Lenovo Legion Go rzuca rękawice konkurencji udowadniając, że w segmencie pecetowych konsolek wciąż sporo da się jeszcze ulepszyć. Czy jest to jednak sprzęt, który zdetronizuje Steam Decka i pozamiata konkurencję? To właśnie postanowiliśmy sprawdzić. Oto test Lenovo Legion Go.
Segment „kieszonkowych” pecetów rośnie w siłę. Po niedawnej, głośnej premierze Asus ROG Ally - pierwszego konkurenta Steam Decka, i równie mocnym ogłoszeniu nowej wersji sprzętu Valve (którego nazwa - Steam Deck OLED wyjaśnia chyba wszystko) do wyścigu o pecetowych graczy marzących o swojej „kieszonkowej” platformie staje właśnie Lenovo. I trzeba przyznać, że staje z dumnie uniesioną głową, bo nie da się zaprzeczyć, że Lenovo Legion Go z całej tej trójki prezentuje się najbardziej okazale.
Pod tą masywną konstrukcją z imponującej wielkości ekranem i asymetrycznie ustawionymi analogami kryje się jednak dużo więcej niż początkowo może się wydawać. Lenovo Legion Go to bowiem idealny przykład tego jak skorzystać na wcześniejszych doświadczeniach innych, by wyróżnić się z tłumu, a jednocześnie poprawić i nieco odświeżyć ogólną koncepcję pecetowej konsolki. W efekcie faktycznie otrzymaliśmy najlepszy tego typu sprzęt na Windows 11. Czy jednak jest on w stanie zagrozić prymatowi Steam Decka? I tu pojawiają się pewne wątpliwości, szczególnie że kilka rzeczy w Lenovo Legion Go niestety kuleje.
Specyfikacja techniczna Lenovo Legion Go:
Procesor: | AMD Ryzen Z1 Extreme |
GPU: | 12 RDNA 3, 2.7 GHz, 8,6 teraflopów |
Ekran: | 8,8-calowy panel IPS QHD+ (2560x1600) 500 nitów jasności proporcje 16:10 97% pokrycie DCI-P3 odświeżanie 144 Hz |
Pamięć: | 16 GB LPDDR5X |
Dysk: | 512 GB lub 1TB PCIe 4.0 NVMe M.2242 SSD (w zależności od wersji) |
System operacyjny: | Windows 11 Home |
Dostępne gniazda: | 3,5 mm mini-jack 2x USB typu C (USB 4.0, DisplayPort 1.4, Power Delivery 3.0) slot na kartę microSD (do 2TB) |
Komunikacja: | Wi-Fi 6E (802.11ax), Bluetooth 5.2 |
Bateria: | konsola - 49,2 Wh, zasilanie 65 W kontrolery - 900mAh |
Wymiary: | 40,7mm x 298,83mm x 131mm – ekran z kontrolerami 20,1mm x 210mm x 131mm – sam ekran |
Waga: | 854 gramy - ekran z kontrolerami 640 gramów - sam ekran |
Cena w momencie publikacji: | 3799 zł za wersję z dyskiem 512GB |
Lenovo Legion Go kontra Asus ROG Ally – pierwsze starcie
Testując Lenovo Legion Go nie da się uniknąć porównań do Asus ROG Ally. Jakby nie patrzeć to właśnie sprzęt Asusa, a nie Steam Deck jest jego bezpośrednim konkurentem. W obu przypadkach mamy konsolkę „postawioną” na Windowsie 11. W obu też mamy podobne komponenty – od procesora, którym jest AMD Ryzen Z1 Extreme, poprzez grafiikę RDNA 3, aż po ilość RAM czy wielkość dysku (choć w przypadku Lenovo jest jeszcze wersja z 1TB SSD).
