Krzyk (2022) - odgrzewany kotlet czy może jednak niezła kontynuacja?
Ghostface znany fanom serii „Krzyk” powraca, aby straszyć nowe pokolenie widzów. Mimo śmierci Wesa Cravena zdecydowano się nakręcić kontynuację kultowego horroru. Co z tego wyszło i czy nowy „Krzyk” może nadal nas przestraszyć dowiecie się z tej recenzji.
„Krzyk” (2022) - hołd dla wielkiego artysty czy nieudane odgrzewane kotlety?
„Każde pokolenia ma własny czas” - śpiewał kiedyś zespół Kombi. I jest to prawda uniwersalna, odnosząca się nawet do kinematografii. Oto bowiem po 11 latach postanowiono reaktywować Krzyk, serię filmów zmarłego już twórcy kultowych filmów grozy – Wesa Cravena.
Możecie jednak powiedzieć, że właściwie każdy kinowy seryjny morderca co jakiś czas powraca na ekrany kin, aby straszyć nowe pokolenie młodych widzów. Przykładem może być "Halloween zabija", które ukazało się w tamtym roku. Niedawno na Netflix mieliśmy także reaktywację serii Teksańska masakra piłą mechaniczną. Wiadomo, nie zabija się kury znoszącej złote jajka, no nie?
Mimo to miałem ogromne obawy przed seansem nowej odsłony serii „Krzyk”. Po śmierci Wesa Cravena, który był przecież twórcą poprzednich filmów, trzeba by było naprawdę się postarać, aby unieść ciężar oryginału. Nie rokowały też zbyt dobrze osoby będące odpowiedzialne za najnowszą część filmu. Reżyserem został bowiem Matt Betinneli – Olpin odpowiedzialny za takie „hity” jak „V/H/S” czy „Diabelskie nasienie”, a scenarzystą - James Vanderbilt, odpowiedzialny za „V/H/S” i kontynuację „Dnia Niepodległości”. Na papierze wszystko to wyglądało więc raczej mało zachęcająco wróżąc sporą klapę. Czy mimo tych poprzednich wpadek twórcom „Krzyk” udało się nas jakoś zaskoczyć?
Powrót do Woodsbro
Jak przystało na klasyczny slasher fabuła jest tu prosta jak budowa cepa. Minęło 25 lat od serii brutalnych morderstw, które wstrząsnęły Woodsboro. Sidney Prescott (Neve Campbell) i Gale Weathers (Courtney Cox) opuściły miasto, a Dewey (David Arquette) przeszedł na emeryturę, aby odpocząć od tego co go spotkało. Duchy przeszłości nie pozwolą im jednak prowadzić spokojnego życia. Oto powraca bowiem Ghostface!
Już na początku filmu atakuję on młodą nastolatkę, która jest sama w domu. Co ciekawe ta scena jest hołdem dla pierwszej części pierwszego Krzyku. Jednocześnie piętnuje jednak nieco gatunek jakim jest Slasher. Dlaczego? Ano nasza bohaterka odbiera telefon stacjonarny (to, że umie go obsłużyć to cud), nieświadoma jeszcze, że właśnie będzie prowadzić niebezpieczną grę z mordercą.
W trakcie dyskusji temat schodzi na ulubione filmy grozy. Ghostface zadaje jej pytanie o „kultową” fikcyjną serię „Cios” („Krzyk”??), na co przyszła ofiara wyśmiewa rozmówcę i dodaje, że nie ogląda byle czego. Interesują ją głębsze horrorowe metafory – „Coś za mną chodzi”, „Hereditary”, „Babadooka”, a seria „Cios” jest kiczowata.
Chwilę potem zamaskowany morderca wpada do jej domu, chcąc jej udowodnić jak bardzo się myli. W całej scenie walki o życie naszej bohaterki znowu można poczuć adrenalinę, napięcie i grozę jakie towarzyszyły nam podczas oglądania pierwszej części Krzyku. Dziewczynie jednak uda się przeżyć. To jednak dopiero początek całej intrygi, w której znani nam z pierwszego Krzyku bohaterowie powracają, aby raz na zawsze rozprawić się ze złem nękającym ich miasteczko.
Stare i nowe twarze
Neve Campbell to niekwestionowana królowa horrorów lat 90-tych ubiegłego wieku i myślę, że nikomu przedstawiać jej chyba nie trzeba. Wielu fanów gatunku (w tym i ja) miało jej plakat nad łóżkiem, co może tylko potwierdzać jej popularność. Po latach powraca ona do „Krzyku” i nadal radzi sobie rewelacyjnie.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że mój osąd może być przyćmiony spora ilość sentymentu, ale ja cieszyłem się każdą minutą filmu z jej udziałem. Courteney Cox i David Arquette radzą sobie równie dobrze i ich pojawienie może przyprawić nas o łezkę w oku. Ale to nie oni grają pierwsze skrzypce tej historii.
