna chce odwdzięczyć się swojej opiekunce z dzieciństwa i osobiście zabić Myersa - za horror jaki ten zgotował mu dzieciństwie. Nie tylko zresztą Doyle chce zemścić się do Myersie. Wszyscy mieszkańcy mają tu kogoś kogo zabił im Boogyman z Haddonfield. Ludzie mający dość cierpienia i horroru jaki powraca do ich rodzinnego miasta postanawiają się zjednoczyć i zniszczyć zło raz na zawsze.
Ukazanie psychologii tłumu, który działa napędzany strachem i nienawiścią jest tutaj rewelacyjne. Wiadomo, że masowy samosąd nie kończy się zazwyczaj dobrze. Tutaj eskalacja następuje z sekundy na sekundę. W filmie z 2018 roku dowiedzieliśmy się, że z transportu więziennego wraz z głównym antagonistą ucieka ktoś jeszcze. Ludzie w szpitalu podburzeni przez Tommiego myśląc, że widzą Myersa, którego twarzy wszak nigdy nie widzieli, bo zawsze skrywała ją maska, rzucają się na niewinnego człowieka i doprowadzają go do ostateczności jaką jest samobójstwo. Nie jest to więc tylko podpinanie się pod kultową serię, ale w pełni poszanowanie pierwowzoru i nadanie mu dodatkowej głębi.
„Zło zginie dzisiaj”
Na sali kinowej, podczas seansu co chwilę było słychać na przemian okrzyki strachu wymieszane z odgłosami powstrzymywania wymiotów! To już dosadnie pokazuje nam, że nie jest to seans dla każdego, a pracownicy kina powinni sprawdzać, czy widz ma powyżej 18 lat. Czy warto więc wybrać się do kina na Hallowen Zabija? Jeżeli nie straszne wam brutalne sceny morderstw podchodzące pod gatunek gore, lubicie krew wylewająca się z ekranu hektolitrami, a przede wszystkim jesteście fanami Michela Myersa – to zdecydowanie tak!
W innym wypadku będziecie zniesmaczeni… lub zostawicie pod tym artykułem komentarz w stylu „Strzelają do niego, palą go, wbijają mu widły w plecy, a ten nadal żyje! To przecież to głupota”. I tu pełna zgoda – tego rodzaju produkcje nie mają nam jednak serwować dawki logiki. Są po prostu stworzone dla fanów gatunku, którym uśmiech z twarzy nie znika przy kolejnych z rzędu scenach brutalnych mordów. Ja bawiłem się rewelacyjnie, zwłaszcza kiedy na sali pojawiały się piski coraz to bardziej wrażliwych osób. Wszystkim tym, którzy zdecydują się pójść do kina na Halloween Zabija życzę więc… udanego seansu! Miejmy nadzieję, że Michael powróci ponownie!
Ocena filmu Halloween zabija:
- powrót kultowego zabójcy
- muzyka Johna Carpentera
- tona krwi
- brutalne sceny morderstw
- zachowany duch oryginału...
- ... ale nadający mu dodatkowej głębi
- idealny na Halloween
- piski przerażenia zbyt wrażliwych osób
- kilka wątków potraktowano zbyt pobieżnie
- niedorzeczne zachowanie niektórych postaci
Komentarze
11Bez obrazy do autora ale dlatego już nie chodzę do kina od długiego czasu (i raczej się już nie wybiorę) bo zamiast oglądać film (nie ważne jaki) i wczuć się w klimat, to słyszałem kłapanie paszczami i wpierdzielanie popcornu, chipsów i "siurpanie" coli przez rurkę.
O włączonych telefonach już nie wspominam - jeden duży ekran a "pod nim" 50 innych małych świecących wyświetlaczy.
4,7 ??? czy wy sobie z nas robicie jaja ???
Ten film to mega gniot - jak bym poszedł do kina i kupił bilet to po wyjściu czułbym się jak by mnie ktoś okradł...
Film zrobiony na siłę - kilka scen tak totalnie głupich że chce się wychodzic z kina...
No i końcówka zrobiona tylko po to by ...zrobić kolejną część.
Czy reżyser filmu uważa że na jego filmy chodza tylko głupki ? Facet zostaje pobity , kilka razy postrzelony....i nagle wstaje otrzepuje się i rozwala całe stado strażaków czy policjantów którzy tylko stoją jak kukły i czekają na rozwalenie czy rozprucie...i tak mniej więcej wygląda ten tandetny film.
Horror ? Ani razu nie poczułem dreszczy czy strachu - to raczej komedia a co gorsze komedia z widza...
Ocena 1/5
Więcej emocji wyzwalaja we mnie takie filmy jak polska "Chemia" czy "A walk to remember".
Jeżeli już chcecie coś z ciekawą grozą, to polecam serial (bo są też 2 filmy, w sumie też dobre) "Purpurowe rzeki".