Ktoś powie teraz – i po co ten cały wstęp, skoro różnice widać od razu? Ano widać, tyle że większy ekran, choć faktycznie te 8,8-cala robi tu fantastyczną robotę, to nie jedyne ciekawe rozwiązanie, które zapewnia Lenovo przewagę. Kompleksowe podejście do tematu przenośnej konsolki PC w Lenovo Legion Go widać już bowiem nawet w zawartości samego pudełka, w którym znalazło się także nieźle wykonane twarde etui, z małą uchylną klapką do ładowania sprzętu, bez potrzeby jego wyjmowania. Asus ROG Ally wymagał tu niestety osobnego zakupu.
A skoro już przywołaliśmy tu temat ładowania Lenovo Legion Go ma w zanadrzu jeszcze jeden patent, którym faktycznie wyprzedza konkurencje. Znalazło się tu bowiem nie jedno, a aż 2 gniazda USB-C. Niby nic, ale skoro oba mogą służyć zarówno do zasilania konsoli, jak i przesyłania danych (czy podłączenia zewnętrznego ekranu) możliwe stało się więc na przykład podpięcie do konsoli odbiornika słuchawkowego 2.4GHz przy jednoczesnym jej ładowaniu.
No i oczywiście są jeszcze w Lenovo Legion Go słynne odłączane kontrolery – wyraźna inspiracja wciąż popularnym Nintendo Switch, choć w tym przypadku mocno podrasowana. Nie dość bowiem, że legionowe „joy-cony” są znacznie bardziej rozbudowane, oferując większą ilość przycisków i lepszy komfort, to jeszcze każdy z nich wyposażono w analogowe joysticki z efektem Halla, którym ponoć słynny już „drift” niestraszny.
Mało tego – prawy kontroler w prosty sposób można zmienić w myszkę. Wystarczy skorzystać z małego przełącznika u dołu kontrolera, a potem sięgnąć do etui po niewielką, magnetyczną podkładkę, w którą idealnie wpasowuje się nasz „joy-con”. Obracamy całość i już możemy śmigać w strzelankach FPS, strategiach czasu rzeczywistego czy w samy Windowsie 11. No prawie, bo i tu przydaje się wcześniej nieco pomajstrować w ustawieniach. No ale na tym przecież zasadza się właściwie cały „urok” pecetowych konsolek – na „dłubaniu” i szukaniu jak najlepszej konfiguracji.
„Przenośne” granie, czyli nie ma róży bez kolców
Patrząc na to co Lenovo Legion Go już na starcie nam oferuje można zatem odnieść wrażenie, że oto stoi przed nami nowy król przenośnego, pecetowego grania. Niestety, do tego tytułu temu sprzętowi sporo jeszcze brakuje. Owszem, 8,8-calowy wyświetlacz potrafi zrobić różnice w tych bardziej wymagających grach (przy pierwszym odpaleniu Starfielda sam zaliczyłem opad szczęki jak świetnie to wszystko wygląda), ale przy tak olbrzymim ekranie z natywną rozdzielczością 2560x1600 mocno rosną wymagania, a to niestety przekłada się na wydajność.
Niby wzorem Asus ROG Ally mamy tu trzy tryby pracy (TDP) do wyboru – cichy (8 W), zrównoważony (15 W) i nastawiony na wydajność (20 W), ale nie oszukujmy się, większość z graczy na początek od raz sięgnie właśnie po ten ostatni licząc na choćby przyzwoite wizualne wodotryski. I w niektórych tytułach to nawet się udaje (szczególnie z włączoną opcją AMD FSR 2) co zresztą możecie zobaczyć na poniższych screenach, ale jeśli liczycie na superkomfortową zabawę po ustawieniu sobie opcji graficznych na wysokie bądź ultra to raczej możecie o tym zapomnieć.
Jasne, na tym ekranie spokojnie i niższa rozdzielczość będzie wyglądać nieźle, ale to oznacza konieczność pójścia na pewne kompromisy. Jeśli jesteście na to gotowi to Lenovo Legion Go może sprawić Wam sporo frajdy, szczególnie że jest tu dostępny jeszcze jeden tryb termiczny - własny, dla największych maniaków, w którym da się „podkręcić” konsolę nawet do 30W. Tylko wiecie co to oznacza, prawda? Że lepiej wówczas nie odchodzić za daleko od źródła zasilania, bo szybkość kurczenia się paska naładowania baterii może wprawić Was w osłupienie.