Pałeczkę aktorską w Krzyk (2022) przejmuje nowe pokolenie aktorów. Jenna Ortega znana z Iron Man 3 lub „Naznaczonego: rozdział 2” w roli Tary Carpenter jest bardzo przekonująca. Jej postać młodej nastolatki, która przeżyła atak Ghostface'a i próbuje sobie poradzić z traumą, jest dla mnie najlepiej wykreowana. Dziewczyna zmaga się bowiem z tym, że jej matka nigdy nie ma dla niej czasu, starsza siostra ją opuściła i na domiar złego ledwo uchodzi z życiem przed atakiem zamaskowanego nożownika.
Kolejna aktorka, która zasługuje na pochwałę to Jasmin Savoy Brown w roli Mindy Meeks-Martin, będącej znawczynią slasherów i pouczającą wszystkich jak należy się zachować. Właściwie tylko rola Sonii Ammar grającej dziewczynę jednego z bohaterów nieco mnie irytowała. Jej postać była po prostu zbyt mdła i wrzucona do scenariusza jakby na doczepkę. OK, jest atrakcyjna, ale to zdecydowanie za mało.
Requel – coś co kocha Hollywood
Co to jest requel, zapytacie? Ano według definicji jest to dzieło, które powraca do tematu wcześniejszego filmu, ale nie jest remake'iem ani linearną kontynuacją jego fabuły (tj. sequelem lub prequelem). Idealnymi przykładami tego zjawiska mogą być takie filmy jak choćby Creed, Mad Max: Na drodze gniewu czy Jurrasic World.
Jeżeli chcecie głębszego wytłumaczenia znajdziecie je dosłownie w najnowszym „Krzyku”. Jest tam bowiem scena, gdzie grupa nastolatków i nastolatek, dosłownie przedstawia nam definicję tego słówka, jednocześnie wyjaśniając sobie nawzajem, że w filmach, w których morderca ściga młodych ludzi tak jak na przykład w „Piątek 13-tego” bohaterowie sami pchają się w łapy mordercy. A przecież każdy powinien wiedzieć, że skoro grasuje zabójca to głupotą jest się rozdzielać czy samotnie schodzić do ciemnej piwnicy.
Co ciekawe, dla fanów produkcji Wesa Cravena w Krzyk (2022) znajdzie się też spora ilość smaczków. Najlepiej samemu wyszukać je podczas seansu. Ograniczę się do wskazania Wam dwóch najbardziej widocznych przykładów. I tak jeden z naszych bohaterów nazywa się Wes, co jest oczywistym nawiązaniem do twórcy pierwszego filmu. Dodatkowo nasi bohaterowie, jadąc autem, przejeżdżają przez skrzyżowanie z ulicą Elm Street (chyba wiecie o co chodzi, nie?).
Krzyk (2022) - czy warto obejrzeć?
Niesamowite, ale mimo moich początkowych obaw w kinie bawiłem się całkiem dobrze. Nowy Krzyk oddaje ducha oryginału i potrafi nieźle trzymać w napięciu. Co najważniejsze jednak do samego końca nie wiemy kto zabija, a to z pewnością jest ogromy plus. Twórcy bawią się z nami w kotka i myszkę, podsuwając co chwilę trefne tropy.
Nowi aktorzy radzą sobie rewelacyjnie, a powrót starych dodaje tylko całości miłego smaczku. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to do tego, że może tylko raz zdarzyło mi się podskoczyć na fotelu. Jeśli mam być szczery to najnowszej części serii Krzyk nieco bliżej do thrillera lub mocnego kryminału niż do soczystego slashera. Samych morderstw jest tu niezbyt dużo, krew nie leje się gęsto, a większość bohaterów przeżyje. Może to redefinicja gatunku, a może wymogi nowych czasów - nie mnie oceniać. Jeśli jednak jesteście fanami serii, miłośnikami Ghostface'a lub szukacie czegoś co będzie trzymało was w napięciu to Krzyk (2022) Was nie zawiedzie. Przynajmniej nie powinien.
Ocena końcowa filmu Krzyk (2022):
- powrót starych aktorów
- bardzo dobra gra aktorów młodego pokolenia
- trzyma w napięciu
- wiele smaczków dla fanów twórczości zmarłego Wesa Cravena
- da się podskoczyć w fotelu raz czy dwa
- do końca nie wiemy kto jest mordercą
- mało brutalny
- to bardziej thriller niż horror
Komentarze
3