Chcesz kląć na czym świat stoi nie mogąc odejść od monitora? Zagraj w Outriders
Outriders okazał się sporym zaskoczeniem. Początkowo niewielu wierzyło w tę polską produkcję. Udostępnione przed premierą demo zmieniło jednak wszystko. Nagle, tytuł ten stał się naprawdę gorący. Niestety, finał tej opowieści nie jest już tak różowy. Oto nasza recenzja Outriders.
Czy jest ktoś kto nie lubi strzelanek? Możemy się zarzekać, że nie, bo to odmóżdżająca rozrywka, ale każdy z nas czasami po nie sięga. Dlaczego? Cóż, jest coś przerażająco satysfakcjonującego w eliminowaniu celnymi strzałami setek przeciwników. Niesamowite jest jednak to jak bardzo zmieniły się strzelaniny od czasu kultowego Dooma czy Quake’a. I nie mówię tu o fenomenie Fortnite, Call of Duty: Warzone czy Valorant – temat niesłabnącej popularności battle royale i sieciowych rozgrywek opartych o współzawodnictwo nadaje się na osobny artykuł.
Prawdziwa ewolucja dokonała się gdzie indziej – twórcy strzelanin sięgnęli bowiem po pomysł rodem z sieciowych erpegów dając nam możliwość rozwoju naszego bohatera poprzez coraz to lepsze, zbierane z przeciwników, łupy. O dziwo okazało się bowiem, że ganianie po tych samych lokacjach bez większego celu, tylko dla nowego ubranka czy broni, jest tak pociągające, że twórcy nie musieli bawić się ani w skomplikowane historie ani porywające dialogi czy balansowanie postaci. Ot, wystarczy dobrze przemyślany świat, jakieś tło fabularne, w miarę ciekawe lokacje i satysfakcjonująca mechanika strzelania.
Kolejne loot shootery (bo taką nazwą przyjęło się je nazywać) zaczęły więc wyrastać jak grzyby po deszczu. Przykłady można by mnożyć. Starczy wspomnieć o Destiny 2, Warframe, Anthem, Tom Clancy’s The Division 2, Shadow Warrior 2 czy choćby serii Borderlands. I nowych tytułów stale przybywa. Naszym rodakom ze studia People Can Fly też zamarzyło się „mieć” swojego loot shooterka. I choć cel był szczytny – gra bez mikropłatności i dająca frajdę na poziomie tej z Destiny – to jednak efekt końcowy, mimo upływu niemal miesiąca od jej premiery, wciąż daleki jest od ideału. Dlaczego? O tym przeczytacie w naszej recenzji Outriders.
Festiwal chybionych pomysłów i niedoróbek
Zaczniemy niestandardowo – od połajanek, czyli rzeczy, za które twórcom należy się soczysty opiernicz. No bo jak można wypuścić grę, po wcześniejszych testach w postaci wersji demo, która przez pierwsze kilka dni miewała potężne kłopoty z samym do niej zalogowaniem. Jak przystało na sieciowego loot shootera Outriders wymaga bowiem bycia „always online” więc taka wtopa nie powinna w ogóle mieć miejsca.
Oczywiście, pewnym usprawiedliwieniem może tu być fakt, że gra już w dniu premiery trafiła do konsolowego Xbox Game Pass co zapewne mocno przeciążyło serwery. Tylko, że problem leży nie tylko w dostaniu się do gry, ale i w niemałych kłopotach już podczas rozgrywki. Dodajmy tylko czasami bardzo poważnych, bo przecież niektórzy potracili cały swój ekwipunek przez co nie mogli kontynuować gry.
Mnie również w pewnej chwili „zrobiło się ciepło”, gdy po śmierci mojej drużyny odrodziłem się golutki, z czystym inwentarzem. Nie miałem nawet jednej broni więc o dalszej zabawie mogłem jedynie pomarzyć. I choć trwało to jedynie ze 2 minuty, to jednak chyba nie muszę mówić jak nerwowe były to chwile. Miałem ochotę śwignąć pada przez okno i nigdy już do Outriders nie wracać. Swoją drogą ciekawe czy twórców wówczas piekły uszy, bo taką wiązankę wówczas puściłem pod ich adresem, że aż było mi później wstyd.
Pewnie powiecie teraz, że People Can Fly już ten błąd wyeliminowało. Ba, mają nawet pomysł jak wynagrodzić graczom, których to spotkało oferując im przedmioty ze statystykami najwyższego poziomu świata. I chwała im za to. Szkoda tylko, że wciąż nie uporali się z innymi problemami – od koszmarnie długich i częstych ekranów ładowania (na PS5 i Xbox Series X, na których ogrywałem Outriders, niektóre sięgały nawet minuty) po wręcz koszmarny system wyszukiwania chętnych do wspólnej zabawy.