Niestety, Lenovo Legion Go cierpi na tę samą przypadłość co Asus ROG Ally – drenaż baterii w trybie wydajności potrafi być potężny w najbardziej ekstremalnych sytuacjach pozwalając nam na zabawę niewiele ponad godzinę. To co mnie jednak zaskoczyło to niewielka efektywność ładowania podczas pobierania gier – niby mamy tu technologię szybkiego ładowania Super Rapid Charge Express, a gdy w trakcie przygotowywania do testów i ściągania kilku gier ze Steama oraz Xbox Game Pass próbowałem ładować konsolkę z gniazdka oryginalną ładowarką, bateria zamiast rosnąć „pokazywała” mi coraz mniej zatrzymując się na 20 procentach. Sami przyznajcie, trochę dziwne.
Pochwalić za to mogę całkiem niezłą kulturę pracy Lenovo Legion Go. O ile tylko „ręcznie” nie włączymy pełnej prędkości wentylatora, za sprawą której konsolka zaczyna szumieć niczym moje stare PlayStation 4, automatyka całkiem nieźle radzi sobie z odprowadzaniem ciepła. Zapytacie pewnie czy Legion Go się grzeje? Tak, nawet dość mocno, ale na kontrolerach niemal w ogóle tego nie czuć. Co innego, gdy położymy palce na tylnej części obudowy, w okolicach wylotów powietrza. W razie zawsze można skorzystać z prawego menu i włączając wspomnianą wyżej pełną prędkość wentylatora naprawdę szybko obniżyć temperaturą CPU i GPU.
Spore zastrzeżenia można mieć jednak do działania dedykowanej aplikacji Legion Space. Na pierwszy rzut oka ma ona podobną funkcjonalność co Armory z Asus ROG Ally. Im dłużej jednak korzystamy z Lenovo Legion Go tym więcej doświadczamy z nią problemów. Niby da się tu w prosty sposób zarządzać niemal wszystkim – od powiązanych platform cyfrowych pokroju Xbox Game Pass czy Steam, poprzez zainstalowane gry, aż po tryby termiczne i wszystkie inne ustawienia PC-konsolki.
Nie wiadomo jednak po co dorzucono tu coś na kształt sklepu co niestety mocno zaciemnia przejrzystość interfejsu. Do tego dochodzą momentami występujące problemy z wywoływaniem szybkiego menu w trakcie niektórych gier, a także tendencje do zapętlania się ekranów przez co kilka razy musiałem ręcznie wymusić wyłączenie się Legion Space i ponownie ją uruchamiać. W pewnej chwili wysiadł mi nawet wbudowany w Lenovo Space licznik klatek (co zresztą możecie zobaczyć na zdjęciu z Redfall) i mimo usilnych prób przywrócenia jego sprawności nie udało mi się do końca moich testów.
Oczywiście, podobne problemy miało też na początku Armory SE w Asus Rog Ally i zapewne z czasem wszystko zostanie poprawione, zaktualizowane i ulepszone. Szkoda jednak, że na premierę nie udało się tego na tyle dopracować, żeby nie rzutowało to na nasze pierwsze doświadczenia z Lenovo Legion Go. Przynajmniej ściągawki klawiszy dostępne za naciśnięciem ich kombinacji dobrze tu działają. Bez tego podejrzewam było krucho, bo ilość przycisków może z początku przytłoczyć. No ale wiadomo - trzeba było jakoś ogarnąć nieco większą wszechstronność Lenovo Legion Go, który nie dość, że śmiga pod Windows 11, to jeszcze próbuje pogodzić sterowanie typowo konsolowe z elementami klawiatury oraz myszki.
Mysz niczym rękojeść pistoletu? Czekaj, czekaj, czy tego gdzieś już nie widzieliśmy
Akoro już jesteśmy przy temacie myszki – patent z przełącznikiem FPS, magnetyczną podkładką i odwrotnym uchwytem faktycznie jest wyśmienity, ale nie myślcie, że taki układ to coś nowego. W 2008 roku na łamach benchmarka testowałem myszkę Zalman FPS Gun o podobnym uchwycie – wówczas było to coś oryginalnego, ale sam pomysł jak widać raczej się nie przyjął i nie był kontynuowany. Aż do teraz.
Lenovo należy się jednak plusik za odwagę i zręczność, bo inżynierowie musieli się nieźle napocić, żeby w kontrolerze tak umieścić przyciski, by mogły spełniać różne funkcje i być na tyle wygodne, żeby użytkownik nie chciał po 5 minutach porzucić tego rozwiązania. Ba, udało im się nawet wkomponować tu coś na kształt rolki oraz pomyśleć o zdejmowanym „grzybku” analoga, by nie uwierał nas w wewnętrzną stronę dłoni. Czy to komfortowe rozwiązanie? No tak sobie, przy gwałtowniejszych ruchach wciąż czujemy wystający drążek. Czy daje radę w grach? Tak, jeśli tylko przymkniecie oko na ewentualną precyzję, a przynajmniej nie ustawicie rozdzielczości na 1800 dpi, bo przy takim ekraniku to aż nadto.
Odłączaj, przyłączaj, kombinuj
Odłączane kontrolery to bezsprzecznie jeden z największych atutów Lenovo Legion Go. Nie można jednak nie wspomnieć tu o tym jak rozwiązano mechanizm ich odpinania od ekranu. Najprościej byłoby zrobić coś podobnego jak w Nintendo Switch – skoro gracze to już ten patent znają to rozwiązanie nasuwało się samo. Nie za bardzo rozumiem więc skąd wziął się pomysł, by ich zdejmowania odbywało się poprzez niewielki ruch w dół. Oczywiście wcześniej trzeba tu jeszcze wcisnąć przycisk umieszczony z tyłu każdego z kontrolerów, który zdejmuje ich blokadę. Niby nic trudnego, a jednak cały proces wymaga sporej precyzji i delikatności, szczególnie podczas ponownego podpinania padów do ekranu. Ja przy pierwszej próbie serio bałem się, że coś zaraz popsuje.
Ten specyficzny patent dziwi mnie tym bardziej, że przecież Lenovo Legion Go wyposażony jest rozkładaną podstawkę, która w tym przypadku jest małym „game changerem”. Przy masywności konstrukcji ten konsoli wygodnie jest położyć ją na stole, na owym stojaku, i grać odłączywszy oba kontrolery. Problem w tym, że odpiąć oba joy-cony trzeba wcześniej, w powietrzu, bo mocowanie się ze ściąganiem ich dół już na stole to niezła ekwilibrystyka.
Ale jak już raz pisałem, kombinowanie wpisane jest w pecetowe konsolki. Testując Lenovo Legion Go grałem zarówno w głośne tytuły takie jak choćby Starfield, Age of Empires IV czy Redfall, jak i te mniejsze pokroju Jusant, Cocoon oraz Dave the Diver i chyba tylko przy tych ostatnich nie musiałem metodą prób i błędów dostosowywać ustawień sprawdzając jaka będzie najwydajniejsza konfiguracja. O dziwo, taki Starfield sprawił mi całkiem miłą niespodziankę oferując w trybie wydajności średnio 30-35 klatek na sekundę na wysokich ustawieniach, w nominalnej rozdzielczości.
Sprawdziłem też i te starsze produkcje, które miewają problemy na Steam Deck, a które tu, z uwagi na Windows 11 mieć ich nie powinny. O dziwo jednak nie zawsze jest łatwo, prosto i przyjemnie. Na przykład w Call of Duty: WWII udało mi się pograć dopiero po 10 minutowej walce – problemy ze sterowaniem dały o sobie znać. Gra nie chciała działać ani w trybie z odłączonymi kontrolerami ani w trybie myszki. W końcu jednak i z tym się uporałem. I choć sama gra włączyła się w niskich ustawieniach, ręczne wymuszenie wysokich dało mi jakieś 40-45 klatek na sekundę na zasilaniu bateryjnym i około 50-ciu, po podłączeniu konsoli do zasilania. Pobawiłem się jakieś 15 minut… po czym Windows 11 stwierdził, że coś mu nie pasuje i wyrzucił mnie do pulpitu z komunikatem o błędzie DirectX. Niestety, takie błędy wciąż na tym sprzęcie się zdarzają.