Bo czemuż nie można było dać graczom jakiejś tabeli, z której mogliby wybierać najbardziej pasujące im gry? Zamiast tego mamy totalnie losowy matchmaking, który bierze pod uwagę chyba tylko poziom naszej postaci i ewentualnie punkt czasowy w kampanii. Pal licho poziom trudności świata czy jakość połączenia. Nader często zdarza się zatem, że chcąc dalej zdobywać coraz lepszy loot (co wiąże się z rosnącym poziomem świata) trafiamy na graczy, którzy mimo maksymalnego „levelu” zatrzymali się gdzieś na początku, przez co zabawa traci całą frajdę.
Co gorsze jednak, gra działa w oparciu o serwery peer-to-peer (P2P). Co to oznacza? Że gracz, do którego dołączamy jest hostem. I jest nim zawsze, nawet jeśli któryś z pozostałych członków drużyny oferowałby lepszą jakość połączenia. Efekt tego taki, że w zdecydowanej większości losowych drużyn, do których dotąd dołączałem zawsze miałem mniejsze czy większe lagi. Zamiast czerpać przyjemność z gry w zespole klniemy zatem na czym świat stoi strzelając w próżnie i widząc jak otaczający na przeciwnicy teleportują się z miejsca na miejsce.
Na domiar złego, wcale nie tak łatwo połączyć się z kimkolwiek poprzez losowe dołączanie do drużyny. Pomijam już nawet fakt, że po włączeniu funkcji crossplay większość prób wejść kończyła się w kilka sekund wyproszeniem z drużyny. Nawet w ramach jednej konsoli próby potrafią zająć dobre kilka minut. Raz, że gra nie potrafi nawiązać połączenia z hostem (choć sama ten akurat matchmaking proponuje), a dwa, że po każdej nieudanej próbie przycisk losowego dołączania do drużyny jest nieaktywny przez kilka dobrych sekund.
Jednak to co najbardziej mnie dobija to nagła utrata połączenia z hostem. Czasami zdarzało mi się to podczas walki, a czasami host po prostu nagle, w zupełnie niespodziewanym momencie kończył grę. I nie byłby w tym może niczego nadzwyczajnego, gdyby nie to, że utrata hosta wiąże się z kolejnym, długim ekranem ładowania, w którym Outriders najpierw próbuje przywrócić utracone połączenie, a potem – postawić grę na nowo, już z nowym hostem. Rzadko zdarza się wówczas, by drużyna totalnie się nie rozpadła.
A wspomniałem już o błędach w samej rozgrywce? Nie? No to czas i na to ponarzekać. Co prawda zdarzają się już dużo bardziej sporadycznie, ale wciąż są. I nie mówię tu o takich drobnostkach jak dziwne animacje twarzy postaci, które nagle robią coś jakby dziubek. Wygląda to komicznie i raczej nie irytuje.
Zdarzają się jednak i takie błędy, które potrafią nieźle napsuć krwi. A to po wejściu do losowego oddziału rzuci nas za mapę, a to nasz towarzysz podczas większej zadymy zapadnie się pod ziemię i nie pomoże na to nawet całkowity „wipe” drużyny. Jedynym wyjściem jest wówczas… opuszczenie oddziału. A że dołączanie jest losowe, szansę na ponowne z nim połączenie są dość nikłe. Nie całkowicie zerowe, bo parę razy udało mi się dołączyć do tych samych wymiataczy, ale to naprawdę rzadkie zjawisko.
Ale wiecie co w tym wszystkim jest najlepsze? Że pomimo najróżniejszych baboli i całej masy chybionych pomysłów właściwie tylko raz chciałem rzucić tę grę w kąt i już do niej nie wracać. Chciałem, ale tego nie zrobiłem i wciąż do Outriders wracałem (i nadal wracam). Jak to się możliwe?
Niewykorzystany (jeszcze) potencjał na coś wielkiego
Siła Outriders z pewnością nie tkwi w fabule. Opowiastka o zniszczonej Ziemi, statku kolonizacyjnym i nowej planecie wybranej przez ludzi do zamieszkania, na której nic nie poszło tak jak miało, jest raczej z gatunku tych miałkich. I choć miewa ona swoje momenty, to jednak sytuacji, gdy nie możemy odejść do telewizora/monitora, bez poznania co będzie dalej, jest jak tu lekarstwo.