Mniej wymagające gierki pokroju Dave the Diver czy Cocoon śmigają na Lenovo Legion Go aż miło
Starsze gry potrafią sprawić drobne problemy
Lenovo Legion Go – czy warto kupić?
Odpowiedź na to pytanie zależy w zasadzie tylko od dwóch rzeczy – jak bardzo wkręceni jesteśmy w pecetowe „dłubanie w ustawieniach” i na jakie kompromisy jesteśmy gotowi. Pod tym względem Lenovo Legion Go bardzo podobne jest do przywoływanego tu już wielokrotnie Asus ROG Ally – różnice w wydajności wbrew pozorom nie są aż tak wielkie, a i zabawy z poszukiwaniem najbardziej wydajnej konfiguracji tu nie brakuje. Konsolka Lenovo „wygrywa” jednak większym ekranem, wyższą rozdzielczością (która pociąga za sobą dalsze kompromisy), odłączanymi kontrolerami i kilkoma innymi, nie mniej ciekawymi rozwiązaniami, które stanowią doskonałe rozwiniecie koncepcji niewielkiego, przenośnego peceta.
Dręczy mnie tu jednak pytanie czy to faktycznie wciąż sprzęt przenośny. Już ASUS Rog Ally ze swoimi 608 gramami był na granicy mobilności. Nawet Valve ostatnio w Steam Deck OLED postarał się ograniczyć wagę do 639 gramów. Tymczasem w Lenovo Legion Go musimy zmierzyć się z ciężarem bliskim kilograma. Nie oszukujmy się zatem, taka waga na dłuższą metę trochę wyklucza typowo mobilną zabawę. Między innymi dlatego w tym małym pececie znalazła się wbudowana solidna podpórka i odłączane kontrolery – by choć w części zrekompensować tę niedoskonałość w zamian dając nam poręcznego towarzysza podróży. I właśnie ta nazwa najbardziej pasuje do Lenovo Legion Go, także ze względu na szybkość wyczerpywania się baterii.
Dużo lepiej i łatwiej podłączyć tę konsolkę do prądu i w ten sposób cieszyć się niczym niezmąconą grą czy to wieczorami, w hotelu podczas wyjazdu służbowego czy w trakcie wypadu poza miasto z rodziną czy przyjaciółmi. Nie jest to raczej sprzęt, który wziąłbym ze sobą idąc na uczelnie czy do dentysty by pograć sobie w autobusie, tramwaju czy w poczekalni – ani to szczególnie poręczne ani opłacalne patrząc przez pryzmat nieco ponad godzinnej zabawy. Innymi słowy Lenovo Legion Go to krok w dobrym kierunku, ale chyba jeszcze nie ten zwiastujący prawdziwą rewolucje.