To co naprawdę trzyma nas przy tym tytule to świetny i bardzo satysfakcjonujący model strzelania fantastycznie powiązany z superzdolnościami. Nasz heros, jeden z nielicznych ocalałych członków oddziału tytułowych Outriderów, pod wpływem anomalii burzowej zyskuje bowiem niesamowite moce, które zresztą sami możemy sobie wybrać decydując się na jedną z czterech dostępnych klas – Manipulator, Piromanta, Niszczyciel i Technomanta.
Ten pierwszy potrafi manipulować czasoprzestrzenią, a to teleportując się za plecy przeciwnika, a to znowu tworząc bańkę, w której czas (i pociski) leci duuuużo wolniej. Drugi – bawi się ogniem na różne sposoby paląc przeciwników. Trzeci zaś to typowy „tank” z mocami nie tylko wzmacniającymi jego obronę, ale także zadającymi obrażenia obszarowe. A czwarty – Technomanta to ktoś w rodzaju dopakowanego snajpera, którego umiejętności skupiają się na wyrządzaniu szkód na odległość oraz leczeniu całej drużyny.
Ja osobiście początkowo skusiłem się właśnie na tego ostatniego i muszę przyznać, że grało mi się nim fenomenalnie. Szczególnie po odblokowaniu kolejnych węzłów na drzewku rozwoju i wybraniu konkretnej podklasy. Na drugiej konsoli spróbowałem jeszcze Niszczyciela i tam też było nieźle, choć strzelanie z dużych odległości jako Technomanta i używanie mocy w postaci wyrzutni rakietowych, toksycznych pocisków bądź wieżyczek zatruwających przeciwników dawało mi znacznie więcej frajdy (a także dlatego, że społeczności graczy wykazuje jakieś dziwne podejście do Niszczycieli).
Prawdziwa zabawa rozpoczyna się jednak, gdy w oddziale mamy trzech bohaterów i trzy różne klasy. Wówczas dopiero widać jak dobrze przemyślany został w Outriders system umiejętności. Moce doskonale się uzupełniają, a dobrze zgrana drużyna potrafi poradzić sobie nawet całymi tabunami wymagających przeciwników. Bo trzeba Wam wiedzieć, że Outriders ma świetny patent na rosnący poziom trudności. Zależy on bowiem nie tyle od levelu naszych bohaterów, a on poziomu świata, którego pasek rośnie wraz z każdym pokonanym przeciwnikiem.
Oczywiście, im wyższy poziom świata tym lepsze nagrody. Z wrogów częściej sypie się więc epicki sprzęt, a i jego statystyki są coraz to wyższe. Dlatego właśnie, aby móc rozwijać swoją postać, musimy toczyć coraz to trudniejsze pojedynki. Świadome „zejście” niżej z poziomem (bo mamy taką możliwość w lobby gry) bądź, co gorsze, dołączone do takiego oddziału poprzez losowy matchmaking właściwie nic nam nie daje. No może poza surowcami i modami z rozmontowywanych broni. One zawsze się przydadzą – szczególnie, gdy chcemy jak najlepiej dopakować swoją broń i założone na siebie ciuszki, tak aby pasowały do naszego stylu gry.
Bo musicie wiedzieć, że choć rzadki arsenał pokroju legend daje nam w Outriders poczucie bycia wyróżnionym (i tak to powinno działać), to jednak nie robi on aż tak wielkiej różnicy jak dobrze dobrane mody. Ja stale biegam z epicką, jednostrzałową snajperką i na razie nie natrafiłem na żadną, „żółtą” broń, która byłaby w stanie jej dorównać obrażeniami czy nakładanymi na wrogów statusami.
Co tu dużo pisać, frajda ze strzelania i zdobywania kolejnych broni i pancerzy jest tu ogromna. I choćby dlatego mogę przymknąć oko na korytarzowość większości lokacji i odgórny schemat przy niemal każdej misji - przedzieranie się przez tabuny wrogów, by na końcu walczyć z bardziej „wypasionym” bossem. Mogę nawet przymknąć oko na te nieszczęsne przerywniki filmowe przy niemal każdym wejściu czy wyjściu z lokacji do lokacji, który celem było ponoć synchronizowanie rozgrywki między graczami.
Mam jednak spore obawy czy to satysfakcjonujące strzelanie, używanie mocy i zbieranie łupów wystarczy, by przytrzymać nas przy Outriders na dłużej. Powtarzanie całej historii bądź wybranych jej fragmentów, co już teraz robi wielu graczy, jest przyjemne w grupie, ale gdy przestaje nam wypadać lepszy łup zaczyna nużyć. Oczywiście są jeszcze Ekspedycje, czyli misje obliczone na zapewnienie wysokolevelowym graczom wyzwań po ukończeniu wątku fabularnego (endgame), ale przy tej jakości połączeń P2P z członkami drużyny zabawa w tym trybie to loteria. Owszem, opłacalna, bo nagrody potrafią być zacne, ale bez czegoś na ukojenie skołatanych nerwów pewnie się nie obejdzie.
Outriders – czy warto kupić?
Na pewno warto w Outriders zagrać. Można sięgnąć po udostępnioną za darmo wersję w Xbox Game Pass bądź spróbować dema, choć ono pokazuje dość skromny wycinek całej gry i to po bardzo niemrawym i mało widowiskowym początku, przez który tytuł ten traci sporo ze swojego późniejszego uroku. Lepiej zawczasu sprawdzić czy w ogóle taki typ rozgrywki będzie nam pasował.
Outriders miało spore ambicje podebrać graczy Destiny 2 i innym lootshooterom. Czy to się udało? Oj, ciężko powiedzieć. Gra się w to bowiem przyjemnie, ale tylko w grupie. Gdy bawimy się samemu to bardzo przeciętna strzelanka z supermocami. Gdy zaś uda nam się w końcu dołączyć do jakiejś sensownej drużyny (o ile nie mamy sprawdzonych znajomych) to jakość połączenia potrafi skutecznie zniszczyć całą przyjemność z gry.
Między innymi dlatego czekałem z recenzją Outriders aż do teraz licząc, że może twórcom uda się jakoś te wszystkie problemy wyeliminować albo chociaż dać nam lepszy system matchmakingu, w którym do dyspozycji mielibyśmy nie jedną, a kilka znalezionych gier, wraz z przewidywaną jakością połączenia. Niestety, płonne nadzieje.
Na razie więc pozostaje nam zagryźć zęby i grać w Outriders licząc, że może akurat system wylosuje nam jakąś sensowną drużynę, na odpowiednim poziomie świata. Na przeczekanie, do czasu premiery nowych, głośnych tytułów wystarczy. A co będzie później? No jeśli nic się nie zmieni to przyszłość Outriders maluje się raczej w ponurych barwach.
Ocena końcowa Outriders:
- świetnie pomyślany i bardzo satysfakcjonujący system strzelania
- całkiem wciągająca historyjka
- poziomy świata to ciekawy sposób progresji poziomu trudności
- cztery, różne klasy postaci z całkiem niezłymi umiejętnościami
- przemyślane drzewka rozwoju każdej z klas
- niezłe projekty broni i pancerzy
- ogrom różnych modyfikacji arsenału, które potrafią naprawdę nieźle namieszać
- nieźle zaprojektowany i bardzo klimatyczny świat
- całkiem niezła oprawa graficzna
- mało zachęcający początek gry
- większość lokacji to prosta „korytarzówka”
- szalenie powtarzalny schemat rozgrywki
- przerywniki filmowe przy przechodzeniu do kolejnych obszarów z czasem irytują
- kulejący system matchmakingu (możliwość dołączenia jedynie do losowo wybranej drużyny)
- cała masa ekranów wczytywania, które potrafią trwać nawet i prawie minutę
- wciąż sporo błędów technicznych, które uprzykrzają grę
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
zadowalający plus - Grywalność:
zadowalający plus
Ocena ogólna:
Grę Outriders na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego wydawcy gry - firmy Cenega Polska
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Outriders - 120 klatek na sekundę w 4K? Na luzie
- Twórcy Bulletstorm mieszają Division z Destiny i Gears of War - pierwsze wrażenia z Outriders
- Najlepsze strzelaniny ostatnich lat - TOP 5
Komentarze
7Co do ekwipunku, to zauważam że skaluje się on także w dół. Mam gear na poziomie 48-49 ale na niższych poziomach ekspedycji męczę się bardziej, niż kiedy miałem poziom 41. A powinienem je robić solo na pełnej k. Pancerz nie wiem do czego służy w tej grze. 18k i 100k nie widzę różnicy w otrzymywanych obrażeniach. Sprzęt legendarny na ekspedycjach w zasadzie nie wypada, na 200+ ekspedycji nawet jednego.
Dopóki grałem solo część fabularną oceniałem na 7,5/10 teraz dałbym 5,5/10.
https://cyberkrytyk.pl/outriders/
empik jak zwykle wyciska z portfela łzy :P