Opinia o Lenovo Legion Go
- ciekawe rozwinięcie koncepcji kieszonkowej konsolki PC
- świetny, ogromny ekran o rozdzielczości QHD+ IPS, odświeżaniu 144Gz i jasności 500 nitów
- szeroka dostępność platform cyfrowych, z których da się uruchamiać gry – od Steama, poprzez GOG I Xbox Game Pass, aż po Epic i Ubisoft Connect
- fantastyczna wydajność, jak na tej wielkości peceta
- wbudowana, solidna podpórka, która podnosi komfort zabawy
- możliwość odłączenia kontrolerów na podobieństwo Nintendo Switch
- dwa porty USB zarówno do transferu danych, jak i ładowania konsoli
- całkiem niezłe chłodzenie
- podświetlenie przycisku włącznika wskazujące na aktualnie wybrany tryb termiczny
- slot na kartę microSD i możliwość rozbudowy dostępnej przestrzeni dyskowej
- twarde etui z klapką ładowania w komplecie
- Windows 11 nadal średnio nadaje się na platformę gamingową dla przenośnej konsoli
- to wciąż sprzęt dla entuzjastów umiejących wykrzesać z niego prawdziwy potencjał
- bardzo szybki drenaż baterii, nawet podczas samego pobierania gier
- mocno kulejące oprogramowanie Legion Space i mało przejrzysty interfejs
- dziwny, wymagający zbytniej precyzji system odłączania kontrolerów
- średnio wygodny i niezbyt efektywny tryb FPS (tryb myszki)
- ilość dostępnych przycisków potrafi nieco przytłoczyć
- takie sobie głośniki
- jeśli decydujemy się na typowo przenośne granie, ciężar konsolki szybko daje o sobie znać
- bardzo wysoka cena
Ocena końcowa
Konsola Lenovo Legion Go na potrzeby testów została nam użyczona bezpłatnie przez producenta - firmę Lenovo
W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednakże współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów.
Komentarze
12Na zdjęciach wszyscy grają w pomieszczeniach ...No a skoro jestem w domu to po co mam grać na czymś tak małym jak mogę na PC ???
A jak chcę pograć poza domem to mam albo tablet albo Switcha albo...smartfona...
Kiedyś miałem PSP ...nintendo DS... Te dwie konsolki nadal są u mnie w użyciu - gry świetne...
A emulacja Mame na PSP daje dostęp do mega starych gierek...
A Legion za rok dwa skończy w szufladzie bo nie wydoli z obsługą nowych gier...
W następnej generacji chętnie widziałbym nie tylko nowy chip, ale właśnie duzy ekran oraz (o dziwo) niewielką baterię. Wolałbym lżejszy sprzęt, a długi czas na baterii nie jest mi potrzebny, bo to dla mnie nie sprzęt do parku, tylko do łóżka...
Tymczasem zasiadam do assassins creed odyssey na rog ally ;)
Ja nazywam się Wacław Karabin i piszę do ciebie ze słonecznego Los Angeles!!! Właśnie Leżę na plarzy Santa Monika i opalam się !! Jest 26 stopni Celsjusza a obok mnie dupeczki!!! Murzynka, Azjatka, latynoska i blądyna z wielkim cycem!!!!!!!
Niczego mnie nie braukiju!!! Kasy mam jak lodu!!! Dwie dupne posiadłości w tyk jednom w Hollywood!!! Do tego cztery najdroższe jakie tylko są elektryczne Tesle które se kupiłem bo jestem ekologicznym i zezlomowalem cztery disle!!!! I jeszcze mam luksusowy jacht na którym urządzam imprezki i co Time muwić ORGIE z pieknymymo kobietami!!!!!!!!!!!
Do tego jeszcze mamwlasny prywatny odrzutowiec na kturym latam po całym swiecie!!! A na koncie mam miliardy dolarów!!!!!!
Pewnie soe ziomalek zastanawiasz skad mam tyle kasy?
Opowiem pewien sekret!!!!! Odpowiedzi brzmi KRYPTOWALUTY!!!!! Tak to na KRYPTOWALUTACH Z BIŁEM FORTUNĘ o jakiej zwykły człowiek nawet nie marsy!!!
Ty tez taka kasiure morzesz zarobic!!!! Wystarczy kupować i handlowac KRYPTOWALUTAMI!!!
Tu daje co linka do aplikacji Crypto Com dzięki której kupisz swoje pierwsze KRYPTOWALUTY!!! Zasada jest prosta jak jebanie seksownej murzynki!!! Kupujes tanio sprzedajesz drożej!!!!
Tu masz linka klikaj teraz w tym właśnie momencie bo jie ma czasu bo czas to pieniądz!!! Klikaj załóż konto zrob KYC i zamów. Monimum czerwona kartę Ruby a otrzymasz hajsik az 25$!!!!
Klikaj zioma l TERAAAAAAZZZZZZ!!!!!
https://crypto.com/app/jjey2xxs9c to sign up for Crypto.com